Wednesday 30 November 2016

na szczęście

Wiedzą panie, jedno, co dobre było w tym włamaniu? Że nie tylko do mnie przyszli, tylko wszystkich tu nas ciągiem, jak jesteśmy, na ulicy obrobili. Na szczęście.
Mariola ąz się uśmiecha z ukontentowaniem, jak to później określa Ana Martin.
Nie myślcie panie, że ja jakaś zła jestem. Nie. Ale już myślałam, że to się na mnie uwzięli. Tacy jedni, albo los.
Bo to drugie włamanie już miałam, jak tu na Alsembergu robię.
A tak na szczęście się odczarowało.
Ojej i nie ojej, martwimy się i nie obie na głos chórem anino-kseninym. Ana tak kazała mi pisać, te -niny na końcu dawać, normalnie, jakbyśmy Ruskie jakieś były, mruczę pod nosem.
Co też słyszy w lot Mariola, z tym że nie do końca, i dodaje: nie, to nie Ruscy byli, ani nie Polacy, bo wódka ze sklepu, co to do się do niego obaj włamali, nie zniknęła. Ani nie Rumuni, oni też równo dają.
Wstyd tak mówić i przykro, ale nasi zawsze alkohol zabierają. Tu nic, więc Albania albo Arabowie jak nic. W dwie ekipy przyszli. Skąd wiem? Ano bo u mnie ślady po wielkim łomie, a u sąsiadki ze sklepu po małym. To przecież by tak nie dopasowywali, tylko na szybko działali.
I powiem paniom, co na szczęście się jeszcze zdarzyło: że nie wyszłam do nich jednak, jako się to działo. Policja tak mówi.
Bo noże mogli mieć, kiwa głową Ana.
Właśnie. Więc na szczęście tylko tak się skończyło. I policja wierzą, i asurans, że nie symulka. 10 lat im uczciwie płace, to zwrócą. Tylko z tymi drzwiami kłopot będzie, wymieniać trzeba. No ale na szczęście tylko tak się skończyło.

Tuesday 29 November 2016

symulka

A ci Cyganie to do pani jeszcze przyszli po weselne fryzury, zaczyna uprzjemie Ana Martin, moszcząc się w mariolim fotelu na Alsembegu. Wiadomo, po 40. to tu strzyka, tu uwiera, z siadaniem nie tak łatwo, podobnie jak z resztą czynności. Za to z życiem łatwiej, bo nic nie trzeba, twierdzi Ana Martin.
Nie, ci akurat nie, zaczyna opowieść Mariola. Ale co innego miałam. Przygodę taką, że hej. Włamali się, widzi pani, drzwi nadal się nie domykają.
Kiedy to było?
W święta, na Tusanta, trochę po, w nocy z czwartku na piątek. 4 listopada. Ja już czuja miałam, że coś się zdarzy, jak zobaczyłam, że na Barierze bankomaty popsute. O-ho, mówię se. Bo normalnie to się za banki biorą, a tu nie było jak kart kopiować. To i do nas przyszli i 4 obrobili: mnie, sklep, picerję i bar.
Ale pieniędzy to przecież tu pani pewnie nie trzyma.
Na szczęście! To co innego wzięli, wściekli musieli być. Golarki, bez ładowarek co prawda, ale i to opchną, jak ktoś głupi. Nożyczki. Takie rzeczy. I drzwi popsuli. Z asuransu przyszli, widzą, że 10 lat płacę, to żadna symulka.
I nic w ogóle pani nie słyszała?
Nic w ogóle! Drzwi do sypialni miałam wtedy zamknięte, bo ta mała psinka mi spać nie daje, ale syn był akurat, wolne miał, to i nocą na komputerze siedział. I on też nic nie słyszał. Dziwne, bo przecież to musiało trwać. 
Pani ze sklepu też nad zakładem mieszka, jak pani.
Też! I też nic nie słyszała.
Policja była? chce wiedzieć zmartwiona Ana.
Cha cha cha, Mariola aż się zanosi. Była, ale co oni mogą? Złapią ich może cha cha. Chociaż nie powiem, mili byli, odciski chcieli wziąć nawet. Ja im na to jednak: bierzcie, ale za klientów zwracajcie. Przecież taki pył to wie pani, ile ja sprzątać będę? Z pół dnia. A kto mi za czesania odda?
Ech, jak nie to, to co innego. 
Kochana, a przekręć klucz, jak wchodzisz, włamanie miałam, to drzwi się nie zamykają.

