Wednesday 21 December 2016

wybitnie

Wybitnie. To jest to słowo, którego mi brakowało. 
Wybitnie dziwnie, tak się czuję.
A ja wybitnie połamana. 
Taki koniec roku, wzdycha Ana Martin. Wybuch, zamach, bóle wszędzie, co to będzie, co to będzie.
Wyjazd do Polski będzie. Niegdyś A B C, obecnie D. Ale to minie. 
Jako kto jedziemy?
Jak to jako kto, Ksenio? Jako my? niedobrze?
Ale Polacy, czy Sanżilowcy?
Belż czy polone?
Hę?
No bo taka jedna nowa na dzielnicy była u Marioli na Alsembergu. I tam się dowiedziała tego i owego.
Mianowicie powiedziała już od wejścia, trzęsąc głową z nową fryzurą, że - cytuję, czytuję i szczytuję:

Było wybitnie politycznie - takie tam gadki o obywatelstwie polskim i belgijskim. 
Jeden pan zasiał zamęt, mówiąc że rządzący facio taką ustawę przygotowuje, co zabierze polskie obywatelstwo tym, którzy przyjęli inne. 
Na to Mariola aż przestała z wrazenia go golić, mówiąc:
- Co on gada?

Tak normalnie powiedziała z tego wrażenia, docieka Ana Martin.
Nie, na pe i er powiedziała, ale Iwonek z Grochem, hej, matko, opamiętaj się! To i nie cytuję.
I nie wiem, kim jestem.
Polone na pewno. My też. ale Mariola to belż pewnie od dawna.
Nic dziwnego, że po takim wstępie to ta, co nam doniosła nowinę cieszyła się, że czarna ją tnie, bo nerwowo się porobiło.
Panie, na co to przyszło w 2016 doprawdy.
koniec z tym.
Koniec z tym rokiem doprawdy i naprawdę. Najwyższa pora.

Tuesday 20 December 2016

perspektywa

Zmiana perspektywy, mówi Roman. Wszystko zależy od perspektywy.
Co to punktem widzenia jest, nauczyłam się już czegoś na tym Sanżilu. Z perspektywy Sanżila patrząc, nawiasem.
Mianowicie jedzie se Roman dzisiaj z rana. Trochę do pracy, trochę na protest. Który się jednak nie odbędzie, ale i tak nań jedzie.
Bośmy tu wszyscy przejęci na Sanżilu i w okolicznościach i wcale tak nie żyjemy Belgią, jakbyśmy chcieli, skoro tu już żeśmy byli na tej emi-imi wylądowali.
I dobry wybór to był, sądząc choćby po poziomie świadomości na ef, nie mówiąc o tej na pe, czyly politycznej.
Emi-imi znaczy się. Ona wszystko wyznacza.
Właśnie. Jeszcze chciałem dokończyć o tej perspektywie, Roman próbuje się przebić ze swoim mesydżem politycznym, a jakże.
Więc jedzie. Patrzy - jest metro. 
Dudu, woła Groszek.
Dudu też, tak, ale nie tylko dudu. Gazeta taka.
Gazeta nazywa się metro? nie wierzy uchom Iwonek.
Dajcie się ojcu wypowiedzieć chłopaki.
No dobra, taaato.
Tylko krótko chciałem. Bo jadę, czytam gazetę i myślę se: tu awantura o Sejm w Polsce, całonocne protesty itepe, Ana boi się, że do ojczyzny matczyzny nie wjedziemy, bo jesteśmy już na listach abewu czy innego cebeesu. I już żeśmy tak się wkręcili, że jeszcze nie wyjechali my z Sanżila i okoliczności, a już się tak czujemy, jakby okoliczności nagle się znalazły w Polsce D.
I tu pojawia się metro.
Które przewraca perspektywę.
I to już od pierwszej strony.
Bo na pierwszej stronie metra wielkie zdjęcie. I nie jest to Sanżil. Nie są to okoliczności. Nie jest to Bruksenia, Belgia, albo Polska D wreszcie, na co by można cichcem liczyć. Solidarnie.
Nawet nie Berlin albo Turcja.
Nie - zdjęcie słoneczne jakieś takie. Czyly nie grudzień, przynajmniej nie w Ojropie. Za to nformacja o napiętej sytuacji - jest. Niezadowolony lud - jest. Policja wali pałami - jak najbardziej. Ale coś nie pasuje.
Bo ci pałujący jakby nie w zimowych uniformach, kręcę zdjęciem. Na letniaka nawet wręcz.
I mają ciemne buzie, jak Sulejman!
Zgoda. Bo to nie Polska D.
Nie, a co? To gdzieś jeszcze pałują, a na Sanżilu się tym interesują?
Kinszasa.
Insza co? Kasa? Gdzie to?
Kiszona? Taki kraj? nie wierzy uchom Iwonek.
Kinszasa. Miasto. W Afryce.
Afrik, aaa. Afrik to znam, uświadamia sobie Iwonek. Tam jedzą maniok.
Właśnie. I ta perspektywa zaczyna się i kończy tu. Na Sanżilu naszym.
Co to emi-imi jest dla wielu, ale nie tylko Polaków.
Tak se o tym myślałam w aspekcie i kontekście perspektywy.

