Friday 20 December 2019

sa szipot

Słowo roku - względem i na ogląd Any Martin - to szipot. Szipote w czasowniku. Chipoter w dialekcie jednym stąd.
Szipotaż zapanował więc czy szipotmą?  Hmm.
Sa szipot  - to pewne.
Cały Sanżil i okoliczności szipotują sobie radośnie. 
Szipot dziecko, co nie chce jeść. Szipot też takie, co chce jeść. Szipot takie, co nie ma smoka. Oraz takie, co ma.
Dorośli, co się nie mogą zdecydować na takie mleko do kawy, albo tamto, bez glutenu, bez laktozy czy bez bjo wręcz. Nie mówiąc o poziomie szipotowania, jak dochodzi do wyboru rodzaju kawy, torebki herbaty, sypanej herbaty lub wody do tej herbaty, jak się podśmiewa Roman.
Ale wiecie, obwieszcza nam triumfalnie, kto szipotował na moje ucho w najdziwniejszych okolicznościach?
Złodzieje samochodów. Przybyli na Sanżil z kraju ojropejskiego na er duże i wielkie, gdzie wcale nie są mile widziani, podobnie jak w każdych okolicznościach światowych, gdzie się pojawią. 
Już nie wozami przybyli, po wozy za to - jak najbardziej. 
I wtedy szipotują?
Tak, bo - jak powiedziała ofiara kradzieży Anie Martin, na pytanie tejto, jak to robią - 
ba! bą! - brzmiała odpowiedź - sa szipot i gotowe!

Thursday 19 December 2019

komplimą

Mersi madam infinimą, że przyprowadziła pani Jesienkę. Dziękuję pani uniżenie. Naprawdę. 
No co pani, zwariowała? Nie czeba dziękować. To plezir.
Ale to dla mnie plezir. To takie piękne dziecko. I od początku z nami! Jeszcze jak w brzuchu była, to u nas pani bywała przecie.
Prawda.
Ale miałyśmy sobie titłaje. Ana. 
Sara. Z asz. Sarah czyly.
Skąd pani jest w ogóle?
Z dołu Włoch.
Wiedziałam! Takie piękne kolczyki to czeba umieć dobrać. Włosi umieją. Włoszki zwłaszcza.
Dziękuję za komplimon. Ale to nic. Ja już od dawna chciałam pani powiedzieć, że tak piękne niebieskie oczy mają tylko polone. A ta mała polonez - to już w ogóle. I dziękuję pani dlatego, że pani przyszła.
Płason jak zwykle?
Bjansir. A omporte. I weże dla mesje.

Wednesday 18 December 2019

sztruksy

To jest bezsprzeczne akurat, oznajmia Ana Martin, w sensie modowym, w sezonie zimowym: 
hypstersko najmodniejsze są sztruksy. Brązowe. .
Sztruksy? Takie jak ja mam - dziwi się Roman, bo zakupił był ci je w zamierzchłych czasach, w tamtym tysiącleciu doprawdy, w matczyźnie, co to wówczas Polską A była, mimo że chciała być prastarym miastem; naprawdę takie ohydne spodnie to teraz to?
Nie, bo twoje mają cienkie pasy sztruksu, a to ma być na grubo.
Tak, są zupełnie in - potwierdzam z powagą i głaszczę po nodze. Sama żem swoje wczora z sekondhendu wyniosła. Na sobie od razu
Sztruksy rządzą. Na insta, ęsta i ąsta, wszędzie po prostu.
Więc już nie tylko na Sanżilu, na takiej jednej od głowy i duszy, co je akurat ma w bieli i rączo w nich hasała dziś po barzedumatę? Okoliczności też je znają?
Nie! Już dawno przekroczyły prgi Sanżila i wraz z tramem 3 lub 4 wjechały z impetem na Ukle. A tam , w kafe dla dzieci - zostały podpatrzone przez Iksel.
Może tylko Szuman i wysokie komisje się czymają w gajerkach. Nie wiadomo po co zresztą, od lat krytykuje zań ślubnego Ana Martin, marginesem mówiąc.
Reszta, kto żywa i żyw - skok w sztruksy.
I teraz wszystkie roczniaki w sztruksach! Szerokich, podwiniętych. Chodzić się w tym nie da normalnie, a co dopiero chodu uczyć. 
Ale co tam, moda.
A co w nich najważniejsze? 
No co, głupieje Roman, chwytając się za nogawki?
Że są barwy sra tego panie i pani czkowatej, co wyjątkowo pasuje!

Tuesday 17 December 2019

przeprowadzka

Ana, mogę do was zajść z Lorą? Bo już zupełnie nie mamy się gdzie podziać. Niech se nogi rozprostuje przynajmniej.
Jasne, wpadajcie! Co, jeszcze długo potrwa?
Zaczęło się na dobrą sprawę dopiero! Bo pecha mieliśmy, że hej. Najpierw Lora. Z rana. Wyobraźcie se, obudziła się cała w kropy. I tylko tych krop przybywało. No to mówię do starego: leć ani chybi na irżons. Urgence.
To poleciał, bladym świtem. 
Lekarz spojrzał na małą, po dwóch godzinach siedzenia i kazał obserwować. W sumie niczego więcej się nie spodziewałam, bo mała szpitala z radości o mało nie rozniosła, więc forma okej, no ale wiadomo, ciśnienie matczyne ciśnie, bo co, jeśli to coś więcej, a nic się nie robi? 
Jasne, też tak mam. Rozumiem cię. Dawaj małą do Jesienki, a sama siadaj - nie na macie, z dorosłymi. Na górze hałas nieziemski, nie przejmuj się, u nas urodziny. Więc ze szpitala do domu?
Tak, dwie godziny w plecy na wstępie. Dalej ci od truchła spojrzeli na ikeowskie szafy, drapnęli w głowy, częściowo łyse, ale okej goście, tak Roman, jak twoja głowa, dobrze pamiętasz - i zaczęli rozmontowywać. Zajęło im to ze czy godziny. Noł koment. 
Ale dali radę. Znieśli. Swoje się nagadali, ale do nas - aligancko.
W końcu - jedziemy. Dojeżdżamy na Ukle bez korków, zadowoleni, że tu nadrobimy, raz dwa wniesiemy, bo pozowlnie od lapolis jest - a tu - dopiero niespodzianka! Okazuje się, że tę sobotę na przeprowadzkę na nowe, dosłownie nowe - wybrały aż cztery rodziny. 
I lapolis wszystkim wydała zgodę. 
Albo i nie. Może nie wszyscy se tym zawracali głowę? Niech zgadnę, wy byliście czwartą rodziną?
Nie! Drugą!
Czyly szczęście się uśmiechnęło trochę, wtrącam ostrożnie.
No o tyle, żeśmy byli drudzy. Za dwoma osobami, co to się same przeprowadzały. Własnymi siłami, których wszystkim brak. A starszym osobom - no wiadomo. Bidulki. Wolno, oj wolno.
O rany. I co?
A co było robić? Stary sam zakasał rękawy i ruszył do pomocy. 
A wy we dwie?
No my do was, siedzimy tu przecie! 
A, czyly wasze truchło jeszcze nie ruszyło z wypakunkiem?
No nie, siedzą na krawężniku i czekają, aż tamci odjadą! A za nami w kolejce już dwa wozy pełne dobra. Uff, lecimy, Lora, kończ zabawy i lecimy!
Zapraszam na nowe Ana tak w ogóle!

Monday 16 December 2019

boski

Ale o jakie wino chodzi, mamusiu! Di wino słyszałem.
To imię synku. Boskie.
Imię? A co to za imię dziwne mamusiu. Takie są? A jakie mają litery mamo? Jak ja? G jak Groch?
Diwne nawet, mruczy Roman, diwne bardzo nawet.
Bo to z Sanżila mama przyniosła, tłumaczę. A tam hipstersko. Takie imiona to nic. Gaje Luny Moa Noa - toż to już codzienność.
Jezus Maryja. Też imiona zresztą, apropo tak dodam. Boskie też niejako.
Di wino nasze natomiast z Forestu nawet, ze starych śmieci, prostuje Ana. Też gentryfikacja, też hypstersko. Ceny rosną.
Fakt, to tam zasłyszane. U Atekade.
To takie imię też jest, dziwi się Iwonek. Ate co? Gdzie mamo?
Atekade. Anna Teresa. Od świec. ATKD pisze się.
Świece robi ta Ate?  Takie na święta?
To był żarcik. Nazwisko ma wskazujące, że ktoś kiedyś w jej rodzinie świece wyrabiał.
Aha, jakiś prapra, tak?
Właśnie.
A ona co robi teraz?
Tańczy. Ma szkołę tańca. Słynną na cały świat do tego. Dzieci tam też mogą fikać. Nogami i w ogóle.
Tu u nas?
Tak, koło lidla koło wilsa.
Naprawdę? I tam to wino tańczy?
Tak. Di wino czteroletni. Boski daje bosko. W dresie kreszowym. W dredach na połowie głowy, a na drugiej - bez nich.
Bez dredów?
Bez włosów wręcz.
I co on robił, że o nim piszesz?
A nic, tak sobie piszę. Bo bosko tańczył. Divino po prostu.

Wednesday 11 December 2019

Maryja Antonina

I to jest właśnie dowód, że warto chodzić do szkół. I na studia.
Chyba zacznę wręcz. Na Flergacie jest polskie szkolnictwo, jeszcze sprzed Polski D, może i nie za bardzo państwowe.
Bo każdy sobie może mówić, że prawie że zimowy, bo nie wiosenny przecie, zimowy kaptur Jesienki jakiś taki kosmiczny, mikołajowy itepe. Że wielki jak w żłobku izraelskim. Coś tam świta wszystkim, ale nie wiedzą co.
W tym Anie i Romanowi. Tacy uczeni, a tu wtopa, roztopy wiosenkowe.
Czeba dopiero herstorycznego oka, by się okazało, że w kapturze jak żywa spoczywa Antosia. Też Maryja. Antonina.
I wszystko jasne.
Królowa Sanżila i okoliczności jest tylko jedna.

Tuesday 10 December 2019

w szopie

Zblokowali mi proksimusa, jak tu żyć? - pyta Herstoryczna. 
Zblokowany telefon życia nie ułatwia.
Co to znaczy: zblokowany w ogóle? chcę wiedzieć.
Bloke, bloke. Ana, a ty jak byś powiedziała?
Zablokowany. 
W głowie mi się miesza, fakt. W każdym razie proksimus sam mi zablokował proksimusa. System się sam zablokował. Podobno. W szopie tak twierdzą.
A nie mogą go odblokować? Deblokować czyly?
By go deblokować, czeba czekac dwa tygodnie. To są mejer dele, powiedziała pani. I że dołożą wszelkich starań.
Do tego jestem na czarnej liście policji! Bo jak poszłam do szopu, czy szopa, jakbyśAna rzekła - by mi go deblokowali, to oni tak kombinowali, że wieczorem dostałam mejla, że otom podejrzana.
Czego?
Licho wie. Szwindli jakichś.
A jak teraz miałabyś zniknąć z tej listy?
Ano właśnie. Najpierw deblokaż. Potem polis. Potem  - może - dostanę go z powrotem. telefon ten.
Z proksimusem w środku?
No chyba
A nie łatwiej kupić nową kartę żeesem?
Ksenia, aleś mądra! A kontakta? Życie całe!

