Tuesday 30 January 2018

kupa wyborcza

Pierwsza tegoroczna akcja z kupami przypomniała nam tu o sanżilowko-okolicznościowych wyborach.
Wybory to nie w Polsce D czasami? wyraża wątpliwość Roman.
Ejże Roman, gdzie ty to żyjesz? Bo na Sanżilu chyba jednak człowieku, i co, nie zauważyłeś, jak ten i ów, ta i owa, ślą na wyścigi noworoczne życzenia? By o nich pamiętać, jakby co? w godzinie wu?
W godzinie wy, nie wu. Wy-borów. Wu , vous - to o głos poproszą za to.
Nie zauważyłem, by mnie prosił ktokolwiek.
Mamusiu, bo to nie tatuś wyciąga listy i te kartki od panów i pań. To ty mamusiu.
Albo Ksenia, ujmuje się za mną Groch.
Albo my.
Tak mamusiu jest u nas w domu, to nie wiesz.
A wiem. Racja synkowie. Ale tatuś będzie głosował, a kupy może odegrają jakąś rolę.
Kupy mamusiu? Kaka takie? Kaka taka?
No tak. Bo przez temat czystości publiczności, poprete publik, zapoznaliśmy się z eszewinami, przypominam. Oraz blizej z sąsiedztwem, które też walczy, nie tyle z kupami, co ze śmieciami. Nielegalnymi. Klandestan.
Chodzi o to, że z wiosną warto się przypomnieć eszewinowi?
Nie tylko! Bo oto wskoczyliśmy na wyższy poziom obywatelski. Mianowicie Eszetcezet od śmieci - on będzie startował na radnego!
Na eszewina? No co wy? Polak tak wysoko, że aż się zająknę?
No tak dobrze to nie. Póki co - na radnego.
I co on tam będzie robił na komunie?
Jak go wybiora - walczył ze śmieciami.
A z kupami kto?
Jak to kto? Ana! A Eszetcezet jej pomoże.
Nie, to my mu pomożemy, podsuwając mu pola działań. Przygotowując akcję wyborczą czyly. Kupami usłaną.
Co komuna, to obyczaj widać.

Monday 29 January 2018

le krot

Zima sprawiła, choć jaka to zima, powiedzą niektórzy, no jaka, w Polsce to były zimy, kiedyś, panie dzieju; w każdym razie zima czy nie zima, ale coś sprawiło, że mogliście sobie pomyśleć , że Ana Martin oto zapomniała o swoim ulubionym temacie. Mianowicie: o kupach. Zwanych także: kaka. Pisanych także: caca. W oficjalu: le krot. Les crottes.
No to skoro ogarnięte słownictwo, przystąpmy do faktów.
Fakty wyglądają tak, że zimą, zwłaszcza w najciemniejszym grudniu od iluś se tam dziesiątek, albo i setek lat, a pomiarów - tysięcy - jakoś było tak mniej ochoty czy innej inspiracji, by wychodzić z dzieciarnią na dwór. No nie dało się siedzieć na Markonim w deszcz, no co, broni się Ana.
Ani w Dudenie, ani na Fore, ani w innym parku. No nie.
Dlatego też Ana mniej walczyła z kupami. Których - w przeciwieństwie do ciemności - wcale nie było mniej, bo przecież pies czy inny szjan - musi na kupę. A pilnować czystości nie było komu, bo Ana nie na Markonim, tylko w domu.
Kup nie ubywało, sami i same widziałyście. W tym tych pięknie rozpuszczonych w deszczu lub w ewentualnym śniegu.
I pamiętajcie, że nikt, w tym ten lub ta, który lub która takiego piesa przyprowadza pod wasze drzwi, by se ulżył - żadna z tych osób więc nie chciałaby tej kupy u siebie, wygłasza Roman.
Ale u was - proszę bardzo - uzupełnia Ana. Na przykład dzisiaj. Ładny ciepły zimowy dzień. Doskonały na złożenie kupy byle gdzie. I złożono ją byle gdzie- mianowicie na bujnej trawce pod drzewkiem. Autorka: biała psina. Obok: sikająca czarna psina. Właściciel: biały odziany na czarno.
Paczy se on jakoś niepewnie na Anę, bo Ana pełna bagaży na rowerze, ledwo się czyma na nogach, ale uparcie stoi i czeka, aż biało-czarni posprzątają kupę.
I pyta: wu regarde kła, madam?
Ana się uśmiecha pod nosem i łapie paczki.
A oni - nic. Psy - to trochę zrozumiałe, w worek kupy same nie wsadzą, ale biało-czarny mógłby.
Więc Ana zbiera wendową tę to no - a już mam, asertywność, bierze oddech zimowego powietrza i pyta niezwykle uprzejmie, bo i najedzona, i piękny dzień: Mesje, wu ne ramase pa le kaka de wotr szjan? Czyly: czy nie planuje pan zabrać ze sobą kupy?
Pan na to nerwowo macha rękami w stronę buzi. Ana paczy na ten teatrzyk, a pan na to, i dam to w tłumaczeniu, bo inaczej nie pękniecie być może ze śmiechu, choć na smutno w sumie, a warto: na chodniku zbieram, ale ta tu, pod drzewem, ona karmi drzewo. To dobra kupa.
Rozumie pani?
Ana, że nie, nie rozumie, a biało-czarny prawie że ładuje rękę do buzi i tłumaczy: ta kupa mu don a manże! A set arbr!
Ana:aaa. No tak czyly.
I odeszłam, mówi, bo co?
Słuchajcie, pewnie żeście zrozumieli, ale dla pewności dopiszę: zdaniem pana kupa żywi drzewo!
Ament po prostu.
Wiosna idzie. Kupy wypływają. Będzie się działo, oj będzie. Ana kupom nie odpuści.

