Wednesday 21 December 2016

wybitnie

Wybitnie. To jest to słowo, którego mi brakowało. 
Wybitnie dziwnie, tak się czuję.
A ja wybitnie połamana. 
Taki koniec roku, wzdycha Ana Martin. Wybuch, zamach, bóle wszędzie, co to będzie, co to będzie.
Wyjazd do Polski będzie. Niegdyś A B C, obecnie D. Ale to minie. 
Jako kto jedziemy?
Jak to jako kto, Ksenio? Jako my? niedobrze?
Ale Polacy, czy Sanżilowcy?
Belż czy polone?
Hę?
No bo taka jedna nowa na dzielnicy była u Marioli na Alsembergu. I tam się dowiedziała tego i owego.
Mianowicie powiedziała już od wejścia, trzęsąc głową z nową fryzurą, że - cytuję, czytuję i szczytuję:

Było wybitnie politycznie - takie tam gadki o obywatelstwie polskim i belgijskim. 
Jeden pan zasiał zamęt, mówiąc że rządzący facio taką ustawę przygotowuje, co zabierze polskie obywatelstwo tym, którzy przyjęli inne. 
Na to Mariola aż przestała z wrazenia go golić, mówiąc:
- Co on gada?

Tak normalnie powiedziała z tego wrażenia, docieka Ana Martin.
Nie, na pe i er powiedziała, ale Iwonek z Grochem, hej, matko, opamiętaj się! To i nie cytuję.
I nie wiem, kim jestem.
Polone na pewno. My też. ale Mariola to belż pewnie od dawna.
Nic dziwnego, że po takim wstępie to ta, co nam doniosła nowinę cieszyła się, że czarna ją tnie, bo nerwowo się porobiło.
Panie, na co to przyszło w 2016 doprawdy.
koniec z tym.
Koniec z tym rokiem doprawdy i naprawdę. Najwyższa pora.

Tuesday 20 December 2016

perspektywa

Zmiana perspektywy, mówi Roman. Wszystko zależy od perspektywy.
Co to punktem widzenia jest, nauczyłam się już czegoś na tym Sanżilu. Z perspektywy Sanżila patrząc, nawiasem.
Mianowicie jedzie se Roman dzisiaj z rana. Trochę do pracy, trochę na protest. Który się jednak nie odbędzie, ale i tak nań jedzie.
Bośmy tu wszyscy przejęci na Sanżilu i w okolicznościach i wcale tak nie żyjemy Belgią, jakbyśmy chcieli, skoro tu już żeśmy byli na tej emi-imi wylądowali.
I dobry wybór to był, sądząc choćby po poziomie świadomości na ef, nie mówiąc o tej na pe, czyly politycznej.
Emi-imi znaczy się. Ona wszystko wyznacza.
Właśnie. Jeszcze chciałem dokończyć o tej perspektywie, Roman próbuje się przebić ze swoim mesydżem politycznym, a jakże.
Więc jedzie. Patrzy - jest metro. 
Dudu, woła Groszek.
Dudu też, tak, ale nie tylko dudu. Gazeta taka.
Gazeta nazywa się metro? nie wierzy uchom Iwonek.
Dajcie się ojcu wypowiedzieć chłopaki.
No dobra, taaato.
Tylko krótko chciałem. Bo jadę, czytam gazetę i myślę se: tu awantura o Sejm w Polsce, całonocne protesty itepe, Ana boi się, że do ojczyzny matczyzny nie wjedziemy, bo jesteśmy już na listach abewu czy innego cebeesu. I już żeśmy tak się wkręcili, że jeszcze nie wyjechali my z Sanżila i okoliczności, a już się tak czujemy, jakby okoliczności nagle się znalazły w Polsce D.
I tu pojawia się metro.
Które przewraca perspektywę.
I to już od pierwszej strony.
Bo na pierwszej stronie metra wielkie zdjęcie. I nie jest to Sanżil. Nie są to okoliczności. Nie jest to Bruksenia, Belgia, albo Polska D wreszcie, na co by można cichcem liczyć. Solidarnie.
Nawet nie Berlin albo Turcja.
Nie - zdjęcie słoneczne jakieś takie. Czyly nie grudzień, przynajmniej nie w Ojropie. Za to nformacja o napiętej sytuacji - jest. Niezadowolony lud - jest. Policja wali pałami - jak najbardziej. Ale coś nie pasuje.
Bo ci pałujący jakby nie w zimowych uniformach, kręcę zdjęciem. Na letniaka nawet wręcz.
I mają ciemne buzie, jak Sulejman!
Zgoda. Bo to nie Polska D.
Nie, a co? To gdzieś jeszcze pałują, a na Sanżilu się tym interesują?
Kinszasa.
Insza co? Kasa? Gdzie to?
Kiszona? Taki kraj? nie wierzy uchom Iwonek.
Kinszasa. Miasto. W Afryce.
Afrik, aaa. Afrik to znam, uświadamia sobie Iwonek. Tam jedzą maniok.
Właśnie. I ta perspektywa zaczyna się i kończy tu. Na Sanżilu naszym.
Co to emi-imi jest dla wielu, ale nie tylko Polaków.
Tak se o tym myślałam w aspekcie i kontekście perspektywy.

Saturday 17 December 2016

formy

Jeszcze o formach. Nie, nie do ciast, choć niektórzy i niektóre to już tylko świętach w kółko, jakby tylko to się liczyło.
Bo forma świąteczna się liczy bardziej niż cokolwiek.
A ja o języku, upiera się na swoim Ana. Formach żeńskich, niemęskoosobowych oraz męskich wszelkich. Bo nie znajdziesz formy większej, niż święta, więc dobrze się składa i wypada.
Co świadczy, że ludzie właśnie o to dbają. Formę.
Dlaczego nie dbają więc o to, by kobietom, co kobiece?
Dlaczego kobiety o to nie dbają?
W lesłarze zadbali. I profesorka została profesorką, przypominam i wspominam.
Ja o Polsce teraz. O polszczyźnie matczyźnie.
Gdyż w innej gazecie, zaprzyjaźnionej, mądrej, dla dzieci - co ważne - i co to nam jak jasna gwiazda świąteczna błyszczy na polonijnym niebie - wcale to nie było takie jasne dla wszystkich. Że forma żeńska i niemęskooosobowa równa się męskiej, a w przypadku kobiet- nawet ją przewyższa.
Gdyż jedyna prawdziwa. Obrazu nie zaciemnia.
Aaaa, polonia, uśmiecha się Roman. Wszystko jasne. 
Pstryk, jakby światło włączyć.
Jak ta gwiazda.
Jednak obraz zaciemniony i fałszywy. Niejasny bynajmniej.
Co, autorki nie chciały być autorkami, tylko wolały facetami? niech zgadnę.
A jakże. Pogarda kobiet dla kobiet.
Zaraz zaraz, że sięgnę po pisemko. Piękne jest. Ciekawe i mądre. Formy - zaraz sprawdzę. Patrzcie - dobrze jest. Artystka. Polonistka. Pisarka nawet się trafia, znajoma jakby.
Poprawnie czyly. Kobiety, bo kobiety.
Ale zaraz za: mężczyźni, choć kobiety. Zgodnie za rękę maszerują dwie kobiety architekci. Pogania je kobieta prawnik.
Ojej, martwię się. A tak pięknie mogło być.
Najgorsze, że idzie zły przykład dla dzieci. Dziewczynek.
I jeszcze wiem, że redaktorki chciały formy pozmieniać. Ale te, co robią za mężczyźn, choć bez siusiaków są - swego broniły. Że wolą męskie.
Siusiaki?
E, to okej by jeszcze było. Formy męskie wolą. W pisowni i mowie pewnie.
Niedobrze.
Nie szkodzi, nie martwmy się! podrywam się. Pstryk myk! Kończy się 2016 r, z lesłara wieje nowym, doleci i do polskiej ambasady! A potem pstryk myk do Polski D. Kobiety dla kobiet. Zmienimy świat, nie ma innej drogi.
I innej formy. Która też jest kobietą. I już. Pstryk myk.