Sunday 8 December 2019

kozak z obcasem

I teraz to już zupełnie nie wiem, co robić, martwi się Ana. Jak ja dojadę na Ankar, zwany Hankarem, no jak? 
Siódemką.
Ale ja jeszcze przecież nawet nie wiem, czy mnie na tych salonach przyjmą, z moim wyglądem. Co o nich Glywicka pieje.
Z twoim wyglądem? Jaki ma niby być? dobry jest - ocenia Roman. Niedowidzi, dodajmy.
Słusznie się Ana martwi, tak se na marginesie chrząkam. No naprawdę serio. Przecie Edyta byle kogo nie przyjmie. Wiem coś o tym. 
Skąd wiesz?
Bo ona sławna na Sanżilu nawet jest. Że do niej na Eterbek tak po swojsku po prostu nie wypada.
Czyly jak?
Czyly bez makijażu i obcasa.
Obcas? Skąd ja obcas wytrzasnę, a zwłaszcza kozak z obcasem założę, zimą szczególnie i wózkową będąc?
Co za wymagania, dziwi się Roman. To jakieś specjalne salony?
Wykwintnie się tam chadza, w kozakach ot co, zdradza Glywicka. Wpadłam ci tam była ostatnio i oczy przetarła, bo takich sukien, no i kozaków, tom się naprawdę w grudniu nie spodziewała. 
Opowieści były?
Ana, a po co ci ja to mówię niby? Jasne, że były. Przecie Andrzejki za rogiem, Mikołaj za pasem, impra goni imprę. Ale jednak nie to mnie zadziwiło.
Tylko - bo co to nas tu jeszce na Sanżilu i w okolicznościach zadziwi, to nie wiem doprawdy?
Tylko to, że te klyjentela wyglądała, jakby salonu już nie potrzebowała!
Wyczesana taka?
Właśnie, dobre słowo.
Jak Szumanki może?
Nie, to też nie to. Jak... jak... hmm?
Żony piłkarzy?
Ana, jesteś genialna jednak. Oczywiście to ta klasa była. Pierwsza ekstraklasa.
Glywicka, ale obiecujesz, obiecaj mi no, że pójdziemy we dwie? Bo jak już se ten kozak z obcasem zorganizuję, to coś za to chcę mieć!

Wednesday 4 December 2019

solidarność

Zmienia się nam Sanżil, że hej. A pan tu nowy ? -zagaduje Romana Włochu z Leny, co to se pod tym szyldem otworzył jesienny lokal.
Nie, nie nowy. I nawet nie sanżilowski. Już nie - stwierdza z żalem niejakim Roman.
O, a co to, za drogo w naszych okolicznościach było?
Za drogo owszem, robi się, ostrożnie ciągnie Roman - ale przede wszystkim za mało miejsca. Rodzina mi się powiększyła, capiszi - podchodzi Włocha z dobrze obeznanej patriarchalnej strony.
Kapisko, a jakże. Córcia? Ke merawilia! Ke okki!
To prawda. Bellissima, wero. Jak mamusia wygląda zresztą. 
A gdzie żona? Samą ją tak puściłeś? Nie boisz się? Wiesz, co tu się dzieje? Sami hipsterzy i Marokanie, tak.a mieszanka. Wszyscy bez bab. Senca una dona, pamiętasz cukkera, jak to śpiewał?
Kome no. Nienawidzę tej piosenki. A Ana? Ana sama się puściła. Do fryzjera. 
Podobno, a-ha, znamy my tych fryzjerów. Roman, pozwalasz tak jej?
No nie pytała jakoś o zgodę. Ale w ten sposób cię odkryłem! Coś wezmę na obiad.
Proszę, pasty dwie już zgotowałem z rana. 
Czy ja dobrze widzę, bo bez okularów już słabo, że to po piątaka? Czinkłe ojro?
A tak. Bo ja się nie daję nowym trendom. Hipsterzy mogą se pompować sanżilowskie ceny, a ja będę solidarny z ludem. Dlatego takie ceny wprowadziłem. To co, rikotta, salsiczja i spinaczi, recepta babcina, czy jednak klasyk sycylijski, czyly norma? 

Tuesday 3 December 2019

blekdżeki

 Dodajmy tak w ogóle, dla tych, co ie wiecie - że bywalcy Mietka, co to nie na Sanżilu, tylko w Foreście- są w wieku Any przynajmniej, co najmniej, no co, też tak można, czyly nawet nie idzie zliczyć, ile wiosenek mają na karku.
Tak więc mimo, że Sanżil za rogiem, ojczyzna matczyzna eko bjo stitfudów i innych takich dziwactw rodem z XXI wieku - mietkowscy wcale nie we-że, o nie.
No i teraz nie wiedzą, co jeść, szczególnie, że i megre kaczkowy na wykończeniu, innych sugestyji sugżestion brak, jezu, głodni wyjdziemy, pyta się w duchu ta i ów.
Bo co na to we-że w ogóle można zjeść?
Małe dynie angusy.
Że co? Nygusy?
A nie, przepraszam, blekdżeki.
Że jak? Czarne co?
O Jezu, wzdycha Ahmed. Małe dynki takie. Jedzcie. Nie strujecie się - widać po minie, że ma ochotę rzucić w przestrzeń.
Kasjerko! - wzywa pomocy.
Nadchodzi i obezwładnia stolik : moje kochane! Nasza laszef uznała, że pora na dobre wprowadzić we-że. No i tarfiło na czwartek. Zamawiajcie. Dziś tylko to. Mam jeszcze dwa megre, to możecie losować. Ale polecam blekdżeki.
Pyszne są. Mniam!

Friday 29 November 2019

dafalgan

Ahmed, nie widziałeś naszych dafalganów? Anę boli głowa - rozlega się w Mietku.
Co ja mam do waszych dafalganów, śmieje się Ahmed, co to się dwoić i troić musi, bo la szef w kuchni wymyśliła se właśnie, że czwartki będą weże, wege lub vege wręcz w pisowni, czym śmiertelnie zaskoczyła większość bywalców Mietka. 
Ahmed, ale kupiłam całą błat, błatę, jakby rzekł Groch.
Nie wiem. W kuchni?
No nie, na to by sobie la szef nie pozwoliła. Szczególnie dziś, gdy zapanowała sodomiaigomoria weże. Vege, bo na Sanżilu się to dzieje.
Gdzie one są, miota się Kasjerka. Dafalgany te.
Nie kłopocz się, Kasjerko, certoli się Ana.
Ale ja chcę je znaleźć! Od tych wege boli mnie głowa.
Ahmed, to ty wszystko zjadłeś, zamiast pla di żur, odkrywam. Też nie lubisz wege widać.
Ksenia, z akcentem na ń, na to Kasjerka, ty to masz głowę na karku, ciągnie z podziwem.
Ahmed, don nu no dafalgan! rzuca Ana.
I jak se wesoło nie zaczniemy skandować, by przegnać te migreny i migracje: my chcemy nasze dafalgany! Ahmed, oddaj dafalgany!
A Jesienka pęka ze śmiechu.

Thursday 21 November 2019

konar

Bum! rozlega się, gdy zmierzamy we czy Uklem jak najprawdziwszym, choć nie najczystszym zapewne stylem swym -w stronę Mesidora. Co to też nie jest okolicznością, gdzie każda czy każdy z Woluwów chciałby się przenieść, umówmy się, nie po to się robi na komisji, by teraz na Mesidorze w bloku jakimś kiblować, doprawdy.
Bum!
Konar! rozlega się głośno. Konar! nie masz gdzie stać?
No to co, oczu nie masz? Nie widziały gały, że stałem?
Gościu, gdzie stajesz? Tu jest wyjazd z ulicy!
Mesje, mesje spokojnie. Żete on are la. Stałem sobie chwilkę, pokazuje wypielęgnowana dło.
Sobie stałeś, konar? Se stałeś mi na drodze, konar!
O, ciekawie, mruczy Ana. O-o, potwierdza Jesienka.
Ana, a to nie belż przecie, pacz, żółte numery. Jakoś inaczej mówią. Ci i ci.
Bo ci i ci są z innych światów.
Jak to?
Merc zjechał z Luksemburga . Nie na łykend, co ciekawe, zapewne na komisję. Mercedes znaczy się. Co on tu robi, wypada spytać, kierowca ten, skoro wygląda jak świeżo wyprany i golony, a jest 14.
Zjadł w Brinclu, co to luksusem jest. Wypił swoje aliganckie wino. Biznes obgadał. A może nie, może to tylko pozór.
No dobra, a ten drugi?
Oj, moja droga, oni zjechali z bloku na Mesidorze w najlepszym wypadku, a jeszcze prędzej z bloku na Skarbku lub Anderlechcie. Na oko i pozór oczywiście.
Konar, tu me fe szjer, rozlega się w tle.
No i amamam.
I co dalej, ciągnę niezrażona.
A to, że zderzyły się dwa światy wyglądu, pochodzenia, finansów, ubezpieczeń społecznych i motoryzacyjnych. Szans i możliwości. Resto i kebaba. Garnituru i kurtki ze skaju. Mesje i tła mek.
I stąd te konary?
Stąd. Bo wygląda mi, że Luks był on are, stał neispodziewanie, ale Anderlecht rąbnął weń z prawej.
Czyly?
Czyly musi płacić pewnie. Jak się nie dogadają. A że światy to dwa różne, to lepiej uciekajmy, zanim czeba będzie świadkować.


Wednesday 13 November 2019

recepcja

Ach, to tu się wszyscy tłoczyli, puszyli i stroszyli, odkrywa Ana Martin. Na recepcji. U duszka.
Ale helołin już był!
Grochu, recepcja to jest w hotelu, nie znasz sie! Gdzie ten hotel u duszka mamusiu?
No właśnie, brzmi, jak hotel z recepcją, brawo synku. A wcale nim nie jest. Wyobraź sobie, że chodzi o przyjęcie. Na Szumanie.
Twoje przyjęcie urodzinowe? Na stacji stibu? Dziwnie. Ty tam byłaś?
Nie, ja byłam na naszym przyjęciu domowym. 
A tych wszystkich ludzi ze zdjęcia chciałaś zaprosić? Nie wygląda jak Szuman zupełnie. I gdzie ta recepcja?
O tu. 
Aha, oni nie mogli przyjść na twoje urodziny, bo stali w tej recepcji w kolejce po te kieliszki? Z alkoholem czy piwem, sam nie wiem? W ogóle co to jest- dlaczego ten duszek robi przyjęcie w twoje urodziny, a nie w helołin? O nie, ja się nie zgadzam! I w ogóle od kiedy przyjęcie jest w recepcji stibu?
Od wtedy, gdy się przestaje starać. I gada głupoty, byle tylko - bo ja wiem - mieć łatwiej? Szybciej? I używa słowa recepcja, choć to przyjęcie?
Albo i z innych powodów, uśmiecha się tajemniczo Roman.
O co chodzi tatusiu?
Chyba nie chodzi ci o imienne zaproszenia, co? uśmiecha się też Ana. Albo o prestiż? Albo o znajomość języków?
Ależ skąd.
Ani o to, przy którym stole się siedzi, albo w jakiej odległości stanie? Od duszka na ten przykład.
Ależ skąd, no co ty Ana. 
Jak można stanąć koło ducha mamusiu, dziwi się Groch. Duchów nie ma przecież. Tylko w helołin. Z ziemi wychodzą. Sam widziałem.
Nic nie rozumiesz Grochu! To recepcja u ducha! Pana duszka! To taki jego hotel, gdzie on wydaje przyjęcia i zaprasza kogo chce.
Ja wcale nie chcę, by mnie zaprosił, oświadcza Groch. Ja chcę iść na urodziny mamusi, a nie do jakiejś recepcji!
Nawet jeśli to niepodległa recepcja u duszka.

