Wednesday 28 February 2018

na sklep

Przyjdę jutro do was na sklep znów, zapowiada różowa czapka. De tut fason teściowa przyjeżdża i jeszcze nie wie, że jej dzieci zostawiamy, ale jutro ją tu do was wezmę, by zobaczyła.
Ale co.
De tut fason sklep. A ten sok alowera macie? Alewera, no jak to się nazywa?
Aloewera. Tak jest, ale tyle towaru mamy, żem nie miała gdzie wystawić. Dać?
Sawa, sawa. Wezmę, mam ochotę się napić. Dwa. Zaszaleję sobie dziś. Teściowa przyjeżdża, mówiłam?
Ale dacie jej pieniądze za to?
Pół na pół. Z Jankiem jedzie, tym wąsatym z Sanżila. Tam go w sklepie spotkałam i spytałam, a on, że sawa, nie ma problemu. Znacie go.
Taki stary?
Nie, taki z wąsami.
Nie, to chyba jakiś inny Janek.
Aha, jeszcze płaty te no…śledziowe. Macie?
Mamy.
To ze czy, by było. Albo nie, nawet cztery. Albo i pięć. Albo nie, zostaw sobie, bo czy to jeszcze komuś sprzedasz, a tak dwa to już nie, nie ma problemu, bym ja mniej wzięła.
Zut! Torba.
Tu ci wsadzić?
Tu, jak się zmieści. Jezu, bliżej wakacji, to już tyle nie trzeba będzie nosić.
A dziś wieczorem gdzieś idziecie?
Nie wiem jeszcze, bo teściowa przyjeżdża, mówiłam wam. Może razem z nią usiądziemy i się napijemy po prostu, a wy?
Jeszcze nie wiem też.
Bo się ładnie ubrałaś, że hej Andżela, to co?
No nic.
Opowiesz?
Przyjdź jutro na sklep, to opowiem.

Tuesday 27 February 2018

worteks

Ani chybi, słowo roku się kroi. a lutego, to już na bumcykcyk stoprocent i w ogóle.
Worteks, nie ma dwóch zdań, ani czech. Kto nie słyszał - to trąba.
Trąbią o wortkesie, jak Sanżil, Bruksenia i okoliczności długie i szerokie.
Zaczęło się od pogody. Jak zawsze.
Nie ma dwóch zdań, jest minus. I to nawet piętnastka. No i co. Bo zima jest, heloł! Worteks zwykły, mówiłam! Wir tak w ogóle. Zawirowanie. Zimowe.
Idzie luty, podkuj buty! Przysłowia mądrością! Było starszych słuchać.
Ale jak, skoro ojce i matki daleko.
I dobrze, wyrywa się Anie.
A z worteksem takim tymczasem - każdy radzi se, jak daje radę. Lub nie. Nie radzi, znaczy się.
Na ten przykład, ta z Gejowej - odradza Anie jazdę na rowerze, mimo że strajk i by wypadało. Co ty Ana, tak do słuchawki - osiem na minusie ma być! Zapalenie płuc jak nic.
To ubierz się przynajmniej. Lub bynajmniej? nie wiem, co mówiła, ale mądra, doktora, to i pewnie wie, co..
Dzięki mamo, wyrwało się Anie.
Gejowska się zaśmiała i zapowiedziała, że ona metrem, owszem, mimo strajku spróbuje.
Tak, można wyjść na takie zimno i się przeżywa, napisała z kolei po sąsiedzku Eszetcezet. Z tonu wpisu Ana wnet wnikliwie wywnioskowała na to, że też ktoś się dopytywał, jak se radzi. W worteksie tym całym, co tu nam zamieszał, zawirował i nie odleciał bynajmniej.
Pociesza to, że wpis na fejsie w angielskim, czyly może nie tylko Sanżilaki nadają na pogodę.
Która piękna, ale zimna. Worteks, wiadomo. Więc znów źle.
Przecież do kresza nie przefrunie Eszetek mały, chyba że, co? Tłumaczyć się jednak matka musi, że na zimno daje dzieciarnię.
To tak jak my przecie, raduję się. Deszcze nie deszcz, światło nie światło prosto w oczy, jak mawia Groch, śnieg nie śnieg, mróz nie mróz - punkt ósma siedem jakieś odbywamy rowerowy wyjazd do szkoły. Nie ma lekko.
Ale przecież nie przefruniemy, heloł!
Więc Iwonek nieco pojęczy, że zimno w rączki, Groch zażąda w końcu rękawiczek - ale inaczej, niż pieszo się nie da. Jak od wieków! Nawet na Sanżilu i w okolicznościach - zima jest!
Nie rozumiem tego narodowego zdziwienia a la belż zupełnie. Toż było buty podkuć, przysłowia ostrzegały!
Worteks .
Bynajmniej pięknie brzmi. Zagranicznie. Tajemniczo. Jak poezja wprost. Pasuje na słowo roku, że hej. A lutego - to już na pewno.
A to wir zwykły tymczasem.
Też się zdziwiłam i oklapłam, znam to uczucie. Gdzie wir, gdzie worteks w końcu.