Friday 16 December 2016

profesor(k)A

Aha, jeszcze chciałam zauważyć, Ksenia lub Ksenio, że w sprawie pani Amądin, co to - przypominam - nie chciała w ogóle, ani to w ogóle przyjąć do wiadomości, że jakiś tam taki napalony na jej pupę chodzącą w kozakach po Kokelbergu ma prawo do poklepania jej - pupy i Amądin - że w sprawie tej ważne jest też to, jak ją przedstawił lesłar.
Tę panią nauczycielkę.
Jak niby? Z imienia i nazwiska, normalnie, potem, że w szkole robi i tyle.
Właśnie. Nauczycielka. Profesorka. Profesora czyly podobno poprawniej, choć brzydziej, jak na moje ucha. Ważne - że po żeńsku napisali, bez mrugnięcia oka dodali kobiece - e.
Co daje professeure w pisowni, a professeur niech się schowa.
Bo to kobieta przecież. Mądra była.
No, moja droga, widzę, żeś już wykształcona w dżenderze normalnie, jak nie przymierzając Iwonek z Grochem, co to ostatnio sami z siebie w duecie zaserwowali formę: kierowczyni ciężarówki. Professeure i po francusku jest stosunkowo nowe, ale widac - lud stosuje karnie. Gazety się nie boją. Kobiety się nie boją być kobietami.
Przecież kobiety mogą osiągnąć wiele, kiwam głową. Mogą wszystko właściwie. Razem, pod warunkiem, że się nie dzielą. Widać i mój mózg to pojął od tych wszystkich wydarzeń na ef dziejących się po Sanżilu i okolicznościach.
Dżenderowo-wendowy zawrót głowy wszędzie.
Właśnie że nie wszędzie niestety. Dlatego tak się ucieszyłam z lesłara. 
Gazeta jest kobietą. Forma jest kobietą. Kobiety dla kobiet. Zmienimy świat, nie ma innej drogi.
Droga też jest kobietą.

Thursday 15 December 2016

furja

Dzieje się to w dniu wczorajszym, kiedy w Polsce D ministerka pracy rezygnuje ze stosowania konwencji o zapobieganiu przemocy wobec kobiet.
Tymczasem w okolicznościach Sanżila, brukseńsko-ojropejskch całą gębą, jedna taka odważna profesorka publikuje list otwarty do macającego ją faceta, by nazwać rzecz po imieniu. I zbiera miljony lajków! 
Co stanowi kolejny dowód, że kobiety mają odwagę, czy to w Polsce D, czy to na czarnym na Sanżilu i w okolicznościach, czy na Molenbeku, albo samym Kokelbergu wręcz i nawet, entuzm...entuzja..cieszę się no, feministycznie na ef.
Kobiety nie boją się mówić, jak ich wkurzą ci nienawidzący kobiet, przykładowo mężczyźni. Na Sanżilu i w okolicznościach wiele do poprawy w kwestii bezpieczeństwa, ale przynajmniej rząd daje radę.
Chodzi  o list nauczycielki, tak? kiwa głową Ana Martin. No tak, w wieściach na ef to się akurat ona nam ci się tu specjalizuje, w czymś trzeba być najlepszą w końcu, że jej przyznam, co anine.
Ja nic nie wiem, odzywa się Roman.
I ja, woła Iwonek.
Ja, ja! powtarza Groch.
Gazet nie czytacie? wydymam usta jak pańcia jakaś. List otwarty pani Migdałki. Albo Miłej. Umiłowanej. Amądin. Amandine w pisowni.
Która jest profesorką, czyli nauczycielką. 
Do rzeczy. Streszczam. Czasu brak, na marsze de noel gonić trzeba.
Amądin napadli na ulicy. Na Kokelbergu, jak wspominałam. Jeden taki podszedł se do niej i dał se prawo, by klepnąć ją w pupę. 
I tu się zdziwił. Bo Amądin dostała furi. Furii w pisowni poprawnej, furji w wymowie. 
Ale po czasie jednak, oblicza Ana; bo wcześniej - bała się. Zwykle. Po ludzku. Kobiecemu w tym.
Wróciła do domu. Ochłonęła. Zdjęła buty z obcasem, co to niby skusić mogły dziada i jej wina by była. I stwierdziła,  że nie podda się strachowi. Napisała otwarcie, jak się czuła. 
Czyly: 

wściekła, zagubiona, poniżona, sfrustrowana, słaba i rozłożona na łopatki, dodając nieco obrazów.

Ludzie, w tym mężczyźni, w jeden dzień przeczytali to na fejsie ponad 8 tysięcy razem, a teraz to już pewnie i ze sto.
Albo dwadzieścia, podpowiada Iownek.
Taa, zgadza się Groch.
I gazety o tym napisały. Lesłar i takie tam. Czołowe.
I jak się Amądin otrząsnęła, ciągnie Ana - przestała się bać. I napisała, że to jeszcze raz pokazuje, jak ważna jest edukacja dżender. Lekcje o seksiźmie. Nauczanie społeczeństwa od najmłodszych lat.
Brak zgody czyly! kiwam głową.
I pisze dalej o tym, jak zadecydowała, by się nie czuć odpowiedzialna za czyny dziada. Że przetłumaczę na gorąco, gorącam ze wzburzenia, tłumaczy Ana:

Mogłam zostać ofiarą, zamartwiać się, nie założyć nigdy więcej kozaków na obcasie, które sobie przygotowuję zawczasu poprzedniego dnia i których noszenie sprawia mi tyle radości  Mogłabym czuć się brudna i poniżona i uznać, że będę się ubierać odtąd tylko w worek po ziemniakach. Mogłabym.
Ale nie zrobię tego!

My też nie, drę się.
Brawo Amądin, brawo Ksenia, brawo Ana, krzyczy Roman.
Brawoooo mamusia, drze się Iwonek
Brawooo pani, klaszcze przejęty Groch.
Brawo wszystkie odważne. 
Przegonimy dziadów.