Tuesday 12 November 2019

adrian

Adrianów ci u nas na Sanżilu dostatek, bo to i wymówić nie trudno, a na pewno niezbyt łatwo, i wygląda jakoś tak ładnie, po zachodniemu doprawdy wręcz, i jakoś tak brzmi, jak z tiwi dosłownie. Dla uszu polskich i belż też, bo przecież ten malec sąsiadek to belż de susz, że aż boli, więc proszę, heloł, bez takich rasizmów czy innych, zwłaszcza jedenastego.
Co nie zmienia faktu, że najsłynniejszy sanżilowski Adrian jest Polakiem. Od 10 lat co najmniej.
10 lat ma ten chłopiec, ciekawy go Groch.
To nie chłopczyk, to sklep Grochu, taki do kupowania! tłumaczy mu Iwonek.
Znasz go?
Nie, nie znam, bo mama chodzi do Pawła, a w ogóle nie lubi kufni, więc tylko po warzywa, co my je jemy potem. Ale jest duży, Adrian ten, widziałem przez szybę. Mamo, a co to za plakaty tam były z takimi literami jakby greckimi?
Nie greckimi, tylko rosyjskimi.
Rosja jest największa, stwierdza z miną znawcy Groch.
Ale dlaczego rosyjskie litery w polskim sklepie? Czy ta pani, co tam sprzedaje, jest z Rosji.
Gdzie tam. Ona jest z Armenii?
Armenii? Co to jest Armeni, wykrzykuje Groch. I mówi po armeńsku czy polsku czy rosyjsku, bo Rosja jest największa?
Mówi mieszanką. Polsko - rosyjsko - ormiańską. O, jak teraz. Adinadcat i wosjem. Czyly: 11 euro i 8 centów.
Serio? Prawie jak po polsku
Serio. Polskie było tylko i.
A co ona teraz powiedziała?
Że nie przyjmie tego banknotu.
Ale go już wzięła przecież. Karty nie chciała. Najpierw skasowała, sam przecież widziałęm, jak wydawała. Adinadcat i wosjem czy ile to, i wydała. A ty dałaś bilet.
Nie bilet, tylko banknot.
I ona go nie chce?
Nie chciała. Bo niby nadgryziony.
No to co. Ja jej mogę skleić.
No właśnie to jej poradziliśmy. 
I sklei?
Najpierw nie chciała. Ale jak zobaczyła, że serio oddajemy ogórasy, śliwy i nowinki - to już poszła po rozum do głowy.
I co?
I nic. Dasfidanja dasfidanja i do domu.

Sunday 10 November 2019

przedkongresowo

Mamusiu, a kto jest dyrektorem stibu?  - chce wiedzieć nocą Iwonek. Sanżilaków nocne rozmowy jak bumcykcyk, nawet jak to zaledwie uklowskie okoliczności.
Nie mam pojęcia, synku, śpij już - błaga Ana Martin, która nam to zaraz sama uśnie, mimo że ma zamiar świętować z Romanem narodziny swe nie tak dawne, a numer ich 40 i 4 prawie. Niby świętować, znaczy się, bo co to za święto, pożal się niebożę, jak nawet racy se nie puści w niebo lub inny wszechświat, jak na narodowe przystało?
No tak ma nasza Ana. Niepodległa, że hej, ale uległa wobec kładzenia spać. Coś ją musi pokonać, i jest to męski sen. Syn.
Śpij już, dociera do mnie i Romana.
Ale kto jest tym dyrektorem, no powiedz mi.
Nie wiem, ale chyba jakiś pan.
Dlaczego pan? Pani nie?
Niestety tak to synku jest w świecie, że większość dyrektorów jest mężczyznami.
Jak to, to mężczyźni rządzą? Wszyscy?
Nie, ale kiedyś, jak już ktoś był dyrektorem, piszemy to przez igrek, synku, to był to mężczyzna.
A teraz?
Teraz niestety też o wiele za często.
Aha, i ty w twojej pracy z paniami chcesz to zmienić? Żeby panie nie były biedniejsze, jak w sos afrik?
Sos afrik? Z afrik? Co to jest, pytam, wtrąca się Groch spod kołdry. A niby spał, syn jeden!
No tak, takie puszki widziałem. Ale dlaczego to panowie są dyrektorami tak w ogóle? Bo nie chcą być równi?
Kiedyś nie chcieli za bardzo, a że mieli więcej siły - to oni rządzili. Byli królami i tym podobne
Aha, i tak nie ma być? W stibie też nie? 
No pewnie, że nie.
Mama, ale teraz nie może też być w drugą stronę! Teraz przez twoją pracę na tym spotkaniu w sobotę nie może być tak, że tylko panie rządzą.
Jeszcze długo tak nie będzie, nie martw się synku.
No właśnie, mama, bo to też by było głupio, sto dyrektorek przez igrek i co, teraz one tylko mają być bogate i mówić w stibie, jak mają jeździć? O nie, ma być po równo! 
Będzie, nie martw się. Może w końcu będzie. Śpij już!

Tuesday 5 November 2019

na litewskiej

Groszeńku, a co tam robią starsze dzieci, odzywa się przemiłym głosikiem Krakowska na Eterbeku do najmłodszego z dwunożnych dzieci, wysłanego jako ich przedstawiciel po słodycze kilka pięter w dół. Wiadomo, starsze na tyle sprytne, że zawsze młodszego poślą.
Ksenia, to nie Eterbek żaden, heja no, toż to Tysiak, poprawia mnie Ana Martin.
I zaraz ma za swoje, o dobrze jej tak, mądralińskiej jednej, bo Roman przytomnie zauważa: żaden Tysiak Ana, to najprawdziwsze Woluwy. Co z tego, że Lamber; święty, to tak, nie Piotr jednakże, Sanpier znaczy się, i co z tego, że koniuszek to ci tego Lamberta zaledwie, na granicy - o sodomogomorio! - ze Skarbkiem do tego -skoro każde dziecko wie, że lpsze Woluwy z Lambertem niż żadne i koniec kropka.
A tak w ogóle to tak,jakby to jakaś Litewska była doprawdy. 
Groszeńku, co tam, wspomaga Krakowską Ana Martin. No, w co bawią się dzieci?
Cicho tam u was, dodaje Półkrakowski.
Od dawna, oblicza na szybko Roman.
Pociąg puszczacie? - wdzięczy się Krakowska. Książki czytacie?
Nie. Drzemy papiery i wyrzucamy je przez okno - spokojnie tłumaczy Groszek.
Zawsze to lepsze niż papierosy, nespa?

Friday 25 October 2019

na Portdehal

4 na pewno jedzie na Portdehal. Na pewno.
Siadaj. Słuchaj, mówię dla tej Grażyny, że w Polsce jest przecież praca. Że to nie jest tak, że jak zostawił to wszystko w cholerę i zjechał, to nie ma z czego na dzieciaki płacić. A ona dla mnie na to, żebym się nie wtrącała, że to wstyd taki, już wystarczy. 
Beczy mi. Problem ma, bo miała do Sanpiera iść na żylaki, umówiona z doktorem i w pracy już załatwiła zastępstwa, a teraz co, z małą musi siedzieć, bo ona do garderi nie chce.
Musi się przyzwyczaić, wiem, no ale nie udało się na razie. Beczy i tyle.
A teraz jeszcze ojciec jej zjechał, to nie wiem już wogle, co z tego będzie. Co ta z wózkiem się tak na mnie pcha, te Belgijki to już wstydu nie mają normalnie, mało jej miejsca czy co? Jezu no!
No - Ana zostaje obrzucona pogardliwym spojrzeniem. No, u siebie się czuje, patronka jedna.
A w domu się nie chce operować? Grażyna znaczy się?
Jakim domu? w Polsce?
No.
Nie, tam by w łapę musiała dać pewnie, a i kolejki straszne. Tu jej to od ręki zrobią, a jeszcze mutuel zwróci.
Nie wiem, będą kombinować najwyżej. Byle to w świat nie poszło. Wstyd taki.
No to masz zmartwienie.
O, Portdehal. Tu wysiadam do doktora. No to cześć, cześć.

Wednesday 23 October 2019

żan

Jedziemy my se naszą nowo-starą linią w nowym roku szkolnym, okej, nieczęsto ruszamy w stronę granic miasta, bo to jakby uciekać od wysokiej komisji, a kto by chciał, oprócz Romana i takich niektórych; jedziemy se w każdym razie i wszyscyśmy, i wszystkie, jakie i jacy się tłoczymy w autobusie, czekamy na przystanek czech drzew. 
Trłazarbr. Trois arbres, spisuję. No mówię przecie.
Tymczasem nie nadchodzi. Nie nadstaje wręcz.
I tylko głos jakiś głosi, że to jakaś Żan. Ana Martin twierdzi, że Jeanne w pisowni, kobieca. Ale jak to, przystanek kobiecy? Męskie są one ci zazwyczaj.
Jak i ulice, choć i w matczyźnie, i francuszczyźnie, rodzaj ci to żeński. Ona lub la. Elle. Ulica i rue.
Bo inaczej byłoby Żą Ksenio, na tym przystanku, taki ę też trochę, no nie wiem, jak to polsku napisać, Ksenio, docieka Iwonek. Mamusiu, a kto to ta pani?
No nie wiem. u zawsze były czy drzewa, choć dawno tam ich nie uświadczysz. Na przystanku bynajmniej.
Żan Hereman słyszałem, słyszy Groch. Tak mówią w głośniku. Co to jest żanhereman?
Mam! - emocjonuje się Roman. Mam! Paczcie, Wolwendal napisał. Że z początkiem września stib postanowił uhonorować własnym przystankiem pierwszą brukseńską tramwajarkę. Żanhereman. Jeanne Herreman. Zastąpiła czy drzewa, choć i tak ze świecą ich tam szukać, jak wspomniałam. 
To dlaczego tu jest napisane co innego, mamusiu? dziwi się dzieciarnia.
Nie zdążyli widać przemalować przystanków, tylko nagranie zrobili. Ale super i tak. Wiecie chłopcy, w Polsce A też była kiedyś tramwajarka słynna. Odważna. Zaczymała tramwaj, jak czeba było. 
A gdzie ona teraz jest?
W polytyce! Bo kobiety, jak już gdzieś trafią, to od razu polytyka. Bez granic. One bez granic. Elles sans frontieres.