francuzi

Francuzi nas pobili, oznajmił grobowym głosem Sąsiadce Sąsiadek, na chwilę przed swymi 8. urodzinami, co to je po raz pierwszy świętuje w nowej dzielnicy.
Jak to?
Normalnie, pobili. I wygrali do tego. I teraz nie możemy chodzić do nich na boisko. Chociaż to ich wina.
Nie mogliście powiedzieć pani? 
To mówiliśmy przecież. I do tego Franek, który przecież super mówi po francusku mamo, w końcu jego tato jest stąd. 
I co?
I też nic. Oni jeszcze więcej mówili  i szybciej  po francusku i wyszło, że wygrali.
Nieźle to brzmi, co? uśmiecha się Ana. Super. Tak sanżilowsko-okolicznościowo na całego, choć to przecież Ukle nawet.
Przytacza tę historyjkę Ana Martin właśnie na gorąco jednej takiej Poznańskiej, co to się super zgadały w tematyce emi-imi oraz feministycznej na ef, kongresowo się zgadały, a teraz gadają, gdzie popadnie. I ta emi-imi mówi nam, że owszem, super piszemy z Aną bloga brukseńsku, ale jak na jej gust - za bardzo po francusku.
My na to po sobie i że jak to, moja droga, nasza droga, tu się tak gada przecie. 
Trochę w polszczyźnie matczyźnie, trochę w dialektach.
I na żywy dowód wchodzi tu Nauczycielka, i zaczyna opowieść o uczniach, co to dublują. I że jak sobie zrealizowała, że z nimi to właśnie odbędzie szkolną wycieczkę na wysypisko...
Poznańska na to, że co?
A my, że powtarza klasę.
Nauczycielka na to, że przeprasza, że ona już tak po belż leci, jak o uczniach swych opowiada.
My na to że właśnie o językach było, więc pasuje. W tym o sanżilowsko-okolicznościowym, więc szkolne okoliczności i dialekty belż pasują jak najbardziej.
I tak już zostanie, bo gdzie nam będzie lepiej, jak nie tu. Nawet, jak nas czasami pobiją i jeszcze z nami wygrają.
Nawet Francuzi.