Tuesday 13 December 2016

czynastego

Jeszcze się nie zaczęło, a już są problemy, narzekała Ana Martin czynastego od rana.
Jak zawsze. Czy Polska A, B czy D, bo C to tylko mignęła w przelocie - zebrać się trudno. 
Ana, zapominasz o solidarności i czarnym? upomina się o rodaków Roman. Raz mniej, raz więcej.
Nie zapominam. Ale widzę, że niestety zapał do protestów spada.
To naturalne.
Naturalnie przykre, że tak to ujmę wręcz.
No ale jakaś tam grupka się nas wczoraj zebrała. Na Pularcie, co to na szczęście zastąpił nam Hejzla i atomy.
W ciemnościach, co trochę nie tego owego zdaniem Any, bo jak tu nas mają oglądac i przeczytać manifesty na czarnym, ale trudno, wszystkim się nie dogodzi.
Dobrze, że ta grupka przynajmniej się zgrupowała. Mimo obiektywnych przeszkód w rodzaju : godzina, dzieci, transport, korek oraz wymówek: deszcz, szarość, zimno, Belgia, po co i inni niech idą.
No właśnie. Grupka. A przecież powinno być grupsko! Grupiszcze!
Ana, marzysz. Rozmarzysz się zawsze, na jakiś temat, jakbyś ludu nie znała, w tym własnych Polaków, co to na Sanżilu charakteryzują się tym samym, co ci pozostali w D, a potem się prawie że mażesz, że znów to samo.
Rozmazuję się właśnie znów z żalu, że gadanie gadanie gadanie nie przechodzi w robienie, a przynajmniej cichy udział.
To niewiele kosztuje. Zorganizować się zawczasu. Zapisać to w kalendarzu zwykłym, w przypadku mnie, lub ajfonie - w przypadku wszystkich innych. 
I przyjść, stanąć, pokrzyczeć, rozwinąć manifest. To dla nas wszystkich w końcu. Dla nas może nawet mniej, niż tych tam.
Może to sedno problemu właśnie. Żeśmy bezpieczne i bezpieczni w sumie. Nic nas nie dotyka. Jest tak spokojnie, że można na okrągło jechać na Sanżil i okoliczności, jak to tu strasznie niewygodnie pod tym względem i pod tamtym, zamiast się zastanowić.
Że w Polsce D, do której większość tych nieprotestujących wkrótce ściągnie na święta, jest jeszcze bardziej niewygodnie.
I może jednak by warto tę refleksję mieć gdzie w zanadrzu i chodzić po protestach. 
Póki wolno w ogóle, dodaje ponuro Roman.
Właśnie. 

szwagier

Kto zgadnie, kto tak przemawiał? W senacie, że dodam. W Brukseni, że uściślę. W naszych okolicznościach czyly, że wyjaśnię.
Po polsku? dziwię się. To Polska aż tak rządzi na Sanżilu i w okolicznościach? Ech nie, żarcik, jak mawia Iwonek: to Ana Martin przetłumaczyła z rana, aha.

Szwagier tak gada:

Roczne zestawienie rachunkowe? Przestańcie mi nawijać na ten temat, bo się naprawdę wkurzę! Od lat wszyscy mnie zamęczają, nie mogę przez to pracować.
Rozliczenia są bez zarzutu. Przykro mi, ale ten temat zaczyna mnie wnerwiać. Przez całe życie płaciłem państwu to, co właściwie winno mi było zapłacić państwo. Jesli niektórzy politycy daliby mi święty spokój, tak samo jak moja rodzina, mógłbym wam pokazać, że zestawienie przychodów i wydatków wygląda wspaniale pod względem finansowym.
Basta! Koniec z tym! Ze wszystkich sił staram się pracować, by dać mojej firmie środki finansowe. Wypraszam sobie, by znów ktoś mnie nawiedzał i chciał oglądać zestawienia, Bo one są bez zarzutu."

Prawie że ją pobił, tę dziennikarkę, co się ośmieliła wtrącić do książęcych interesow.
Brr.
A tak naprawdę, to chciał powiedzieć coś takiego, udaje Ana:

I tak w ogóle to ledwo daję radę. Bo dostaję tylko 22 tysiące euro na miesiąc. I to od dawien dawna, bo na pewno od kiedy skończyłem 18 lat, a mam ich 53. Mało podwyżek.
W ogóle i wogle na nic nie starcza.
Podatnicy powinni się zastanowić nad jakaś podwyżką, by można było godnie żyć, a nie rzucac mi te marne 250 tysięcy ojro na czysto rocznie. Skandal doprawdy!


Ana śmieje się. Kończy.
Serio to było?
No co ty. Jeszcze lebelż i la też nie zwariowali zupełnie.
Więc premier weźmie się do roboty i porozmawia sobie z tym kimś. Szwagrem. Szawgroszczakiem
Ale kim, bo ja nadal nie wiem.
Z księciem Laurentem. Lorą. Wawrzyńcem na nasze, czyli Wawką na krótsze. Czarną owcą rodziny królewskiej.
Tej od polskie królewny?
Tak, to szwagier tejże chyba.
Chyba niewdzięczny, co?
Oj chyba aż za bardzo.
Na razie porozmawia z nim premier. A potem lud pewnie. W tym ja. Bo z titrów serwisów na niego idzie. I nie zamierzam tego znosić.


Monday 12 December 2016

raj

Koniec roku, cóż, podsumowania, każdy i każda chciałaby dobrze zakończyć rok. Nawet jeśli to był tylko 2016, a nie jakiś małpi, szczurzy czy inny zajęczy. Po prostu zwykły rok pełen protestów i zamachów.
Oczywiście najlepsi chcieliby być wszyscy, ale tak się nie da, moje miłe i moi mili. Sanżil i okoliczności i tak mają tu naprawdę super -  o Brukseni, a przez to i o Belgii - mówili w tym niezajęczym roku 2016 wszyscy.
O-o, wtrąca się Roman, widzę, że Belgii skapnie jeszcze kawałek sławy. Zasłużonej, że hej.
Ale nie zamach jakiś, niepokoję się. Czy inne bezeceństwo, od którego włosy stają i bez mrozu, którego w 2016 nie uświadczyliśmy jeszcze.
Zamach, ale na sprawiedliwość. Równość. 
Polska D, niepokoję się znów?
Nie, ten rodzaj sławy zostawmy Polsce. Na Sanżilu możemy liczyć na co innego - a mianowicie miejsce w topowej dwudziestce krajów umożliwiających manipulacje z płaceniem podatków.
Roman, to my tu w raju jesteśmy? uśmiecha się Ana. Zawsze tak mówię, szczególnie jak se porównam z Polską D, by was już tą Polską D zanudzić, ale co, skoro jutro strajk obywatelski kolejny, w tym w Brukseni.
A dobrze ci ta ona nasza Belgia ułatwia?
Bardzo dobrze. Starają się na całego. Jesteśmy między 15 a 20 miejscem, takim zbiorowym, w świecie całym i kosmosie..
Ojej, tylko tyle?
Ale krajów to już z 250 w świecie mamy, więc naprawdę sukces!
Kto lepszym rajem jest?
Tradycyjnie: Bermudy. Wyspy Kajmana. Daleko i pięknie brzmi. Ale tu, proszę, coś, o czym nie wiedziałem: Holandia. Niderlandy. 
Ci znad granicy naprawdę? Oj, to hejt sąsiedzki pójdzie, oj pójdzie! Każdy chce być pierwszy w końcu, a od sąsiada to już musowo. 
Ludzkie to takie.
Nic o tym nie wiedziałam. Doprawdy. Roman, a widać to rajskie złodziejstwo całe gołym okiem moim na przykład?
Widać. Po korku ulicznym choćby.
Gdzie? Co?
Ty może Ksenio o tym nie wiesz, jak i ja nie wiedziałem, zanim z jednym z dyrektorów ekspackich i eksperckich zarazem nie porozmawiałem, ale wychodzi na to, że w Belgii strasznie dużo aut jeździ na firmę. Jest ich tak dużo, że właściwie samochód na firmę, za który się z w żaden sposób nie płaci, bywa traktowany jak norma.
Jak to nie płaci? Za darmo auta dają? Jak w komunie podobno miało być?
Trochę tak. Dostajesz kartę na benzynę, ubezpieczenie, i wreszcie ten samochód, i jeździsz więc bez stiba, ile wlezie. Benzyny do baku. Nic to nikogo niby nie kosztuje,  bo szara strefa podatkowa. 
Tylko nerwy oczywiście wszystkich tym razem, bo wszyscy jeżdżą, czyly stoją w korku raczej, uściśla Ana.
Serio?
Serio. A to tylko taki mały przykład, pikuś wręcz. Organizacja, która stworzyła tę listę, nie ma złudzeń, że kraje, a szczególnie pierwsza dwudziestka, umożliwiają nieuczciwe ukrywanie pieniędzy wielkim firmom. Lud nic z tego nie ma, dodajmy, tylko wielcy.
W tym na Sanżilu i okoliczności, gdzie z ukrytych podatków byłoby co opłacić.
No i takie smutne zwycięstwo. 
Trza się było nie pchać na podium!