Monday 28 November 2016

szomaż

Słońce zimowe, ale zawsze, piękne i błyszczące nawet jak mamusia, jak mawia Iwonek, wyszło z rana. Naładowana energią otwieram więc ci ja rodzimą gazetę lesłar, onaljn otwieram, bo na bardumatin i wyrywanie sobie papieru z hipsterami czasu nie starczy, otwieram więc onlajn i też widzę optymizm: w ciągu 23 lat nie zmienił się stan szomażu.
U Walonków ten brak zmian zaszedł. Bynajmniej nie na Sanżilu wprost, raczej w okolicznościach.
Tak to jużem dialekt francuski zapoznała, że tłumaczenia sama wykonuję.
I to kolejny pozytywny znak.
Ale z tym szomażem to nic pozytywnego w sumie, choć faktycznie język artykułu taki, że wydaje się, że należałoby podskakiwać z radości, kątempluje mi Ana Martin znad ramienia. Brak refleksji, czy co? zastanawia się.
A potem tylko gorzej: w Brukseni, czyli w naszych ściśle okolicznościach sanżilowskich, rośnie ci on stale. Szomaż ten. W te 23 statystyczne lata aż o 43%! By nam tu wszystkim na dzielnicy było bardziej przykro - by znów zacytować Iwonka - w tym czasie we Flandrii zmalał ci on o połowę.
P... Flamaki, już widzę komentarze pod postem i pod kościołem w niedzielę. Jak oni to robią? Polakom zabierają pewnie i oszczędzają na wszystkim, Flamuchy jedne! Bogate to, dobrze, że brzydcy przynajmniej.
No ale pracę mają.
Dobrze, że niedziela wczoraj była, to uszy ci pod kościołem nie zwiędną, widzi kolejny pozytyw Roman. Ksenio, a swoją drogą nie pisz takich słów, nie godzi się.
Już się poprawiam: we Flandrii poziom szomażu wynosi obecnie tylko 5,2%. Zmalał strasznie i pozytywnie.
Bo pracują! wzrusza ramionami Ana. A nie snują z kata w kąt, od baru do baru.
A gdzie leżą przyczyny wzrostu szomażu na Sanżilu i w okolicznościach? 43% sprawia niezłe wrażenie, co? Nie wiedziałem, że jest aż tak źle.
A w barzedumatin to niby ludzie pracy przesiadują?
W tym my dwie, kobiety pracy, by się pokajać?
My to rzadko i na szybko, inni ciągle, bywa. No.
Proszę bardzo, przyczyny szomażu przetłumaczę wam i wytłumaczę równie niefrasobliwym tonem, jak wymienione ci tu letką reką powody, rzuca się Ana. Pozytywnie i bezrefleksyjnie nieco wymienili. Po kolei idą:

  • za wysokie zarobki
  • niedopasowanie wykształcenia do zawodu - profil szkół a dostępna praca rozjeżdżają się 
  • brak mobilności pracowników
  • za wysokie zasiłki, niezachęcające do podejmowania gorzej płatnych prac.
Ale to tylko prawda. Oficjalne nieprawdziwe tłumaczenie brzmi: kryzys. Niby-politycy niby-mędrcy głowami kiwają, zamiast się zabrać za szkoły. 
Bo zakładają, że zmiana to niedobra zmiana by była.
Jak Polacy czyly.
Ale to nie Polska, to Sanżil. Może by się udało. Tylko że tu z kolei nikt nie próbuje. Czyly po staremu, czyly brak dobrej zmiany, czyly można odetchnąć.

Thursday 24 November 2016

stragany

Jak świat dawien z dawna, grudzień w Brukseni to plezir diwer. Nie, nie różne, zimowe, de iwer z akcentem zwanym apostrofem, no mówię przecież. Plus przyjemność. Co daje zimowe przyjemności; zresztą raczej jesienne, zdaniem Romana, ale co robić, skoro taki klimat, co robić no naprawdę?
Udawać, że to zima. Tym bardziej, że pleziry startują w listopadzie, choć są grudniowe. Dokładnie jutro, a nie tam w żadne Andrzejki czy też wigilię Andrzejek. Po prostu w Katarzynki, a nie nawet w ich wigilię, by w ogóle mówić o jakimkolwiek święcie. 
Umówmy się, że grudzień zaczyna się w piątek i do rzeczy Ksenio, pogania Ana Martin.
Bo chodzi o to, żem wyczytała, jeszcze przed plezirami, że szykuje się na nie nie tylko Bruksenia jako miasto, ale także terroryści jako wariaci. I zmartwiłam się, bo przecież wiadomo, że już rok temu stragany raczej nie zarobiły, stargane nerwy mieli tylko wszyscy z tego lokdałnu, bo tego nie wolno, tu nie wolno, tam za późno, tu uwaga; do tego metro nie jeździło wieczorami, inne stiby też zresztą nie, więc ci, co zwykli świętować pleziry wieczorami, w oparach grzanego wina albo innych procentów, nie mieliby jak wrócić, to i się nie ruszali z woluwów czy innych ukli. Nie przybyli, to i nie wydali. A stragany swoje haracze musiały zapłacić Brukseni.
Ech życie.
I jak se ci straganiarze przez cały rok narobili nadziei, że zamachy odbyły się w marcu, że na rocznicę Paryża nic nie było, to i może pleziry się jakoś zwrócą - masz babo placek, uderzają w nich zagrożeniem.
Ale przecież w Brukseni nikt dotąd nie odwołał zagrożenia, przypomina Ana Martin. 
Roman, obowiązuje trzeci stopień, tak?
Tak, ale Kseni chodzi o to, że prasa pisze faktycznie, że są przecieki, że rąbnie na świątecznym targu. Bomba mianowicie. Do tego dochodzi, że w sumie nie wiadomo dlaczego, czyly czy pod wpływem przecieków, czy jakimś innym, U-łeS-A zaleciły, by Hamerykanie omijali Bruksenię.
To się nazywa sabotaż, uświadamia nam Ana Martin.
Może i sabotaż, może i nie. Kto tam zna tajniaków. 
Na pewno nie przysporzy to plezirom klientów, wzdycha Ana. Ale co tam, nie można popadać w paranoję; trzeba żyć, co? ja tam mam zamiar ruszyć na Bursę na początek sezonu. Chłopaki zobaczą, co to ślizgawka. Bombki pooglądamy; dekoracje; pjadinę zjemy. Raz kozie śmierć, choć przysłowia nie są mądrością narodu, jak widać. Ale co, ktoś musi!

