Tuesday 27 March 2018

czarny frederik

Pani, pani, rozlega się nagla za naszymi plecami, jak se tak dzielnie gnamy pod wiatr z Aną Martin z Ekskiego na Szumanie. W piątek, a jakże, w czarny piątek, nie no, tak bez okazji to my w żaden piątek na Szumana nie jeździmy, a już szczególnie nie, jak se tam zasiada wysoka komisja złożona też i - niestety bardzo  - z tych dziadów polskich, przeciwko których zamiarom zjechałyśmy właśie protestować.
I obstawiony Szuman polis i wojskiem tak, że strach normalnie.
Pani, pani, słyszymy więc, jak mimo wszystko dzielnie sie przedzieramy przez zasieki. Madam, madam - tak naprawdę, heloł, toż to Belgia i Bruksenia!
Oglądamy się, rozglądamy, a to polis. Ale nie taka zwykła jakaś. Niezwykła bardziej. Mianowicie w sweterku.
Ale ma turecki sweter, szepcze Ana Martin do mnie i usta swe zmarznięte przyozdabia słodkim uśmiechem.
Łi, mesje? Wuzet de la polis?
Łi madam, przecież on se kone deża - na to elegancko policjant, elegancko ściska Anie łapę, a Ana oddaje równie mocno, no uścisk ten to ona ma akurat.
Coś się dzieje? pyta niewinnie Ana.
No bo pytam, gdzie ta wasza manif, bo tu miała być. 
Idziemy właśnie z Ksenią i Prezeską, objaśnia Ana.
Madam, nic nie chcę mówić, ale to miało być o 12 i tu właśnie, gdzie stoję, a czy ja kogoś widzę tu właśnie, gdzie stoję?
No nie, przyznajemy chórem. We czy. No nie właśnie. Ale już idziemy. Bo my myślałyśmy, że to o 12.30. Tak nam Wezembekowa ogłosiła.
Ale nie ty czyly?
Nie, to nie ja, ależ skąd, obrusza się Ana, ja jestem z Sanżila przecież, przecież od razu widać. A pan? Zresztą, jaki pan: Ana, przedstawia się Ana.
Frederik, przedstawia się Frederik.
Ja z Sanżila, a pan, o pardą, nie pan, ty - a ty z Eterbeku, tak? w wolnym tłumaczeniu jedzie Ana niewinnie. No tak, przecież znamy się już z manif, one na Szumanie, a Szuman na Eterbeku. No przecie. Już idziemy na manifę, naprawdę już biegiem. Obiecujemy, że będzie miło i grzecznie. Mamy zresztą tylko jeden megafon prawdziwy i drugi zabawkowy, co to go z własnej inicjatywy nieco omyłkowo zakupiła Pisarka, ale niech już będzie. Możemy trochę pokrzyczeć? Nie za głośno oczywiście, wiemy, że tu obok szczytują.
No dobrze, no dobrze już, idźcie. Ale jaki plan? Bo pozwolenie macie tu na ten placyk tylko.
Ojej, naprawdę? martwi się Ana. Ojej, tak koleżanka prosiła? Ojej, bo my właściwie chcemy iść pod ambasadę. To tu, za rogiem, na Stewę. Czy możemy?
E-e. Ną, sa ira pa.
No ale dlaczego nie?
Parametr, madam, nie można.
No ale jak byśmy se tak na spokojnie poszły tyłem, to chyba nic by się nie stało?
Ale to daleko!
Nie szkodzi, zupełnie nie szkodzi. Pójdziemy sobie na czarno ulicą, tylko tam staniemy, cykniemy fotkę, to chyba możemy co? Nie od dziś się znamy Frederik!
No nie wiem, no nie wiem.
Na pięć minut, błagam!
Na trzy! Czy! trła, poprawiam ją. 
Dwie nawet, próbuje Prezeska. 
Frederik w śmiech. Ana w śmiech. Czarny śmiech. Czarne łzy płyną po policzkach, bo przecież na nich krechy wojenne.
Ana, dakor pur set fła, me la proszen fła se tła ki mapel. Ty do mnie dzwoń, dobra, w sprawie manif? Bo z tobą to się dogadać idzie. Nie tylko w sprawie manif dzwoń. Osi pur ankafe! Na kawę pójdziemy!