Thursday 25 January 2018

brisel e bel

Bruksela ma bel? E nie
Brisel ma bel - no , tak jest lepiej, rymuje się jakoś tak bardziej dla ucha.
Nic dziwnego, że w dialektach śpiewają, a nie w polszczyźnie matczyźnie.
Kto Ksenio? Ci tu z tej płyty? Zaraz, co tu napisane, bo niedowidzę bez okularów, Ana, pomóż, lamentuje nam tu po męsku Roman; 40 i czy stuknęło w czech króli, nie tylko jemu, ale i jego oczom.
Czy okom?
Twój rower nie zatrzyma się, nawet jeśli przestaniesz pedałować.
Co? dajemy silny głos w czwórkę, Roman, Iwonek, Groch i Ksenia ja.
No tak. Po polsku tak. Ce n'est pas parce que tu arretes de pedaler que ton velo va s'arreter, plus akcenty se dopisz Ksenio, ja ci tu wpisałam, co czeba.
Po literach mamusiu wpisałaś?
A jakże synku.
Co to mamusiu w ogóle jest, bo że rower, to wiem, że pedały, to wiem, ale dlaczego to mówisz mamusiu?
Bo Ksenia sobie podśpiewuje o bel Brisel, czyli piosenkę ze spektaklu, na którym byłyśmy, śpiewałyśmy i tańczyłyśmy.
I nie tylko my, choć na początku się na to nie zanosiło. Publiczność ci zasiadła bowiem ta ze sztywnawych, starszawych, ufryzowanych. Wiadomo. Bozar.  Spektakl w południe. Wtorek jest nasz, myśleli se! Ze dwa miesiące wcześniej wykupili z grupowych abonamentów bilety - bo razem taniej, z czego my korzystamy z Aną zresztą, odkupując je po sześć zamiast ośmiu ojro, bo choroby, alchajmer i inne, zapomina się przyjść.
My nie zapominamy za to w żaden wtorek, cototonie.
Wykupili więc ci co sztywniejsi zawczasu i czekali na przedstawienie w Bozarze w nederlancu, a tu: niespodzianka! Bo nederlanc to może i tam było 15%, a reszta: franse, afrikan, marokan i chyba nawet dziwniej.
Bez polone jednakże.
Ten spektakl o rowerach mamusiu?
On nie było o rowerach, synku. On był o Brukseni. Jakie to wspaniałe miasto, jak tu się wszyscy mieszają, jak każdy może iść swoją drogą, bo dróg jest tyle, co narodowości ludzi. I Bruksenia jest bel bardzo, brisel e bel, bo na to pozwala. Se melanżer.
Zdaniem twórców przynajmniej.
I naszym, że wtrące. A Sanżil - najbardziej.
Było wspaniale, co Ksenio? na scenie sami amatorzy zgarnięci z kastingu z biur czy innych prac, w fotelach - radośni ludzie, bo muzyka łagodzi obyczaje. I wszyscy wydawali się sobie bliscy, bo byli jakby wyjęci z ulicy. Trochę brązu, trochę białego, trochę włosów siwych, trochę czarnych, trochę farbowanych. Wszystkiego po trochu.
Starości i młodości. 
Ładnie to wyglądało?
Ładnie synku. A jak brzmiało! I dlatego mamusia przyniosła płytę. Będziemy słuchać i uczyć się języków brukseńskich. A jak znów będą grali, to wszyscy pójdziemy.
Bo Brisel e bel!

Wednesday 24 January 2018

lejdi blender

Kobieta to według dżender ta, co to tak umie umyć okna, by nie zostawić tych to...no..smug - aż się zająknęło dżenderowe profesorstwo naleciałe na szkolenia z Warszawy. Z warszawstwa, by nikogo nie urazić, o!
Na pewno nie zgodziłyby się z tym łatwo te tu wszystkie, co to w sobotę i niedzielę dały z siebie wszytko, walcząc w owerajzkich salonach. U Pisarki, bo gdzieżby indziej można się tak wdzięcznie prać. 
Wdzięcznie?
No bo niby się pierzemy, a tu co rusz słychać: przepraszam! Nie za mocno cię chwyciłam? Ojej, nie chciałam cię kopnąć! Ojej!
Takie uprzejmości same czyly. Masowo i gremialnie.
Nad tym wszystkim panuje Trenerka, a Ana nieco pomaga, z pewną taką radością, że oto znowu wendo.
A radości ci co niemiara, bo to i kopy i chwyty se powtórzymy, i spróbujemy zapamiętać nowe, przynajmniej na ze dwa miesiące, czyly do wendo czy. Tszy. Lub dwa kropka jeden, by i te stare Wendziary mogły se zauczestniczyć.
Bo w realu nie zamierzamy ich realizować, o co to to nie. Kopów i obron. Krzyki to co innego, to Ana stosuje niestety za często aż, choć chciałaby zdecydowanie mniej. Tako se postanowiła i taką to kartkę spaliła w Owerajze.
Warto sobie po prostu zrealizować , jak z angielska lub z grecka zasunęła Zaradna, że ma się jakąś szansę. Jakby co.
Potem nieco się wywnętrzyć, wypłakać, coś tam zagrać, poradzić, zaradzić, stać niekonsekwentna, nawet jak się było całe życie konsekwentną.
Zjeść coś konsekwentnie wegańskiego od Konsekwentnej.
I dla rozluźnienia zabawić. W palmę, słonia, dżejn, tarzana, wymawianego przez r i z z osobna, małpę. W tosterze lub mikserze.
Wyjść z tego wszystkiego opromieniona tytułem lejdi blender.
Wszystkie jesteśmy lejdami, jak chcemy, podsumowuje Ana Martin. Możemy, nie musimy. 
Żeństwo rządzi! Wendo rządzi!