Thursday 8 December 2016

przyszedł

Mamo był! Był mikołaj! Był naprawdę!
Taaa, taaaa aaaa, rozlegało się gromko w iwonkowo-grosim języku we wtorek rano.
Mamo, tatusiu, i zjadł jabłko, i ciastka, i nawet mleko wypił! Patrz, pusta szklanka stoi mamusiu!
Ojej, a gdzie papiery od ciastek i ten środek od jabłka? u nas w kuchni wyrzucił? Wiedział gdzie? Jak on to wiedział?
Zobacz synku, czy są w u nas w koszu.
Już biegnę. Sąąąąą. Ojej,a  co to? Grochu, widzisz, co tam leży pod balkonem? Tato, ksenio, to lagros jest! Zostawił ją mikołaj chyba!
La kros Iwonku. La crosse pisze się - poprawiam, bo to akurat na kursie ostatnio było.
Kij czyli
La gros, upiera się Iwonek. Gygygygy. Ryryryry też takie inne, niż wy wszyscy gadacie. A fe, wyrzucę to do kosza. Tak mówi pani Pat. Pat jak makaron Grochu po francusku, wiesz? Tak ma na imię. Pat. Ale śmiesznie!
Ten mikołaj wszedł czyli chyba przez balkon w kuchni. Ojej, a ja myślałem, że przyjdzie w pokoju, gdzie ciocia śpi.
Iwonku, ale w ogóle nie sprawdziłeś, czy on coś przyniósł.
Racja, mamusiu, dziękuję ci, mamusiu, zapomniałem!
Ojej, są słodycze. Ale nie w buciku moim, ojej, zawiedziony Iwonek prawie że płacze.
Synku, ale patrz, bo to są tak wielkie słodycze, że one się w ogóle nie mieszczą do buta. To jest chyba prawdziwy czekoladowy kalendarz!
Ojej, z okienkami! I dla ciebie Grosiu drugi, patrz Grosiu! Ja ci otworzę! Ale mój jest większy, prawda Ksenio?
Oczywiście Iwonku, największy ze wszystkich.
Mamo, ale to był mikołaj, czy sannikola tak właściwie? Polski czy belgijski?
Ha, dobre pytania, zasępia się Ana Martin. Roman, co myślisz?
No chyba belgijski. Ten polski to właściwie nie przychodzi od zawsze, tylko tak od kilku lat. W Polsce prezenty są później, pod choinką.
A ja mam mały prezent teraz, z literką I na woreczku, to znaczy więc, że on jest z Brukseni. Czyli statkiem przypłynął? A gdzie, skoro tu nie ma wody?
O to właśnie się musimy jeszcze spytać dokładnie, jak on to robi, ostrożnie zaczyna Roman.
Tak, i co na to ten polski, co przecież zawsze ma sanie.
To się ich spytamy, może się znają? A ten polski kiedy przyjdzie?
To jeszcze 3 tygodnie prawie. Najpierw będą urodziny Grosia, a potem przyjdzie. Chyba oczywiście, o ile będziecie mili dla siebie, dla mamusi, tatusia i Kseni.
I kolegów jescze, przypomina Iwonek.
I dla pani i dla babci i dla dziadka, wylicza dalej. I drugiej babci i drugiego dziadka.
Taaa, skacze Groszek.
A teraz mamusiu, czy mogę już jedną czekoladkę z numerem jeden? 
Ho-ho! hohoni Groch.
Byle do choinki!

Wednesday 7 December 2016

afrikan

Prezentów nadszedł czas nieuchronnie, głosi codziennie radio Any Martin, z rana, lecz nie o świcie, bo ten później, około ósmej. Polskie radio trzecie, słuchane dla głosów i intelygencji z dawnych czasów, sprzed Polski D, jak głosi z kolei Ana Martin, wyłączane więc skrupulatnie na czas wiadomości i politycznych pogadanek.
Na manowce nas zwodzą i dzieci, ech, narzeka Roman.
Na maniowce, jak maniok? Pani nam mówi o manioku i ja chcę to jeść, oznajmia Iwonek. Żozue to je u siebie w domu i to jest pyszne. 
No proszę, patrzą po sobie z uznaniem rodzice. Mimo że kontakt z ekol belż kuleje, to widać maluchy naprawdę w maternelu od września przerabiają Afrykę.
I co jeszcze mówi pani w szkole?
Nic, gubi na chwilę wątek Iwonek, ale nie schodzi na maniowce całkowicie. Tylko robimy afrikanów z plasteliny, dajemy im pirog i oni płyną. Będą płynąć w kolorowych koszulkach, które też robimy z kolorowych papierów, ale nie brązowego, bo brązowe to są buzie w Afrik i by się myliło, poważnie kończy Iwonek.
Prezentów czas, włącza się radio.
Ja chcę naczynie do robienia manioku, jak mają afrikan, żali się Iwonek: ja chcę robić maniok!
Wiesz co synku, a tego w Brukseni łatwo nie kupimy i poza tym nie mamy w kuchni już miejsca, uprzytamnia synkowi Ana Martin.
O nie!
Ale wiesz co? napiszemy do Mikołaja list, by Ci przyniósł bębenek! Co ty na to? - przebiegle proponuje Ana, wiedząc, że wczoraj Roman zgarnął takiż z ulicy. Bongos czy kongos się to zwie. Bonkers ewentualnie
Prawdziwy afrykowy bębenek? Do robienia manioku?
Nie, do grania.
To ja chcę też! Grochu, słyszysz, będziemy grać na bębenku! Albo robić w nim maniok! Będziemy afrikan! 

Monday 5 December 2016

flamusz

Że jeszcze na chwilę powrócę do tematu filmowego, jakim to pięknie zamknęłam poprzedni tydzień, a potem mnie ten dżender tak zwiódł na bok, żem zapomniała: kto ogląda, nie błądzi.
I uczy się wiele o kulturach, podnoszę mądrze palec. Na przykład taki flamusz, co tom go w kinie wychwyciła, a który jest przecież naszym sanżilowskim flamuchem zwykłym, tylko z inną wymową, w tutejszym dialekcie okolicznościowym. 
Zaraz zaraz, po kolei. W czym rzecz?
Już wiem, kojarzy Roman. Już wiem. Chodzi o film latrew. Serial. Pisany: la treve z dachem nad e.
Takim dachem, o takim? pokazuje Iwonek, a Groch za nim wyrzuca ręce w górę.
O tak, takim. Tylko na papierze.
Chodzi o ten serial z sąsiadami?
Tak. bardzo dobry belgijski serial z aktorami rodem z Sanżila i okoliczności jak najbardziej.
Ten, w którym jest zawsze ładna pogoda?
Tak.
I flamusze tam są?
Tam są w mowie, a i w podpisach w piśmie też.
Aha, i co?
I olśnienie było na kanapie, jakeśmy około północy z ciężkimi powiekami i świadomością, że zapłacimy za to za kilka godzin rano, oglądali 4. odcinek z rzędu. I wtedy ktoś z nas zakrzyknął: flamusz powiedzieli.
Ana, Roman lub Ksenia czyly.
Czyly co?
Czyly bratersto-siostrzństwo belż polone. Bo dotąd myśleliśmy, w tym nawet Ana Martin, Ana, nie wypieraj się, bo pamiętam, że flamuch to polski wymysł. A wcale nie.
Czyly co?
Czyly jednak jest przepływ kulturalny! Między jedną wspólnotą, a drugą! Nie tylko karelaże i mastyki, ale nawet nazwy ludzi. To już wyższa szkoła jazdy, bo oznacza, że trzeba sę  przysłuchiwać innym, a nie tylko po swojemu brać z dialektów to, co potrzebne w pracy. Albo jeździe po mieście, w rodzaju midy
Ja jestem za.
Szkoda tylko, że nasi nie pobrali z dialektu jednego czy drugiego jakiegoś milszego słowa, co, wtrącam delikatnie.
Punkt ważny Ksenio. Ale małymi kroczkami do celu. Jeszcze będzie przepięknie i kulturalnie na polskim Sanżilu. 