Thursday 22 March 2018

22 -23.03

Wiosna brukseńska, to nie taka sobie wiosna, o nie, jakby któraś lub któryś tak myślał - albo słońce, albo deszcz lub śnieg wręcz, to już wiadomo z góry, w marcu jak w garncu w końcu; i myli się ten i ta, co to po Sanżilu chodzi i narzeka, że w Polsce A B i C inna była pogoda, bo długo Ana żyje i niejedno pamięta - ale naprawdę, kto to by pomyślał, że wiosna to zamach, protest, czarny do tego, skoro kolorowo się robi?
To już tylko w Brukseni możliwe.
Tak jednak będzie już widać, i cieszcie się, że protest nie tego samego dnia, co rocznica sprzed 2 lat, wypada, bo wstyd by był w ogóle, że się solidarności nie okazuje z lokalnymi, tylko myśli o swoich polsko-polskich-arcypolskich sprawach? chodzi Ana i gada, jak ta Marta z bajki psiej, a ja spisuję, bo też zamęt w głowie? Zamach prawie że tak w ogóle?
Solidarność: słowo-klucz. Ot co.
Kto to myślał, jak zamachy straszliwe były w naszych sanżilowskich okolicznościach, że za chwilę w matczyźnie znów nienawidzący kobiet dojdą do władzy takiej, że na gwałtu rety na Eterbeku w jednej dzień kwiaty na Malbek trza nieść będzie, a dzień po znów zasuwać na Szumana, i na czarno manifestować? Połowa sukcesu, że się czarnobaloniaste od razu zebrały i jest akcja. Wezembekowa poleciała na polis; polis, że owszem, manif sawa, ale jednakże szczyt jest na komisji wysokiej, jeszcze to, kto by pomyślał, że takie nagromadzenie smutnych iwentów jest w ogóle możliwe; więc polis owszem, la manif łi, medam, nie da się par kontr na rondku, gdzie to zawsze tak se stajecie i krzyczycie, nie ma siły, no nie da się, parameter bezpieczeństwa mamy tu na robocie taki, że ani rusz go zmienić, i my wiemy, że wy pokojowo, dla kobiet zewsząd, wiemy, że też dla naszych mam, babć, sióstr, córek, a nawet nas samych, polisje damskich i męskich, ale nie da się.
Za to pozwolili się ustawić od strony parku, więc wszystkie, co się je udało zmoblizować, z licznych krajów, kolorów, języków - tam staną.
Staniemy, znaczy się.
Piątek od 12.30.
23 marca, park 50-lecia.
Tam będziemy.
Na czarno. Bojowo.
Taka wiosna.

Wednesday 21 March 2018

siostry-bracia

Groch i Iwonek. Iwonek i Groch. Duży i mały, mały i duży - co byśmy bez nich zrobili na Sanżilu, to dosłownie doprawdy nie wiem.
A oni bez siebie?
Nie mieliby zupełnie się z kim bawić. Jezusie, Ksenio, wyobrażasz sobie, jeszcze więcej zabawy? Wysiadłybyśmy zupełnie. Ty może mniej, boś młoda, ale ja - z czterdziestką ponad na karku - to już jak w banku.
Ano, ale czy ja dobrze rozumiem, że tutaj mówią o morderstwie? Siostry na bracie? Bratu? Swym? Swoim?
Gdzie, pokaż pokaż? Jezusie, faktycznie. Czytajmy!
Siostra ma 20 lat. Dzisiaj. Brat miał 4.
Wtedy siostra miała 18. Brat 4; i nigdy już więcej mieć nie będzie, ponuro dodaje Ana.
Mam tu ich imiona i nazwiska, ujawniać?
nie, po co. Jeszcze polski Sanżil i okoliczności będą narzekać na inne kultury, a to nie o to chodzi, bo nasza nie lepsza. Dzielnicę ujawnijmy, gorzej niż na Sanżilu i tak nie będzie, a o tych okolicznościach rzadko piszemy, to się pokuśmy. Agata. Święta. Berchem. W drodze nad morze, ojej. 
Więc pewnego letniego dnia w tej to Agacie pewna dziewczyna zadzwoniła na polis, że jej braciszek nie oddycha. Umarł, stwierdzono. I wszystko może by było mniej skomplikowane, gdyby ona już wcześniej nie dzwoniła, że mu się coś dzieje; dziwnym trafem i wtedy, i wtedy był sam na sam z siostrą.
Tylko że za drugim razem mu się nie udało.
I teraz co? Smutek z jednej strony - proces z drugiej. I liczne pytania: dlaczego.
Dziewczyna była dorosła - na papierze jednak zapewne tylko. Więc można ją sądzić. W głowie za to byle co - bo jeśli poddusiła - to dlatego, że musiała opiekować się bratem, a  chciała spotkać z chłopakiem.
Jakim?
Swoim. Nieakceptowanym przez rodzinę.
A rodzina taka surowa?
Niby. Chyba.
I ona co, nie chciała, by brat się wygadał, jak to maluchy, tak?
Chyba. 
Ale to aż tak musiała?
A jak rodzice surowi? Jak to bywa w patriarchacie? Bała się.
I maluch się bał.
I strasznie wyszło. 