Friday 18 October 2019

pipin tom

Dobiegamy do Kafałesu. Widzę, że na Sikającym Tomie tłumy. Pipin Tom, Peeping Tom, co chcecie, sława ci to nasza lokalna, sanżilowska, okolicznościowa brukseńska, a światowa. Ana tak mówi, a na teatrze to ona okej, zna się, okej, no zna.
Słąwny ten Tom - więc w holu nikt nie zachowuje się podejrzanie, czyly nie chce odsprzedać biletu zdobytego gorliwie, jak przykazaly, z abonamentu. Wszyscy udają, że się znają i chcą zobaczyć.
Hmm. Co robimy?
Zapisujemy się na listę oczekujących, gdzie to płaci się tylko keszem, kesz onli. Mamy - bom go wyjęła Romanowi, nie ubędzie mu, zadowolona szuka po kieszeniach Ana. 
Dostajemy numer osiemnaście, ale większość ma więcej biletów zapisanych, więc tak jakby wyższy. 
Ana nagle mówi: poczekaj.
I już łapie wzrokiem znajomego dozorcę teatralnego, co to go i na Sanżilu widuje, i kiedyś w Berlynie na ulicy wręcz też. Kłaniają się se, nie zaszkodzi się przypomnieć, jak dlaej tak pójdzie z biletami, przezorna zawsze ubezpieczona, pezetu no.
Czekamy więc dalej i rozglądamy się, głowy latają, ale nikt nie chce odsprzedać, mimo że przemawiamy i z francuska, i z angielska, a nawet z niderlancka i polska. Zero, wyobrażacie sobie? 
Bon szans, bonszansują tylko niektórzy, z biletem w dłoni, bo w ajfonie to nie, to Kafełes, Belhje Belżik, a nie jakaś Polska, heloł!
Na miło życzą wejścia, na miło.
Wreszcie rusza sprzedaż wejściówek.
Ana spokojnie odlicza, a tu nagle: er zajn alejn fir tikets.
Na to Ana: nit mohelik, my musimy wejść po prostu. Roman na darmo sam z trójką nie został w końcu, w tym jedno śpiące, okej, ale jednak i tak.
Ana ma łzy w oczach, jak bumcykcyk, mówię wam.
I wtedy ją wpuszczają.
Bierze mnie Ana za rękę i hop do środka. Znajomy dozorca śmieje się.
Leci Ana na salę, do pierwszego rzędu, bo jak. Dostrzega jedno miejsce. Ale ono ci zajęte, okazuje się, ta osoba w tłalecie.
Ana się wycofuje.
I wtedy znajomy Sanżilak przemawia: Łaj łudynyt ju sit klołz tu de dajrektor himself? O tam, proszę, dwa miejsca dla was, aliganckie.
No i powiedzcie sami, z tymi sikaami to zawsze coś.

Thursday 17 October 2019

kapak

Wybrała się Ana Martin wreszcie do Kapaku na Skarbek - bo na bezrobociu ci ona, no co, siedzi w domu dniami całymi, wiadomo, dzieci narobiła, albo i Roman raczej, to siedzi i ma za swoje; mądry Roman męską mądrością, to i pogłówkował, aż włosy wypadły, i wynalazł na nią sposób wreszcie, by przestała latać po Sanżilach i innych, gorszych jeszcze okolicznościach, a zrozumiała, gdzie jej miejsce, w jej wieku zwłaszcza, nikomu nic nie wypominając oczywiście, ile to na liczniku, takie i tacy to my nie jesteśmy, no nie, nie my.
Ale na pociechę ma to bezrobocie Ana z belgisjkiej łaski, by nie było, że całkowicie jest już bezużyteczna dla rodziny, że tylko bidny Roman musi robić na tę dzieciarnię, co się pałęta, okej, Yesienka jeszcze nie, ale niebawem zacznie.
Ana nawet dopilnować nie potrafi, marginesem mówiąc by dziecko kataru nie dostało zresztą, co ona robi całymi dniami, Ana Martin ta, chyba tylko wydaje romanowe pieniądze. A teściowa mówiła już dawno, że warto by było, by się do budżetu dołożyła uczciwie, a nie tylko tak z romanowego portfela jechała, ekobjo jedzenia się zachciewa, to niech zarobi na to, proszę bardzo.
Na co Ana, że ona nie musi, bo ona taka bogata jest. Co spowodowało, że teraz cała Polska B, a ostatnio XYZ głowi się, skąd i po kim ona taka bogata, skoro starzy w nauce robili i się nie dorobili, oprócz chorób i garba, ale to wa de sła, że tak powiem z francuska aligancko, jak na kursie uczyly.
Więc chodzi Ana do Kapaku po te stemple, co to potem Roman na komisje śle dalej, w kolejce stoi, Bruksenię zwiedza przy okazji, bo to aż na Tysiaka czeba jechać, Rożje i dalej pod mostem, wiaduktem takim, między budowami, jakbyście nie wiedziały i wiedzieli, gdzie po ten stempel leźć.
Czasami warto, bo dekalaż między tym, co zarobisz jako madam, a tym, co jako mesje, wcale nie maleje, i tylko jak obliczą, przekręcając dane, wychodzi, że one zarabiają prawie tyle, co oni, ciekawe, jakim cudem, w Polsce szczególnie, gdzie to taka równość panuje, że hej wogle, już o feminizmie na ef nie wspominając.
Zresztą kończę, bo wy wszystkie i wszyscy pracujecie zapewne, po komisjach i titrach oraz lobingach itepe itede, ale nie tylko przecie; w każdym razie nie siedzicie se, jak to Ana, bezrobotna nasza, co to se dziećmi sprytnie przyszłość u boku Romana zapewniła i do Kapaku tylko chodzi, wielka pani, bo aktyrys to już można ściągnąć kompem.
Co Ana Romanowi zleca.
I tak za darmo żyje. I nawet dziecka nie dopilnuje, by kataru nie dostało.
I czas ma czytać. A wy nie. Nespa?


Wednesday 16 October 2019

bjowrak

Łi madam, silwuple - dobiega do uszu Any Martin, moich i Jesienki uprzejmy i donośny męski głos, barytonem chyba zwany. Z lodówki dobiega, ale coś nam przypomina. Tylko godziny się nie zgadzają, bo to jedynasta dopiero, a głos brzmi co najmniej jak na wysokiej komisji, albo bynajmniej ratuszu gminnym. No na komunie, no.
Z jakiej lodówki, bo zgłupiałem chyba - odzywa się Roman
Lodówki we bjowraku, czyly lodowatej salki z nabiałem ekobjo; wejść tam to jak w Bałtyk zimą zupełnie, tak se wyobrażam przynajmniej, bo przecie bym tam nie wlazła za żadne skarby, nawet jakbym nad Bałykiem bywała, jak jakaś morsica zupełnie.
A co ten głos robił w lodówce?
Grzmiał. Czarował panie. Po czym się wynurzył, w postaci swojego właściciela.
O, pan mecenas, ucieszyła się Ana. Z dziecięciem do tego. Na ramieniu.
Ana, a co wy tu robicie? dziwi się ze swojej strony też głos.
My tu bywamy na okrągło, bo kochamy Sanżil i okoliczności. Sąsiadka ulubiona. Sam mecenas rozumie. Ale co mecenas tu porabia w takich godzinach? Pracy, że dodam?
Telepracuję, nie widać?
Widać, bo siaty napchał bjo, że hej. Pracowicie kupuje.
Widać to że junior nie bardzo forma, choć do Jesienki się rwie.
No właśnie dlatego się nie zbliżamy do was, bo tu gastro. Pierwsze, jesienne. U was już było?
A nie, całe lata nie było. I wiosny, jesienie, zimy. I to nie dlatego, że Ukle bynajmniej, lecz że zimny chów. Chyba. Albo bo co innego. Jedno gastro wie.
A co ze śmieciami na starych śmieciach, chce wiedzieć Ana, bo to temat z tych ulubionych.
Ana, o śmieciach to godzinami mogę gadać, sama wiesz. Ale muszę lecieć, bo spanie. Sama wiesz, jak to jest.
Oj wiem wiem. Spanie najważniejsze. Zaraz potem śmieci.
To pozdrawiam szanownego małżonka i spadamy! Cześć cześć!

Sunday 13 October 2019

font-ana

Było to spotkanie zaprawdę przedziwne, wzruszona opowiada Ana. Po latach wielu. Ze zmarszczakmi nowymi wieloma zapewne.
W niedzielę czynastego się odbyło ci ono, a jakże, w upale naszym październikowym, co to rewolucyjnym miał się okazać.
Taką miałyśmy nadzieję. No bo co, nie samym Noblem się zyje na Sanżilu i w okolicznościach, nawet jeśli to na Szumanie robi na komisjach większość znajomych noblistki, jak to się Ana zdumiona dowaidywała z tego i owego czata na cołapie.
Nie no, w niedzielę ci tą żyło się polytyką, moja pani i panie.
Co to nas dorywa co rusz.
A tu porwała nas w objęcia przeszłości. Anę Martin. Taką Nagą. Sarę. Kalinę. Teę wreszcie, zwaną też Kloe.
Co je łączyło?
Ano to, że kiedyś tam dawno, za pierwszej Polski D, były się spotkały. W Laksemburgu, tak. Robiąc w tym samym - w tłumaczeniach bynajmniej i wręcz.
I śnić by się im wtedy nie wyśniło, że oto ileś tam naście lat później odnajdą się pod fontanną na Merodzie, co to chyba łaczy Eterbek z Szumanem, by nie dopuścić do czeciej Polski D, co to już XYZ będzie.
Ale nie same. Bo wokół nich tłumek. Hulajnogów, cytując Grocha, rowerów, mężów, partnerów, młodzieży, która za pierwszej D w powijakach była, a w międzyczasie dorosła. I też głosowała po naszemu, no bo jak głosować.
No i o Yesience nie zapominająć, co tu już jedyna chyba niemowlakiem będzie, w tym towarzystwie postluksusowym.
Lata mijają, my nie, westchnęła Ana.
W tle nawijała Yani z xx, co to WezemBeczką miała się stać w zamyśle Any, ale Ana wie, że są sprawy delikatne, więc odpuściła, i tak na yogowo ją przezywa.
Nazywa.
I stały sobie te panie Anie, panie, pod font-aną i wspominały. Ana od razu nadała do Stelli i Olafowej, że są i czuwają. Zdalnie. Na telepracy z Luksa, można by rzec.
Takie same, jak w 2003. 2005. Może i nawet 2010.
A rewolucja się nie zrobiła.
Bo jak.

Thursday 10 October 2019

o nestorze i żuljecie

Achilles zwany Aszilem, Nestor, Gabriela. Anna x 3, w tym jedna Ana Martin, a kolejna przez e. Na końcu. 
Stefcio w wersji nierodzimej zupełnie, Sanżilowej może nieco, ale bez przesady, w Polsce się on nie rodził nam na pewno, Esteban jeden taki czy owaki, ani z Polki raczej.
Bo nie Estefan przecie.
Jesienka - Oton - sztuk 1. Wyjaśnianie trwało długo, co jak dlaczego.
Najbardziej belż imię: Żuliet - jedna. Nijak stąd.
Opiekunka - nie dziecka - bo matki uchodźczej- sztuk jeden.
Labelż rodzone na miejscu raczej: 7 + 3 na dywanach.
Lebelż: 1 stary, 3 w poziomie.
Polonez: sztuk 2 +  1 z Polonez zrodzona. Znacie, znacie.
Rumen: 1 + 1 jak wyżej. 
Nieokreślona matka Estefana, skąd ci ona? - wiedzy brak. Chyba Ameryka, stwierdziłam. A może nawet Portugalia? Nie, na to Ana. Nie Ksenio. Hiszpania.
Dzidziusie sztuczne, ćwiczebne: 3. No co, ćwiczymy na nich masaże, no c.
Uchodźczyni: 1.
Nieletnia, nie licząc tych w poziomie: 1. Łącząca się w jednej osobie z tą wyżej.
Ciemnoskóra, choć nie za bardzo: 1. Jak wyżej plus bebe damskie, nie za ciemne też.
Całe to towarzyccho zebrało się na Uklach, ale zdecydowanie niekomisyjnych, bo w kąciku rodzinnym na Nerstalu i Stalu. Nic tam nie ma. Oprócz nas, rzecz jasna.
I kto zgadnie, kto miał bebe Żulijet? 
No przecie nie ja. Ani nie Ana. My mamy Jesienkę.
Niech się im darzy na ziemi belż, karmionej i karmiącej co to pozwoliła jej ty wyjść z brzucha, a właścicielce brzucha - umknąć, tym dwóm, co są rozwiązaniem tej zagadki.
Czemu i komu? 
Wojnie, Ksenio. Wojnie.
A kraj ich zwie się, jak księżniczka jakaś - Erytreja bowiem.