Monday 26 February 2018

nuda

Mamusiu, rubię Izraer.
Co synku?
Ten kraj rubię. Izraer. W Belgii mi się już nudzi. Tam jest fajnie, basen jest i można chodzi po chłopaków, tak sobie do drzwi pukać po prostu do nich, i są rekiny i delfiny, a nawet wielbłady, fajnie jest, a w Brukseni nie jest. Czy możemy teraz mieszkać w Izraeru?
Nie możemy synku niestety.
A dlaczego? Bo nie znamy języka czy dlatego, że tu jest moja szkoła? To się nie martw mamusiu, wystarczy, że powiesz, że ja już nie będę chodził do ekol numero trła i już.
Pani by była smutna, synku.
Oj nie byłaby by, ona też ma takie włosy, jak w Izraeru widziałem na dziewczynkach, może by mogła z nami pojechać. Czy madam Pat mówi po izraersku?
Chyba nie synku.
Ojej, to szkoda faktycznie. A może by się mogła szybko nauczyć, w tej szkole, co jest koło Berkendala i mówiłaś, że tam uczą właśnie mówić w tym języku, jak on się nazywa, arabski zresztą? Ta szkoła, co tam panowie jej pilnują z karabinami. Ten język, no powiedz?
Hebrajski synku.
Aha, ale ma też inne litery, prawda? To ja bym chciał je znać, piękne są, zresztą je odrysowałem i posypałem brokatem w miniklubie, pamiętasz?
Pamiętam.
A czy ja mógłbym w środę nie chodzić do mojej garderi, tylko do tej szkoły? Uczyć się tego harabskiego?
Chyba nie.
Dlaczego?
Ciężko wytłumaczyć, ale coś mi się wydaje, że chyba byś tam nie mógł chodzić.
No ale dlaczego?
Bo oni tam chcą, by tam chodziły dzieci z Izraera. I ich pilnują karabinami właśnie.
To te dzieci codziennie przyjeżdżają do szkoły z Izraera? Jak to? Chyba samolotem? To przecież bardzo daleko! Przecież lecieliśmy osiemdziesiąt godzin albo sto minut!
Nie, nie przyjeżdżają z Izraera, ale jakby chciały - to by łatwo mogły zamieszkać w Izraeru.
Jak też tak chcę! A my nie? Poproś panów!
No jakoś nie.
Ale dlaczego?
Synku, to skomplikowane. Ale obiecuję ci, że jeszcze tam pojedziemy.
To dobrze, bo ja tak rubię Izraer!