Wednesday 23 November 2016

hejcik

A że wczoraj o eszewinie jednym takim było na ef, co czarnoprotestowo się Anie Martin przysłuchiwał i innym dziewczynom na ef bez granic, i to w niedzielę o 10, i co to moim kolegą jest po piórze (komputerowym, umownym), bo bloguje jako uri nijaki - pisany z francuskimi frykasami wymowy oczywiście, więc inaczej, same znajdźcie albo sami - to i dzisiaj tematykę pociągnę.
Bo popełniłam grzech zaniechania tematu, a ciekawy ci on, więc wracam. Doń.
Pamiętacie jeszcze, jak to w karfurze nie za daleko od nas zakładników brali? Z miesiąc temu, jesienią już ciemnawą i wietrzystą. To już brzmi nie tego owego. Ale największy szok miał nadejść, gdy lapolis ujawniła nieco faktów i po dzielnicy gruchnęła wieść, że napadł na lud był nie kto inny, jak lokalne królewiątko.
Mianowicie syn jednego z eszewinów właśnie.
O nazwisku stąd, czy stamtąd, chciał wiedzieć Fjotr, jakeśmy go z Aną przydybały pod żłobkiem dnia następnego.
Ana nie wiedziała tego wówczas, co się rzadko zdarza, taka niewiedza czyly, ale teraz już wiemy: nazwisko zdecydowanie stamtąd.
Niestety.
I co. 
I to. Jak w Polsce D.
Czyly jest hejt?
Jest. Hejcik - w porównaniu do tego, co by się w Polsce D działo. Rasistowski i klasowy w parze, mówi Roman nowocześnie, a nawet post. Na niego i na ojców, jakby nożownik dzieckiem był i ojce za niego do śmierci odpowiadali. A to przecież głupota własna, u dorosłego takiego, co?
Prawda. To pojedynczy przypadek. Nie uogólniajmy.
Mi to dymisją ojców śmierdzi, rusza nosem Ana. Choć ojce od razu odcięli się od syna, drugiego w kolejce do dziedzictwa, mówiąc, że niezrównoważony - nie widzę, by mu to uszło politycznym płazem.
Ja też nie. W Polsce D już by w błocie leżał, i tak ma szczęście, że na Sanżilu i w okolicznościach robi, nawet bliskich, bo Fore za rogiem.
W ogóle nie wiadomo, co o tym myśleć wszystkim. Jak dla mnie - kołujące helikoptery to złowróżbny znak, że zima będzie ciężka. Za to eszewin przysłuchujący się Polkom na ef - daje nadzieję, że damy radę.
Słońce świeci.
Oby do świąt.

Tuesday 22 November 2016

eszewinowie dla kobiet

Czy polityka jest po stronie kobiet, czy nie jest, myślałam cały łykend za Aną Martin, czy to na warsztatach na ef, czy to w czasie próby bycią kobietą na Uklach, czy to na spotkaniu ze śmietanką polityczną. Tak, bywam! Owszem!
Fotosy na dowód rzuciłam na fejsa, ale by nadać opowiedniej godności i klasy mojemu postowi, opublikuję także akt polityczny.
Bo w łykend wcale to ale wcale nie byłyśmy same. Osamotnione na ef. Była z nami moc. Polityczna. Belż. Oficjalnie!
W postaci eszewina z Brukseni Tysiaka o nazwisku i imieniu zdecydowanie stamtąd, czyli nie z Polski D, za to z niektórych okoliczności Sanżila jak najbardziej, o niebieskookim wyglądzie - tureckiego paszy-baszy, jak to ocenia Roman po zdjęciu. Specjalisty od małych dzieci i równych szans, nie dosłyszałam czyich, ale chyba dzieci, kobiet i mężczyzn nawet też.
A owszem, potwierdza Ana Martin, zadał sobie trudu, by wstać w niedzielę na 10 rano i przyjść do belgijskiego domu rodzinnego, bo jak tu tłumaczyć inaczej mezą de la famij? Na spotkanie działaczek z Sanżila i okoliczności polono-belż? Z czarnym plakatem na reklamie i stowarzyszeniem bez granic w roli głównej?
Tak właśnie.
A przecież nie musiał, polityk taki jeden. Myślę, bo to ja Ksenia, już tak odważnie na ef  myślę - myślę, że nie musiał, w Polsce D takiej niby-politycy, jak ich zwie Ana Martin, na przykład na spotkania kobiet rzadko trafiają, ci męskooosobowi, a na spotkania o tematyce ef, czarnoprotestowej - to już w ogóle nie.
Przyszedł, słuchał, a nawet się wypowiadał, gdy występowała Ana Martin, oczywiście w czarnym z rogami była z napisem coś tam o swoim ciele w angielszczyźnie, same i sami wiecie, widzieliście na fotosach w prasie ogólnoświatowej. I na oko rozumiał, i popierał słowa Any o niknących prawach kobiet, bo głową kiwał; chyba że u paszy-baszy w matczyźnie jest tak, jak po bułgarsku, czyli niezrozumiale na odwrót, ale chyba nie? Bo po co? Zesztą gdzie Turcja na mapie, a gdzie Bułgaria!
To koło siebie akurat, pacz tu, podśmiewa się Roman.
Co nie zmienia, ciągnę niezrażona, bo te na ef, i ogólnie kobiety wszelkie, się nie dają już zbić z drogi uwagom Romana czy innego paszy-baszy, do którego Roman wizerunkowo pasuje nawet bardziej niż eszewin: że wychodzi na to, że Bruksenia,  eszewinowie, polityka belż, opowiada się po stronie kobiecej na ef, jak nigdzie w świecie, a w Polsce D - to już na pewno, że powtórzę dla lepszego efektu. 
I życzmy sobie, by świecili przykładem nie tylko dla okoliczności Sanżila. Kobiety dla kobiet, mężczyźni dla kobiet, eszewinowie dla kobiet!