Tuesday 8 October 2019

zapuścić się

No, tu to żaden Szumaniak porządny się nie zapuści, oznajmia Ana Martin z satysfakcją, rozglądając się po japońskich okolicznościach, choć one przecie tu blisko zupełnie, za rogiem uklowskim naszym, prawie na Sanżilu, jeśli by liczyć koneksjon 51. Którym żeśmy w te rejony przybyli, zbadać nieznane.
Szkoda, żeśmy się nie założyli.
O co? 
O to, że wysoka komisja tu nie mieszka. Że istnieje i takie Ukle, o którym na Szumanie nie słyszeli.
To tu właśnie. Tak, koło resto portuge, gdzie właśnie trwa karaoke, bo sobota, seiszta fejra, a w seisztę - gambas a wolonte! Od wieków wieków ament!
Za piwo czeba płacić, wino też, ale d tego to klyjentela przyzwyczajona. Wszyscy lokalni. Zero niespodzianek.
Bosko tu!
Za zakrętem na lise franse, którego adeptki i adepci, a zwłaszcza ich rodzice - pewnie w większości w ogóle nie wiedzą, w jakie to zakątki Brukseni puszczają autobusem swe pociechy.
Krzyżyk na drogę i w siną dal, tak to się odbywa - na to Roman. Inaczej by zwariować przyszło, jakby dzieciarnię chcieć rozwieźć na czas. 
Więc jadą se te pociechy, jadą w Ukle głębokie, mijając po drodze czmiela i inne przystanki. No, tu to żeście nie byli. Rodzice pociech też nie
I nie będziecie, chyba że się do japońskich wybierzecie. Co to szczęśliwi teraz, że somsiadów - Martinów - teraz nie za daleko mają.
I wicewersa, jak się mawia tu i ówdzie.
Bo bosko tu. Jeszcze napiszę, dlaczego.

Thursday 3 October 2019

o madonno

Ksenia, a wiesz, że Katalońscy też mają nianię nie naszą zupełnie - zagaduje mnie Ana Martin, bo obchodach ciężarnych urodzin Wezembeczki. Ormianka z Armenii. Żeby było trudniej spamiętać chyba, bo co?
Ojej, to ile ich mamy, tych obcych? nie mogę się nadziwić. Że też naprawdę już Polska D nie wystarcza na zarobkowanie! W głowie się poprzewracało od tych unii ojropejskich i wolnego handlu, naprawdę.
A dlaczego te osoby miałyby się zatrzymywać w Polsce, Ksenio, szczególnie w czasach Polski D? strofuje mnie Roman. Polki mogą na Sanżil uciekać, to czemu ktoś z dalszych krajów nie?
No bo...no bo...nie wiem, ale czy chcemy tu tylu ruskich?
Postsowjet.
Kto nie chce? Lebelż? Im to nie przeszkadza, tak jak Sanżilakom z Polski. Co przeszkadza zresztą?
No bo ile może być Moldawjen na kursie francuszczyzny, no ile? Dwie, czy rozumiem, ale pięć? Do tego małżeństwo jedno, z problemami? Kto by chciał słuchać o ich problemach po mołdawsku?
Rumuńsku, jeśli już. Po rumuńsku tam mówią.
E tam, ci to po rusku akurat, tyle to zrozumiem.
To akurat dotyka wszystkich, moldawjen i nie moldawjen. Problemy, znaczy się. Może i z francuska łatwiej je rozwiązać, co Roman? zastanawia się Ana na boku? Albo po rumuńsku? O rosyjskim nie zapominając?
Ale wracając do niań: Moldawjen w domu to już norma. Ale Austriacka ma oryginalniej przez y, in Żeorżien, mówiła mi.
Tak ci mówiła, Ksenio? Chyba raczej, że Gruzinka wpada?
No może, ale tamta dodała, że jest z Żeorżi.
Gruzji czyly.
O madonna, może i tak, a co, wszystko jedno.
No nie. Ty jesteś z laPoloń, przykładowo, wszyscy my zresztą, oprócz dzieciarni, bo ona z okoliczności. I chyba głupio ci by było, jakby cię wrzucali do jednego, sowieckiego worka. Post nawet jeśli on jest. Razem z nianiami z Gruzji, Mołdowy, już nie Mołdawii bowiem nawet, no i Armenii, skąd pochodzi niania Katalońskich. To inne narody. Choć bratnio-siostrzane ponoć.
Gotują bosko, podobno. Po gruzińsku, ormiańsku. Bo po mołdawsku - to nie bosko.
Postsowiecko.
O madonno, co za czasy. Co za nianie.




Wednesday 2 October 2019

majtkowa

Czy sprawiłoby pani kłopot, jakbym stanęła przed panią? Bo pani - jak widzę - ma pełen wózek, alkoholu do tego, dodajmy w cichości ducha, a my tylko kilka rzeczy? No i bebe się niecierpliwi? - zaczyna Ana o 8.30 na Uklach. Wiadomo, odjazd autobusu szkolnego o 7.30, to o 8 można się ustawiać pod sklepem.
Nooo dobra.
Mersi madam.
A jednak nie, o nie. To nie jedna rzecz. No wie pani co, naprawdę jest pani bezczelna. Jednak nie.
Dlaczego ona tak do nas? szepczę do Any Martin.
Zły dzień ma i tyle, wzrusza Ana ramionami.
Nie, nie jestem żadna bezczelna. Prosiłam panią o przysługę. Ale niech se pani już tu stoi.
No wie pani co? Teraz to naprawdę jest pani kulote, że hej.
Majtkowa czyly.
Pani jest! Sama zablokowała wózkiem kasę, że nie ma jak podjechać, a tylko nowe dokłada! odzywa się wsparcie z sąsiedniej kolejki. Naprawdę, madam, ta madam z bebe była bardzo miła, a pani nie jest!
O, widzę, że tu więcej kulote!
Albo pani kupuje, albo nie! O nie, ja se na to nie pozwolę, o nie - zdecydowanym ruchem wyprzedza Ana wózek swoim wózkiem, a klyjenci klaszczą.

Tuesday 1 October 2019

płuca

Już myślała se Ana, że powrót na Sanżil i w okoliczności oznacza uwolnienie się od dobrych rad stąd i stamtąd. Już se myślała, że to polska, ojczysta, a nawet bardziej matczysta cecha (bo przecie to matki wiedzą wszystko o dzieciach, kto przy zdrowych zmysłach dawałby dziecko ojcu, no kto, przecie nie Polka normalna).
Ana daje na całego, to pierwszy minus. Przecie facet się nie zajmie cha cha, dwie lewe ręce, cha cha, oni nie do dzieci stworzeni.
Drugi minus - za lekko ubrana. Jezu, załóżcie jej skarpetki, Roman, ty załóż, skoro Ana nie chce, zachoruje mi tu to maleństwo, nie mogę patrzeć na te sine stópki.
Nie, my nie zakładamy, sama se załóż, odpowiadała Ana.
I myślała se więc, ze tu tego nie usłyszy. Że Bruksenia ma luz. Niestety, skończył ci się on z nastaniem jesieni.
Pierwszy atak - na oko portugalski - nastąpił w autobusie w środę. Z ust portugalskich chyba. Oczywiście w kurtkach, a jakże, jesień. Mała Jesienka wesoło macha gołymi nogami, a tu nad nią zatroskane: eskel na pa frła! Abije-la, madam
Ana, wściekła, bo tego ranka zachorował kierowca szkolny, a nie Jesienka, cedzi przez zęby: non, el na pa frła. Ną, el wa tre bjan. 
Widać przecie, co?
Pani wysiadła i na tym koniec.
Ale to tylko preludium. Prelud tak zwane, zupełnie jak jedzenie weże na dzielnicy. Bo oto idzie se Ana w kurtce przeciwdeszczowej z tego preluda właśnie. Zadowolona, bo mimo że siódme poty na nią biją, w kurcie gorąco, że hej - to cieszy się odbytą rozmową z Włoszką, cieszy, że jesienka fika nogami, no cieszy. Niedługo. Bo oto na przystanku staje nad nią puchówka.
Puchówka bordo, szalik w pasy, wszystko dopięte, mimo że- heloł - nadal 20 stopni.
I miła, bo czemu nie, puchówka w te słowa: Madam! Abije la! El wa atrape frła tudsłit.
Ana na to, choć zdenerwowana z miejsca, na spokojnie: Nie, nic atrape. Wygląda na szczęśliwą ze swoją grzechotką.
Puchówka się usztywnia: Madam! To gotowe zapalenie płuc! Pnemoni! I do tego mamy epidemię bronszit!
Ana na to: Dziękujemy za troskę. Ona nic nie ma jednak.
I wtedy puchówka sięga na wyższą półkę po argument: Proszę pani! Madam!Od 30. lat jestem medsan żeneralist ze specjalnością pediatrii. To gotowa choroba, taki strój! Niech pani coś zrobi!
I Ana coś robi. Ucina temat, wsiadając do tramwaju.

Thursday 26 September 2019

sekonder

Mówiłam ci przecież, że on na ciebie paczy. Tylko na ciebie - zapewnia blondynka rudą. Już je Ana raz przyuważyła była w busie i zachwyciła się gwarą.
Nieee. Pa du tout.
Si, il te regarde! Je te dis.
Nie, na Luizę paczył.
Si!
Ale nie idź do niego, błagam! - ruda poprawia jednakże włosy.
Je vais y aller, zobaczysz. W jakiej on jest, francuskiej?
Nie, angielskiej. Ale nie idź, za nic.
O rany, pacz jakie słodkie bebe. Comme elle te regarde. Jezu, nie mogę, jaka mała.
Też takie byłyście, decyduje się ujawnić Ana Martin. Czas szybko leci...ile wy macie lat? 15?
Nie, czynaście, tylko takie jesteśmy wyrośnięte, że wszyscy nam mówią, że piętnaście właśnie bynajmniej.
To która klasa sekonder? Pierwsza? Druga? 
Pierwsza pierwsza. Na razie. Ale ona słodka! 
Nasz tram arrive! Szybko. Vite vite! Do widzenia, orewłar petit!