Thursday 22 February 2018

zbir

Ana Martin twierdzi odgórnie, że finansowo to już nas niewiele co zszokuje na Sanżilu i okolicznościach, ale ja uparcie twierdzę inaczej, że szukajmy, a znajdziemy, i oto proszę, mam dowód, wystarczyło otworzyć z rana lalibra i samo wskoczyło w oko.
Trzysta tysiaków za rok. Czysta, tak, dla Krakowa i innych okoliczności Roman. 300000, dla tych, co im imponują zera.
Co czysta?
Tysięcy. To pensja. Roczna. W tym wat. Vat. VAT, a nawet TVA, jakbyście już byli tak brukseńscy, co poniektórzy, i lepiej wam szło rozumienie takiej polszczyzny matczyzny, jak ta moja, udziwniona a la Ana, ale ona jest większą dziwaczką, mówię wam no normalnie, dziwoląg i niejadek jeden, i wracam już do tematu.
Więc tak, owszem, padło info, że jeden pan, na kontrakcie legalu, zarabia se w Brukseni 300000 tewea compriz. I jest to specjalista od długów, żeby nie było.
Czy ja dobrze słyszę?
Dobrze Roman słyszysz. Specjalista, zwany także czasami swojsko ekspertem, zgarnia od miasta, a może bardziej regionu, 300000 rocznie. Tewea kompriz.
Kto to?
Już spieszę donieść, donosi spiesznie i usłużnie Ana. A więc ponad 20 lat temu Bruksenia uznała, że czeba kogoś, kto by ściągał długi z 19 gmino-komun. Ustalili, że będzie to sbir, na nasze: zbir.
Srib Ano, tu widzę.
Niech będzie jednak zbir, i rymuje się, i pasuje, czego więcej trzeba.
W 2003 r. zbir uznał, że zatrudnią se jakiegoś andepądą. Wiadomo, nie jakąś, ekspert to ekspert, a nie ekspertka jakaś, nawet w przededniu dnia kobiet. Bez przetargu. Tak na szybko znaleźli, chętni pewniakiem byli. Zatrudnili.
I płacą tyle?
Płacą.
Za co? Za odbieranie długów? Z tych długów?
To jest najlepsze w całej historii. Budżet zbira wynosi 500 tysiaków rocznie. Dwie osoby przez niego czy w nim zatrudnione - zarabiają te 500 tysiaków właśnie.
I nikt się nie burzy? A długi co?
Na razie wyjaśniono tylko, że to żadne czysta tysiaków, halo, co za oskarżenia, ale wy jesteście; to przecież tylko 250, bo tewea można odzyskać. Heloł! Gospodarni jesteśmy heloł?
Naród belż co na to?
Jeszcze nie wie tak naprawdę. Sprawa dopiero wypłynęła. Wyjaśnień brak. Szok jest. Niezgoda jest.
I zbir jest.
Niejeden ci on.

Tuesday 20 February 2018

ideał

Wyszło słońce, zmroziło Sanżil i okoliczności i od razu zewsząd napływają pozytywne wieści. Oczywiście nie wszystkie odnoszą się tylko do Sanżila, heloł, aż tak dobrze to nie ma, ale co, cieszyć się szczęściem sąsiada to już nie łaska, czy co?
Cieszymy się, cieszymy. Z ikselowskiej honorowej plakietki, co to ją wysokie komisje przyznały sąsiedztwu za wcielanie w życie ideału.
Że za co przyznały niby?
Za wcielanie w życie europejskiego ideału różnorodności.
Ludzkiej.
A co to znaczy, mamusiu?
Że w Iksel mieszka bardzo dużo narodowości. W sensie: ludzie bardzo różnie wyglądają. 
Aha, że nie wszyscy mają tylko żółte włosy?
Ano właśnie, na przykład. A jeszcze bardziej: że nie wszyscy mają jasne buzie. To by miało oznaczać. A tak - to moim zdaniem komisje zatrzymały się w połowie drogi.
To kto tam mieszka na tym Ikselu mamusiu?
175 narodów!  krzyczę. 
Ksenio, tylko nie tak entuzjastycznie. 175 narodów - ale tak naprawdę policzyli głównie białą Ojropę. Proszę bardzo:
11067 Francuzów
4153 Włochów
2516 Hiszpanów
1929 Portugalczyków
1781 Niemiec
1577 Polaków.

Zwą się oni bardzo ciekawie: nie-belgijscy-Europejczycy. I łącznie jest ich ponad 30 tysiaków. W samym Iksel.
I za to ich uhonorowali.
A mnie zastanawia, dlaczego plakietki nie przyznano Sanżilowi?
Oj, na to wysokie komisje jeszcze nie są gotowe. Różnorodność różnorodnością, byle by nie było zbyt różnorodnie - to jest ideał.