Sunday 4 December 2016

deski

Do złamania deski sosnowej 21 na 21 i grubości 2 cm potrzeba siły nacisku 7 i pół kilograma, a w njutonach to nie wiem, bo już  od szkół daleko i nie umiem przeliczać, oznajmiono nam około 13 w sobotę.
Kseni mi czyly i Anie Martin, bo to zajęcia od kobiet dla kobiet były, czyly wendo, czyly łendo się powinno mówić, czyly my mówimy jak po niemiecku i dobrze, bo wwu to wu, a nie żadne ły przecież.
W każdym razie jak ta jedna, co w międzyczasie była już naciągnęła na dłoń rękawicę bokserską z czymś takim wyskoczyła, naturalnym biegiem rzeczy żadna z nas jej nie uwierzyła. Bo jakże to, 7 i pól, czy aby na pewno, czy to nie podpucha albo ściema jakaś co najmniej, przecież to na pewno nie ja walę pięścią w stół z niezadowolenia z siłą 10 kg, a jak se ze złości przeklnę, to nawet 20, a więc ja nie dam rady, no co wy, wstyd będzie się pokazać nie tylko na Sanżilu i w okolicznościach, ale przecież i w Polsce D, gdzie w ministerstwie już na pewno lista powstała, kto na wendo chadza, a kto nie.
Ale ta, co prowadziła, nie ustępowała, tak więc w słonecznych okolicznościach Owerajze na salonach u tej, co zakochana w Brukseni piórem robi, Ana Martin powstała, ukucnęła i prawicę zacisnęła. I waliła, krzycząc, w czym jest dobra akurat, jak wiemy, bo ucha mamy, jak mawia Iwonek, i słyszymy.
W końcu walnęła w deskę, a ta bezbronna, choć pokaźna, bo jak pisałam, 2 na 21 i 21 - nie w szary proch, bo jakże to se wyobrażacie, nie - po słojach się rozleciała, po słojach drogie panie poszła na pół. Trochę drzazg tylko powstało.
Brawa i niedowierzanie, Ana łzy w oczach, inne szczęśliwe, że jak widać Ana może, to i one będą mogły.
A potem inna walnęła i przełamała.
A potem ja. I też. A potem dwie i nic. Nie szkodzi, bo najważniejsze - że spróbowały. A potem reszta, krok po kroczku. I desek oto mniej jakby do rozwalenia się pałęta, za to więcej dumy chodzi po Brukseni, a już szczególnie duże zagęszczenie jej w Owerajze, bo mniejsze przecież.
Co potem pozostało? Krzyczeć, krzyczeć, drzeć się na całego, aż takiego jednego się obudziło. Bawić się w przepychanki. Ćwiczyć ciosy i groźne postawy. Śmiać się z siebie.
No i ta duma i niedowierzanie.
I połamane deski.
Będzie czym w owerajze palić na święta.

Friday 2 December 2016

wend(r)owniczki

Podobno dawno temu,w ubiegłym wieku jeszcze, jak Ana Martin się wzięła zamaszyście na dżender i uwzięła do tego, bo to słowo na dż mieć w tytule pracy doktorki - podniósł się wielki hałas, że nie można, bo co to jest w ogóle ten dżender cały, a może ta lub to. 
To było dawno temu w Polsce A wówczas, D obecnie, w której to wszyscy w międzyczasie z kościoła dowiedzieli się, co to dżender jest, a tak naprawdę - chóralnym zdaniem Any Martin i Romana - czym nie jest.
Mało już takich słów w polszczyźnie matczyźnie zostało, trzeba przyznać. Wszystkie horyzonty odkryte,.
Kontynenty.
Co kontynenty, dziwię się.
Kontynenty odkryte. Ale że one za horyzontem - to okej  przystaje Roman.
Okej Ksenio, zgadzają się zgodnie Iwonek z Grochem.
Nie wszystkie kontynenty językowe odkryte, albo słowa z nich przynajmniej. Przykładowo takie wendo.
Wendo? A co to jest wendo?
Wendo to sztuka samoobrony dla kobiet. By się nie bać nikogo, a najmniej - siebie samej. By w siebie uwierzyć. A do tego jak się fajnie pisze!
Bo jak? 
WenDo.
Mamusiu, jak ładnie, duża literka w środku, a jaka to jest?
D.
D jak co?
Jak Polska D. W której trochę samoobrony dla kobiet się przyda.
A w Brukseni? chce wiedzieć Iwonek.
To już w ogóle ho-ho się przyda. Tym bardziej, że oto zleciała nam wczoraj na Sanżili i w okoliczności taka jedna pani, co to się w tym wendo ładnie zapisanym specjalizuje i chce swoją wiedzą obdarzyć nas tu pozostałe.
Ojej, jak miło, cieszymy się. Mogę się zapisać? No proszę, no proszę!
Synku, to tylko dla kobiet. Dla pań, co nie mają siusiaków.
Jakby ktoś nie wiedział, o  chodzi - to siusiak wielki nadal na muralu na barierze wisi, że wspomnę sztukę wyższą. 
Ojej, martwi się Iwonek. A nie mogę tak jeden raz iść wyjątkowo?
Nie synku, nie można. Za to my z Ksenią znikamy na cały łykend i nas nie ma dla was, jesteśmy całe w wendo!
Nie ma, rozkłada łapki Groch.
Za to przyniosę ci synku niespodziankę, uśmiecha się Ana MArtin.
O, jaką? jak mikołaj?
Jakby.
A co to?
Albo poczekasz, albo ci powiem.
Powiedz.
Połamaną deseczkę wendo.
Ojej, piękny prezent mamusiu. Możesz mi już dać?
Nie, dopiero w niedzielę. Jak ją mamusia połamie, a Ksenia drugą.
To dla Grocha będzie  upomina się o brata Iwonek. Dziękujemy wendo, fajne to jest! Są prezenty z desek. Ho ho mikołaju.
Ho ho!