Tuesday 20 March 2018

czarny piątek

Miała Ana Martin pisać o Sanżilu, a wyjdzie, że będzie o Eterbeku. Bo tam tzw. ojczyzna-matczyzna uznała, że się będzie przedstawiać na stałe. Nie tym, co najlepsze bynajmniej, tylko wysłanym z kraju towarem partyjnym.
A więc, twierdzi Ana, nie ma wyjścia, miarka się przebrała - Sanżil i okoliczności wyślą im to, co najlepsze. Kobiece i męskie wspierające też.
23 marca. W ten piątek. Czarny piątek. Bardzo czarny. Czarny ze złości. Niezadowolony ze stałego i z matczyzny. Polską zwaną.
Poczekajcie na linka, co się będzie działo. Ale już dziś wpiszcie w telefony i kalendarze - piątek około południa. 23 marca.

Sunday 18 March 2018

mięso

Podekscytowana mięsem? Ja? Na co mi to przyszło na tym Sanżilu - chodzi Ana w kółko i ekscytuje się, jak to mawiamy śladem Iwonka.
Ślady ślady - a co innego wywołało aferę wewiby, jak nie ślady. Mięsa.
Wewiba? Szto eta?
Szto eta, słusznie Roman, prawie że po byłemu jugosłowiańsku. Też się tam pytali, szto eta, jak zobaczyli transport mięsny z Belgii, podpisany veviba, by nie było, że tu nagle mają litery jak w Polsce - a więc transport zobaczyli, a tam etykiety porwane, ale nie za mądrze, bo tak, że da się zobaczyć datę.
A ona bynajmniej nie jakaś współczesna, tylko proszę bardzo: 2004.
Zaraz zaraz. Mięso z 2004 r.? U nas?
Nie u nas na Sanżilu już, bo w Kosowie. Tak Ksenio, wszystko się zgadza, jest taki kraj; malutki, tak, jak Luksemburg. Tylko że biedniejszy.
Aha, i ta wewiba miała takie dobre serce, że mięso chciała tam wysłać?
Serce nie tyle, co dobry węch do interesów. Chyba nie myślisz, że ktoś by coś oddał ot tak. Mianowicie postanowiono, że co tam, wyeksportują, wyjmą z chłodni. Na wszelki wypadek - podrą etykiety. By nie było, że stare jedzie, a nowe, zresztą może nowego nie ma, ale załóżmy - tak więc ze nowe zostaje u nas na Sanżilu. Że my tu niby lepsi, i se nowe mięsa będziemy zajadać, a przynajmniej takie z nowymi etykietami.
Ale starych nie chciało się ciąć, to i w Kosowie trochę się jednak wkurzyli, że stare dostali. Odezwała się gorąca bałkańska krew. I jest afera!
Krajowo-międzynarodowa, oceniłabym.
Bo z jednej strony wkroczyła do akcji afska, Afsca czyly - taki belż sanepid. No i zarekwirowała wiwibie to i owo w magazynach. Potem politycy - kajają się na prawo i lewo, że to nie oni podpisali taki układ, że w życiu by nie chcieli wysłać ani do Kosowa, ani nigdzie w ogóle starych mięs, że to nie oni ogólnie i że jakby wiedzieli - sami by je chętnie zjedli.
Tym bardziej że już się posłużyli nauką, i nauka mówi, w osobie takiego jednego, że jak szen frład non kupe - to można teoretycznie jeść.
Więc ci politycy dalej - że chętnie zjedzą, odkupią i w ogóle.
A ja dodam jeszcze jedno w ogóle - że w ogóle to dopiero początek kłopotów mięsa. Bo teraz okazuje się, że mięso, co ma być bjo, wcale nie jest bjo.
Za to cena bjo jak najbardziej.
No to będzie się czym ekscytować tej wiosny, oj będzie.