Monday 19 February 2018

koty i kangury

Wcale, ale to wcale nie jest tak, że jak luty, to zaraz marzec i wiosna ludów bez lodów oby, czyly i koniec niespodzianek, bo wszystko, co trzeba, już było w nowym roku, czyly w styczniu, powiedziałby niejeden.
Wcale a wcale nie.
Natenprzykładowo na Sanżilu rekord goni rekord, a czytamy o nich dopiero teraz, jak to już urzędy wszystko popodliczały, co trzeba ukryły, a resztę podały ludowi przed wiosną ludów jeszcze, by głowami kręcił, co to w tej Brukseni się dzieje. No i Belgii też.
Ledwom doczytała o sukcesach tych, co gonią niby-chorych na zwolnieniach, jak dają na czarno, a właściwie szaro - a wykryto tychżeto przestępstw na 260 milionów ojro, miljonów, powtarzam, nie tysięcy bynajmniej - a już znów nie wierzę swoim oczom, i aż muszę dopytać Any Martin, naszej miszczyni językowej, co i bez języków wszystko wie i rozumie najlepiej - muszę dopytać mianowicie, czy ja to dobrze widzę, że jeszcześmy na Sanżilu i okolicznościach nie wyszli oficjalnie z kryzysu, a już naród rzucił się na kupowanie mieszkań, zupełnie jakby w kryzysowych czasach było za co kupować, tak w ogóle i na marginesie.
Ale widać jest, bo Ana potwierdza, że w zeszłym roku w Belgii kupiono i sprzedano rekordową liczbę mieszkań i takich tam większych posiadłości zapewne. Ogórd panie i pani, ogórd, dla dzieci przydałby się. Co oczywiście oznacza, że ceny rosły nieustannie, co Ana?
A jakże. nawet nie znając dialektów można od razu to wykoncypować, ale pacz mi to no Ksenio, jak to pięknie zapisali: ceny domostw rosną o 2,5 % w rocznym rytmie. W Walonii przekłada się to na 183445 za dom, a w Brukseni - tak, i to nie będzie pomyłka, ta 4 na początku - 429689 ojro za sztukę domu.
Podaję dalej: mieszkanie w Belgii kupicie średnio za 215440 ojro. Okazja wręcz! W Walonii najtaniej: zwyżka o 3,4% daje raptem 172367 ojro. Na Flamakowie, Flandrii, ups, przepraszam Ana, o jezu, co tak patrzysz, Flandria, wiem, Flamandia od razu, też se podwyższyli ceny o 2,3% co dało 220268 ojro, a Bruksenia rządzi jak zwykle, podwyższa o 3,2% i mamy - fikumiku! - 234736 ojro.
Na mnie to robi wrażenie! To, pokazuje Ana, wyraźnie pod wrażeniem: w ciągu 5 lat ceny mieszkań w Belgii podniosły się o 7,6%.
To i tak nic, krzyczę aż: bo domy o 8,6%!
Ksenia ma więcej, Ksenia jest pierwsza, tańczą z radości Groch z Iwonkiem.
Ale ja mam fajny koniec za to, przebija mnie Ana.
Jaki mamusiu?
Mianowicie, że kupowanie jest modne. I to nie tylko domów, tylko - uwaga synkowie  - nie wymyślilibyście czego: pokoi hotelowych, garaży i pokojów w domach starców. Oraz kotów i kangurów. Mieszkań tego typu znaczy się.

Czyly czego?
Ha! Czegoś małego - tak najkrócej.
To teraz się mieszka w kotach i kangurach mamusiu? Jak to ? W brzuchach ich? Nich?  My też tak chcemy!
Świetnie się składa, maluszki, bo obawiam się synkowie, że jak będziecie duzi , to na tyle was akurat będzie stać!