Tuesday 24 September 2019

grimonpon

Nie masz ci po prostu czekolady nad grimonpona, nie masz po prostu, i to nie dlatego, że to jakieś Ukle. Kto się nieco zna na Brukseni, wie przecie, że to praktycznie Fore, a może nawet Sanżil.
Czyly żaden luksus, dodajmy. W dzien bez samochodu to się tam można zapuścić, jak się na stibie nie zna i map czytać nie umie, a dziki pies w ajfonie akurat zamarł.
Ale żeby tam jechać? Po czekoladę do tego? Kto to wie o nim?
Ana wie, to i ja wiem. Sąsiadka wie. Roman wie.
Starczy więc.
O właśnie, starczy, a nawet starzy, też wiedzą, przypomina se Ana. Wiecie, co to się tam w piątek zdarzyło, jak żem karmiła w tych 18 stopniach, bo taka temepratura może panować maksymalnie w tym lokalu?
Ano zdarzył się klyjent, brawo tak.
Wchodzi, szura nogami. Jak do siebie wchodzi, panisko, drzwi nie zamyka, mimo że proszą, by te 18 stopni zaczymać w środku. No nic. 
Bez silwuple prosi o balotan, co to jest zwykłym pudełkiem czekoladek, tylko tak się fantastycznie zwie, o mały balotan prosi, narzekając, że drogo.
A jak ma być, rwie się do odpowiedzi Ana, skoro to wszystko za ścianą robią, ręcami własnymi, rozumiesz pan, ile to roboty, chciałoby się krzyknąć?
Nikt nie krzyczy jednak.
Sytuacja się za to rozwija. Bo oto balotan wybrany i miła, za miła pani, pyta: czy coś jeszcze?
I tu klyjent, dotąd niezbyt żwawy, ożywia się i wprost pyta: a co może pani jeszcze zaoferować?
Ana dębieje. Wiosna zamiera i paczy na dęby za oknem. Pani nieruchomieje.
Sekunda niepewności.
Pani wraca uśmiech. Sztuczny i wściekły. Zatacza ręką krąg i pyta: czekolad u nas nie brakuje. Czy czegoś sobie pan życzy?
A stary, że zaejdżuję z wściekłości za Aną, niespeszony zupełnie: E, to - to nie. Kiedyś to były czasy. Kiedyś to kobiety miały coś do zaoferowania. Rozumie panna? Bo madmłazel leci?
Pani udaje, że nie rozumie.
Ana rozumie i nie udaje nawet.
Wiosna nie słucha, uff.
Pan płaci i wychodzi.
Ekspedientka przeklina. Na głos
Ana przeżywa.
Ja wzdycham.

Monday 23 September 2019

równo

Za kilka godzin początek jesieni, i by se z polska ponarzekać, to już Ana Martin od świtu zacznie, a nawet przed nim, czyly teraz.
Oka ci była nie zmrużyła, i to wcale nie dlatego, by tak uparcie wypatrywała 9.50, 9:50, 9h50, newer sankont, dziewątej pięćdziesiąt, kiedy to na Sanżilu i w okolicznościach  podobno nastanie równość.
Równonoc na początek, dla porządku.
Cieszy się Iwonek, bo chciał wiedzieć, czy zmianę letnio-jesienną przespał, a tu wcale nie, przeżyje go na całego, w systemie szkolnym siedząc
Wcale nie dziś Ana, czytam właśnie, wcale nie...równonoc dopiero 25.
Czyly już po rocznicy ślubnej, odkrywa Roman!
Pamiętasz, cieszy się Ana. A to tak dawno było. Zanim Ksenia nam nastała była.
Pacz Ana, do czego to doszło, ślub braliśmy na równo. Po równo. W twoim stylu.
I by to równo uczcić właśnie, Ana doda z rana, że feminizm na ef zatacza oto coraz szersze kręgi i będzie coraz równiej. Bo za każdym razem, gdy już traci nadzieję, że kobiety z Marsa, a ci drudzy z Wenus, mężczyźni czyly, heloł! - to okazuje się jednak, że można. Czytać i popierać. Tak było z Delezowym, który poparł Anę i mnie ze dwa lata temu, bo czas leci, jak głupi, heloł! jesień nie jesień, zima nie zima, Wenus nie Mars i na odwrót.
I ta się zdarzyło z Japońskim w piątek, kiedy to ten, ledwo zszedł był żywy z hulajnogi, co to nią elektryczną był gnał po synów przez kilka komun wręcz, mianowicie Eterbek, Iksel, Sanżil, Fore i Ukle na finiszu. Szczęścia miał dużo, dodajmy, bo po pierwsze przeżył, po drugie lapolis nie dała go rady złapać i wlepić mandatu za jazdę po chodniku bez kasku. Po czecie - że duży kawał drogi w dół, więc nawet bez elektryki byłoby szybciej.
No i że po synów cały i zdrów zjechał, co to u Any nauki pobierali, z matczyzny polszczyzny, bo z czego, nie pisania przecie. 
I Ana szczęście miała, bo był ją pochwalił, że ho ho. Spłonęłyśmy rumieńcem zadowolenia i skromności. Ana i Ksenia, jedna za dwie, dwie w jednej. Bo kto to spisuje, te anine mądrości, jak nie Ksenia? Bruksenia? Ja?
I czeci wreszcie element męski na koniec lata, ale nie lat: od lat 9 wierny, i to nie dlatego tylko, że zaślubowany - Roman. Całym sobą, wielkim - dodajmy - popiera i zachęca do twórczości.
Nas obie. 

Friday 20 September 2019

w 37

Nasza nowa ulubiona linia autobusowa, o której się to najstarszym Sanżilakom nie śniło - to 37.
Łączy Sanżil z Uklami, czyly jakby dwa światy w Brukseni, które są jednakże jednym światem, szczególnie odkąd niezmordowanie krąży między nimi Ana Martin.
A ile się ja nam nasłucham!
Przykładowo od tych dwóch pan , co to wesoło machając sobie nogami w wyglansowanych butkach - nadawały o sąsiedztwie. W dialekcie tutejszym, ale Ana obeznana ci ona przecie, w lot rozumie i nawet sie tym swoim uśmieszkiem nie zdradzi, że wszystko nagrywa mózgowo, bo jednoczesnie grucha wiosenkowo.
Bo wyobraź sobie kochana, że Ukle się już nie nadają do zamieszkania. No normalnie nie wyrabiam. Już wcześniej nie było dobrze, jak mieszkali ci tam z Afryki, co to całe klany krewnych sprowadzali i zliczyć ich nie szło. Ale piekło zaczęło sie teraz dopiero, jak nastał rok akademicki. No mówię ci, oka od miesiąca nie zmrużyłam. Impreza co noc. Jak nie impreza - to grają na jakichś instrumentach bjo czy już nawet nie wiem jakich, kocią muzykę taką, rzępoli to okrutnie; na oczy nie widziałaś, chyba sami to zbudowali. Włosy w strąkach, ubrania dziwaczne. 
Rowery tylko, aut żadnych, to dobre przynajmniej, bo staremu nie stają na garażu i nie czeba lornetkować, na kogo donieść.
Poza tym mili za dnia, grzeczni, bonżur - bonżur, mersi madam itepe. Tylko te imprezy całonocne. Palą, piją, ekranami świecą, tańców brak, za to tupanie buciorami, że hej.
Ale wiesz co jest w tym najlepsze? Że to są sami belż. Lebelż i labelż, no mówię ci, jak bumcykcyk! Aksą żadnego i biali wszyscy, no tego, jak ty i ja. 
I co ty na to?
O, mój are, orewłar! O, jakie słodkie bebe!

Tuesday 17 September 2019

poprawiny

Pokażę, pewnie że pokażę, pokazuje na smarcie zadowolona jak nie wiem co klyjentka. Wszystkim, pod sklepem, ale nie przy piwie, że dodam, to w końcu dziewczyny, kobiety, no to naprawdę, wypraszam sobie, by piwo miało być.
O ważniejsze się tu sprawy rozchodzi, śluby mianowicie.
Całą noc żeśmy wczoraj na Sanżil wracaly. Jezu, jakie korki w tych Niemczech. No ale warto było i przed poprawinami nie udało się wyjechać za nic.
Udało się wyśmienicie zapewne, zezuje kątem oka znad wózka na ekran Ana Martin.
Mówię pani, że to mało powiedziane. Wszystko pięknie! Kosmetyczka - fryzjer - katering  - wszystko na czas. 
Serio aż tylu?
Ale piękne macie suknie, komentuje kolejna klyjentka.
Prosto z salonu siostra zamawiała. Ona już tak ma, że musi być po jej myśli co do centymetra.
A jaka sala była piękna! Niedroga nawet, jak na tyle osób, a szło sprosić 160 gości.
Serio aż tylu?
Tylu? Toż to mało! Jak ich zliczyć, to tak wyjdzie. Ale i tak ci spod Warszawy nie dojechali, widać nie wypaliło z transportem. Ja to się tam tylko cieszyłam. Bo poprawiny były na 60 osób, tylu zostało. No i kto musiał ich obsłużyć?
No kto, pyta nieco głupio Ana, widać, że choć ślubna, to na weselach się nie nabyła, oj nie.
No ja! Jako młodsza siostra i kolejna do ślubu.
Ja bym się tak nie dała, ma na to do powiedzenia tylko to Ana.
U nas cueba. Taka tradycja. Co robić, rozkłada ręce Malina.
Nie robić!
Za rok nie będę robić, jak będzie moje wesele. To wtedy ja będę królową. A moja młodsza siostra robić na mnie. Tylko kto na nią będzie robił, skoro więcej sióstr nie ma, a bracia, wiadomo, nie muszą?

Monday 16 September 2019

nie widzę powodu

Na dzień dzisiejszy nie widzę powodu absolutnie, odpowiada pani Tola ze szkoły polskiej. Nie Anie Martin przecie, Ana odpowiedzi w tym zakresie nie potrzebuje, ona do polskiej szkoły pod znakiem Polski D posyłać nie musi.
Niejedna ci ona tu w Brukseni, ta na Woluwach. Są jeszcze dwie, nasza rodzima sanżilowska oraz skarbkowa, no ale że tam nie tylko polytycznie D, to jeszcze kościelnie mega, więc o tym nie mówimy nawet.
By posyłała, nie że taka luksusowa, ani gardząca kimś, co nie ma wyboru, i do tej miniPolski D wysłać musi - nie, po prostu ma się czasami to szczęście i można umknąć polytyce.
No ale nie wszyscy. W tym Iengieowa.
Iengieowa zasłynęła tym, że ze starszą córką nie odpuściła, i zasiedzeniem wywałczyła dla niej fajna panią, czym wzbudziła Any podziw i dozgonną wdzięczność, że nie tylko na urządza takie akcje.
Bo jak to, że nie rozumiem, nie rozumie Roman.
Po prostu wzięła Jankę za rękę, wyprowadziła z klasy, gdzie byli ją wprowadzili wedel list obecności, i wprowadziła tam, gdzie swoim zdaniem była ją zapisała uprzednio, czyly do dobrej nauczycielki. W prawie była, swoim zdaniem, i moim, aninym też, bo wcześnie przez telefon i osobiście we własnej osobie zapisywała ją do tej fajnej.
Bo dlaczego niby nie do tej fajnej zapisać by miała?
I tak to Janka miała dobrze. Jak raz zasiadła w dobrej klasie, to już tam cały rok szkolny siedziała.
A teraz przyszła pora na Klarysa.
I tu pojawił się problem.
Bo mianowicie Klarys idzie systemem belż, czyly ma za chwilę lat 6. I Iengieowa dała go tak do szkoły. Ale tu panie, polytyka. Bo w Polsce D do pierwszej klasy idzie się teraz, jak się ma lat 7. 
Więc nagle się okazało, że Klarys był znikł z list. 
Jak to, nie rozumiem. Skreślili go?
Ano skreślili.
I co na to rodzice?
Wykazali się najnormalniejszą reakcją ludzką, jak i ja. po prostu wkurzyli. No i od czego głowa i silna wola? iengieowa sięgnęła po swój patent z zasiedzeniem.
Po prostu wprowadziła Klarysa do klasy i dopisała do klasy, w której go już nie było. 
Chwilowo nie było czyly?
Tak. Jak ten już tam siedział, w te pedy do pani Toli. I dalej dopytywać się, co robić. Skoro syn siedzi, to czy nie może zostać?
Na to pani Tola: na dzień dzisiejszy nie widzę powodu, by coś robić. Zobaczymy.
I za tydzień to samo, jak Iengieowa chciała syna zaregularyzować, by tak polecieć gwarą belż. Pani Tola nawet oka nie podniosła znad komputera: Na dzień dzisiejszy nie widzę powodu, by coś robić. Przecież siedzi w klasie, to niech siedzi.
Iengieowa więcej dzieci nie ma, że nadmienię.

