Thursday 22 November 2018

mieszkanka

Trochę już o tym wczoraj wspominałam, ale wieśc jest zaprawdę taka, że wypada mi to ogłosić ponownie: już wiadomo, że niedługo będzie można zamieszkać w więzieniu na Sanżilu.
Zamieszkać w naszym więzieniu? Ksenio, ze złodziejami? I tymi panami, co nocami krzyczą przez mury? Sam słyszałem. Ale jak to?
Niekoniecznie synku. Najpierw ci panowie i panie zresztą też, bo od razu zlikwidują 2 więzienia, wyjadą prawie że poza Bruksenię. O tam, gdzie Iwonku byłeś gościem honorowym w zajezdni tramwajów. Harent czyly. Znów mają budować. Potem na Sanżil zjadą budowlańcy i ruszą roboty.
Plany już są! Sam wczoraj widziałem w lesłarze. Nowocześnie się zrobi na Sanżilu, że hej. Trochę wyburzą, trochę dobudują i będą mieszkanka jak malowanie.
Wiadomo już, ile nabudują?
W zabytkowej części, czyly tej naszej jakby, planują 293 mieszkania. A w nowszej - uwaga uwaga: aż 730!
Łał! Nie wiedziałam, że tam jest tyle miejsca! Roman, to ilu tam jest więźniów?
Nie wiadomo dokładnie, wiadomo tylko, że zdecydowanie za dużo i stąd częste protesty - więźniowie skarżą się na przeludnione cele, mało światła, stare, wszystko stare. Strażnicy - że muszą pilnować. Na pewno w grudniu znów będą strajkować i palić ogniska.
A teraz proszę bardzo. Jaka piękna akcja zaludniania Sanżila. Komuna już zakłada, że trzeba będzie wybudować żłobek, a być może uda się wyciągnąć z budżetu forsę na szkołę.
No tak, taka głośna budowa, to i będzie reklama.
Ale najlepszy element reklamowy zostawiłam na koniec.
No nie wiem, czym przebijesz żłobek. Okoliczni przyszli rodzice już się ustawiają w kolejce, w końcu warto na kilka lat do przodu, to wszyscy wiedzą.
Więzieniem przebiję! Bo oto obok tych wszystkich atrakcji dla mieszkańców, mieszkań, parków, żłobków - zaplanowano, że jednak po sąsiedzku, za ścianą jakby, powstanie nowe więzienie dla pań! I co wy na to?

Wednesday 21 November 2018

najgorzej

Najgorzej już było! Wyczytał Roman z rana. Jednak naprawdę, kto rano, w nocy wstaje, to coś mu to daje.
Wiedzę.
Więc nie lękajcie się, bo najgorzej było naprawdę dawno. Na Sanżilu i w okolicznościach też, rozumiem, że nie wszyscy mieszkacie na dzielnicy, no bo jak, mieszkania w więzieniu koło Alberta dopiero pobudują w końcu.
Dokładnie w 536 r. Naszej ery krzyścijanskiej, to owszem, ale naprawdę, jak to chcieć policzyć na palcach, to rąk braknie. Wstecz czy jakoś.
To jakieś 1500 lat temu. Wtedy to nie świeciło słońce, tylko jakiś taki dzienny księżyc. Nic nie rosło. Do tego dżuma.
Z Egiptu przyszła, donosi Ana, co to też na te wieści się rzuciła, bo zawsze przyjemnie dowiedzieć się, że wiatr w oczy to raczej komuś, a nie nam.
Skończyło się to na dobre dopiero w XIV w. Wyobrażacie sobie? Tyle lat pod chmurą ołowiu, bo to też podobno latało po świecie w wielkich ilościach, kto by to dał radę.
Dobrze, że naszym się udało przetrwać.
Przodkom, znaczy się, bo nie tylko Sanżilakom przecie.
A teraz znów ołów wszędzie. Samochodowy.
Ana, relatywizuj! Pomyśl, jak to bez słońca. Co to za problem przy tym, że tylko 4% płatności w Belgii robią się, że tak przetłumaczę na szybko, kontra 47% w Ojropie. To co, żeśmy zacofani, skoro żyjemy?


Tuesday 20 November 2018

format

Niezła jazda, powiedziałam, spoglądając z samosiowego okna na koński przejazd. Na cześć Makarona, co to nam wczoraj przyleciał, przeleciał i wyleciał wraz z jesienną wichurą, która jednakże została na Sanżilu i w okolicznościach.
Czego nie widać, to że za koniczkami i ułanami podąża ekipa sprzątająca kupy. Końskie, w formacie makro.
A Ana ma cichą nadzieję, że po gościu w ąbasad de poloń też dawno pozamiatane. Na dobre.