Sunday 20 November 2016

przewiało

Jedno nie ulega wątpliwości: przewiało to na solidnie w ten pamiętny listopadowy łykend.
Jakby już nie wystarczyło, że wszędzie trzeba było świętować feministyczne warsztaty na ef, upychać je wśród dziecięcych urodzin, kryć się pod instalowanymi dekoracjami świątecznymi gdzieniegdzie spadającymi na ulicę - to jeszcze spać się potem nie dało, tyle wrażeń i i hałasów, jak mawia Iwonek.
Co mi przypomniało, że rok żyjemy już z żołnierzami pod pachą, bo warsztaty na ef o dżender zostały zorganizowane w jubileuszowy łykend po pierwszym kongresie też na ef, co to go skrócić trzeba było, bo właśnie szło nie wiadomo co, wiadomo tylko to, że od nas, z sanżilowskich okoliczności na Molenbeku.
Teraz już wiadomo, że byli to terroryści na te i potem było jeszcze bardziej niemiło, choć słońce na niebie.
Na kongresie wiało tylko nadzieją, za to mroziło porządnie, i informacjami, i ciszą na ulicach, i śniegiem nawet prawdziwym, co to w czasach królowania Polski A B i C jeszcze takie jedne na ef mogły podziwiać zza okiem ambasady, bo teraz to już raczej nie.
W rocznicę jest natomiast głośniej, mianowicie od wichury, od której pęka głowa. Do tego nie wiadomo, co robić, bo targ na Fladze częściowo się zwinął, las kambr też nieczynny, place zabaw zamknięte na 4 spusty, ludzie boją się nosa wytknąć, by ich nie porwały te porywy do 100 km na godzinę - tak Ana diagnozowała wczoraj z rana świat, gdy w egipskich ciemnościach, choć na Sanżilu, zasiadła do sieciowania przed wydarzeniami na ef.
Których - jak przed rokiem - w Brukseni spadł deszcz obfitości. Jedno z rana na Tysiaku, z eszewinami i śmietanką polityczną na ef w rolach słuchaczek, a naszych czarnoprotestujących - w rolach głównych. Po południo to towarzystwo wzięło nogi za pas, popychane zresztą wiatrem, i przeniosło się na Ukle, gdzie królowały kobiety pod tytułem być kobietą. 
Trochę inaczej to wyglądało, niż impreza, na której zwykła przebywać Ana, ale koncercik, facet na scenie, kabarecik w wietrzne niedzielne popołudnie - dlaczego nie. Inaczej, niż chce żyć Ana, ale można i tak, być kobietą albo tą drugą płcią nawet.
Any komentarz: należałoby zamienić: na ef, by ciągle kształcić, no ale cóż, małymi kroczkami, jak radzi taka jedna z polityki. Te bez granic wolą duże kroki, stąd kongresy, ale niech będzie i tak.
Póki co, wieje nadal. Ludzie siedzą po domach. Jak rok temu dokładnie. Strach wyjść.

Thursday 17 November 2016

polka roku

Idzie nowe. Może i gorsze, ale nowe - to na pewno. Patrcie, kto wygrywa wybory tu i ówdzie.
8 i 9 listopada przypadkowo dzień po dniu. Miała wygrać kobieta na ef mniej lub więcej, a skończyło się jak zawsze.
Czyly? bo nie rozumiem. Nie wygrała?
Na mur beton już nie.
Ówdzie to Donald kolejny, Donald Te do tego, a tu - hmm. Na pewno nie Donald, w tym Donald Te tego tamtego, ten to już wygrywał, co miał wygrać, i obecnie króluje czy przoduje tym, co robią z Romanem na wysokiej komisji.
I w Hameryce, i na Sanżilu i okolicznościach powinna jednakże była wygrać kobieta.  Tak by wynikało ze sprawiedliwości dziejowej. I tu, i ówdzie podobno tak miało być jeszcze do ostatniego dnia przed ogłoszeniem wyników.
Jedyna z grona finalistów zresztą, tu i ówdzie.
A potem zaszła zmian. Jak zwykle niedobra, choć pod płaszczykiem dobrej. Nie będzie więc prezydentki, ani Polki Roku. Co świadczy, że na Sanżilu i w okolicznościach nowe jednak nie idzie tak prędko, jak by chciały niektóre takie feministki na ef ze stowarzyszenia bez granic. 
Polka roku została tym samym nie-Polką roku. Bo Polakiem to te na ef za nic by nie zechciały zostać, w tym Ana Martin, zawsze na straży form kobiecych.
I dalej na niej pozostanę! Na straży, znaczy się, i z nie-Polką roku u boku. 
Na pociechę - Hilary też nie została Polką roku. Więcej! - wyłapuje Roman - ani Polką, ani prezydentką, ma gorzej, bo dwa razy przegrała.
Nie szkodzi, komentują ta, co nie wygrała, oraz Ana Martin, która oczywiście tej nie tylko tej jedynej na ef, ale jednocześnie jedynej na ka, bo kobiecie - kibicowała. 
Działamy dalej, zakasujemy rękawy i idziemy po swoje. Zaczynamy od warsztatów, by dowiedzieć się, co płeć ma do wyborów. Jedni robią w feminizmie, inni nie, ale wszyscy mają płeć. Jakąś. Lepszą lub tę drugą. Za to każdy i każda może być na ef.