Thursday 15 March 2018

czał czał-czał

Głupia ta Ana jakaś doprawdy, ta naiwna to już wyjątkowo - tak wypadałoby ocenić zaszłe zajście. Stara, a głupia, można by dodać, spojrzeć na nią z politowaniem i odejść.
W siną dal, jak ta pani z czał-czałem. Czał czał-czał!
Co to czał-czał, wtrąca się Groch.
Ojej, Grochu, to pies taki. Kudłaty taki.
No czyly już wiecie. W temacie jesteście. Wiosna. Prawie. Kupy - nie prawie niestety, na całego za to.
Ana walczy też na całego. Ludzie ją se ważą lekce - też na całego.
Głowami kiwają i wspierają co najwyżej nieco znad papierosa. Elektrycznego.
Elektronicznego, Ksenio, elektronicznego, póki co.
Wszystko jedno - nowoczesnego w każdym razie. Jak na Sanżil i okoliczności przystało.
Ale kto z papierosem, kto z czał-czałem, zaraz zaraz.
Od początku. Miejsce akcji - Markoni, wiadomo. Matecznik nasz, i ojcownik też, bo Sanżil jednak, heloł, a nawet Forest, to i owo zobowiązuje, ojcowie tu nowocześni, jak te papierosy nie przymierzając.
Słońce świeciło, że hej. Wszystkich zachęcało do przystanięcia, zabawienia się - lub wyprowadzenia czał-czała na spacer właśnie.
Na kupę czyly.
Jakoś tak się złożyło, że pani wyprowadziła go jedną ręką. Drugą miała złamaną.
Mózg też miała złamany, ponuro dodaje Ana.
Ano Ano. Ale to potem wyszło. Bo pies kudłaty pięknie sam wskoczył w dzieciarnię, co to se w słońcu puszczała bańki. Niejedna ona, bańka ta, wpadła za płot. Za płotem już czał-czał.
Anie się włączył radar kupowy. 
Owszem- wołam, wchodzi mi w słowo Ana -wołam Iwonka i pytam, czy czał-czał zakupił.
Owszem, mamusiu, mówi usłużnie.
W Anę, ciebie Ano - szatan wstąpił. Wyszczeliłaś jak szczała za tą od czał-czała. Wzywając ją na całe gardło do usunięcia kaki, zwanej też lakrot.
Zdzwiła się wielce jednoręka, i zaczęła protestować.
 Na jedną rękę wskazywała i na nią zwalała, że niby kupy podnieść nie może, bo ona sama, to owszem, tylko że ręka, pacz madam, no co.
Ana na to, że niech psa jej da, czał-czała tego. Ana poczyma, jednoręka zbierze.
I już naprawdę niewiele brakowało, tylko jednego głosu z ławki, by jednoręka podeszła. Tylko jednego głosu wsparcia z mateczniko-ojcownika elektronicznego i potężna kupa czał-czałowa by trafiła do worka, bo nawet jedną ręką się da, a co dopiero, jak Ana czyma czał-czała.
Ale nie trafiła. Bo papierosy ważniejsze.
I uciekła nam jednoręka, za to kupa została.
Głupia ta Ana, doprawdy, na co liczyła?
Już potem tylko na to, że dziecię tych elektronicznych wejdzie w tę kupę, o którą nie zawalczyli.
Nie muszę wam mówić, że tak się stało.
I podnósł się krzyk wtedy: że jaki skądal to, że kupa taka.
Ana na to, że przecież mówiła, darła się wręcz, dlaczego nikt jej nie wsparł na gorąco? Gdy i kupa parowała gorącem czał-czała?
Ojce i matki na to, że nie słyszeli, i że la proszen fła.
No właśnie. Zawsze la proszen fła. A kupy lecą, nie czekając.