Tuesday 23 January 2018

męstwo żeństwo

Weekend bojowo-zebraniowy. Odbył się i doprowadził Anę Martin do bezsenności, a tu jeszcze czeba odbyć szkolenie dżender - tak z rana narzekała, upychając kolanem do plecaka feministyczne kalendarze, lektury, raporty i sprawozdania i różne inszości, którymi miała zamiar uwrażliwiać nieco niewrażliwą, zdaniem Any, szumanowską publikę.
A na co ci ona Ano niewrażliwa?
No na to, o czym było na wendo. 
Czyly.
Czyly mianowicie, że przemoc to przemoc, przekroczenie granic to przekroczenie granic, stop to stop.
Także w języku. Bo Ana chce być Aną, a nie Anem.
Tak - tak samo jak Roman chce być Romanem mimo wszystko, a nie Romaną, choć zwłaszcza -aną byłoby łatwiej. Zapewne. W naszym domu na Sanżilu, w okolicznościach oczywiście - bo w biało-męskim świecie - to już niekoniecznie, jak objaśniało dziś profesorstwo z Polski. A, nawet Warszawy, co to na Szumana nam zjechało, zleciało wręcz.
Bo podobno w liczbie mnogiej, co to w polszczyźnie matczyźnie prawie zawsze odnosi się do formy męskoosobowej, hej, co to za stwór językowy w ogóle? a więc tejto formy my tu na Sanżilu wolelibyśmy nie widzieć, więc bezpieczniej bezosobowo. I dlatego- stwo, choć to jeden człowiek męski był. 
Męstwo z nas wychodziło na wendo. Żeństwo. Taka uwaga. Ciężko z polszczyzną. To Ana opowiada, bo w międzyczasie wróciła była, wyczerpana, Ana, bo przecież spać to się nie przespała.
Osoba jej. Żeńskoosobowa czyly. Na oko bynajmniej, bo w środku, w ubraniu - kto ją tam wie.
Każdy może być kim chce, ogłasza Iwonek. Prawda mamusiu?
I każda, dodaję szybko!
I bawić się em -czym-em chce, dopowiada Groch.
Brawo Grochu! Jak pięknie mówisz po polsku, czy to po francusku było, mamusiu? Czy też chcesz być księżniczką Grochu? Bo możesz! Chłopcy też mogą, wiesz?
Nie! Nie chcem!
Uff. To Ana opowiada, bo w międzyczasie wróciła była, wyczerpana, Ana, bo przecież spać to się nie przespała.
A Ksenia to w ogóle by było śmiesznie odmieniać, zwłaszcza w przypadku pierwszym, liczniku czy innym liczebniku. Ksień. Księć.
Ksenia jest księciem, ojej Ksenio, ja też bym tak chciał, książę to prawie tak piękne słowo jak księżniczka, mamusiu, czy Iwonek może też być księżniczką?
Ależ oczywiście synku. O tym opowiadało dziś - stwo.
Państwo?
Profesorostwo.
Oby nie dziadostwo.

Monday 22 January 2018

paszport belż

Z kim to na Sanżilu i w okolicznościach ostatnio nie pogadać, czy to polone, czy inny nie całkiem belż - każda i każdy składa na wyścigi wnioski i podania o paszport belż.
Nigdy nie wiadomo, mówi tajemniczo Fjotr. Rita nawet nie mówi, tylko go po cichu wyścignęła, bo bardziej ci ona belż poprzez edukacje i takie inne, niż ślubny, to i szybciej belż będzie.
No i taką piękną kolorową Ritę, to akurat każdy i każda by bardzo chcieli u siebie mieć, chyba nawet polone, choć niekoniecznie w czarnej koszulce oczywiście, co to to nie, tego feminizmu na ef, zwłaszcza po deżawi protestowym - bo taką to ciężko znieść.
W każdym razie Fjotr i Rita już prawie belż, Tania spod więzienia odbiera papiery za kilka tygodni, żyć, nie umierać, belż na belżu normalnie.
Spieszcie się lepiej, oj spieszcie, wieszczę wam to ja po dzisiejszej lekturze porannej zwłaszcza. Bo paszportów może zabraknąć, i co wtedy, smakiem się obliżecie?
Nie, dodrukują, dodaje spokojnie Roman.
No ale jak dodrukują, mój drogi, jak dodrukują, skoro właścicieli drukarni pewnie niedługo zamieszka na Sanżilu, ale nie bynajmniej na Alsembergu, tylko ot, w tym to zamku na Dukspesjo, Duspesjo ewentualnie, w zależności od wymowy.
Ducpetiaux w literach, ale mordęga, serio.
Hę? W więzieniu mamusiu, bo tam jest zamek?
Ano tak. Oto piękny przekręt. Paszportowy. Kolonialny. Wszystko razem.
Oto producent paszportów belż, firma Semlex, została oskarżona już nawet nie o pranie czarnych pieniędzy na jakichś tam wyspach komorowskich czy kormoranowych, to akurat prawie że normalka już powoli, i to nie tylko belż, ale ogólnoeuropejska. No ale wymyślić coś takiego, żeby ten sam paszport, w sensie papieru, bo literami z krajem, to już nie, kosztował w Kongo takim czy razy więcej, niż w Belgii? Toż to nawet król Leopold by nie wymyślił.
Trzy razy? 3 jak trójka? Pokaż no, ejże.
Ano stoi. 65 ojro w Belgii, 175 w Kongo, a liczone w dolarach - nawet więcej, bo okrągłe 185 dolców.
A jak to?
A tak to, że 60 dolców z każdego paszportu szło na firmę powiązaną wręcz niewiarygodnie niemiło blisko z prezydentem. 60 zostawało w Semleksie, a 65 - szło na obywatela kongijskiego.
Mało jakby.
No jakby.
I teraz co?
Teraz szefuńcio siedzi, ale pozostaje jeszcze kwestia emi-imi. Mianowicie Albert szef jest także ambasadorem tych kormoranów, a jego 8 współpracowników - konsulami honorowymi.
A takich ważniaków wyrzucać nie można.
I co dalej.
Biegiem do urzędu!