Wednesday 16 November 2016

biznes is biznes

Duch w narodzie nie ginie. Duch narodowy - jak widzieliśmy w tiwi na obchodach święta, co to u nas na Sanżilu i w okolicznościach przerodziło się w 40-ę aniną - oraz duch przedsiębiorczy, być może spotęgowany strachem przed tryumfem tego pierwszego, zdaniem Any.
Robią Polacy i Polki więc w Belgii, co widać po liczbie firm, dodaje Roman. Patrzcie, ile biznesów założyli w zeszłym roku obcokrajowcy, nie tylko nasi rodzimi Polacy z Sanżila.
Ojej, toż to prawdziwe tysiące, cieszę się.
Dokładnie: 103 tysiaki i 200 firm. Z tego: 6,5 % przypada na naszych.
To najwięcej z nie-belżów?
Nie, przodują Rumuni.
Co? jak to? W głowie mi się to nieco nie mieści. Rumuni wygrali z Polakami?
To chyba odwet za mecz, co to po nim rodzime kibolstwo pięknie zdewastowało Rumunię, uśmiecha się kąśliwie Ana. 
O ile nas wyprzedzają, bym chciała odnotować.
Wiele nam do Rumunów brakuje, oj wiele. Osiągnęli 29 na procencie, co daje 7 tysiaków i 134 firmy.
Fiu fiu, ale poszli w działalność na legalu, nie mogę wyjść z podziwu. Ale dlaczego o tyle nas wyprzedzili? Przecież to Polska przoduje w regionie, zawsze mówiono w tiwi? Że zielona wyspa itepe itede?
Po pierwsze to niekoniecznie prawda, poza tym Polacy już często pozakładali, co mieli pozakładać. Bułgarzy też nas wyprzedzają, bo doszli do Unii później, niż my, czyli nasi. Wot i cała tajemnica.
Dalej mieli, rozumuję.
A duże te firmy Rumuni i ci na be, no, beee, aaaa  - Bułgarzy, mają? Jest czego zazdrościć?
Najczęściej to działalność jednoosobowa. Np. jakiś budowlaniec, co to nie chce u kogoś robić. 
Albo nie może. Wielu pracodawców niestety zmusza do tego podwładnych ze względów podatkowych.
Firma z jedną osobą? a co to za biznes? To osoba raczej jednak?
Jaki każdy. To taka forma prawna po prostu, próbuje wyjaśniać Roman po komisyjnemu.
Jak w stowarzyszeniu na ef Any. Też kilka ich, ale przybywa. Ale nawet w pojedynkę by działała, zarzeka się Ana.
Jedni robią w feminizmie, inni w firmie. Też na ef. Byle robić i nie gadać, że się nie da.


Tuesday 15 November 2016

księżyc

Księżyc raz odwiedził staw, bo miał wiele ważnych spraw. Zobaczyły go szczupaki. 
No właśnie. Może szczupaki go zobaczyły, utyskuje Ana Martin. Ludzie go wczoraj nie uświadczyli.
Mamo, bo dusił całą noc w śmietanie i zjadł rano na śniadanie ten pan rybak tego księżyca. To go nie ma już, tłumaczy nam Iwonek.
Nie ma, rozkłada ręce Groch.
Szkoda wielka, że go nie było wczoraj. Księżyca tego. Bo wielki ci on był.
Ogromniasty taki? rozkłada ręce Iwonek. O taki, taki i taki? pokazuje.
A nawet większy, potwierdza Roman. Albo i ogromniejszy
Tato, to niemożliwe, protestuje Iwonek. Pokaż go!
Właśnie nie możemy, rozkładamy bezradnie ręce teraz my. Bo księżyca na niebie na Sanżilu i w okolicznościach nie uświadczysz. Ostatnio widziano go podobno w 40. Anny, twierdzi babcia z Polski D. Ze czy dni temu.
Słońca też maławo.
Ale słońca nie szkoda aż tak, a przynajmniej nie wczoraj. Za to księżyc był wczoraj superksiężycem. Oczywiście w tych okolicznościach, w których go było widać.
W Polsce D podobno, u babci czyly.
Na Sanżilu był ci on superksiężycem za chmurą. Co nie przeszkadza go opisać, by Sanżilaki i jacy tacy mogli go sobie przynajmniej wyobrazić.
Więc po kolei: w poniedziałek o 14:52 księżyc w pełni znalazł się najbliżej Ziemi od 26 stycznia 1948 r. Nawet nie będę liczyć, ile to lat, w każdym razie tak dawno, że nawet babci D jeszcze nie było. 
Hę? nie chwytam. 
Ksenio, oto twarde dane z lesłara: normalnie księżyc wisi 385 tysiaków kilometrów od Ziemi. To daleko, tak Iwonku, uprzedza pytanie pierworodnego Roman. Natomiast wczoraj o 14:52 znalazł się w odległości mniejszej, bo tylko 356411 kilometrów. Co z kolei wpłynęło na to, że wydawał się nie tylko większy, ale i o 30% jaśniejszy.
Tym, co pod bezchmurnym niebem przebywali.
Ojej, i jak tego nie widziałem, czy widziałem, tylko spałem? O, jak ja nie lubię spać, to nudne!
Nie widział nikt u nas w domku syneczku - niestety.
Ojej, a ja chcę!
Ja też chcę! zgłaszam chęci.
To słuchajcie, mam pomysł: księżyc będzie znów blisko Ziemi już za miesiąc. Duży i jasny. 13 grudnia. Prawie w urodziny Grocha. Umawiamy się, że będziemy patrzeć w niebo?
Wszędzie?
Na Sanżilu i w okolicznościach, oczywiście! 
To mamo, księżyc znów odwiedzi staw?
A jakże! W końcu ma tu dużo spraw! I jeszcze ci powiem syneczku, że kiedyś, jak mamusia będzie bardzo stara, nawet starsza, niż dziś, a Iwonek i Groch będą dziadkami, a co najmniej tatusiami, księżyc w pełni będzie jeszcze bliżej. Mianowicie: w odległości 356425 kilometrów.
To już 6 grudnia 2052 r.