Saturday 17 December 2016

formy

Jeszcze o formach. Nie, nie do ciast, choć niektórzy i niektóre to już tylko świętach w kółko, jakby tylko to się liczyło.
Bo forma świąteczna się liczy bardziej niż cokolwiek.
A ja o języku, upiera się na swoim Ana. Formach żeńskich, niemęskoosobowych oraz męskich wszelkich. Bo nie znajdziesz formy większej, niż święta, więc dobrze się składa i wypada.
Co świadczy, że ludzie właśnie o to dbają. Formę.
Dlaczego nie dbają więc o to, by kobietom, co kobiece?
Dlaczego kobiety o to nie dbają?
W lesłarze zadbali. I profesorka została profesorką, przypominam i wspominam.
Ja o Polsce teraz. O polszczyźnie matczyźnie.
Gdyż w innej gazecie, zaprzyjaźnionej, mądrej, dla dzieci - co ważne - i co to nam jak jasna gwiazda świąteczna błyszczy na polonijnym niebie - wcale to nie było takie jasne dla wszystkich. Że forma żeńska i niemęskooosobowa równa się męskiej, a w przypadku kobiet- nawet ją przewyższa.
Gdyż jedyna prawdziwa. Obrazu nie zaciemnia.
Aaaa, polonia, uśmiecha się Roman. Wszystko jasne. 
Pstryk, jakby światło włączyć.
Jak ta gwiazda.
Jednak obraz zaciemniony i fałszywy. Niejasny bynajmniej.
Co, autorki nie chciały być autorkami, tylko wolały facetami? niech zgadnę.
A jakże. Pogarda kobiet dla kobiet.
Zaraz zaraz, że sięgnę po pisemko. Piękne jest. Ciekawe i mądre. Formy - zaraz sprawdzę. Patrzcie - dobrze jest. Artystka. Polonistka. Pisarka nawet się trafia, znajoma jakby.
Poprawnie czyly. Kobiety, bo kobiety.
Ale zaraz za: mężczyźni, choć kobiety. Zgodnie za rękę maszerują dwie kobiety architekci. Pogania je kobieta prawnik.
Ojej, martwię się. A tak pięknie mogło być.
Najgorsze, że idzie zły przykład dla dzieci. Dziewczynek.
I jeszcze wiem, że redaktorki chciały formy pozmieniać. Ale te, co robią za mężczyźn, choć bez siusiaków są - swego broniły. Że wolą męskie.
Siusiaki?
E, to okej by jeszcze było. Formy męskie wolą. W pisowni i mowie pewnie.
Niedobrze.
Nie szkodzi, nie martwmy się! podrywam się. Pstryk myk! Kończy się 2016 r, z lesłara wieje nowym, doleci i do polskiej ambasady! A potem pstryk myk do Polski D. Kobiety dla kobiet. Zmienimy świat, nie ma innej drogi.
I innej formy. Która też jest kobietą. I już. Pstryk myk.

Friday 16 December 2016

profesor(k)A

Aha, jeszcze chciałam zauważyć, Ksenia lub Ksenio, że w sprawie pani Amądin, co to - przypominam - nie chciała w ogóle, ani to w ogóle przyjąć do wiadomości, że jakiś tam taki napalony na jej pupę chodzącą w kozakach po Kokelbergu ma prawo do poklepania jej - pupy i Amądin - że w sprawie tej ważne jest też to, jak ją przedstawił lesłar.
Tę panią nauczycielkę.
Jak niby? Z imienia i nazwiska, normalnie, potem, że w szkole robi i tyle.
Właśnie. Nauczycielka. Profesorka. Profesora czyly podobno poprawniej, choć brzydziej, jak na moje ucha. Ważne - że po żeńsku napisali, bez mrugnięcia oka dodali kobiece - e.
Co daje professeure w pisowni, a professeur niech się schowa.
Bo to kobieta przecież. Mądra była.
No, moja droga, widzę, żeś już wykształcona w dżenderze normalnie, jak nie przymierzając Iwonek z Grochem, co to ostatnio sami z siebie w duecie zaserwowali formę: kierowczyni ciężarówki. Professeure i po francusku jest stosunkowo nowe, ale widac - lud stosuje karnie. Gazety się nie boją. Kobiety się nie boją być kobietami.
Przecież kobiety mogą osiągnąć wiele, kiwam głową. Mogą wszystko właściwie. Razem, pod warunkiem, że się nie dzielą. Widać i mój mózg to pojął od tych wszystkich wydarzeń na ef dziejących się po Sanżilu i okolicznościach.
Dżenderowo-wendowy zawrót głowy wszędzie.
Właśnie że nie wszędzie niestety. Dlatego tak się ucieszyłam z lesłara. 
Gazeta jest kobietą. Forma jest kobietą. Kobiety dla kobiet. Zmienimy świat, nie ma innej drogi.
Droga też jest kobietą.

