Friday 29 August 2014

(201) rejers

Dobra, niech no już będzie, kiedyś trzeba się przestać ukrywać i wyjść z szarej strefy. Proszę bardzo, oto jestem. Niektórzy na Sanżilu, choć to bliżej Iksela, mówią, że wakacja się skończyła, inni, też blisko, choć z drugiej strony, że to wakaje. A ja po staremu - koniec sierpnia, koniec wakacji, zbliża się pierwszy i pierwszego września, kasztany dojrzewają, pora zjechać na Sanżil, dojrzało we mnie. To się wzięłam i zjechałam.
A właściwie zleciałam. Normalnie jak panisko, wszem i owszem. A co, nie wolno, bom nie na czekach? Właśnie że jest równouprawnienie! Czy na szaro, czy na stałce, wszyscy kończymy tak samo. W samolocie. Jeśli mi się w czymś Ana Martin przysłużyła, to w uświadomieniu w tej wiedzy przyjemnej, że nawet ja mogę żądać i rządzić. Czy też rządać i żądzić? Żądlić ewentualnie? Ech, pal to cześć. Najważniejsze, żem już tu, na starych sanżilowskich progach. Gościnnych, nie powiem, szczególnie w osobie, albo - nazwijmy tę rzecz, choć to człowiek, po imieniu - osóbce Iwonka. Rzuciło się toto na mnie i puścić nie chciało. Nawet nie wie, że o mało co, a by Kseni nie ujrzał.
Na rejersie bym utknęła i tyle mojego by było. I jego.
Bo leciałam ja se naprawdę oficjalnie, jak nie byle kto, jakaś europosłanka nawet - ojrolotem. A ten ojrolot nie lata, jak zwykły rajan powszedni, na Szerlerła, tylko gdzie indziej, ale też w Belgii - na Zawentę. Gdzie ta Zawenta, nie pytajcie, raczej tu blisko też, skoro auto po mnie wysłali. No, jak po posła normalnie, pisałam przecież. Może nie wysłali, tylko Ana przyjechała, ale to już brzmieniowo nie to. Wzruszyłam się, że tyle starań o mnie, a nawet w polityce nie robię! Miło i od serca. 
Zaraz żeśmy wsiadły i po pięciokrotnym objechaniu parkingu już się Anie udało znaleźć wyjazd. Nie winię jej, bo Zawenta może przyprawić o kolorowy zawrót głowy niejednego posła i niejedną posłankę, a co dopiero matkę, nawet jeśli to Ana Martin, osoba, delikatnie mówiąc, konwersyjna. Ale co mi tam, rozanielona byłam, że ją widzę, i co za zmiany, że ho ho! No nic, jeszcze trochę czasu mamy, nowy rok, nowy prorok, jak mówią. 
I Ana rozanielona była, sama widziałam. I prowadziła mnie tak pięknie z Zawenty, korków nic a nic, płynny ruch, nawet zielona fala się trafiła. Koło samego nato jechałyśmy podobno, podkreśliła Ana, a ja za nią, nie wiedząc co co prawda. Ale już uwieczniłam.
Jedziemy se tak więc, a tu nagle; stop. Niespodziane. Na środku drogi, którą w międzyczasie byłam już rozpoznałam jako drogę w kółko w ringu. Diament zaraz miał być, a nad diamentem - wiadukt. most taki. A tu klops. Bo nie tylko stoimy, ale na wiadukt nie wjedziemy. Koniec drogi normalnie.
Szok dla mnie kulturowy straszny, bo takie obrazki to się jednak widuje w polskiej tiwi, że na drodze dalej już ani rusz, ale nie w cywilizowanym mieście na zachodzie! Doprawdy, niecodzienny widok, by tak nagle drogę ucięło. 
Anę też nieco zamurowało. Hmm, nie jeżdżę tędy nigdy, przyznała, i już po telefon. Jak trwoga, to do Romana, wiadomo. Akurat odebrał, na Komisji też ogórkowo. I zaczyna tłumaczyć, że rejers przecież zamknięty nie od dziś, tylko od lipca. Że Ana mogła inaczej jechać, jak Roman kazali. Bo na rejersie remont i mieli nawet otwierać na mój przyjazd, przylot ups, ale tymczasem na Skarbku ktoś chyba zadecydował, że jednak nie, i zamkną go na dobre. I co ty Ana teraz, możesz wycofać? Ano nie mogę, Ana na to. O rany. Nic.
Stałyśmy i stałyśmy, z godzinę abo i dwie, aż się Ricie, co po sąsiedzku Iwonka do Stasia dorzuciła i pilnowała, się chłopaki rozbestwiły. Wtedy siłą mocy charakteru chyba Ana zrobiła manewr, przejechała na nielegalu, nawróciła i zawróciła, i jakoś żeśmy trafiły na Sanżil. A tam osóbka Iwonka, jak już wspominałam, wszystko wynagrodziła.
Pachnie jesienią  i wilgocią w tej Brukseli naszej, a to nie najgorsza wiadomość i tak. Wcale a wcale, bo jak to się ma do faktu, że oto spadła nowina, że Skarbek rejersa na dobre zamknął? Chce burzyć, ale sam nie wie kiedy? I w zamian nic nie oferuje, jak burczy Roman. Ana cieszy się, że w auto na razie nie planuje wsiadać, ja za to, że w polityce robić nadal nie zamierzam i w związku z tym w ojrolot na Gdańsk nakierowany już nie muszę się pchać przez miasto. A rejers postoi tak kilka lat, mówię wam, wieszczy Ana. Polska ma coś wspólnego z Belgią; rozgrzebane budowle. Jeszcze Goran tego dożyje, sami zobaczycie.