Wednesday 14 March 2018

wampirowo

Doprawdy, zastanawiałam się ostatnio, o czym by tu jeszcze można ciekawym i oryginalnym przez y napisać, czego byście się nie spodziewali, ale to zupełnie zupełnie, że jest możliwe na Sanżilu. Lub w okolicznościach oczywiście.
I wcale na to nie mogłam wpaść, bo niełatwo, powiedzcie same i sami. Przecież nie będę zawsze ładować feminizmu na ef, no ile można, mówią tu i ówdzie, Ksenia daj spokój, Ana daj spokój, a jakieś sukcesy macie, no?
No mamy, odpowiada spokojnie Ana. Świadomość, że się nie dajemy. Starczy. 
A chłopakom i coś skapnie, jak gwizdek z manifestacji! 
By przykład dać.
No ale nie bójcie się, jest nowina. I to jaka.
Nie, nie chodzi mi o mięso. Tak, to przeterminowane. O tym jeszcze napiszę. 
Nie, nie o Damso. O nim też już tworzę.
O wampirze chciałam.
Wampiry są mamusiu? U nas, w Brukseni? W Belgii nawet? Ojej, ale się Bączek ucieszy, ojej! On bardzo lubi wampiry mamusiu.
Wy też?
My nie.
My nie, potwierdza Iwonek.
My też nie, powtarzamy zgodnym chórem z Romanem.
To super, że się zgadzamy. Bo wampirów nie ma.
To są czy nie, bo nie wiem już, czy dzwonić telefonem lub komputerem do Bączka, rozkłada ręce Iwonek.
Nie ma. Na pewno. Natomiast takiemu jednemu panu wydało się kilka lat temu, że jego dziewczyna jest takim wampirem właśnie.
Mamusiu, ale jak to możliwe? I co on zrobił?
Coś bardzo niemiłego zrobił. Ale chłopaki wyjdźcie może, to mama opowie Kseni i tatusiowi, co się stało.
No sio.
Poszli.
Ana, to o czym ta historia?
Wampiry, jak mówiłam. Niedoszłe. Straszna sprawa. 39-latek obciął głowę swojej dziewczynie, bo był przekonany, że jest wampirem. 
Wampirzycą nawet.
Niezdrów był?
Podobno zdrów do tego. Obejrzało go i wysłuchało z 10 specjalistów i specjalistek i zgodnie twierdzą, że nie choruje.
Gdzie do tego doszło?
Daleko stąd, na wschodzie Flandrii. Ale wiecie co?
Co?
Że jak chciałam dowiedzieć się czegoś więcej o tym wypadku, okazało się, że wczoraj doszło do podobnego wypadku. Znów ktoś ściął głowę swojej dziewczynie, twierdząc, że to wampirzyca.
Gdyby to nie było smutne, można by powiedzieć - epidemia. 
Nie mówcie mi jeszcze, że i ten delikwent podobno zdrów, denerwuje się Roman.
Podobno nie, spokojnie. Podobno z psychozą.
Rany, co tu napisać w ogóle? Kołek jakiś znaleźć czy krzyż? Wampirowo się zrobiło.


Monday 12 March 2018

piżama (anternasjonal)