Thursday 15 December 2016

furja

Dzieje się to w dniu wczorajszym, kiedy w Polsce D ministerka pracy rezygnuje ze stosowania konwencji o zapobieganiu przemocy wobec kobiet.
Tymczasem w okolicznościach Sanżila, brukseńsko-ojropejskch całą gębą, jedna taka odważna profesorka publikuje list otwarty do macającego ją faceta, by nazwać rzecz po imieniu. I zbiera miljony lajków! 
Co stanowi kolejny dowód, że kobiety mają odwagę, czy to w Polsce D, czy to na czarnym na Sanżilu i w okolicznościach, czy na Molenbeku, albo samym Kokelbergu wręcz i nawet, entuzm...entuzja..cieszę się no, feministycznie na ef.
Kobiety nie boją się mówić, jak ich wkurzą ci nienawidzący kobiet, przykładowo mężczyźni. Na Sanżilu i w okolicznościach wiele do poprawy w kwestii bezpieczeństwa, ale przynajmniej rząd daje radę.
Chodzi  o list nauczycielki, tak? kiwa głową Ana Martin. No tak, w wieściach na ef to się akurat ona nam ci się tu specjalizuje, w czymś trzeba być najlepszą w końcu, że jej przyznam, co anine.
Ja nic nie wiem, odzywa się Roman.
I ja, woła Iwonek.
Ja, ja! powtarza Groch.
Gazet nie czytacie? wydymam usta jak pańcia jakaś. List otwarty pani Migdałki. Albo Miłej. Umiłowanej. Amądin. Amandine w pisowni.
Która jest profesorką, czyli nauczycielką. 
Do rzeczy. Streszczam. Czasu brak, na marsze de noel gonić trzeba.
Amądin napadli na ulicy. Na Kokelbergu, jak wspominałam. Jeden taki podszedł se do niej i dał se prawo, by klepnąć ją w pupę. 
I tu się zdziwił. Bo Amądin dostała furi. Furii w pisowni poprawnej, furji w wymowie. 
Ale po czasie jednak, oblicza Ana; bo wcześniej - bała się. Zwykle. Po ludzku. Kobiecemu w tym.
Wróciła do domu. Ochłonęła. Zdjęła buty z obcasem, co to niby skusić mogły dziada i jej wina by była. I stwierdziła,  że nie podda się strachowi. Napisała otwarcie, jak się czuła. 
Czyly: 

wściekła, zagubiona, poniżona, sfrustrowana, słaba i rozłożona na łopatki, dodając nieco obrazów.

Ludzie, w tym mężczyźni, w jeden dzień przeczytali to na fejsie ponad 8 tysięcy razem, a teraz to już pewnie i ze sto.
Albo dwadzieścia, podpowiada Iownek.
Taa, zgadza się Groch.
I gazety o tym napisały. Lesłar i takie tam. Czołowe.
I jak się Amądin otrząsnęła, ciągnie Ana - przestała się bać. I napisała, że to jeszcze raz pokazuje, jak ważna jest edukacja dżender. Lekcje o seksiźmie. Nauczanie społeczeństwa od najmłodszych lat.
Brak zgody czyly! kiwam głową.
I pisze dalej o tym, jak zadecydowała, by się nie czuć odpowiedzialna za czyny dziada. Że przetłumaczę na gorąco, gorącam ze wzburzenia, tłumaczy Ana:

Mogłam zostać ofiarą, zamartwiać się, nie założyć nigdy więcej kozaków na obcasie, które sobie przygotowuję zawczasu poprzedniego dnia i których noszenie sprawia mi tyle radości  Mogłabym czuć się brudna i poniżona i uznać, że będę się ubierać odtąd tylko w worek po ziemniakach. Mogłabym.
Ale nie zrobię tego!

My też nie, drę się.
Brawo Amądin, brawo Ksenia, brawo Ana, krzyczy Roman.
Brawoooo mamusia, drze się Iwonek
Brawooo pani, klaszcze przejęty Groch.
Brawo wszystkie odważne. 
Przegonimy dziadów.