Wednesday 30 November 2016

na szczęście

Wiedzą panie, jedno, co dobre było w tym włamaniu? Że nie tylko do mnie przyszli, tylko wszystkich tu nas ciągiem, jak jesteśmy, na ulicy obrobili. Na szczęście.
Mariola ąz się uśmiecha z ukontentowaniem, jak to później określa Ana Martin.
Nie myślcie panie, że ja jakaś zła jestem. Nie. Ale już myślałam, że to się na mnie uwzięli. Tacy jedni, albo los.
Bo to drugie włamanie już miałam, jak tu na Alsembergu robię.
A tak na szczęście się odczarowało.
Ojej i nie ojej, martwimy się i nie obie na głos chórem anino-kseninym. Ana tak kazała mi pisać, te -niny na końcu dawać, normalnie, jakbyśmy Ruskie jakieś były, mruczę pod nosem.
Co też słyszy w lot Mariola, z tym że nie do końca, i dodaje: nie, to nie Ruscy byli, ani nie Polacy, bo wódka ze sklepu, co to do się do niego obaj włamali, nie zniknęła. Ani nie Rumuni, oni też równo dają.
Wstyd tak mówić i przykro, ale nasi zawsze alkohol zabierają. Tu nic, więc Albania albo Arabowie jak nic. W dwie ekipy przyszli. Skąd wiem? Ano bo u mnie ślady po wielkim łomie, a u sąsiadki ze sklepu po małym. To przecież by tak nie dopasowywali, tylko na szybko działali.
I powiem paniom, co na szczęście się jeszcze zdarzyło: że nie wyszłam do nich jednak, jako się to działo. Policja tak mówi.
Bo noże mogli mieć, kiwa głową Ana.
Właśnie. Więc na szczęście tylko tak się skończyło. I policja wierzą, i asurans, że nie symulka. 10 lat im uczciwie płace, to zwrócą. Tylko z tymi drzwiami kłopot będzie, wymieniać trzeba. No ale na szczęście tylko tak się skończyło.

Tuesday 29 November 2016

symulka

A ci Cyganie to do pani jeszcze przyszli po weselne fryzury, zaczyna uprzjemie Ana Martin, moszcząc się w mariolim fotelu na Alsembegu. Wiadomo, po 40. to tu strzyka, tu uwiera, z siadaniem nie tak łatwo, podobnie jak z resztą czynności. Za to z życiem łatwiej, bo nic nie trzeba, twierdzi Ana Martin.
Nie, ci akurat nie, zaczyna opowieść Mariola. Ale co innego miałam. Przygodę taką, że hej. Włamali się, widzi pani, drzwi nadal się nie domykają.
Kiedy to było?
W święta, na Tusanta, trochę po, w nocy z czwartku na piątek. 4 listopada. Ja już czuja miałam, że coś się zdarzy, jak zobaczyłam, że na Barierze bankomaty popsute. O-ho, mówię se. Bo normalnie to się za banki biorą, a tu nie było jak kart kopiować. To i do nas przyszli i 4 obrobili: mnie, sklep, picerję i bar.
Ale pieniędzy to przecież tu pani pewnie nie trzyma.
Na szczęście! To co innego wzięli, wściekli musieli być. Golarki, bez ładowarek co prawda, ale i to opchną, jak ktoś głupi. Nożyczki. Takie rzeczy. I drzwi popsuli. Z asuransu przyszli, widzą, że 10 lat płacę, to żadna symulka.
I nic w ogóle pani nie słyszała?
Nic w ogóle! Drzwi do sypialni miałam wtedy zamknięte, bo ta mała psinka mi spać nie daje, ale syn był akurat, wolne miał, to i nocą na komputerze siedział. I on też nic nie słyszał. Dziwne, bo przecież to musiało trwać. 
Pani ze sklepu też nad zakładem mieszka, jak pani.
Też! I też nic nie słyszała.
Policja była? chce wiedzieć zmartwiona Ana.
Cha cha cha, Mariola aż się zanosi. Była, ale co oni mogą? Złapią ich może cha cha. Chociaż nie powiem, mili byli, odciski chcieli wziąć nawet. Ja im na to jednak: bierzcie, ale za klientów zwracajcie. Przecież taki pył to wie pani, ile ja sprzątać będę? Z pół dnia. A kto mi za czesania odda?
Ech, jak nie to, to co innego. 
Kochana, a przekręć klucz, jak wchodzisz, włamanie miałam, to drzwi się nie zamykają.

Monday 28 November 2016

szomaż

Słońce zimowe, ale zawsze, piękne i błyszczące nawet jak mamusia, jak mawia Iwonek, wyszło z rana. Naładowana energią otwieram więc ci ja rodzimą gazetę lesłar, onaljn otwieram, bo na bardumatin i wyrywanie sobie papieru z hipsterami czasu nie starczy, otwieram więc onlajn i też widzę optymizm: w ciągu 23 lat nie zmienił się stan szomażu.
U Walonków ten brak zmian zaszedł. Bynajmniej nie na Sanżilu wprost, raczej w okolicznościach.
Tak to jużem dialekt francuski zapoznała, że tłumaczenia sama wykonuję.
I to kolejny pozytywny znak.
Ale z tym szomażem to nic pozytywnego w sumie, choć faktycznie język artykułu taki, że wydaje się, że należałoby podskakiwać z radości, kątempluje mi Ana Martin znad ramienia. Brak refleksji, czy co? zastanawia się.
A potem tylko gorzej: w Brukseni, czyli w naszych ściśle okolicznościach sanżilowskich, rośnie ci on stale. Szomaż ten. W te 23 statystyczne lata aż o 43%! By nam tu wszystkim na dzielnicy było bardziej przykro - by znów zacytować Iwonka - w tym czasie we Flandrii zmalał ci on o połowę.
P... Flamaki, już widzę komentarze pod postem i pod kościołem w niedzielę. Jak oni to robią? Polakom zabierają pewnie i oszczędzają na wszystkim, Flamuchy jedne! Bogate to, dobrze, że brzydcy przynajmniej.
No ale pracę mają.
Dobrze, że niedziela wczoraj była, to uszy ci pod kościołem nie zwiędną, widzi kolejny pozytyw Roman. Ksenio, a swoją drogą nie pisz takich słów, nie godzi się.
Już się poprawiam: we Flandrii poziom szomażu wynosi obecnie tylko 5,2%. Zmalał strasznie i pozytywnie.
Bo pracują! wzrusza ramionami Ana. A nie snują z kata w kąt, od baru do baru.
A gdzie leżą przyczyny wzrostu szomażu na Sanżilu i w okolicznościach? 43% sprawia niezłe wrażenie, co? Nie wiedziałem, że jest aż tak źle.
A w barzedumatin to niby ludzie pracy przesiadują?
W tym my dwie, kobiety pracy, by się pokajać?
My to rzadko i na szybko, inni ciągle, bywa. No.
Proszę bardzo, przyczyny szomażu przetłumaczę wam i wytłumaczę równie niefrasobliwym tonem, jak wymienione ci tu letką reką powody, rzuca się Ana. Pozytywnie i bezrefleksyjnie nieco wymienili. Po kolei idą:

  • za wysokie zarobki
  • niedopasowanie wykształcenia do zawodu - profil szkół a dostępna praca rozjeżdżają się 
  • brak mobilności pracowników
  • za wysokie zasiłki, niezachęcające do podejmowania gorzej płatnych prac.
Ale to tylko prawda. Oficjalne nieprawdziwe tłumaczenie brzmi: kryzys. Niby-politycy niby-mędrcy głowami kiwają, zamiast się zabrać za szkoły. 
Bo zakładają, że zmiana to niedobra zmiana by była.
Jak Polacy czyly.
Ale to nie Polska, to Sanżil. Może by się udało. Tylko że tu z kolei nikt nie próbuje. Czyly po staremu, czyly brak dobrej zmiany, czyly można odetchnąć.