Sunday 13 November 2016

czterdziestka

W sobotę oficjalnie rozdano nagrody. Na Sanżilu i w okolicznościach, choć to chyba nawet Bruksenia Tysiak były. Delikatesy jakieś tam przy świętej Katarynie, podobno oznaczającej naszą Katarzynę.
W nocnym konkursie wokalno-tanecznym z okazji 40-lecia i 1 dnia Any Martin żiri w składzie Ana Martin i sekretarka Ksenia zwana Bruksenią,  przy ogólnym poklasku i przytupie zawezwanych, uznało, że najlepsze w swych kategoriach były odpowiednio:

- peruka: głowa Romana w peruce wanhejlena przytarganej przez MSi
- podkategoria: peruka żeńska: BCh w peruce przytarganej przez tegoż MSi lub samą siebie; ASę zaraz za; kolor: IKo
- futro/kożuch: MUr na sobie samej
- futro/kożuch w połączeniu z peruką: MUr w wanhejlenie na zdjęciu zatytułowanym wdzięcznie: Mała Ormianka u stóp schodów (czyly przy tłaletach)
- mokra Włoszka: KSz (Stefan zrozumiał w lot)
- kolczyki: AKu + AMa egzekwo, trudne, przydatne słowo w żiri
- poduchy: BLi + Ana Martin
- żakiecik dynastyczny: BLi
- żakiecik (krój): seledyn Any Martin (właśność: ASi)
- kucyk: AKl na czubku głowy (model: szkoła podstawowa), AKu -klasyczne tyły z grzywką (model: Ana Martin kiedyś/ liceum), AMa (model: aerobik)
- marynara: Roman 
- marynarz: TJa
- łańcuch na szyi: Roman
- łańcuszek: JRi (element obcokrajowca)
- golfik: Stefan
-przebranie małżeńskie dopasowane: Ana Martin i Roman dopasowani klasą luksusu
(cętkowani na błyszcząco = na bogato)
-przebranie małżeńskie filmowe: BLi (dynastia) i WPe (top gan)
- przebranie małżeńskie niedopasowane: BKu (inżynierek) i AMa (aerobik gerl) = przepaść wiekowa
- okulary: WPe (top gan)
- getry: AMa i KOn egzekwo
- strój gimnastyczny: AMa
- torebunia: IKo (dyndająca na ramionku)
- rajstopy: AKu (róż) i AKo (odcinane)
- siatka: AKo (nie na zakupy, na nogach)
- trasz kłin: AKo 
- kokardki: ASę
- dżinsowa katan(k)a: AKl
- udana operacja nogi: MCB
- nazwa zespołu; AAr : ani lenoks i stary dziad = jurytmiks
- śpiewający obcokrajowcy: wokal: ABe + muzyka ustami: TVC
- śpiewający nasi: wszyscy
- didżej: Dżordan delikatesowy
- piosenki: nasze + moder tokin
- wężyk : uczestniczki
- selfiki: cykające i cykające
- rozmowy: o feminizmie na ef, kongresie na ef, dzieciach i luksemburgu
- cytat w sedno: AAr (mogłaś być już na dnie, a nie byłaś!)
- komplementy: dla Any za Was

Zabawa: wszystkie obecne + wszyscy obecni. Nieobecne i nieobecni niech żałują!!! Powtórka już za 10 lat, jak zarzeka się Ana Martin, chyba że ktoś wcześniej zaplanuje 30ę lub 40ę, albo odważy się ujawnić i świętować więcej.

Dzię-ku-je-my, każe  napisać Ana Martin. Dziękujemy więc!


