Wiadomo, że chłop to do dzieci nie bardzo. Rady se nie da, nie umi, cierpliwości ni ma, to nie jego robota zreszto. Z dziećmi to matka ma siedzieć, a nie ojciec. Chłopu to przeszkadza, jak dziecko płacze. Ksiądz na religi mówił, że kobieta z natury tak ma, że płacze jej mniej przeszkadzają niż cłopu, więc zgodne z naturą to jest. Chłop się pieluchami nie zajmuje, a i wygłupiał się nie bedzie w jakieś zabawy. Cicho ma być, posprzątane I nagotowane. I to chłopa robota, żeby tego przypilnować.
Uwierzyć nie mogłam, jak to zobaczyłam. Bo to Roman napisał. A ja przepisałam słowo w słowo, błąd w błąd, myśl w myśl. Do kolegów z komisji się tak żaliło chłopisko, po tym, jak Ana miała refleks, którym się podzieliła na forze. Publicznym. Po kiwi tak ją naszło. Na myślenie i zastanawianie nad kolejami, jakimi jedzie świat.
Refleksję miałam, a nie refleks. Zresztą niewiele lepiej brzmi po polsku, o rany. Z rana w niedzielę mnie tak naszło, jak sobie poczytałam na forum, a nie na forze, jak to obecni na kiwi dziwili się, że byli tam także ojcowie z dziećmi, bez matek. I tacy dzielni niby. A o matkach nic. Także tych obecnych z gromadą dzieci. Mniejszych i zapewne słabszych.
Rany, oj rany. Mimo że statystyki są dla ojców nieubłagane i będzie musiało najść nowe, oni nadal się bronią w okopach, widzę. Na forze epsowym chociażby, jak Roman. Tymczasem Ana macha mi przed oczyma liczbami z kraju, wersji A iB, podanymi przez partię tego, co to tu nam teraz zasiada w Brukseli: rok 2011 - 15 tys. sztuk ojca na urlopie tacierzyńskim. 2012 - 23 tysiące, na plusie o 50%. 2013 - 28,5 tysiąca, trochę do góry, ale bez szoku. No i królewski rok 2014 - 129 tysięcy! Toż to cztery razy więcej! Nawet Ana była tak zdziwiona, że aż wczoraj o tym nie mówiła, tylko przeliczała te sztuki ojcowskie w cichości ducha. W końcu stwierdziła, że to może być prawda i podzieliła się tym kolejnym refleksem z nami. I wtedy okazało się, że Roman zaatakował już zawczasu i zaczął mobilizować ojców, by się nie dali. Bo on bliżej tego króla na komisji zasiada, zaledwie kilka pięter w dół, to i dojścia ma. Swój jest, znaczy się.
W sumie nie jest to w stylu Romana w ogóle, bo on akurat się nie wstydzi, że umie zmienić pieluchę, utulić, pobawić się, a ucisza dzieciarnię to tak, że my z Aną wysiadamy. Ale widać w środku coś go boli. Może, że jednak bez chrztu i przekazania ducha z ojca na syna. Może, że Ana owszem Martinowa na Sanżilu, ale tak naprawdę całkiem inaczej zwana, i że nazwiska nie przyjęła. Że niby jakąś tam tożsamość by musiała zmienić, phi, też mi coś. Może, że jednak nikt aż tak nie docenia, że i Iwonek, i Groszek, obaj płci męskiej zdecydowanie, a u nas na Sanżilu, zamiast puchnąć z dumy, że takie szczęście męskoosobowe rodzinę spotkało, Ana wciąż powtarza, że płeć obojętna, byle by małe zdrowe było. Zdrowe owszem, ale z siusiakiem lepsze. Mówią tak głosy w rodzinie i puchną z dumy zamiast Romana, że taka jurność.
Toć i nic dziwnego, że się w końcu chłop wkurzył, bo co to ma być.
I napisał na całą komisję na forze. I już są głosy za. Na takiej liście wymiany refleksów i myśli. W tym złotych. Piszą chłopy, że aż furczy. Że oni tak naprawdę nie chcą, by to, że są fajni, było normalne. Chcą być nienormalni, traktowani z szacunkiem, jak te 129 tys. sztuk tatusiów w kraju, na których koledzy w pracy spoglądają z kpiną w oku. Chcą, by to im, a nie matkom, pomagać przy wsiadaniu do stibu z wózkiem. By to ich podziwiać, że potrafią dać mleko z butelki i do żłobka odprowadzić. By to ich żałować, że zamiast na piwo lub mecza, oni ałała do Iwonka kotki dwa śpiewają w kółko i od nowa, ze dwie godziny schodzi. Że takiego losu wcale sobie nie gotowali na ślubnym kobiercu, o ile jedna czy druga feministka w ogóle dała się na nim postawić.
Słowem - należy im się nasze współczucie.
Mam z tego wszystkiego pewien pomysł, ale nie wiem, co na to Ana. Mianowicie, by jakiś ruch społeczny ojców zorganizować, na kształt tych, co to nie chcą dać 6-latków do szkół. Wsparcie gwarantowane i piękna kariera mogłaby z tego powstać. Polityczna. W roku wyborów, jak znalazł. Kto wie, może nawet milion podpisów by się zebrał i ten ktoś z wyższego piętra na komisji by dostrzegł romanowy potencjał. W końcu każdy, a już szczególnie Polak, czy to na szczycie, czy nie, potrzebuje następcy. Męskiego.