Thursday 18 January 2018

dawi

Raf, jak się masz kochany? Oj, widzisz, jużem spóźniony. Nie, to nie pani wina wcale, pochyla się nad Aną, to ja zapisałem na zły czwartek, a przecież pani dzieci małe ma, wiadomo, to nie będzie do mnie w ferie przychodzić, co innego będzie wtedy do roboty, oj znam to.
No i Doti na fotelu do mycia mam, dziś czwartek, Doti zawsze przychodzi w czwartki. Ach, jak ja się mogłem tak pomylić, ach!
Raf, masz chwilę? Dzięki kochany. A po co w ogóle przychodzisz? Mały kolorek? In petit tusz?
Plama, trącam Anę? Hę?
Nie tasz, tusz. Une petite touche. Dotyk kolorkiem. Cicho, słuchamy dalej.
Wyobraź sobie, że nie chcę już tego blondu. Teraz chcę siwe.
Jezusie, Raf, w myślach mi czytasz. Toż to samo sobie właśnie pomyślałem, jak wszedłeś. Mała szarość. Oczywiście tylko na tych, co masz na blond, na reszcie dekolore nie chwyci, chyba za ciemne masz, skąd rodzice, z Portugalii mówiłeś?
Ale tu z przodu na tym blondzie będzie pięknie! Byłem na szkoleniu i pokazywali, jak to działa, ten nowy system. Do tego sam pielęgnuje włosy. Ale będzie ładnie wyglądać z tą bluzą co masz dziś. Raf, ale jestem szczęśliwy! 15 minut dla pani, 15 dla Doti i i biorę się za ciebie, też będziesz zadowolony, zobaczysz!

Tuesday 16 January 2018

deża wi

Deża wi - głosi Ana.
Deża wi, powtarzam.
Deża wi, powtarzają z odpowiednio lepszym akcentem maluch belż. A co to, mamusiu?
Takie coś, co już było.
A co było, mamusiu?
Manifestacje synku. Dla pań.
Aha, te w czarnych koszulkach?
tak, te  i inne.
I znów będą.
O, i to jak. W Polsce D zimno, że hej, ale idą, miasta i miasteczka. Brawa wielkie. 
To i lokalne feministki na ef pisać dziś wiele nie będą, tylko tyle, by zachęcić do spacerów pod ambasadę naszego kraju, tzw. tego kraju, w tę wietrzną, styczniową środę - taki mesydź sprzedaje mi z rana Ana Martin, zmartwiona niedomagającą dzieciarnią i epidemią grypy, co nam tu po australijsku psuje manifowe brukseńskie plany.
Działajcie te i ci, które i którzy możecie. Polki we wszystkich odmian Polsk wam za to podziękują, lub nie, cudów się nie spodziewajmy, ale przynajmniej nie będzie się czego wstydzić przed lustrem lub samą sobą.
I młodością, co to nadchodzi. kto, jak nie my.
17 stycznia, środa - Dzień Polki. Wolnej Polki.
Jak Ksenia, Ana i reszta Sanżila oraz okoliczności.
Zapraszamy pod ambasadę, zwłaszcza po pracy. 