Tuesday 13 December 2016

czynastego

Jeszcze się nie zaczęło, a już są problemy, narzekała Ana Martin czynastego od rana.
Jak zawsze. Czy Polska A, B czy D, bo C to tylko mignęła w przelocie - zebrać się trudno. 
Ana, zapominasz o solidarności i czarnym? upomina się o rodaków Roman. Raz mniej, raz więcej.
Nie zapominam. Ale widzę, że niestety zapał do protestów spada.
To naturalne.
Naturalnie przykre, że tak to ujmę wręcz.
No ale jakaś tam grupka się nas wczoraj zebrała. Na Pularcie, co to na szczęście zastąpił nam Hejzla i atomy.
W ciemnościach, co trochę nie tego owego zdaniem Any, bo jak tu nas mają oglądac i przeczytać manifesty na czarnym, ale trudno, wszystkim się nie dogodzi.
Dobrze, że ta grupka przynajmniej się zgrupowała. Mimo obiektywnych przeszkód w rodzaju : godzina, dzieci, transport, korek oraz wymówek: deszcz, szarość, zimno, Belgia, po co i inni niech idą.
No właśnie. Grupka. A przecież powinno być grupsko! Grupiszcze!
Ana, marzysz. Rozmarzysz się zawsze, na jakiś temat, jakbyś ludu nie znała, w tym własnych Polaków, co to na Sanżilu charakteryzują się tym samym, co ci pozostali w D, a potem się prawie że mażesz, że znów to samo.
Rozmazuję się właśnie znów z żalu, że gadanie gadanie gadanie nie przechodzi w robienie, a przynajmniej cichy udział.
To niewiele kosztuje. Zorganizować się zawczasu. Zapisać to w kalendarzu zwykłym, w przypadku mnie, lub ajfonie - w przypadku wszystkich innych. 
I przyjść, stanąć, pokrzyczeć, rozwinąć manifest. To dla nas wszystkich w końcu. Dla nas może nawet mniej, niż tych tam.
Może to sedno problemu właśnie. Żeśmy bezpieczne i bezpieczni w sumie. Nic nas nie dotyka. Jest tak spokojnie, że można na okrągło jechać na Sanżil i okoliczności, jak to tu strasznie niewygodnie pod tym względem i pod tamtym, zamiast się zastanowić.
Że w Polsce D, do której większość tych nieprotestujących wkrótce ściągnie na święta, jest jeszcze bardziej niewygodnie.
I może jednak by warto tę refleksję mieć gdzie w zanadrzu i chodzić po protestach. 
Póki wolno w ogóle, dodaje ponuro Roman.
Właśnie. 

szwagier

Kto zgadnie, kto tak przemawiał? W senacie, że dodam. W Brukseni, że uściślę. W naszych okolicznościach czyly, że wyjaśnię.
Po polsku? dziwię się. To Polska aż tak rządzi na Sanżilu i w okolicznościach? Ech nie, żarcik, jak mawia Iwonek: to Ana Martin przetłumaczyła z rana, aha.

Szwagier tak gada:

Roczne zestawienie rachunkowe? Przestańcie mi nawijać na ten temat, bo się naprawdę wkurzę! Od lat wszyscy mnie zamęczają, nie mogę przez to pracować.
Rozliczenia są bez zarzutu. Przykro mi, ale ten temat zaczyna mnie wnerwiać. Przez całe życie płaciłem państwu to, co właściwie winno mi było zapłacić państwo. Jesli niektórzy politycy daliby mi święty spokój, tak samo jak moja rodzina, mógłbym wam pokazać, że zestawienie przychodów i wydatków wygląda wspaniale pod względem finansowym.
Basta! Koniec z tym! Ze wszystkich sił staram się pracować, by dać mojej firmie środki finansowe. Wypraszam sobie, by znów ktoś mnie nawiedzał i chciał oglądać zestawienia, Bo one są bez zarzutu."

Prawie że ją pobił, tę dziennikarkę, co się ośmieliła wtrącić do książęcych interesow.
Brr.
A tak naprawdę, to chciał powiedzieć coś takiego, udaje Ana:

I tak w ogóle to ledwo daję radę. Bo dostaję tylko 22 tysiące euro na miesiąc. I to od dawien dawna, bo na pewno od kiedy skończyłem 18 lat, a mam ich 53. Mało podwyżek.
W ogóle i wogle na nic nie starcza.
Podatnicy powinni się zastanowić nad jakaś podwyżką, by można było godnie żyć, a nie rzucac mi te marne 250 tysięcy ojro na czysto rocznie. Skandal doprawdy!