To i walka skończona.

Friday 13 September 2019

bynajmniej

Czy są śliwki jeszcze, pyta uprzejmie, najuprzejmiej w świecie, jak umie, Ana Martin.
U Piotra pyta na Wanderkindere, choc nie Piotra, bo nie lubi jego żarcików. 
Maczo są, to nie lubię. Ale i tak go wolę od ślubnej Hani, co to nie pozwoliła kongresowego plakatu powiesić. O, to to sobie zapamiętałam.
Nie, nie ma śliwek. A mąż przecie był wczoraj, to nie mógł wziąć?
Ech, wie pani, faceci...z udanym rozbawieniem macha ręką Ana. Był, ale nie pomyślał.
No, tacy oni są. Wszyscy tacy sami. Albo nie pomyślą, albo zapomną.
Śliwek jednak bynajmniej nie ma. Może po południu dojadą z drugiego sklepu w Laken, bo tam coś gorzej poszła sprzedaż wczoraj.
No dobra. To dla mnie tylko pomidory i jabłka. A karta już działa?
Działa. Bynajmniej ona. Bynajmniej wczoraj działała.


Thursday 12 September 2019

mule

Pamiętasz, łocapuje Ana Martin na gorąco do Luksa - a pamiętasz kochana nasze mule w Luksie? 
Do Luksa łocapuje - czyly do tych, co tam ostaly. Ostały - także. W tym Stella od muli.
No, odpisuje Stella od razu, mimo że w pracy. No a jak. Widać im systemów kontroli czasu nie zainstalowali jeszcze, które są już wszędzie, jak objaśniła Lokatorka.
Jezu.
W pięknej matczyźnie se tak piszą, jak widać, no naprawdę - mimo że uczone w językach. No a jak. 
Musowo pamiętamy, wyjaśnia Ana Martin mi i Romanowi też, bo on jako ślubny nastał po tych mulach przecie.
Bo pyszne były te mule, oj pyszne. Ja w ogóle ich nie znałam, przyznae Ana, mimo że - jak wiadomo - rzadko się na czymś nie zna ona, Ana; za to Stella, ciągnie Ana, uczona za granicą niejedną, w tym franko-belż, ledwo wrzesień nastał, zabrała się do zakupów, bo - jak wyjaśniła Anie - mule je się tylko w miesiącach z r.
To sierpień też by się nadał, literuję se.
Ale to chyba miesiące z francuska mają być, ryzykuje Roman. Co Ana? W Polsce A B C mule to rzadkość. Dziś rzadkość, bo kiedyś rzeki były czystsze i je jadano. Wyczytałem tak.
Pewnie, że francuskie. Czyli ut się nie nadaje. A septombr jak najbardziej.
I w ten septombr żeśmy te mule zajadali. W komplecie: Ana - Stella -  2 warszawianki - kolorowa krakowianka - przyszły Ninowy - no i Węgier. I chyba Filutkowa potem wpadła.
Milczący był to ci Węgier, łocapuje Ana.
No, całe mule się nie odezwał. Chyba go przeraziłyśmy trochę. Bo i śpiewy były dzikie, przyznajmy.
I włosy długie miałaś blond, łocapuje Stella.
A ty krótkie blond, odłocapowuje Ana.
A wiesz czemu Stella piszę do Ciebie? Dla ciebie, jak by Ksenia powiedziała po matczynemu? Bo siedzimy se tu w ikei na Anderlechcie w komplecie, co w polskiej nowomowie brzmi: siedzimy w ikea. Część z nas, ta młodsza, je klopsiki. Starsi - kasulet maroken - czyli wkład ikei - ikea w kulturę multikulti, która nie tylko zahacza kasuletem o Maroko, lecz i o Sanżil, bo jest on ci wege, weże - czyly hipsterski. 
Obok nas mnóstwo rodzin nierodzimych z Anderlechtu. Właściwie pół-rodzin - bo to głównie młode nastolatki z wózkami i swymi matkami w wieku Any, nic nie wypominając wieku. Wózkowo-chustowe to rodzicielstwo, tak je nazwijmy. Grupowe.
I najdziwniejsze jest to, że nie jedzą grupowo kasulet maroken. Za to wsuwają mule. I dlatego Stella do i dla Ciebie piszę do Luksa, bo mi się przypomniało.
I widzę, że 16 lat minęło.
Ja tylko się zastanawiam, zastanawia się na głos Roman, czy te miesiące do muli to z er pisanym, czy mówionym? Bo co z żąwje?


Tuesday 10 September 2019

bułgarki

Słuchaj stary, rozega się po dżimie, nie wiem jak zacząć, ale skąd jest twoja żona?
Ana Martin? Ta co tu stoi? I boksować nie chce?
Ta tu. 
Nasza polska ci ona, polska jak królewna w Belgii panująca, czyly trochę taka, trochę stąd.
Aha, czyly z waszych stron Ojropy, tak?
No niby, a o co chodzi?
Jaka ona jest?
O rany,stary, co za pytania! No normalna. choć nie za bardzo chyba jednak, co Ksenio? Szalona. 
Aha, a w tych sprawach?
Tych, to znaczy seksu?
Tak stary, seksu, dzięki, że to za mnie powiedziałeś, seksu tak.
No normalna też. Chyba. Na swoim, aninym poziomie. Nigdy nie wiadomo czyly.
Ale ten tego w ogóle tak?
No tak, stary, a co? Sam widzisz, że dziecko ma na ręku. An bebe. Podobasz jej się zresztą, przyznała.
Bo widzisz stary, sesa mą problem. Tylu się podobam! I co robić?
Byłem w Bułgarii. Wspaniały kraj. Mówiłem ci, co? Dla czarnych - wspaniały. Bo wiesz, oni tam czarnych nie mają. Wyobrażasz sobie? Dziewczyny nas nie znają, nas, co z Afrik kiedyś. Wszyscy nas chcą! Wszystkie nas chcą!
I poznałem taką jedną. Stary, wspaniała i piękna.
Tyle że Bułgarka kurczę.
I to ten problem! Bo ja tylko po belż, franse znaczy się. A ona tylko po swojemu, bułgarsku, tak? Tak tam mówią, ty wiesz lepiej, bo ty stamtąd blisko.
Nie blisko, ale niech będzie. No po bułgarsku mówią i piszą, co gorsza. 
Nawet mi nie mów. My nie na tym etapie. Na razie etap seksu, pisanie potem.
Tylko widzisz, te dwa języki są różne. Belż i bułgarski, sam widzsz, co. A my w angle słabo, ani ona, ani ja.
I co?
I chodzi o to, że ja ją wezmę na imprezę. Bo mówiłeś, że żona będzie? Ana jej, sesa?  I że w językach uczona?
Owszem.
Ale po bułgarsku słabo jej idzie, wtrącam.
Owszem, słabo, ale może spróbować.
No to niech się wywie, jak ta moja w sprawach tego owego. Seksu! Bo ja nic o Bułgarkach nie wiem i czy ona chce w ogóle. Da się? 


Thursday 4 July 2019

piłkarze

Siedź spokojnie, zobacz, jaki chłopczyk obok grzeczny. No, spokojnie, pan ci nic nie zrobi. Nie ruszaj głową. Jeszcze tylko tu maszynką i gotowe. Pojedziesz do babci do Polski i będziesz porządnie wyglądał, nie jak dziewczyna wreszcie. Nikt się nie będzie śmiał. Praktycznie do tego, na wakacje w sam raz. Lubisz grać w piłkę?
Nie! 
Nie szkodzi, to polubisz. Wszyscy chłopcy lubią przecież. Zrobię ci tu tak modnie, na piłkarza, tu dłużej, a tu krócej.
Mamooo! Ja nie chcę wyglądać jak piłkarz! Ja nie znoszę piłki nożnej.
Spokojnie, żarty takie. Ale tu musi być dłużej, by ładnie wyglądało.
My jednak poprosimy równo wszędzie, nie lubimy kultury piłkarskiej, prosi grzecznie, lecz zdecydowanie Ana, zrozpaczona jednakże już, że Fryzjerczyk całą głowę obleciał maszynką, podczas gdy ona debatowała o przemocy z Sąsiadką.
I nie uważała.
Jezuuu, alem głupia, alem głupia, powtarza Ana. Co to będzie aaaa.
O, tu ci jeszcze psiknę żelem i gotowe.
Podoba ci się?
Nieeee! Mamooo! Wyglądam ohydnie! Jak piłkarz jakiś! Mamoooo, chcę moje stare włosy!

Monday 1 July 2019

na wakacje

Okazuje się, że wakacje to piękna okazja do narzekania na szkołę, narzeka od kilku dni Ana Martin, donosząc, o czym to się teraz rozmawia pod bramami albo na przystankach.
Między rodzicami, w polszczyźnie matczyźnie, lokalnych dialektach lub wręcz z angielska lub w innych mowach.
A na co tu narzekać, dziwi się Roman.
Oj, na wszystko. przede wszystkim - na pogodę na Sanżilu i w okolicznościach. Cały czas leje tu przecie, prania się nie da wysuszyć, co za pogoda, naprawdę, w Polsce A B C i D to było życie. Poza pogodą - na brud. Wszędzie brud fuj, zaraza, a wiecie, że w butach śpią? Nie no, w Polsce A B C i D nikt by sobie na to nie pozwolił.
I woda z kranu, jezusie, nie wiadomo, co w tych rurach.
I słodyczy nie można nosić, a jak dzieci chcą, mam im nie dawać? Nie po to robię cały dzień, by teraz se nie zjadły.
Albo na za dużo słodyczy, a my tylko eko-bjo.
I języki fatalne w szkołach. Poziom ogólnie denny. Albo nie denny, bo egzaminy cały czas i jak tu żyć.
I z komórek korzystają za dużo. Albo nie korzystają, bo nie wolno, i wtedy to ograniczenie wolności i opieki rodzicielskiej, bo jak ja się do nich dodzwonię, czy już w autobusie siedzą na 2 minuty przed domem, czy może dopiero na cztery.
Lub pograć by chcieli, mogą w końcu na konsoli za czysta ojro, bo co? kto zabroni?
Aha, no i wielka ta szkoła. Albo za mała znów.
I ludzie tacy. Albo tacy. Też źle. A najgorsi są w ogóle inni rodzice. Bo nie my oczywiście.
No i szkoły belż i nie belż. To już w ogóle maks. Raz te najlepsze, raz te inne. Raz tu afera, raz tam. Raz się nie sprawdza pani, raz pan.
A najgorsze w ogóle, jak angielskiego uczy nie-nejtiw, tylko Bułgarka, wyobraźcie sobie, albo inna Rumunka. Jakie one mogą mieć akcent , ja pytam, w matematyce przykładowo, i co one wiedzą w ogóle, skąd one przyjechały, bo na pewno nie stąd są, a te kraje głupio jakos tak wyglądają na mapie, ludzie tam półdzicy, nie znają się na wymowie. Nie po to na egzaminy jechałam z Polski C najczęśćiej wręcz, nawet gdy ona A lub B była, by teraz dziecko nie mówiło po londyńsku co najmniej, ja się już boję, do czego to dojdzie, upadają te szkoły ojropejskie najbardziej ze wszystkiego.
Skandal doprawdy.
I czy wiecie, że poziom matury się obniżył poniżej i-be. Jeszcze nie wszyscy będą zagramanicą studiować, i jak to się będzie pokazać w domu, że co, wyjazd niby było, heloł, a dziecko nie na oksfordach? Bo akcent nie ten. Jaka przyszłość czeka ich, dzieci te?
Aha, i dyskryminacja jest. Polaków. Doniosła szeptem pani jedna taka. Mówię pani, normalnie tak jest. Zawsze ich ostatnich wyczytują, albo zapomną wyczytać.
Co to i-be, na to Ana, bo się zainteresowała obcym dźwiękiem.
Ajbi w ogóle, poprawia ją Roman. To nie Polska, co ty se myślisz, Bruksenia heloł. A w set bonje nie lepiej, nie myśl sobie! Upadek jeden wielki. Jak w kolorach, ekol de kuler, też blisko. Czytać przestali uczyć tam dosłownie. 
Nie wiadomo, co ci lebelż i labelż robią z tymi dziećmi. Na Sanżilu i w okolicznościach. To już może niech ten Rumun uczy? Albo Polak nawet?
Najlepiej wyjedźmy.