flor

Naprawdę, nie przypominam sobie, by w tzw. tym kraju, w międzyczasie zwanym niestety Polską D, miski wybierano w styczniu. Szczególnie teraz, gdy przybyło świąt i naprawdę, ledwo czej królowie zaliczeni, a tu już by czeba nominować czy delegować czy królowe. Nie, tak być nie może.
Za to w Sanżilu i w okolicznościach jak najbardziej tak i oto mamy nową miskę belż. I to od razu jaką. I jaką aferę!
Pani jest młoda - jak to miska. Pewnie nawet nie pani, tylko panna, mamzel niejaka, poprawia mnie Ana Martin. Miski to zazwyczaj nie-mężatki, co jest oczywiście dyskryminacją mnie przykładowo, dodaje Ana; ale nie to, bym się wybierała, czy też rozbierała na scenie przed gronem ekspertów czy innego dziadostwa, zresztą i tak właśnie w Belgii mają tego zabronić. Też ohydna dyskryminacja, swoją drogą, w sensie: krajów, gdzie miski wciąż muszą paradować nago.
W każdym razie nasza ta tu pochodzi z Antwerpii, Anwersu znaczy się, ale jej rodzice już niekoniecznie, w sensie: matuś tak, ojce za to daleko stąd, bo jak mi Ana Martin na globusie pokazała - to te wyspy filipowe naprawdę daleko. A ojciec stamtąd. Miska w połowie więc też, przynajmniej w rysach. Na buzi.
Które są bardzo przyjemne dla oko, pięknawe wręcz doprawdy, i mimo że być może nie paradowała ci miska w łykend na golasa - to i miską została.
Filipińsko-flamandzką. Ciekawie czyly.
I wybuchło. 
Co wybuchło? Szaleństwo?
Ano nie. Rasizm wybuchł. Mianowicie miska o pięknym imieniu Flor, kwiat czyly, stała się przedmiotem rasistowskich ataków. Że taka belż nie może być. Taka nieswojska jakoś.
Nie Flora to żadna, nawet bez a, tylko Andżelina najprawdziwsza, poprawiam Anę. Po światowemu. 
Ok, na Sanżilu to Anżelina.
Co nie zmienia wiele dla rasizmu oczywiście.
Co se wybuchł w sobotnią noc na forach i takich tam.
A tu niespodzianka. Flora zahartowana dzieciństwem, gdzie też się wyróżniała filipińsko. Odważnie powiedziała, że nic sobie z tego nie robi. Że będzie dobrą miską dla belż wszelkich, takich i owakich.
Poparli ją politycy prawicy. Na wyścigi wręcz się puszą na tłitują na tak. Że nieładnie tak mówić, że ona z Flipin, to nie może. Bo może jak najbardziej być belż. O więcej takich belż prosimy!
I tym samym odwraca się los. Bo rok temu to sama miska belż atakowała. Blond ci była i nie-blond byli jej nie w smak. A tym razem - to miskę atakują.
Niełatwo być miską, to pewne.
Dobrze, że nie startujemy. 

Monday 15 January 2018

blu

Na początek zagadka. Jaki dziś dzień mianowicie.
Uwaga, uwaga. Spisuję uważnie, nie ma łatwo, skomplikowali. Zaraz się okaże, tylko se wyliczcie. Z tego tu to równania nierównego mianowicie.

W + (D-d)]  x Tq
______________
M x Na

Tak z grubsza to wygląda. Między górą a dołem jest kreska, owszem, to ułamek, heloł, przypomnijcie sobie, było w szkolnictwie, a jakże, i to wcale nie wina Polski D, przynajmniej raz jeden, x 1 czyly, jeśli nie pamiętacie.
Zaczynamy. W to pogoda. Ana Martin mówi, że wszystko dlatego, że to nie z polskiego, nawet nie z francuszczyzny ani z tego drugiego sanżilowskiego dialektu, tylko skąd innąd, mianowicie z angielszczyzny.
D i małe d to duży długi ten mniejszy nieco, który spłacimy być może. Choć nie wierzę za bardzo. Tu litery się pokrywają z polszczyzną.
T to czas. Litera pokryta z francuska, tąpem mianowicie.
Przy tompie, tajmie, jak mi się tu mądrzy Ana, miałabym dać małe ku, q, w potędze, ale że nie umiem, to tylko tak se dopisałam tu. Q to to ilość dni, czyly 15, bo dziś 15, od kiedy zaprzepaściliśmy postanowienia noworoczne.
Czyly od kiedy nie biegamy, choć mieliśmy biegać. Heloł, mówicie, że nie 15, tylko nieco mniej, jakieś 14? Niech będzie. I tak wyjdzie piękna potęga.
Potęga niemocy.
Mojej, waszej, naszej wspólnej. Sanżilowsko-okolicznościowo-światowej. Którą to świat właśnie se w dzisiejszy poniedziałek uświadomił. Jak co roku, w drugi lub czeci poniedziałek stycznia.
To zakończę odczytaniem M i N z małym a. Ogarnę je wspólnym mianownikiem, jak na ułamek przystało: niski poziom motywacji. Zapewne N wzmacnia M, tak nisko nam tu dziś.
Na Sanżilu: szaro, niedeszczowo, wietrznie, pół zimno. Wszystko jasne, choć ciemno poniekąd za oknem?
Odpowiedź: blu mandej. Znów.
Blue Monday, każą pisać i cierpieć. A jakby nie można, bo gotowość konieczna, pralkę ma zwieźć krefel. Windą. Dźwigiem. Będzie się działo, oj!
Jako że to blu mandej - jeszcze mniej wiadomo, czy się uda.
To i se pocierpię bardziej.