Ana śmieje się. Kończy.
Serio to było?
No co ty. Jeszcze lebelż i la też nie zwariowali zupełnie.
Więc premier weźmie się do roboty i porozmawia sobie z tym kimś. Szwagrem. Szawgroszczakiem
Ale kim, bo ja nadal nie wiem.
Z księciem Laurentem. Lorą. Wawrzyńcem na nasze, czyli Wawką na krótsze. Czarną owcą rodziny królewskiej.
Tej od polskie królewny?
Tak, to szwagier tejże chyba.
Chyba niewdzięczny, co?
Oj chyba aż za bardzo.
Na razie porozmawia z nim premier. A potem lud pewnie. W tym ja. Bo z titrów serwisów na niego idzie. I nie zamierzam tego znosić.


Monday 12 December 2016

raj

Koniec roku, cóż, podsumowania, każdy i każda chciałaby dobrze zakończyć rok. Nawet jeśli to był tylko 2016, a nie jakiś małpi, szczurzy czy inny zajęczy. Po prostu zwykły rok pełen protestów i zamachów.
Oczywiście najlepsi chcieliby być wszyscy, ale tak się nie da, moje miłe i moi mili. Sanżil i okoliczności i tak mają tu naprawdę super -  o Brukseni, a przez to i o Belgii - mówili w tym niezajęczym roku 2016 wszyscy.
O-o, wtrąca się Roman, widzę, że Belgii skapnie jeszcze kawałek sławy. Zasłużonej, że hej.
Ale nie zamach jakiś, niepokoję się. Czy inne bezeceństwo, od którego włosy stają i bez mrozu, którego w 2016 nie uświadczyliśmy jeszcze.
Zamach, ale na sprawiedliwość. Równość. 
Polska D, niepokoję się znów?
Nie, ten rodzaj sławy zostawmy Polsce. Na Sanżilu możemy liczyć na co innego - a mianowicie miejsce w topowej dwudziestce krajów umożliwiających manipulacje z płaceniem podatków.
Roman, to my tu w raju jesteśmy? uśmiecha się Ana. Zawsze tak mówię, szczególnie jak se porównam z Polską D, by was już tą Polską D zanudzić, ale co, skoro jutro strajk obywatelski kolejny, w tym w Brukseni.
A dobrze ci ta ona nasza Belgia ułatwia?
Bardzo dobrze. Starają się na całego. Jesteśmy między 15 a 20 miejscem, takim zbiorowym, w świecie całym i kosmosie..
Ojej, tylko tyle?
Ale krajów to już z 250 w świecie mamy, więc naprawdę sukces!
Kto lepszym rajem jest?
Tradycyjnie: Bermudy. Wyspy Kajmana. Daleko i pięknie brzmi. Ale tu, proszę, coś, o czym nie wiedziałem: Holandia. Niderlandy. 
Ci znad granicy naprawdę? Oj, to hejt sąsiedzki pójdzie, oj pójdzie! Każdy chce być pierwszy w końcu, a od sąsiada to już musowo. 
Ludzkie to takie.
Nic o tym nie wiedziałam. Doprawdy. Roman, a widać to rajskie złodziejstwo całe gołym okiem moim na przykład?
Widać. Po korku ulicznym choćby.
Gdzie? Co?
Ty może Ksenio o tym nie wiesz, jak i ja nie wiedziałem, zanim z jednym z dyrektorów ekspackich i eksperckich zarazem nie porozmawiałem, ale wychodzi na to, że w Belgii strasznie dużo aut jeździ na firmę. Jest ich tak dużo, że właściwie samochód na firmę, za który się z w żaden sposób nie płaci, bywa traktowany jak norma.
Jak to nie płaci? Za darmo auta dają? Jak w komunie podobno miało być?
Trochę tak. Dostajesz kartę na benzynę, ubezpieczenie, i wreszcie ten samochód, i jeździsz więc bez stiba, ile wlezie. Benzyny do baku. Nic to nikogo niby nie kosztuje,  bo szara strefa podatkowa. 
Tylko nerwy oczywiście wszystkich tym razem, bo wszyscy jeżdżą, czyly stoją w korku raczej, uściśla Ana.
Serio?
Serio. A to tylko taki mały przykład, pikuś wręcz. Organizacja, która stworzyła tę listę, nie ma złudzeń, że kraje, a szczególnie pierwsza dwudziestka, umożliwiają nieuczciwe ukrywanie pieniędzy wielkim firmom. Lud nic z tego nie ma, dodajmy, tylko wielcy.
W tym na Sanżilu i okoliczności, gdzie z ukrytych podatków byłoby co opłacić.
No i takie smutne zwycięstwo. 
Trza się było nie pchać na podium!