Monday 19 November 2018

makro

W Brukseni dziś makro, informuje nas Roman.
Co makro? Sklep otwierają? W Polsce D zostawiłam takie nazwy, gdzieś tam na trasie busika Łapy - Sanżil. Migało za oknem. Ma-kro, że posylabizuję jak Iwonek.
Makaron u nas w domku? To dobrze, jak zawsze, chyba że Samosia lazanie zrobi, to to jej akurat wychodzi, nie to co francuski akcent belż, który ja mam najlepszy, a potem Groch, a potem nikt.
A ja?
Ty też synku. A dziś w Brukseni nie makro, Ksenio, tylko Makrą. Macron się pisze. Prezydent czyly.
Taki szef, tak tatusiu?
Szef Francji, tak.
No i co niby, ja i tak chcę makaron, wydyma wargi Iwonek. Co ten makrą może?
Zakłóci nieco ruch koło tatusia pracy, ot co. Metro nie będzie jeździło. Polis tyle, że do Samosi nawet nie dotrą, choć obiecali sprawdzić z rana czy mieszka, gdzie mieszka. Kontrola za kontrolą. 
Format makro po prostu.
Ale czy dziś czasem nie 19 na kalendarzu, przypomina se Ana?
19,  a owszem.
No to nie tylko ten Makro zjeżdża na Sanżil i do okoliczności. Przecie to na dziś Roman dostałeś to zaproszenie z błędem. Z ambasady ho ho.
No tak, zgadza się, dziś Polska D wysyła do Brukseni swoich synów.
Synków? jak my?
Niestety nie jak wy, chłopaki. Taki jeden syn niemiły przyjeżdża. 
Do nas?
Na szczęście daleko od domku na Sanżilu. 
A mamusia go nie lubi?
Bardzo nie lubi nawet. Nie chcę na niego patrzeć.
A brzydki jest?
Tak, raczej nie za ładny i brzydko mówi przede wszystko. Takie brzydkie usta mu się od tego mów nie głupot robią.
To niech on sobie w Polsce zostanie, a nie tatusia zaprasza! Tato, nie idź do ambasady! Nie słuchaj go!
Nawet mi w głowie nie postało. Już wyrzuciłem to zaproszenie z orłem.  Tak w ogóle to nawet nie tatusia zaprosili, bo tacy oni niemądrzy w tej Polsce D, że nawet bez błędów nazwisk nie potrafią przepisać.
To wiesz co tato? Ty idź lepiej do tego szefa Francji, a jak nie bedziesz rozumiał, to ja ci będę tłumaczył, nie martw się!

Tuesday 13 November 2018

eksport

Wracam se właśnie z maternela, zwanego także szkołą, i myślę tak se, co będzie, jak nam Grocha wyeksportują do innej dzielnicy.
Wyeksportują Grocha?
No tak, tak pisali w lalibr. Że Bruksenia pęka w szwach od dzieci. Szczególnie tych najmniejszych. Nie wie nikt, gdzie je wysyłać, by każdemu zapewnić miejsce w maternelu.
Ale co ma do tego eksport? Do tego dzieci? Jak to brzmi zresztą?
To już Roman zwykła urzędnicza nowomowa, a co ty, dziś się narodziłeś, i gdzie ty robisz wogle i w ogóle, jak nie na komisjach, by na takich językach się nie znać?
Eksport - bo w Brukseni są takie okoliczności, gdzie tych dzieci jest jednak nieco mniej, a miejsc w szkołach - nieco więcej. Dotyczy to szczególnie gminokomun na obrzeżach. Więc by jakoś sprostać chyba nawet konstytucyjnemu obowiązkowi umieszczenia wszystkich chętnych w maternelach - komuny wysyłają maluchy niejako do innych komun.
Co się nazywa eksportem.
Uspokoję was nieco, choć czas płynie szybko, że dotyczy to jednak głównie sekonderów. To tam kumuluje się górka chętnych do edukacji. Ale warto się przygotowywać, gdyż będzie gorzej, bo maluchów - czyli tych na dole drabiny - coraz więcej. Z wiekiem pną się w górę, no i przy wejściu do sekondera - powstaje zator.
Z zatoru bierze się eksport.
Oczywiście nikt nie zadba o autobusy itepeitede. Takie luksusa to już tylko w ojropejskiej szkole.
Szok normalnie.
I kto to mówi, jak nie Ana, co sama się do tej górki dokłada.