Thursday 11 January 2018

średniak

Ano Martin kochana, matko kochana, wszyscy święci i czej królowie - tak mówię, bo nadal przeżywam, co to się wczoraj byłam dowiedziała z rana od Any. Mianowicie, że w dzień w pracy da się nabić dziesięć tysiaków. No prawie, bez 30 ojro.
Ksenio, musisz stawić czoła faktom. W imieniu naszych tu czytelników i czytelniczek, co to należą do Sanżila i okoliczności i tym samym zaliczają do zarobkowej średniej krajowej belż.
Oto reszta faktów i szokująca prawda: średniak belż zarabiał w 2016  44, 374 ojro rocznie. Oznacza to, że taki CEO, szef jeden z drugim z bel 20 bardzo bel, bo o o nich mowa, potrzebował w tymże właśnie roku 2016 5,57 dnia, by zarobić tyle, co średniak w rok. Czyly zakładając, że zaczął od poniedziałku, to w następny poniedziałek po obiedzie, zakrapianym pewnie z tych tysiaków, już miał w kieszeni średniaka. No, trochę po obiedzie, po kawie powiedzmy, bo jeszcze tę musiał wyrobić tę końcówkę. Siódemkę.
Dla porównania: w 2015 r. musiał jeszcze se zaliczyć wtorek, prawie cały, bo 6,79 dnia. Też mało, ale jednak więcej.
Czyly jeszcze inaczej: w 2016 r. CEO bel zarabiał 46 razy więcej niż sanżilowski średniak. W 2015 r. - 38 razy więcej. Też mnóstwo, ale niejako mniej.
No i dwa miliony rocznie się należą. Tak można żyć!
No i to by było na tyle szoków finansowych.

Wednesday 10 January 2018

bel 20

Bardzo to amizą, fronszmą - tak powiedziała zapewne niejedna labelż do niejednego lebelż wczoraj w metrze głównie, gdzie to naród oddaje się lekturze metra właśnie, czy to w francuszczyźnie, czy to w drugim dialekcie. Na zielono lub na niebiesko czyly - dla tych, co chcą szybko odróżnić, o co chodzi.
Język różny, treść ta sama, potwierdza Ana Martin, znawczyni. Języków i nie tylko, wszystkiego ogólnie.
A treść na drugiej stronie szczególnie amizą, fronszmą. Kiwał naród głową ze zdziwienia, oj kiwał na całego. 
Lud pracy kiwał, prostuje Ana Martin. Co to do pracy się udawał tymże metrem z metrem w dłoni, ręku lub ręce.
Napiszę więc skrótem, bez komentarza też prawie.
Otóż wczoraj, czy nawet wręcz w poniedziałek, co wszystko - dla przypomnienia, jakbyście już myślami byli w wiośnie - mieści się jeszcze w 1. dziesiątce dni roku - otóż przedstawiciele Bela 20, dwudziestki bel bardzo bel, jak się okaże za chwilę - zarobili tyle, co przeciętny pracownik belgijskiej budżetówki przez cały rok. 
Tak, dobrze czytacie: do 8., ewentualnie 9. stycznia tych 20 belż z bel bardzo bel zarobili tyle, co średniak belż z Sanżila i okoliczności.
Nie wierzę. Pokażcie.
Kopaż mamo, zgłasza się świeżo upieczony czylatek.
Kopazuję. Oto liczby. Oraz liczne skróty. Sami se odszyfrowujcie.
CEO jackpot day - najpierw przepiszę bez błędów. Roman, to z angielska, co? Co oznacza?
Że szefostwo wielkich firm, tych 20 bel bardzo bel i belż zarazem, mieli w tym tygodniu miłą niespodziankę. Zarobkową. Mianowicie ich zarobki wzrosły do 2,08 miliona ojro rocznie, co oznacza zwyżkę o 25,7% w stosunku do zeszłego roku. Tak, dobrze czytacie. Dużo zarabiali, a jeszcze im wzrosło. Inaczej: za dzień pracy dostają dokładnie 7969,35 ojro, żeby nie było, że pełnych dziesięć tysiaków, no co w końcu, oburzy się jeden bel z inną, choć kobiet tam niewiele wśród tych 20 bel, oj niewiele. Kolejny minus, tak na marginesie, dodaje Ana.
Jezusie, muszę się otrząsnąć. Jezusie. Czymajcie mnie, czej królowie. Dziesięć tysiaków za dzień w biurze? A ja ile zarabiam?
To Ksenio zaraz obliczymy. I jutro podamy. Ale cudów nie będzie.