Thursday 8 December 2016

przyszedł

Mamo był! Był mikołaj! Był naprawdę!
Taaa, taaaa aaaa, rozlegało się gromko w iwonkowo-grosim języku we wtorek rano.
Mamo, tatusiu, i zjadł jabłko, i ciastka, i nawet mleko wypił! Patrz, pusta szklanka stoi mamusiu!
Ojej, a gdzie papiery od ciastek i ten środek od jabłka? u nas w kuchni wyrzucił? Wiedział gdzie? Jak on to wiedział?
Zobacz synku, czy są w u nas w koszu.
Już biegnę. Sąąąąą. Ojej,a  co to? Grochu, widzisz, co tam leży pod balkonem? Tato, ksenio, to lagros jest! Zostawił ją mikołaj chyba!
La kros Iwonku. La crosse pisze się - poprawiam, bo to akurat na kursie ostatnio było.
Kij czyli
La gros, upiera się Iwonek. Gygygygy. Ryryryry też takie inne, niż wy wszyscy gadacie. A fe, wyrzucę to do kosza. Tak mówi pani Pat. Pat jak makaron Grochu po francusku, wiesz? Tak ma na imię. Pat. Ale śmiesznie!
Ten mikołaj wszedł czyli chyba przez balkon w kuchni. Ojej, a ja myślałem, że przyjdzie w pokoju, gdzie ciocia śpi.
Iwonku, ale w ogóle nie sprawdziłeś, czy on coś przyniósł.
Racja, mamusiu, dziękuję ci, mamusiu, zapomniałem!
Ojej, są słodycze. Ale nie w buciku moim, ojej, zawiedziony Iwonek prawie że płacze.
Synku, ale patrz, bo to są tak wielkie słodycze, że one się w ogóle nie mieszczą do buta. To jest chyba prawdziwy czekoladowy kalendarz!
Ojej, z okienkami! I dla ciebie Grosiu drugi, patrz Grosiu! Ja ci otworzę! Ale mój jest większy, prawda Ksenio?
Oczywiście Iwonku, największy ze wszystkich.
Mamo, ale to był mikołaj, czy sannikola tak właściwie? Polski czy belgijski?
Ha, dobre pytania, zasępia się Ana Martin. Roman, co myślisz?
No chyba belgijski. Ten polski to właściwie nie przychodzi od zawsze, tylko tak od kilku lat. W Polsce prezenty są później, pod choinką.
A ja mam mały prezent teraz, z literką I na woreczku, to znaczy więc, że on jest z Brukseni. Czyli statkiem przypłynął? A gdzie, skoro tu nie ma wody?
O to właśnie się musimy jeszcze spytać dokładnie, jak on to robi, ostrożnie zaczyna Roman.
Tak, i co na to ten polski, co przecież zawsze ma sanie.
To się ich spytamy, może się znają? A ten polski kiedy przyjdzie?
To jeszcze 3 tygodnie prawie. Najpierw będą urodziny Grosia, a potem przyjdzie. Chyba oczywiście, o ile będziecie mili dla siebie, dla mamusi, tatusia i Kseni.
I kolegów jescze, przypomina Iwonek.
I dla pani i dla babci i dla dziadka, wylicza dalej. I drugiej babci i drugiego dziadka.
Taaa, skacze Groszek.
A teraz mamusiu, czy mogę już jedną czekoladkę z numerem jeden? 
Ho-ho! hohoni Groch.
Byle do choinki!

Wednesday 7 December 2016

afrikan

Prezentów nadszedł czas nieuchronnie, głosi codziennie radio Any Martin, z rana, lecz nie o świcie, bo ten później, około ósmej. Polskie radio trzecie, słuchane dla głosów i intelygencji z dawnych czasów, sprzed Polski D, jak głosi z kolei Ana Martin, wyłączane więc skrupulatnie na czas wiadomości i politycznych pogadanek.
Na manowce nas zwodzą i dzieci, ech, narzeka Roman.
Na maniowce, jak maniok? Pani nam mówi o manioku i ja chcę to jeść, oznajmia Iwonek. Żozue to je u siebie w domu i to jest pyszne. 
No proszę, patrzą po sobie z uznaniem rodzice. Mimo że kontakt z ekol belż kuleje, to widać maluchy naprawdę w maternelu od września przerabiają Afrykę.
I co jeszcze mówi pani w szkole?
Nic, gubi na chwilę wątek Iwonek, ale nie schodzi na maniowce całkowicie. Tylko robimy afrikanów z plasteliny, dajemy im pirog i oni płyną. Będą płynąć w kolorowych koszulkach, które też robimy z kolorowych papierów, ale nie brązowego, bo brązowe to są buzie w Afrik i by się myliło, poważnie kończy Iwonek.
Prezentów czas, włącza się radio.
Ja chcę naczynie do robienia manioku, jak mają afrikan, żali się Iwonek: ja chcę robić maniok!
Wiesz co synku, a tego w Brukseni łatwo nie kupimy i poza tym nie mamy w kuchni już miejsca, uprzytamnia synkowi Ana Martin.
O nie!
Ale wiesz co? napiszemy do Mikołaja list, by Ci przyniósł bębenek! Co ty na to? - przebiegle proponuje Ana, wiedząc, że wczoraj Roman zgarnął takiż z ulicy. Bongos czy kongos się to zwie. Bonkers ewentualnie
Prawdziwy afrykowy bębenek? Do robienia manioku?
Nie, do grania.
To ja chcę też! Grochu, słyszysz, będziemy grać na bębenku! Albo robić w nim maniok! Będziemy afrikan! 