Monday 24 June 2019

luksusy

Jezu, a tym w Luksie to nie dogodzisz najnormalniej w świecie, chodzi w kółko po kawałku domowego cienia Ana Martin i mruczy pod nosem. O proszę, teraz nie odpowiada, że Ksenia porzuciła na chwilę belżitud i opisuje eksjugoslaw. A kogo mamy opisywać, jak nie samo życie, co się dzieje tu i teraz, pytamy obie? Na Sanżilu i w okolicznościach tak wygląda życie, sory men! Przyjedźcie i sprawdźcie zresztą, a nie tylko na fejsie siedzicie, zamiast książki przykładowo czytać, o! 
Dziś dogodzimy na luksusowo, co Ksenia? napisz, cośmy se przeżyły w uklowski upał pod kościołem, bo nie sanzilowski co on już, oj nie niestety, ale cóż, nie można mieć wszystkiego, albo Luks, albo Sanżil, albo Ukle.
Pod kościołem? A co dzidziuś robił pod kościołem, a zwłaszcza Ana Martin ty, że dopytam się? dziwi się Roman.
Bo cień ci on był jedyny dostępny właśnie tam. Na jednej jedynej ławeczce.
Siadamy. Obok pani z innego konynentu, ale z tych z lokami, a nie tych przyodzianych. Do tego pan. Usuwają się. Ana zaczyna czytać. Na dzidziusia spływają pierwsze pochwały za grzeczny sen, a co ma robić wtaki upał, heloł, pani i panie!
Wstają i robią  iejsce kolejnej dwójce. Ana siedzi twardo i czyta magazyn na ef, na ef polksie, ale to i tak bardzo dobrze jak na Polskę D obecną, wiemy o tym.
Nadchodzi pan w kurtce puchowej. Ana zerka, ale nie komentuje, takie kurtki to ona nieraz i nie dwa na plaży widziała, i to nie w Luksie wcale, bo tam morza njet, heloł! We Włoszech to było, zanim ja na Sanżilu nastała, a oni się wybrali na południe. Chłopaki na golasa, a Włosi w kurtce, tak to było, jak bumcykcyk, Luks zadowolony?
Pan w kurtce ociera pot z czoła i mówi do Any, że gorąco. Owszem, a w kurtce to w ogóle, dopowiadam se w duchu, duszy wręcz, bom pod kościołem nadal, boczkiem koło Any.
Nadchodzi pani. Oj, kroczek po kroczku. Tiptopek nawet, mówi Ana. Tip co? Tiptopek - tak się mówiło w Polsce A B i C, dawno temu. I tak idzie ta pani. Z wąsem.
I do Any w te słowa: miła pani, czy kupi pani papierosy?
Ana już ma otworzyć buzię,  że owszem, choć papierosów nie popiera ogólnie - a tu jak pan obok jednym gestem nie zerwie kurtki i nie powie, że to on, bo tu przecież madam z bebe i on pójdzie.
Pani szczęśliwa i zamawia długie cienkie.
Pan wraca.
Pani kulturalnie nie pali. Bo Ana i bebe i madmłazel - czyly ja. Za to mówi, co za los ją spotkał. Mianowicie: artrozys.
Ja do Any - szto eta.
Ana - że gościec. I już do pani miło, że babcia miała to samo i pani biedna.
Pani na to, że trudno, taki los, a najgorsze, że mąż na tętniaka młodo zmarł i dzieci nie było. I że bebe piękne, ale to już wiadomo.
I czy Ana nie odprowadzi i madmłazel też, z wózkiem.
Ana odprowadza. Pani wdzięczna. Ana też. I pyta o nazwisko, i oferuje nas, że zadzwonimy, jak pase a kote, i przyniesiemy co nieco.
Pani wzruszona i pyta, skąd my.
No a my wiadomo, nasze, polskie, sanżilowskie na wskroś.
A pani - że ona z Luksa. Luksemburga. Ne tam tylko, narodzona, bo życie to już tu, na uklach całe. A nawet pod kościołem, co ci on centralnie.
No i co, Luks zadowolony?

wojna

Eksjugoslaw w Labelżik - mają się dobrze. Najpierw środowa przygoda Any na przystanku - ale to nic było, jak się okazało, bo południowe geny wyszły na wierzch naprawdę z całą lafors maczo w piątek, i to nie na Uklach, tylko na luksusowych Woluwach, gdzie tacy dwaj eksjugoslaw zjawili się po zapłatę. U Góralskich, bo to oni se te usługę zagramaniczną zamówili, zamiast po naszych sięgać, wiadomo przynajmniej, czym to gryźć...nasz to nasz. Tu akurat się ojce i matki nie mylyly.
A tych dwóch zjawiło się w osobie młodego i starego. Stary - weteran wojenny po latach 90., jak go ocenił po całości iwentu Roman. Młody - nowe pokolenie softmaczo, co to pójdą raczej na ugodę, co nie zwalnia z czujności, jak ocenia Ana. Po prostu wie, że stare chwyty z wojny z lat 90. nie działają, i tyle, co nie oznacza, by się go nie bać.
Bo bać się było czego, Góralscy wiedzą coś o tym - po czasie jednakże. Jak stary się drzeć nie zacznie, że Góralska ma płacić, bo jak nie, to ją zabije, starego jej też, a i dziecię. Że on ją zna i sąsiedzi ją znają, co ona za jedna, polska krew góralska, tylko żąda, żąda i żąda, i sprawdza, i wypomina nieścisłości, i tu każe dorobić, tu wyrównać, tu przybić, a on za takie pieniądze oto pracować nie będzie, bo nie, i niech płaci, jak chce mieć szafkę zamykaną, bo on, jak stary i od 25 lat firmę ma, nie tam, w Eksjugoslaw, tylko jak najbardziej tu, w Brukseni samej - to on takiej polskiej krwi na ef nie zniesie. By baba rozkazywała? Jemu?
I niech se Góralska nagrywa ile chce, on się lapolis nie boi, zupełnie jak ten od Any z przystanku, nawiasem mówiąc, też bohater największy z największych, bo jakże inaczej, maczo maczo maczo.
Góralska więc nagrała groźby, aż się młody był przestraszył, że Góralska jednak od razu na polis poleci i już tych obiecanych tysiaków ojro nie zobaczą nigdy.
I jak przestraszył, to starego wysłał do furgonetki, a sam zaczął Góralskich urabiać, no tego tam, negocjować, jak się dziś mawia. I urobił Góralską za bardzo - na oko Any, choć niepoczebnie, bo na drugie oko - racja była po stronie polskiej.
Oby po strachu było.
Eksjugoslaw więc w zdecydowanym natarciu, czegoś takiego to naprawdę ciężko by się spodziewać w Labelżik, nawet jeśli pierwszą rzeczą, jaka wpadła Anie Martin w oko w innym Beneluksie, bo luksemburskim, w roku 2003, czyly baaaardzo dawno, gdym ja dzieckiem była - była flaga czerwona jak krew, z orłem czarnym.
I nie był to polski orzeł, jakby chciał Groch,lecz jak najbardziej kosowski, jak mi wyjaśnił Roman, który w 2003 r. też już był w końcu nie aż taki młody i to i owo wie o polytyce.
Orzeł ten mówił: wojna wojną, a teraz jesteśmy tu i jeszcze wam pokażemy. Nie to, by kosowscy szczególnie mieli pokazywać, nasi z A B C i D też potrafią, sczególnie ci w polytyce, no ale kosowscy i inni stamtąd do najłagodniejszych ogólnie i sterełoptypowo mówiąc - nie należą.
Południe, wiadomo. Ach, ci maczo, westchnęłabym kiedyś nawet, a dziś nie, bo wiem od Any, że feminizm na ef maczo nie chce.
To i ja nie chcę.

Thursday 20 June 2019

pijusy

A ty co czytasz, swoją biblię? zagaduję Anę Martin sąsiedzki pijak.
Jak w Polsce D zupełnie, a i A B i C kiedyś, nie ma dwóch zdań. Jest pogoda, jest ławka, jest pifko - jest picie.
Są dwa zdania, bo jednak mniej pijani byli, za to chamscy, na równi co najmniej i bynajmniej.
O pierwszej w południe samo się działo, naprawdę, w zenicie słońca, aż uwierzyć nie mogłam, jak bumcykcyk, jak że Ana to mi we łzach nieco jednakże opowiedziała.
Bo Ana nadeszła wózkowo buzkowo. Wiadomo, odbiór z autobusu. Tych dwóch rozsiadło się już wcześniej, wiadomo, przygrzało, to i dasza szukali.
Więc siedzą.
Ana na to: silwuple, proszę się przesunąć, bym i ja usiadła.
Przesunęli się.
Ana wyciąga książkę.
ten obok mnie, już na pół wpół śmierdzący, na to: czytasz biblię?
Ana na to nic.
On próbuje dalej: to co, koran?
Ana, yntelygentnie niby, bo już jakoś jej wypadało się odezwać, uznała wczoraj, a dziś - że bezsęsu to było, ale za późno, moja pani, heloł! - no więc Ana na to: koran czyta się od drugiej strony.
Pijus na to, że Ana taka mądra. A że on jest eksjugoslaw i rozumie. I zapalić musi.
Na to Ana, że to przystanek, aredetram, i tu palić nie wolno.
I tu miała za swoje, że hej. 
Ty, tła, polonez de merd, ty mi będziesz mówić, że tu palić nie wolno? Lepiej zajmij się swoim bebe i pacz, twój tram ariw. No wsiadaj, dalej!.
Ana na to, jeszcze na spokojnie: tu nie wolno palić. Jak chcesz, bo też cię będę tutłajować pijaku jeden - to policja ci to powie.
Pijus: polis, polis! Ja jestem eksjugoslaw, nie boję się lapolis żadnej. 
Ana: no to dobrze, zobaczymy.
Kolega pijusa mniej pijany jednakże na to, że może jednak nie palić, bo owszem, kolega ma rację, tu jest wolne powietrze, że kumpla rozumie, ale po co ta polis nam, na co doprawdy.
A ten jak się nie zerwie, jak Any od lapluszjont, la plus chiante, emmerdeuse de merde polonaise w pisowni, bo Ana nadzoruje - nie wyzwie! I że on nie takich się bał.
Na to Ana łaps za telefon i już 112 wybija.
Zgłasza się miła pani.
Ana informuje, co się dzieje. We łzach. Bebe śpi. 
Pani - że już jadą.
Oczywiście. Tylko że nie dojechali.
Roman bić chciał. No to będzie okazja.