iżraer

Wrócili Ana z Roman z tych tam Izraeli na Sanżil, a tak naprawdę to od tych tam, wiecie,  mieszkańców, powiedzmy; jak Sanżil też w sobie ż mają, a że w Polsce D tyle piszą o nich ostatnio - to bez słów wiecie, od kogo wrócili.
Zachwyceni, dodam. Iwonek z Grochem rozkochani w delfinach i rekinach i w małych kolegach. Ana rozkochana w soli i błocie, jakimi się tam wysmarowała z Wezembekową na czarnoprotestowo. Roman zachwycony spacerem z Wezembekowym po pustyni, czerwonej i bez protestu; bóg jeden wie taki czy owaki, co się tam stało między nimi, objawienie czy mojżesz niejaki, ale jedno pewne: wszyscy chcą wrócić do Iżraeli.
Do Iżraera mówi się Ksenio, ja już umiem r polskie i francuskie i belgijskie, bo mam pięć i pół, i umiem powiedzieć, że ten kraj koło Afryki i Egiptu za płotem to Iżraer. Jeden.
Tak! Tam są ryby i meduzy w morzu.
I nie można jeść kalamarów. Karamarów Ksenio pan nie chciał zrobić wiesz, bo powiedzial, że nie koszer są, co to jest koszer - zapomniałem, mamusi spytaj; i szekli moich za nie nie chciał, więc wrzuciłem je do basenu. Ale wyłowiłem.
Bo w Iżraeru jest Ksenio bardzo gorąco. Pływałem.
Ja też pływałem w małym basenie jak żyrafa.
Jezusie, znowu ż. Chyba dziś się nie uwolnię od ż.
A jeszcze nawet nie zaczęłam pisać, jak to nas przywitano na Sanżilu, przez telefon jednakże, po powrocie, na luzie, ofie zupełnym, jakby to były normalne słowa, a nie są: i jak was tam ży...przyjęły?
Ana myślała, że padnie.
Ze wstydu.
Dzieci nie zrozumiały.
Ja zrozumiałam, że mówić tak nie można.
Roman zmilczał zły. Żły.
Izraerowi to na złe nie wyszło. Słowa na ż znów w prasie.
Witamy po feriach. A na nowe ferie - znów do delfinów i rekinów!
Iżraer jest fajny. 

Monday 5 February 2018

posmarow-ana

Ale ci Ano posmarowano, nabijamy się!
Paczcie sami, na co przyszło: nie chciała Ana Martin sławy, no to się doczekała. Jej. Sławy czyly.
Zawsze tak jest, mówią najstarsi górale.
I to jakiej sławy. Komisyjna!
Oto w grypowy, armiagadzinowy tydzień Roman doniósł, że na wysokiej komisji zasiada Ana Martin.
Nasza niby. Swojsko zabrzmiało poniekąd.
Ale coś się nie zgadza. 
Że dr? próbuję. Ależ Ksenio - grzmi Roman i zabija mnie wzrokiem nieco - Ksenio! no co ty, dr zgadza się, nasza Ana w doktorostwo poszła już ponad 10 lat temu. Doktorostwo-dżenderostwo nawet.
Dr drowi nierówna. Ana dwójka bowiem leczy chyba; nasza co prawda też - ale po swojemu, a dwójka po prawdziwemu. Dyplomow-ana lekarka czyly.
Od medycyny pracy, o!
Dwójka francusko-angielska? No może jakoś słabawo faktycznie w porównaniu do naszej Any sanżilowskiej, która ogarnia większość języków światowych. I to skromnie licząc, ho ho.
To nie to. Tu też od biedy się zgadza.
Że dodali nazwisko, z grubsza oznaczające biel, twierdzi Ana, ogarniająca te wszystkie języki, jak wspomni-ano Ano?
Nie.
O, już wiem. To zdanie ostatnie chyba. Takie nie-anine.
A co piszą? O mnie? Znaczy się: o mnie dwójce?
Trochę niezrozumiale. Ana niezrozumiana. 
Lub po prostu: takie czasy, taki klimat mamy. W dniu tańca za miliard, co to ma nam przynieść więcej równości - zastanawiające jednakże bardzo.
Oto zdanie anonsujące - ananasowe - anansujące wręcz - przybycie Any Martin dwójki na wysokie komisje zapowiadane jest następująco:
Ana Martin przede wszystkim dba o dobrą atmosferę w pracy, która - jej zdaniem, Any Martin - stanowi jeden z najważnieszych czynników udanej pracy.
Pełna zgoda, cieszy się Ana nasza. Dbam wszak!
Czekaj: 
W czasach ogólnej światowej tendencji społeczeństw do indywidualizacji i braku solidarności, Ana Martin podkreśla wagę bardziej ludzkiej komunikacji, bliskiej ludowi - i to odnalazła w nowej pracy. Witamy więc ją radośnie!
Ale posmarowali. Komisja Anie.
Ana posmarowana!