Co wam będę mówić, pewnie u was w okolicznościach, bo przecież nie wszyscy mogą mieszkać na Sanżilu, heloł, gdzie to byśmy się pomieścili niby? - pewnie u was w piątek rano było tak samo: gorączkowe szukanie piżam. Atrakcyjnych, a przede wszystkim - czystych.
By w nich spędzić cały szkolny piątek.
I to gorączkowe nie bynajmniej dlatego, że spadła nagła zaraza, jak to u Rity na Hilę, nie, bynajmniej napisałam: Sanżil się czyma. Zdrowo się czyma.
Ale nie wszyscy tak mają niestety na co dzień - prawda mamusiu? mówił Iwonek już w czwartek, ósmego, kiedy to od razu poszedł spać w smerfach, bo tak szybciej będzie tatuniu, nie będę się musiał przebierać w piątek rano. Po prostu tak.
Oczywiście, oczywiście, przecież to był dzień piżam w szkołach belż. Solidarnościowy z tymi, co w szpitalach.
Ksenio, nie! To nie tylko w szkołach, o co to to nie! To żurne anternasjonal de piżama ! Prawda mamusiu? W radiu mówili!
Troszkę inaczej synku. Mówili, że ósmego to żurne anternasjon de fam. Mamusi pracy czyly. A dziś, czyli w piątek, ale jak mam to inaczej zapisać z perspektywy poniedziałku letnio-wiosennego- żurne de pi-ża-ma. W Belgii, czyli nasjonal.
Ale pomysł ten sam, i ósmego, i dziewiątego. By myślec o innych mianowicie.
W całej Belgii, czy tylko w Brukseni, powątpiewa nam tu Roman.
Nie wiadomo, ale pewnie tak? W każdym razie okoliczności Sanżila odpowiedziały z wielkim entuzjazmem. Już o ósmej, o-o, drugie słowo z ó dziś, o-o, na marginesie; tak więc już o ósmej na rowerach i na nogach pomykały myszki miki, słonie, chmurki, czapki i czepki, gwiazdki, księżyce i takie inne - a wszystko namalowane na piżamach.
Mamusiu, bo wiesz, są chore dzieci, które cały dzień spędzają w piżamie, wiesz Ksenio też? Ojej, w szpitalu są.
A my nie, na szczęście nie, ale rozmawialiśmy o nich! Z paniami naszymi i mesje Nikola. Bo madam i mesje Nikola też były przebrane. A pani Pat nawet zdjęcie zrobiła! Zobacz.
Paczymy. Stoi klasa w piżamach. Bardzo anternasjonal też. Kolorowa, że hej. Na buziach i ubraniach. Sanżil jak żyw
Wszyscy w pi-ża-ma. 
A jak mamy być mamusiu? Przecież to żurne anternasjonal! A czy za rok, jak urosnę, będę mógł wziąć twoją różową koszulę?
I ja? dorzuca swe 3 grosze Groch.
Oczywiście! 

Thursday 8 March 2018

ósmego

Prawdziwa Bruksenia, kątem pluje Ana. Zaprawdę. Wszystko wymieszane. Wszystkie wymieszane. Ramię w ramię.
Kątem plujemy dalej. A zasiadamy nie byle gdzie, że ho ho, bo na samej komisji. Wysokiej, a jakże.
Dzień praw kobiet, zgadliście jakby. No to kto ma zasiadać na tej komisji, jak nie my, wszystko jasne, ojejku.
My - w sensie kobiety zewsząd, ma się rozumieć.
Więc siedzi Afryka, Europa, Azja i jeszcze raz to samo. Aha, jeszcze Ameryka. Nie to, by była taka mądra, ale Ana to wyczytała w programach politycznych i mi wytłumaczyła na nasze. Choć sama se bym tego w słuchawkach mogła wysłuchać. Nie to, by po polsku od razu, za to w języku: EL, NL, SV, CZ - o ile to języki są w ogóle. Ale co, jak nie one? Tak na kabinach pisało, ażem se szyję wykręciła na dobre, jakem za sobą czytała.
A w kabinach - kobiety tłumaczki. Kobiety pr. Pracujące. I kilku rodzynków meskich. Albo rodzynek męskich, jak kto woli.
Ja wolę żeńskie, choć w liczbie mnogiej fałszywie zwie się: niemęskooosbowe. Obrzydliwe maczo przebija z języka. Fuuuu.
Do zmiany!
Nawiasem mówiąc, nazwy kontynentów to też kobiety. O Belgii i Polsce - nie wspomnę.
Po prostu kobiety są wszędzie, wzdychamy i słuchamy dalej, jak opowiadają. O emi-imi. O matkach. O dzieciach. O pracy, w tej tej na pr. Prost.prostytucja, a co, to nie słowo, czy co?
O sobie samych. Anie, Kseni i takich tam.
I oczywiście o czarnym. Pr. Prot. Proteście, o jezusie, przecież żeście nie zapomnieli bynajmniej chyba, co? Moje ciało - mój wybór.
A jakbyście zapomnieli - to pamiętajcie, że dziś łatwo sobie o tym wszystkim przypomnieć. Mianowicie na garze.
Garze, garze - napiszmy jaśniej. nie po sanżilowsku-okoliczonościowemu, tylko bardziej po ludzku. Czyly po męsko - i kobiecoosobowemu. By nam nie zarzucono, że o manifie w Brukseni poinformowałyśmy za późno albo niezrozumiałym językiem.
Choć język protestu jest zrozumiały bez słów, mruczy Ana, nie czeba w sumie przypominać, wystarczy iść.
Ósmy marca bowiem jest co roku - i manifa też, i okazja, by zapisać Ó przy okazji. Tyż piknie.
Więc obwieszczam wszem i wobec, zupełnie jak na mównicy na wysokiej komisji czy innym parlamencie, bo tu jednak jesteśmy, nie u Romana na robocie, tylko w sejmiku takim jakby, parliament tu pisze:
Manifa 8-marcowa w Brukseni dziś, w czwartek 8 marca, od 14 na gare centrale.
Do wieczora, co to w noc się zamieni.
Będą stosika feministyczne. Będzie taniec haka. Jak nie wiecie co to - zobaczycie.
I zatańczycie.
Potem ważne przemówienia.
A przede wszystkim - my. Zewsząd. Kobiety. Po prostu,
Ósmy marca.