Monday 5 December 2016

flamusz

Że jeszcze na chwilę powrócę do tematu filmowego, jakim to pięknie zamknęłam poprzedni tydzień, a potem mnie ten dżender tak zwiódł na bok, żem zapomniała: kto ogląda, nie błądzi.
I uczy się wiele o kulturach, podnoszę mądrze palec. Na przykład taki flamusz, co tom go w kinie wychwyciła, a który jest przecież naszym sanżilowskim flamuchem zwykłym, tylko z inną wymową, w tutejszym dialekcie okolicznościowym. 
Zaraz zaraz, po kolei. W czym rzecz?
Już wiem, kojarzy Roman. Już wiem. Chodzi o film latrew. Serial. Pisany: la treve z dachem nad e.
Takim dachem, o takim? pokazuje Iwonek, a Groch za nim wyrzuca ręce w górę.
O tak, takim. Tylko na papierze.
Chodzi o ten serial z sąsiadami?
Tak. bardzo dobry belgijski serial z aktorami rodem z Sanżila i okoliczności jak najbardziej.
Ten, w którym jest zawsze ładna pogoda?
Tak.
I flamusze tam są?
Tam są w mowie, a i w podpisach w piśmie też.
Aha, i co?
I olśnienie było na kanapie, jakeśmy około północy z ciężkimi powiekami i świadomością, że zapłacimy za to za kilka godzin rano, oglądali 4. odcinek z rzędu. I wtedy ktoś z nas zakrzyknął: flamusz powiedzieli.
Ana, Roman lub Ksenia czyly.
Czyly co?
Czyly bratersto-siostrzństwo belż polone. Bo dotąd myśleliśmy, w tym nawet Ana Martin, Ana, nie wypieraj się, bo pamiętam, że flamuch to polski wymysł. A wcale nie.
Czyly co?
Czyly jednak jest przepływ kulturalny! Między jedną wspólnotą, a drugą! Nie tylko karelaże i mastyki, ale nawet nazwy ludzi. To już wyższa szkoła jazdy, bo oznacza, że trzeba sę  przysłuchiwać innym, a nie tylko po swojemu brać z dialektów to, co potrzebne w pracy. Albo jeździe po mieście, w rodzaju midy
Ja jestem za.
Szkoda tylko, że nasi nie pobrali z dialektu jednego czy drugiego jakiegoś milszego słowa, co, wtrącam delikatnie.
Punkt ważny Ksenio. Ale małymi kroczkami do celu. Jeszcze będzie przepięknie i kulturalnie na polskim Sanżilu. 