polar

Można by pomyśleć, że w takim dniu, a dzień ten jest dniem rozpoczęcia ważnych procesów, zwalniania z braselserlajns, liczenia magritów i takich tam innych nagród kinowych, składania wniosków o dofinansowania na ef - myślałaby więc która, Ana Martin czy inna Ksenia przykładowo, że labelż i lebelż będą szaleć na temat powyższych tematów.
Że w pierwszej piątce najczęściej czytanych kawałków na lesłarze i lalibru - to dla tych bardziej lewicowych, ale mimo wszystko mejnstrimowo poprawnych - znajdą się więc samoloty, Syria z filmu, co zgarnął 6 nagród, troska o krajowe linie lotnicze - no ale nic z tego.
Bo oto nadszedł mróz.
I wszystko się skupiło na nim. 
Frła poler.
Bo za mrozem - słońce!
A za nimi - jakaś chmurka i być może nawet kilka flakonów i to nie tylko w Ardenach.
Flokonów, pardą! Ojej, Iwonku, nie pacz tak na mnie. Floką de neż, wiem wiem, płatki śniegu, żadna mi to językowa nowinka, w końcu nawet na Sanżilu czasami popada na biało i czeba to jakoś po ludzku nazwać.
Do tego: słuchajcie słuchajcie - ma świecić. Szeroko. Słońcem.
Przez cały tydzień!
Mamusiu, wymrozi wirusy i bakterie, prawda? Te od których nam się głowy dyndały cały poprzedni tydzień, prawda mamusiu?
Prawda.
Oj, to dobrze, nie lubię być chory i nie iść na bal karnawałowy, nie lubię!
Więc nic dziwnego, że nie tylko ja podnieconam. Temat pogodowy rządzi w rozmowach i w stibie, donosi Roman z komisji; od razu mniej meteopatów, twierdzi Ana.
Zapowiada się niezły tydzień. Jutro taniec - w czapkach - miliarodowy. W parku tym na Szumanie. W czwartek - próba forsowania granicy do Izraela.
Ale la i lebelż i tak wzruszają ramionami. Sawa. Il fe bo. Frła poler. Sawa.

Thursday 1 February 2018

gdzie można

Dzień dobry, gdzie można się wybrać z 6-letnim dzieckiem w Brukseli? Coś typu muzeum dinozaurów, ale nie muzeum dinozaurów, bo już byliśmy. Coś interesującego, nie jak miniEuropa, baseny też odpadają. To dziękuję za wszelkie informacje i miłego dnia!
Na jednym tchu to padło, internetowym, ale zawsze. Na fejsie. Zastanowiło nas, bo naszym zdaniem tu, sanżilowsko-okolicznościowym, z dzieckiem 6-letnim, dorosłym czyly prawie, w Brukseni i w okolicznościach, miejsc nie brakuje. Urodziny za urodzinami. Balik karnawałowy jeden goni drugi. Wykład na aninych uniwersytetach zajmuje całą sobotę. Do tego goście bez końca. Place zabaw, parki, bary w rodzaju dumatan, du matin w pisowni, gdzie dziatwy więcej niż psów, których też niemało.
A jako ukoronowanie całości: działalność rewolucyjna na ef.
Po dzielnicy, Szumanie, a nawet domach rodzinnych.
Domach naszych rodzin mamusiu?
Nie tylko. W niedzielę syneczku pójdziemy całą grupą wesołą do mezon de la famij, Maison de la Famille, gdzie panie Polki z Belgii i panie belż z Belgii - porozmawiamy sobie, zjemy coś i przygotujemy manifestację.
Taką czarną mamusiu?
Tak, taką czarną, a najpierw - czarno-kolorową. Bo już we wtorek panie Polki i inne pójdą do parku koło tatusia pracy  tak, z 50 w nazwie, tak, przy Szumanie, stacja metra Szuman, oczywiście; założą sobie te ładne czapeczki, co to u nas są w korytarzu w wielkich ilościach, włączą magnetofon, przyjdzie pan z tubą wielką zwaną megafonem - i zaczniemy tańczyć!
Tańczyć? jak rok temu?
Dokładnie tak. Data inna, radość ta sama.
To znów dla pań taniec mamusiu?
Tak synku.
Jak ona się nazywa, raz jeszcze?
Nazywa się miliard. Nazywam się miliard i ja.
I ja!