Monday 12 November 2018

czaoczesku

No rozumiesz Ali, rozumiesz, co oni do mnie mówią - słyszę nagle niejako w dialekcie sanżilowskim francuskim owszem, lecz brak odmiany pozwala się domyślać poniekąd, że mówi ktoś z naszych. O akcencie nie wspominając, co zdradza pochodzenie prosto z Polski D, proszę bardzo, co to kiedyś była A B i C, a mimo to też niepodległa.
Ali kiwa głową, że rozumie, a jakże. Szczególnie, że chce naszemu coś sprzedać.
Nie coś, tylko codzienne pifko. A nawet dwa, kiwa głową Ana Martin. A Ali to pewnie żaden Ali, bo to przecież nie Arab, tylko Hindus, zwany tylko Arabem.
Owszem, pifka już skasowane.
Ale rozumiesz, Ali, że oni cały czas czegoś ode mnie chcą. Rozumiesz. Dwadzieścia lat na Sanżilu, a języka się nie nauczyly. I teraz jak spadł już na dobre na budowie, Darek, znasz go Ali, to nie rozumie, co do niego mówią w mutuelu. A ja nie mam czasu z nim chodzić, Ali rozumiesz.
Tak rozumiem, ciężka sytuacja. Madam?
A Zenek to samo przecie. Zenek, znasz go, też tu mieszka. Tylko by przychodził i coś chce.
Me łi, me łi, madam, ke sa?
Okej, Ali, widzę, że nie masz czasu. To cześć Ali, to cześć, do jutra. A to znasz, bo sobie przypomniałem? Cześć Cześku Czaoczesku?
Ną, że ne kone pa. Madam, trła wan silwuple.
Ali, to szybko wyjaśnię. Czesiek to polskie imię, de sze mła, poloń. Czesiek, od Czesława. A Czaoczesku to się inaczej pisało co prawda, ale podobnie mówiło. Za komuny to było i on był Rumunem. Tu kone?
Non, je krła pa. Mersi madam!
No więc Polska i Rumunia to nie to samo, ale fajnie brzmi. Cześć Cześku Czaoczesku. Więc ci to mówię, panią już puszczam do wyjścia też, i a deman!

Wednesday 7 November 2018

GPA

Nie wiecie, co to znaczy? Giepea? Żepea, że się pochwalę znajomością alfabetu, że bumcykcyk?
Nie szkodzi, ja też nie. 
Ana Martin właśnie czyta na ten temat. Wielkie bukwy i jużem myślała, że to jakiś kraj lub nowa choroba, alem się zaczymała na czas, bo nagle jakiś brzuch widzę. Na nim moneta. Ojro, a jakże, w końcu to Belgia, heloł!
Surogatka, domyśla się Ana z mojej głupiej miny. Bo jest tydzień płodności.
Suro co?
Gatka. Noszenie w brzuchu dziecka dla kogoś innego. A la belż - dla bliźniego. Lub bliźniej. Lub blizny, skoro poród.
Tak się to nazywa ładnie.
I to na legalu jest?
To jest na szaro.
Czyly?
W szarej strefie. Pieniężno - prawnej. Ale że o tym piszą - pewnie się będzie dziać niejedno w temacie. Płodna jesień, nie ma co.


Tuesday 6 November 2018

tusan

A kapusta kiszona, ale ta dobra, z beczki, jest? pyta Ana Martin z resztką nadziei w głosie, bo wiadomo, Tusan, i tak cud chyba jakiś nieziemski dosłownie, że sklep otwarty. Polski do tego!
No i Andżela do najłagodniejszych nie należy, nie raz i nie dwa zbeształa Anę wzrokiem, spiorunowała bynajmniej, za dziwne pytania stawiane u Piotra, jakby to nie był polski sklep, najpolski, a jakiś kerfur co najmniej. Choć od ślubu i tak złagodniała nie wiadomo jakim sposobem.
Jest, tylko nie wyjmowałam, przez te święta to zupełnie nie wiadomo, czy klyjenci przyjdą czy nie, odpowiada Andżela. Nie idzie przewidzieć w ogóle. Wczoraj na ten przykład nikogo nie było, a dziś proszę, przynajmniej pani jest.
No tak wpadłam właśnie, bo na Montgomery jadę, a tam koleżanka właśnie kapustę lubi, to jej zawiozę.
Tak w święta pani jedzie? A to rodzina?
Nie, nie rodzina.
No nie wiem, ja tam bym nie jechała w Tusan, jak nie rodzina, wyrokuje Andżela i już Ana się kuli, bo znów źle, i do kasy zmierza. Byle wyjść. Ale tu już blokada! Ratunkowa co prawda nieco - w Any sytuacji - bo od progu wesoła gromadka woła: jeść, pani Andżelo, jeść! I rzuca się do wyboru salcesonów, kiełbas i boczku, koniecznie boczku. To co jemy?
Pierogów pani da, i sernika, jak został, i coś do popicia też, dla ciebie Józek. Wybierz, co chcesz. Święto!
Tusan jak malowanie.