Sunday 4 December 2016

deski

Do złamania deski sosnowej 21 na 21 i grubości 2 cm potrzeba siły nacisku 7 i pół kilograma, a w njutonach to nie wiem, bo już  od szkół daleko i nie umiem przeliczać, oznajmiono nam około 13 w sobotę.
Kseni mi czyly i Anie Martin, bo to zajęcia od kobiet dla kobiet były, czyly wendo, czyly łendo się powinno mówić, czyly my mówimy jak po niemiecku i dobrze, bo wwu to wu, a nie żadne ły przecież.
W każdym razie jak ta jedna, co w międzyczasie była już naciągnęła na dłoń rękawicę bokserską z czymś takim wyskoczyła, naturalnym biegiem rzeczy żadna z nas jej nie uwierzyła. Bo jakże to, 7 i pól, czy aby na pewno, czy to nie podpucha albo ściema jakaś co najmniej, przecież to na pewno nie ja walę pięścią w stół z niezadowolenia z siłą 10 kg, a jak se ze złości przeklnę, to nawet 20, a więc ja nie dam rady, no co wy, wstyd będzie się pokazać nie tylko na Sanżilu i w okolicznościach, ale przecież i w Polsce D, gdzie w ministerstwie już na pewno lista powstała, kto na wendo chadza, a kto nie.
Ale ta, co prowadziła, nie ustępowała, tak więc w słonecznych okolicznościach Owerajze na salonach u tej, co zakochana w Brukseni piórem robi, Ana Martin powstała, ukucnęła i prawicę zacisnęła. I waliła, krzycząc, w czym jest dobra akurat, jak wiemy, bo ucha mamy, jak mawia Iwonek, i słyszymy.
W końcu walnęła w deskę, a ta bezbronna, choć pokaźna, bo jak pisałam, 2 na 21 i 21 - nie w szary proch, bo jakże to se wyobrażacie, nie - po słojach się rozleciała, po słojach drogie panie poszła na pół. Trochę drzazg tylko powstało.
Brawa i niedowierzanie, Ana łzy w oczach, inne szczęśliwe, że jak widać Ana może, to i one będą mogły.
A potem inna walnęła i przełamała.
A potem ja. I też. A potem dwie i nic. Nie szkodzi, bo najważniejsze - że spróbowały. A potem reszta, krok po kroczku. I desek oto mniej jakby do rozwalenia się pałęta, za to więcej dumy chodzi po Brukseni, a już szczególnie duże zagęszczenie jej w Owerajze, bo mniejsze przecież.
Co potem pozostało? Krzyczeć, krzyczeć, drzeć się na całego, aż takiego jednego się obudziło. Bawić się w przepychanki. Ćwiczyć ciosy i groźne postawy. Śmiać się z siebie.
No i ta duma i niedowierzanie.
I połamane deski.
Będzie czym w owerajze palić na święta.

Friday 2 December 2016

wend(r)owniczki

Podobno dawno temu,w ubiegłym wieku jeszcze, jak Ana Martin się wzięła zamaszyście na dżender i uwzięła do tego, bo to słowo na dż mieć w tytule pracy doktorki - podniósł się wielki hałas, że nie można, bo co to jest w ogóle ten dżender cały, a może ta lub to. 
To było dawno temu w Polsce A wówczas, D obecnie, w której to wszyscy w międzyczasie z kościoła dowiedzieli się, co to dżender jest, a tak naprawdę - chóralnym zdaniem Any Martin i Romana - czym nie jest.
Mało już takich słów w polszczyźnie matczyźnie zostało, trzeba przyznać. Wszystkie horyzonty odkryte,.
Kontynenty.
Co kontynenty, dziwię się.
Kontynenty odkryte. Ale że one za horyzontem - to okej  przystaje Roman.
Okej Ksenio, zgadzają się zgodnie Iwonek z Grochem.
Nie wszystkie kontynenty językowe odkryte, albo słowa z nich przynajmniej. Przykładowo takie wendo.
Wendo? A co to jest wendo?
Wendo to sztuka samoobrony dla kobiet. By się nie bać nikogo, a najmniej - siebie samej. By w siebie uwierzyć. A do tego jak się fajnie pisze!
Bo jak? 
WenDo.
Mamusiu, jak ładnie, duża literka w środku, a jaka to jest?
D.
D jak co?
Jak Polska D. W której trochę samoobrony dla kobiet się przyda.
A w Brukseni? chce wiedzieć Iwonek.
To już w ogóle ho-ho się przyda. Tym bardziej, że oto zleciała nam wczoraj na Sanżili i w okoliczności taka jedna pani, co to się w tym wendo ładnie zapisanym specjalizuje i chce swoją wiedzą obdarzyć nas tu pozostałe.
Ojej, jak miło, cieszymy się. Mogę się zapisać? No proszę, no proszę!
Synku, to tylko dla kobiet. Dla pań, co nie mają siusiaków.
Jakby ktoś nie wiedział, o  chodzi - to siusiak wielki nadal na muralu na barierze wisi, że wspomnę sztukę wyższą. 
Ojej, martwi się Iwonek. A nie mogę tak jeden raz iść wyjątkowo?
Nie synku, nie można. Za to my z Ksenią znikamy na cały łykend i nas nie ma dla was, jesteśmy całe w wendo!
Nie ma, rozkłada łapki Groch.
Za to przyniosę ci synku niespodziankę, uśmiecha się Ana MArtin.
O, jaką? jak mikołaj?
Jakby.
A co to?
Albo poczekasz, albo ci powiem.
Powiedz.
Połamaną deseczkę wendo.
Ojej, piękny prezent mamusiu. Możesz mi już dać?
Nie, dopiero w niedzielę. Jak ją mamusia połamie, a Ksenia drugą.
To dla Grocha będzie  upomina się o brata Iwonek. Dziękujemy wendo, fajne to jest! Są prezenty z desek. Ho ho mikołaju.
Ho ho!