Tuesday 6 March 2018

149 minut

Oczywiście można by się cieszyć, że tak to nie świeciło nam na niebie od 41 lat.
Jakich 41, doczytuje przez ramię Roman. 43, droga Kseniu. Tyle, ile zim mi stuknęło.  Od 1975. To już nie 2016 r. heloł! 
Radujemy się ze wszech miar z rekordu 43-lecia, ale jakże by było fajnie, jakby na Sanżilu lub w okolicznościach padła okrągła 150?
Narzekasz, jak w Polsce D na olimpijczyków, nie przymierzając, krzywi się Roman. Albo lepolone w Brukseni na pogodę. Zawsze źle.
Ja i tak nic nie rozumiem, obwieszcza Ana. Jaka 150? A pogoda to wyłącznie dobra teraz chyba? Czy też niedowidzę już?
Dobra dobra, ale czy zawsze nie może być lepsza, pytam wręcz filozoficznie? Tak by do 150 dociągnąć?
Kseni rozchodzi się o to, że w lutym, czyli zaledwie kilka dni temu, słońce świeciło tyle, że najstarsi Sanżilacy się dziwili - nie widzieli takiego światła od 43 lat. 
Czyly łącznie149 godzin i 28 minut.
Ale ja chcę 150 minut! małpuję Iwonka. Ja chcę! Bo zabrakło 32 minut.
To mało słońca ci? dziwi się Ana Martin. Przecież tu dodają, że te tysiące minut to 14 razy więcej, niż w grudniu. Który podobno był wyjątkowo ciemny. O czym też donosi większość napotkanych lepolone, oprócz Rity i Fjotra może.
Serio? W lutym 149 godzin, a w grudniu i styczniu - mierzonych razem! - zaledwie 37,5 godziny! Jak to możliwe, że nie zauważyłem?
W biurze siedziałeś, to i nie widziałeś. A my widzieliśmy, ale to nic, trudno, taki kraj, takie życie, a nie najgorsze ci ono doprawdy. Co tak smęcisz więc Ksenio?
Przecie ten nasz luty obuty niepodkuty to drugi najjaśniejszy luty od 1901 r.! Cieszyć się! Przecież mogliśmy tego nie dożyć! Szczególnie, jak się na lodzie piątkowym wywinęło orła na rowerze! I wspominając dzień 22, z 2016 r. - a tu donoszą, że na Molenebeku ujęli ośmiu nowych od zamachów. Nieudanych, ale strach w miasto poszedł.
To co, mało dobrego?
Dodajmy, że zimno było wyjątkowo do tego. Niecały stopień, dokładnie zero przecinek osiem na plusiku małym. A normalnie mamy czy z siódemka na plusie też.
Elsenborn najzimniejszy! - 18 na koniec lutego, 28.
I na tym zakończmy temat pogody na tę zimę. 
No dobraaa. Pogodzę się z pogodą. 