Thursday 10 November 2016

łupienie

Oczy czarne, nie-czarne, byłe czarne, biało-czarne; w każdym razem usunięte człowiekowi przez człowieka spać mi nie dają. Jak to było możliwe? chodzi po domu w kółko Ana Martin; wiadomo coś nowego w tej sprawie?
Wiadomo. Znaleźli prawdopodobnie sprawcę. W czwartek ma stanąć przed sądem.
Kto to?
Ktoś z młodego pokolenia.
Jakiego młodego, obruszam się. Przecież ma już 33 lata! Zresztą tyle samo, co ofiara.
Pokolenia młodego w stosunku do nas, uspokaja Ana Martin; w stosunku do tych, co to niepodległe 40 lat zamierzają obejść w tę sobotę, choć w piątek by obeszli, gdyby nie straszny marsz, co go tu chyba nam na Sanżilu lub w okolicznościach przygotowują chłopcy w niepodległych bluzach, pałętający się z puchami żywca czy innego lecha w ręku. I te puszki zostawiający po całej Brukseni na znak: byłem tu.
To chyba to samo pokolenie, co?
Nie, to głównie pokolenie Kseni, a ci od oczu: pomiędzy. Chrystusowy wiek.
Polityki mi tu nie mieszaj, ani kościoła, zwykli sadyści i zwyrodnialcy.
Podobna sprawa jednak jest polityczna, Ana, dodaję z powagą. Tu tak piszą, o proszę, w lesłarze: jeden z Holandii, drugi z Belgii. Wymiar międzynarodowy. Wyłupił ten z Holandii temu od nas.
Czy on zdrowy jest w ogóle na głowie?
Sprawdzą to pewnie.
Ksenio, nie mieszajmy, upomina mnie Roman: Holender nie przyznaje się. Póki co twierdzi, że się bił z lebelżem, owszem, jak najbardzej, ale o oczach nie pamięta,a  tym bardziej o ich wyłupianiu.
Jak można o czymś takim nie pamiętać, Ana jest coraz bardziej wstrząśnięta.
Ana, pamięta on ci na pewno, tylko adwokatura kazała mu się nie przyznawać zapewne, tym bardziej, że wymiar międzynarodowo-polityczny, jak słusznie wyłuskała z tekstu Ksenia. Oskarżenie będą potem, i to w zależności od ekspertyzy psychiatry i tego, co z niego wyduszą. Tortury, ciężkie rany, handel organami..wiele wchodzi w rachubę.
Jezusie, Roman, przestań! brrr, jeszcze zimniej i wilgotniej się robi.
Czyly afera.
Jedna tu, za oceanem inna. Dzieje się w tym listopadzie, oj dzieje.

Tuesday 8 November 2016

tabak

Dobrych wiadomości z Sanżila i okoliczności ciąg dalszy, ponuro spogląda w ciemnawy widok za oknem, albo brak widoku wręcz, Ana Martin. Albo oczy wyłupią, albo kogoś pobiją. Porządnie, do krwi.
Gdzie tu jest niby napisane, że kogoś pobili, że sięgnę i ja po drukowany tekst?
A tu, proszę bardzo. 
Ale przecież tu nic o biciu nie ma. Tylko o więzieniach. W Itrze.
Gdzie to? Daleko?
Gdzie tam. Co w Belgii jest daleko w końcu. Za rogiem Sanżila raptem.
U nas biją? boję się.
Ksenio, o złodziejach w gazetkach mamusi piszą? zaciekawia się Iwonek.
Nie synku, idź się bawić. To nie tematy dla dzieci.
Ksenio, tu piszą, zerknij se. Pase a tabak.
Czyli co niby?
Sprasowanie na tabakę. Sproszkowanie. Pranie na kwaśne jabłko.
Pranie na kwaśne jabłko? Co  to jest i jak to możliwe?  Iwonek znów się pląta pod nogami. Pranie w pralce? Jabłka tam wrzucili? I co to jest tabak?
Nie jabłka i nie do pralki, tylko pana jednego wrzucili do kąta i tam go zbili inni niedobrzy panowie.
Gdzie?
W więzieniu Itre. Ittre się pisze, Ksenio.
To złodzieje się biją w więzieniach? Myślałem, że siedzą i czekają, aż wyjdą.
Zanim wyjdą za mury, wychodzą na spacer. I czasami na spacerach załatwiają porachunki. Bo tylko wtedy się widzą.
Jakie rachunki? już nic nie łapie biedny Iwonek. Płacą?
Tak jakby. Tu współwięźniowie pobili innego więźnia.
Za co?
Bo nakablował w tiwi, że Itre się radykalizuje. W stylu zamachowym. 
Kabel jaki, chce wiedzieć Iwonek.
Ano, powiedz po ludzku, denerwuję się. Iwonku, nie przeszkadzaj dorosłym.
Jeden więzień opowiedział w tiwi, że w więzieniu w Itrze jest niewesoło. Chłopaki się radykalizują i nie wiadomo, co z tego wyniknie. Że coraz więcej tego. Że źle się może skończyć. Dla Sanżila i okoliczności.
To i te chłopaki w dziesięciu się zmówili i go pobili. Tego, co uznali za kapusia. Niby było z zasłoniętą  twarzą i zmienionym głosem, a i tak go rozpoznali i dorwali. Kopanie, cięcie puszkami itepe itede. Wszystko w czasie spacerku.
Wydali go, tak?
Brawo Ksenio. Pytanie, kto komu kiedy. Kto za to odpowie? 
I jak to jest możliwe w ogóle w pół roku po zamachach? Że radykalni rosną w siłę?
Nie wiem. Nikt nie wie. Ale takie są smutne fakty.
Ciąg dalszy niewesołych opowieści nastąpi. Dobrze, że 40. Any da jakieś wytchnienie przynajmniej. Będzie się działo!