Tuesday 9 January 2018

biegiem

Nowy rok 2018 objawił się w całej krasie całą masą postanowień, co widać na ulicach Sanżila i okoliczności. Bo lud ruszył.
Biegiem. Na zielono. Sapiąc. Dysząc. 
Chudniemy ani chybi.
Lud, dziwi się Groch. Nie ma ludu mamusiu! Stopniał.
Ale był.
Grochu, to lud to ludzie są też, ludzie, prawda mamusiu? O tu taki pan biegnie. I pani.
Właśnie, biegną. Ilu to ja już dziś biegaczy naliczyłam. Gdzie człowiek nie stąpnie, ktoś na niego wybiega. W nowym odzieniu, po czym widać, że to wszystko postanowienia noworoczne  - wzmocnione świątecznymi, markowymi prezentami, jeszcze bez przecen, porfel to odczuł, oj oj, ale co, takk zwane święta mają swoje prawa, czeba wydać!
Już to widzę, jak jeden z drugą lub na odwrót odpakowywał prezenty, jaśniejąc z dumy, że w tych portkach i kurtce, specjalnie ocieplanej, lecz przewiewnej zarazem, osiągnie czasy olimpijskie prawie że, śmieje się Roman.
Jak ja zupełnie, który to w 44. rok żywota wstąpiłem byłem w czech króli!
Ano, dumne jesteśmy, że z Sanżila, a nie zdziadział, jeszcze w 43. dał radę zapisać się na boks, zupełnie jak co poniektórzy rodzimi literaci - i podoba mu się, więc i Ana szczęśliwsza, że rodzina idzie ku dobremu, dobra zmiana po prostu.
I jeszcze Fjotra wciągnie, jak to hipstersko po gejowsku na Sanżilu wolno.
No i przecież tatuś też biega, przypomina sobie Iwonek. Prawda tatusiu? I kurtke nawet mu pan listonosz wczoraj przyniósł.
No widzisz, jak się pięknie wpisałeś w Sanżila, nawet żem nie pomyślała, że tatuś też coś postanowił, i to tak ala belż od razu, jakby się normalnie rodził w samej Brukseni, a nie dawnej Polsce Bb przecie - i to od razu biegiem! Zupełnie jakbyś się cieszył z tych wesołych świąt co najmniej.
O, następny lud biegnie mamusiu, pokazuje rozbawiony Iwonek. Ale ma ładną bluzę! Czy to mój tatuś?

Monday 8 January 2018

2018

Ale fajnie, święta można zacząć! donosi Ana po powrocie ze szkolnictwa, co to się nam dziś rozpoczęło po przerwie sylwestrowej i daje wreszcie odżyć umęczonym opiekunom, zazwyczaj łączącym się w jednej roli z rodzicami.
Długie te przerwy na Sanżilu i okolicznościach, wzdychają wszystkie i wszyscy, z jednej strony zadowoleni, bo paczą se na uśmiechnięte i rozkrzyczane dzieci, co to nie muszą wstawać głęboką nocą o siódmej przykładowo, lecz już o siódmej dziesięć  jak to w wolne, i piżamują se następnie spokojnie do południa, oczywiście nie u dziadka w Polsce dawnej A, bo to sodomiaigomoria, za to u dziadka w dawnej Polsce D już tak, bo sodomia to niejako mniejsza.
Z drugiej strony jednak dużo tego wolnego, a nie korzysta się z niego dla siebie, opiekuno-rodziców czyly, nerwy są; cały czas, w starym i nowym roku czyly, czeba się napinać, wymyślać rozrywki, w rodzaju kopalnia, kanary, sylwester, zimne ognie, gorące ognie, galety czech króli, narty bez śniegu, bo skąd go wziąć, albo w takiej ilości śniegu, że też nie ma jak jeździć, bo tylko zakopać się idzie, jezu, ciężko! Niech już ta szkoła przyjdzie, krzyczała niejedna i niejeden też.
To i przyszła. Zaraz po czech królach.
Iwonek i Groch wręcz radośni na widok powracających kopan i kopin. Bo lubią się, ile można świętować. Bonżur lekopan zaraz zaśpiewają w maternelach.
Stąd i łatwo i gładko poszło pierwsze noworoczne wstawanie na akord, ocenia krytycznym okiem Ana, bezkrytycznie na luzie teraz se siedząca w leiku na Fore, koło wystawionych na nielegalu śmieci,  i czekająca na taką jedną urodzinową, by ją obdarować urodzinowo-noworocznie na 2018 rok, i wspólnie się rozkoszować wolnością.
Chwilową, kilkugodzinną, od dzieci, w sam raz taką, by się można ucieszyć, jak się te dzieci znów zobaczy. I znów nadenerwuje nieco, z poczuciem wstydu, bo w nowym roku można by inacej.
A nie da się jakoś.
Więc potem można się rzucić do kompa i kupować bilety do jakichś zamorskich krajów, by je oblecieć w inne zbliżające się wielkimi krokami ferio-wakacje. Co to już zaraz przecież.
Bo dużo tych świąt, jak już pisałam. Dzieciarnia się cieszy, rodzice mniej.
Ale już tak będzie, w 2018 i później. Szczęścia!