Monday 5 March 2018

matyjas

Włączyła se Ana na ekranie film. A co mam robić, broni się, umęczonam porankiem samotnej, dwóch na jedną, tak to wyglądało, w końcu jedna - czyly ja- wygrała, autorytet matczyny jakoś działa, ale łatwo nie było, oj nie.
Więc teraz odpoczywam.
Dla odpoczynku najlepsze coś z Sanżila i okoliczności.
Czyli film wspierany przez Flandrię, bo Walonii w tym zakresie idzie zdecydowanie gorzej, choć już się podobno budzą i będzie lepiej.
Czyly więej filmów.
Póki co - Flandria.
Bez sław się nie obędzie.
Czyly Matyjas.
Kto Ano?
Matthias Schoanaerts. Spisz se Ksenio.
Ach, ten piękny.
No jakby, co Roman?
Piękny wam on? skrzywiłby się Roman pewnikiem. Ale go tu nie ma, heloł Ana, zwidy masz z tego pojedynku z chłopakami! Toż to on szusuje.
Fakt. Wyjechał se i zostawił nas. Z Matyjasem - tyle dobrego.
Nie piękny może on, ale fajowy.
Roman czy Matyjas?
Obaj. No co, no co, broni się Ana. Zmęczonam, to patrzę se przynajmniej.
I słucham.
Ana, czy mi się dobrze wydawało, że oni tu powiedzieli: Poloń? wołam wnet.
Serio, no co ty Ksenio?  Przewiń!
Ano fakt, Poloń! A film belż, pokaż?
Belż no a jak, ultrabelż wręcz.
A widzisz, nie. Jest koprodukcja!
Co to znaczy?
Że w jakiś sposób, ten czy inny, w filmie padnie słowo Polska. Poloń. Polent.
Ale po co?
Bo Polska sypie groszem, centami wręcz, więc wymaga. Jak to w koprodukcji.
Polska D?
To była jeszcze pewnie Polska A lub B.
I na Matyjasa sypnęła?
Widocznie. Ale cicho, posłuchajmy, znów mówią o Poloń. A wręcz - le polone.
I co ci polone robią?
Oj, niedobrzy są. Złe interesy robią.
Z pięknym?
Z pięknym.
To piękny może być zły?
Czekaj, czekaj, oglądamy. Jeszcze się wszystko dobrze skończy, zobaczysz!

Thursday 1 March 2018

perturbation

Marzec, teoretycznie wiosna, kalendarzowa, bo nie astronomiczna przecież, heloł, to co, nikt tu już nie pamięta na Sanżilu czy w okolicznościach, kiedy to w Polsce D, niegdyś A B i C, topiło się tę, no jak jej tam, Marzenę? Co to ma być, jak mawia Iwonek, naprawdę myślicie, że Marzena to już tylko u fryzjera została na szyldzie, bo naprawdę jest Mariolą?
Marzanna, Ksenio. Marzanna. Faktycznie, dziś by nie popłynęła daleko. Lód na rzekach, lód na ulicach i lud też zaraz zapewne zresztą, w końcu 8 marca za pasem, haka już opanowana zresztą?  Ale o tym jeszcze będzie mowa.
Na razie o lodzie. 
Na rosole mamy lód mamusiu, na balkonie, pamiętasz?
Pamiętam.
Perturbasjon fransez, czytam na meteobelżik. Po prostu. I wszystko jasne.
Co Ksenio?
W pogodzie rządzi perturbasjon fransez. A w polityce - anglez. Tak bym to opisał opisowo, tak to zapowiada lesłar przynajmniej.
Perturbations, tak się to zapisuje.
Bo oto okazuje się, jakby wichury i wiatru marcowego było mało doprawdy, co to nam z rana głów o mało nie pourywał - to jeszcze szykują się liczne perturbations breksytowe. Mianowicie: Belgia, a tym samym wszyscy la i lebelż, stoi na czwórce, miejscu czwartym, jesli chodzi o negatywny wpływ breksytu.  Najgorzej - Flandria.
Gospodarka, panie?
W skali kraju oznacza to straty dla wywózki samochodów (14% produkcji płynie za kanał), chemii i leków (20%). 80% z tych to rzeczy produkowanych jest we Flandrii.
Więc ucierpią.
Ha, i co dalej?
Jest jeszcze import. I tu znów Flandria pobiera 87% całości płynącej zza kanału.
A Walonia?
Podobno ucierpi mniej, ale kto tam wie. Najgorzej wyjdzie drewno, kamienie i szkła; Brukseni gorzej będzie też, w samochodach i skórze.
Co można zrobić?
Nic. Szukać nowych rynków. A tak w ogóle - przeczekać perturbations. Fransez czy anglez - jedno i to samo.
Miną, jak wszystko. Wywieje je i tyle je widziano.
W łykend - będzie ciepło.
Bo to wiosna mamusiu!