Monday 7 November 2016

oczy (czarne)

W tym roku na Sanżilu i w okolicznościach była już masakra zamachowa, czarnoprotestowa, czarnobalonowa, to będzie i ta. Czarnowidzącą ją można by zwać, gdyby nie drobny fakt, a mianowicie taki, że z widzenia to już niewiele zostało. Tej osobie, o której mowa będzie. Koloru afrykańskiego jest ci ona, a o mało włos by nie była zresztą; koloru czyly same i sami wiecie, jakiego.
Czarnego.
Miała ci ona dotąd kawałek białego, mianowicie w gałkach ocznych.
A teraz już nie ma.
Ksenio, co ty pleciesz? denerwuje się Ana Martin. Dzieci z rana straszysz, dobrze, że w szkolnictwie umieszczone, bo jakaś masakra i makabra ci się z ust sączy. Jakie gałki oczne? Jakie czarne? Co czarne?
Czarne oczodoły, bo jak wyglądają te miejsca na twarzy, jak oczu w nich nie ma? Bo zostały wyrzucone do kosza?
Cooooo?
Toooo. W łykend na Ikselu komuś wyłupiono oczy.
Cooooo?
Uszom własnym nie wierzę i ja. Muszę zobaczyć na własne oczy. Dawaj gazetę Ksenio.
Wszyscy święci, choć już po nich, ale i tak patrzcie wszyscy i słuchajcie, to się stało faktycznie, to się stało, patrz Roman, powtarza Ana jak w transie, która już przejęła lalibra. Koszmar sobotniej nocy, nie wierzę, oczy wyłupiono komuś! Koło nas, w okolicznościach Sanżila. Wyrzucono na ulicę zaraz obok ofiary, tak po prostu jak śmieć jakiś. Policja je znalazła, nie wierzę, że to prawda, nie wierzę!
Dwa oczy wyjęte, jakby rzekł Iwonek.
Dwoje powinno być, już wiem z automatu.
Ana, to prawda, kwituje ponuro Roman. Dwoje wyłupionych oczu.
Listopad miał być straszny tylko dla Polaków, a nie dla innych, w tym z Afryki! gorączkuje się Ana. I co, będzie żył ten ktoś?
Na razie miał tyle szczęścia, że na czas przyjechała karetka i policja. Przechodzień wezwał pomoc. Więcej nie wiadomo.
Roman, ale dlaczego? Ana nie pojmuje okrucieństwa, jak widać. Ja też zresztą nie.
Policja nabrała wody w usta. Być może porachunki afrykańskich gangów, być może coś innego.
Czarna jesień przed nami. Czarno ją widzę - póki oczy mam. Widać jaki październik, taki listopad.
Cieszmy się więc, że już spadł pierwszy śnieg, nawet w Belgii. Przyda się trochę bieli.

cyganie

Dlaczego zamyka pani drzwi, pani Mariolko, pyta Ana Martin niezwykle uprzejmie, jak to na nią przystało. A nawet bardziej uprzejmie, bo oto powstaje specjalny fryz a la jakaś tam Sosenka czy Ostroska z lat 80. Taką se imprezę mianowicie Ana wymyśliła, że wszyscy będą przebrani, jakby normalnie z 10 lat mieli, mimo że cztery dychy na karkówce i karczyskach, albo i więcej, nikomu nie wypominając, w tym Romanowi na przykład czy Stefanowi takiemu.
Włos fachowy, ocenia Mariolka. To jak czeszemy, jak na tym zdjęciu?
Tak, poproszę, ale dlaczego drzwi ma pani zamknięte, wraca Ana Martin do tematu.
Bo Cyganie!
Cyganów tu pani miała naprawdę? dopytuję z lękiem znad akwarium z czerwono-złotą rybką.
Jak bumcykcyk. Pani, jak ja się wytraszyłam, prawie jak pani teraz, o, ta pani, pokazuje na mnie nożycami Mariolka.
Nie dalej jak wczoraj przyszli. Żeby to dwóch! Pani, z pięciu chłopa, dwie młode dziewczyny, a dzieci to nie zliczę, wiadomo, jak to u nich. 
Co chcieli?
Zaraz zaraz. Ja do nich od razu, że zamykam, a oni, że widzą, że są klienci.
To ja grzecznie, że tylko takie mam randewu, a potem zamykam.
Oni, że oni wcale nie chcą dzisiaj, tylko jutro! Na wesele idą! Tak mnie wzięli!
To nie wolno im?
Bo ja wiem, czy zapłacą?
Dlaczego zakłada pani, że nie? chciałabym wiedzieć w sumie.
Pani Ksenia młoda, to życia nie zna. Widział kto cygana, co płaci? A za tylu to co, za darmo mam robić? O, niedoczekanie ich.
To i się barykaduję, bo to wesele to dziś właśnie.
Ale czego się bać, docieka Ana. Skąd się oni tu wzięli w ogóle.
To gdzie pani mieszka, ejże, na Sanżilu przecież są wszędzie, a teraz jakby więcej. Tam przy parwisie, gdzie dużo naszych sklepów, to już od dawna się barykadują, bo wiadomo, co taki w bluzie chowa?
Cygan? Co chowa? bo nie wiem.
Noże chowa! Znajoma taka jedna, co może ją i pani u mnie widziała na czesaniu, pracowała tam na kasie. I przyszedł taki jeden wieli, czarny, że brudny, to już nie wspomnę, tylko kurtkę uchylił i na kasę pokazał. Ona zawału o mało nie dostała, szczególnie, że w kasie nic nie miała. 
Że kurtkę uchylił?
Tam noże miał przecież! Taki długi jak do chleba co najmniej.
Oj!
Oj jest co ojać! Mariola spogląda na mnie z uznaniem. Na szczęście ludzie jacyś weszli, to i ją uratowali. Bidulka taka zestrachana, że zwolnić się wolała, niż tam godzinę dłużej choćby wysiedzieć. Wyobraża to sobie pani w ogóle?
Ja nie, wtrącam się.
Dobrze, rozumiem, niefajnie, przyznaje Ana. Tylko że parwis daleko od pani.
To mam czekać  aż po mnie przyjdą? Pożyć chcę jeszcze! To i się zamykam na wszelki wypadek. Też pani za sobą przekręci.