Thursday 24 November 2016

stragany

Jak świat dawien z dawna, grudzień w Brukseni to plezir diwer. Nie, nie różne, zimowe, de iwer z akcentem zwanym apostrofem, no mówię przecież. Plus przyjemność. Co daje zimowe przyjemności; zresztą raczej jesienne, zdaniem Romana, ale co robić, skoro taki klimat, co robić no naprawdę?
Udawać, że to zima. Tym bardziej, że pleziry startują w listopadzie, choć są grudniowe. Dokładnie jutro, a nie tam w żadne Andrzejki czy też wigilię Andrzejek. Po prostu w Katarzynki, a nie nawet w ich wigilię, by w ogóle mówić o jakimkolwiek święcie. 
Umówmy się, że grudzień zaczyna się w piątek i do rzeczy Ksenio, pogania Ana Martin.
Bo chodzi o to, żem wyczytała, jeszcze przed plezirami, że szykuje się na nie nie tylko Bruksenia jako miasto, ale także terroryści jako wariaci. I zmartwiłam się, bo przecież wiadomo, że już rok temu stragany raczej nie zarobiły, stargane nerwy mieli tylko wszyscy z tego lokdałnu, bo tego nie wolno, tu nie wolno, tam za późno, tu uwaga; do tego metro nie jeździło wieczorami, inne stiby też zresztą nie, więc ci, co zwykli świętować pleziry wieczorami, w oparach grzanego wina albo innych procentów, nie mieliby jak wrócić, to i się nie ruszali z woluwów czy innych ukli. Nie przybyli, to i nie wydali. A stragany swoje haracze musiały zapłacić Brukseni.
Ech życie.
I jak se ci straganiarze przez cały rok narobili nadziei, że zamachy odbyły się w marcu, że na rocznicę Paryża nic nie było, to i może pleziry się jakoś zwrócą - masz babo placek, uderzają w nich zagrożeniem.
Ale przecież w Brukseni nikt dotąd nie odwołał zagrożenia, przypomina Ana Martin. 
Roman, obowiązuje trzeci stopień, tak?
Tak, ale Kseni chodzi o to, że prasa pisze faktycznie, że są przecieki, że rąbnie na świątecznym targu. Bomba mianowicie. Do tego dochodzi, że w sumie nie wiadomo dlaczego, czyly czy pod wpływem przecieków, czy jakimś innym, U-łeS-A zaleciły, by Hamerykanie omijali Bruksenię.
To się nazywa sabotaż, uświadamia nam Ana Martin.
Może i sabotaż, może i nie. Kto tam zna tajniaków. 
Na pewno nie przysporzy to plezirom klientów, wzdycha Ana. Ale co tam, nie można popadać w paranoję; trzeba żyć, co? ja tam mam zamiar ruszyć na Bursę na początek sezonu. Chłopaki zobaczą, co to ślizgawka. Bombki pooglądamy; dekoracje; pjadinę zjemy. Raz kozie śmierć, choć przysłowia nie są mądrością narodu, jak widać. Ale co, ktoś musi!

Wednesday 23 November 2016

hejcik

A że wczoraj o eszewinie jednym takim było na ef, co czarnoprotestowo się Anie Martin przysłuchiwał i innym dziewczynom na ef bez granic, i to w niedzielę o 10, i co to moim kolegą jest po piórze (komputerowym, umownym), bo bloguje jako uri nijaki - pisany z francuskimi frykasami wymowy oczywiście, więc inaczej, same znajdźcie albo sami - to i dzisiaj tematykę pociągnę.
Bo popełniłam grzech zaniechania tematu, a ciekawy ci on, więc wracam. Doń.
Pamiętacie jeszcze, jak to w karfurze nie za daleko od nas zakładników brali? Z miesiąc temu, jesienią już ciemnawą i wietrzystą. To już brzmi nie tego owego. Ale największy szok miał nadejść, gdy lapolis ujawniła nieco faktów i po dzielnicy gruchnęła wieść, że napadł na lud był nie kto inny, jak lokalne królewiątko.
Mianowicie syn jednego z eszewinów właśnie.
O nazwisku stąd, czy stamtąd, chciał wiedzieć Fjotr, jakeśmy go z Aną przydybały pod żłobkiem dnia następnego.
Ana nie wiedziała tego wówczas, co się rzadko zdarza, taka niewiedza czyly, ale teraz już wiemy: nazwisko zdecydowanie stamtąd.
Niestety.
I co. 
I to. Jak w Polsce D.
Czyly jest hejt?
Jest. Hejcik - w porównaniu do tego, co by się w Polsce D działo. Rasistowski i klasowy w parze, mówi Roman nowocześnie, a nawet post. Na niego i na ojców, jakby nożownik dzieckiem był i ojce za niego do śmierci odpowiadali. A to przecież głupota własna, u dorosłego takiego, co?
Prawda. To pojedynczy przypadek. Nie uogólniajmy.
Mi to dymisją ojców śmierdzi, rusza nosem Ana. Choć ojce od razu odcięli się od syna, drugiego w kolejce do dziedzictwa, mówiąc, że niezrównoważony - nie widzę, by mu to uszło politycznym płazem.
Ja też nie. W Polsce D już by w błocie leżał, i tak ma szczęście, że na Sanżilu i w okolicznościach robi, nawet bliskich, bo Fore za rogiem.
W ogóle nie wiadomo, co o tym myśleć wszystkim. Jak dla mnie - kołujące helikoptery to złowróżbny znak, że zima będzie ciężka. Za to eszewin przysłuchujący się Polkom na ef - daje nadzieję, że damy radę.
Słońce świeci.
Oby do świąt.

Tuesday 22 November 2016

eszewinowie dla kobiet

Czy polityka jest po stronie kobiet, czy nie jest, myślałam cały łykend za Aną Martin, czy to na warsztatach na ef, czy to w czasie próby bycią kobietą na Uklach, czy to na spotkaniu ze śmietanką polityczną. Tak, bywam! Owszem!
Fotosy na dowód rzuciłam na fejsa, ale by nadać opowiedniej godności i klasy mojemu postowi, opublikuję także akt polityczny.
Bo w łykend wcale to ale wcale nie byłyśmy same. Osamotnione na ef. Była z nami moc. Polityczna. Belż. Oficjalnie!
W postaci eszewina z Brukseni Tysiaka o nazwisku i imieniu zdecydowanie stamtąd, czyli nie z Polski D, za to z niektórych okoliczności Sanżila jak najbardziej, o niebieskookim wyglądzie - tureckiego paszy-baszy, jak to ocenia Roman po zdjęciu. Specjalisty od małych dzieci i równych szans, nie dosłyszałam czyich, ale chyba dzieci, kobiet i mężczyzn nawet też.
A owszem, potwierdza Ana Martin, zadał sobie trudu, by wstać w niedzielę na 10 rano i przyjść do belgijskiego domu rodzinnego, bo jak tu tłumaczyć inaczej mezą de la famij? Na spotkanie działaczek z Sanżila i okoliczności polono-belż? Z czarnym plakatem na reklamie i stowarzyszeniem bez granic w roli głównej?
Tak właśnie.
A przecież nie musiał, polityk taki jeden. Myślę, bo to ja Ksenia, już tak odważnie na ef  myślę - myślę, że nie musiał, w Polsce D takiej niby-politycy, jak ich zwie Ana Martin, na przykład na spotkania kobiet rzadko trafiają, ci męskooosobowi, a na spotkania o tematyce ef, czarnoprotestowej - to już w ogóle nie.
Przyszedł, słuchał, a nawet się wypowiadał, gdy występowała Ana Martin, oczywiście w czarnym z rogami była z napisem coś tam o swoim ciele w angielszczyźnie, same i sami wiecie, widzieliście na fotosach w prasie ogólnoświatowej. I na oko rozumiał, i popierał słowa Any o niknących prawach kobiet, bo głową kiwał; chyba że u paszy-baszy w matczyźnie jest tak, jak po bułgarsku, czyli niezrozumiale na odwrót, ale chyba nie? Bo po co? Zesztą gdzie Turcja na mapie, a gdzie Bułgaria!
To koło siebie akurat, pacz tu, podśmiewa się Roman.
Co nie zmienia, ciągnę niezrażona, bo te na ef, i ogólnie kobiety wszelkie, się nie dają już zbić z drogi uwagom Romana czy innego paszy-baszy, do którego Roman wizerunkowo pasuje nawet bardziej niż eszewin: że wychodzi na to, że Bruksenia,  eszewinowie, polityka belż, opowiada się po stronie kobiecej na ef, jak nigdzie w świecie, a w Polsce D - to już na pewno, że powtórzę dla lepszego efektu. 
I życzmy sobie, by świecili przykładem nie tylko dla okoliczności Sanżila. Kobiety dla kobiet, mężczyźni dla kobiet, eszewinowie dla kobiet!

Sunday 20 November 2016

przewiało

Jedno nie ulega wątpliwości: przewiało to na solidnie w ten pamiętny listopadowy łykend.
Jakby już nie wystarczyło, że wszędzie trzeba było świętować feministyczne warsztaty na ef, upychać je wśród dziecięcych urodzin, kryć się pod instalowanymi dekoracjami świątecznymi gdzieniegdzie spadającymi na ulicę - to jeszcze spać się potem nie dało, tyle wrażeń i i hałasów, jak mawia Iwonek.
Co mi przypomniało, że rok żyjemy już z żołnierzami pod pachą, bo warsztaty na ef o dżender zostały zorganizowane w jubileuszowy łykend po pierwszym kongresie też na ef, co to go skrócić trzeba było, bo właśnie szło nie wiadomo co, wiadomo tylko to, że od nas, z sanżilowskich okoliczności na Molenbeku.
Teraz już wiadomo, że byli to terroryści na te i potem było jeszcze bardziej niemiło, choć słońce na niebie.
Na kongresie wiało tylko nadzieją, za to mroziło porządnie, i informacjami, i ciszą na ulicach, i śniegiem nawet prawdziwym, co to w czasach królowania Polski A B i C jeszcze takie jedne na ef mogły podziwiać zza okiem ambasady, bo teraz to już raczej nie.
W rocznicę jest natomiast głośniej, mianowicie od wichury, od której pęka głowa. Do tego nie wiadomo, co robić, bo targ na Fladze częściowo się zwinął, las kambr też nieczynny, place zabaw zamknięte na 4 spusty, ludzie boją się nosa wytknąć, by ich nie porwały te porywy do 100 km na godzinę - tak Ana diagnozowała wczoraj z rana świat, gdy w egipskich ciemnościach, choć na Sanżilu, zasiadła do sieciowania przed wydarzeniami na ef.
Których - jak przed rokiem - w Brukseni spadł deszcz obfitości. Jedno z rana na Tysiaku, z eszewinami i śmietanką polityczną na ef w rolach słuchaczek, a naszych czarnoprotestujących - w rolach głównych. Po południo to towarzystwo wzięło nogi za pas, popychane zresztą wiatrem, i przeniosło się na Ukle, gdzie królowały kobiety pod tytułem być kobietą. 
Trochę inaczej to wyglądało, niż impreza, na której zwykła przebywać Ana, ale koncercik, facet na scenie, kabarecik w wietrzne niedzielne popołudnie - dlaczego nie. Inaczej, niż chce żyć Ana, ale można i tak, być kobietą albo tą drugą płcią nawet.
Any komentarz: należałoby zamienić: na ef, by ciągle kształcić, no ale cóż, małymi kroczkami, jak radzi taka jedna z polityki. Te bez granic wolą duże kroki, stąd kongresy, ale niech będzie i tak.
Póki co, wieje nadal. Ludzie siedzą po domach. Jak rok temu dokładnie. Strach wyjść.

Thursday 17 November 2016

polka roku

Idzie nowe. Może i gorsze, ale nowe - to na pewno. Patrcie, kto wygrywa wybory tu i ówdzie.
8 i 9 listopada przypadkowo dzień po dniu. Miała wygrać kobieta na ef mniej lub więcej, a skończyło się jak zawsze.
Czyly? bo nie rozumiem. Nie wygrała?
Na mur beton już nie.
Ówdzie to Donald kolejny, Donald Te do tego, a tu - hmm. Na pewno nie Donald, w tym Donald Te tego tamtego, ten to już wygrywał, co miał wygrać, i obecnie króluje czy przoduje tym, co robią z Romanem na wysokiej komisji.
I w Hameryce, i na Sanżilu i okolicznościach powinna jednakże była wygrać kobieta.  Tak by wynikało ze sprawiedliwości dziejowej. I tu, i ówdzie podobno tak miało być jeszcze do ostatniego dnia przed ogłoszeniem wyników.
Jedyna z grona finalistów zresztą, tu i ówdzie.
A potem zaszła zmian. Jak zwykle niedobra, choć pod płaszczykiem dobrej. Nie będzie więc prezydentki, ani Polki Roku. Co świadczy, że na Sanżilu i w okolicznościach nowe jednak nie idzie tak prędko, jak by chciały niektóre takie feministki na ef ze stowarzyszenia bez granic. 
Polka roku została tym samym nie-Polką roku. Bo Polakiem to te na ef za nic by nie zechciały zostać, w tym Ana Martin, zawsze na straży form kobiecych.
I dalej na niej pozostanę! Na straży, znaczy się, i z nie-Polką roku u boku. 
Na pociechę - Hilary też nie została Polką roku. Więcej! - wyłapuje Roman - ani Polką, ani prezydentką, ma gorzej, bo dwa razy przegrała.
Nie szkodzi, komentują ta, co nie wygrała, oraz Ana Martin, która oczywiście tej nie tylko tej jedynej na ef, ale jednocześnie jedynej na ka, bo kobiecie - kibicowała. 
Działamy dalej, zakasujemy rękawy i idziemy po swoje. Zaczynamy od warsztatów, by dowiedzieć się, co płeć ma do wyborów. Jedni robią w feminizmie, inni nie, ale wszyscy mają płeć. Jakąś. Lepszą lub tę drugą. Za to każdy i każda może być na ef.

Wednesday 16 November 2016

biznes is biznes

Duch w narodzie nie ginie. Duch narodowy - jak widzieliśmy w tiwi na obchodach święta, co to u nas na Sanżilu i w okolicznościach przerodziło się w 40-ę aniną - oraz duch przedsiębiorczy, być może spotęgowany strachem przed tryumfem tego pierwszego, zdaniem Any.
Robią Polacy i Polki więc w Belgii, co widać po liczbie firm, dodaje Roman. Patrzcie, ile biznesów założyli w zeszłym roku obcokrajowcy, nie tylko nasi rodzimi Polacy z Sanżila.
Ojej, toż to prawdziwe tysiące, cieszę się.
Dokładnie: 103 tysiaki i 200 firm. Z tego: 6,5 % przypada na naszych.
To najwięcej z nie-belżów?
Nie, przodują Rumuni.
Co? jak to? W głowie mi się to nieco nie mieści. Rumuni wygrali z Polakami?
To chyba odwet za mecz, co to po nim rodzime kibolstwo pięknie zdewastowało Rumunię, uśmiecha się kąśliwie Ana. 
O ile nas wyprzedzają, bym chciała odnotować.
Wiele nam do Rumunów brakuje, oj wiele. Osiągnęli 29 na procencie, co daje 7 tysiaków i 134 firmy.
Fiu fiu, ale poszli w działalność na legalu, nie mogę wyjść z podziwu. Ale dlaczego o tyle nas wyprzedzili? Przecież to Polska przoduje w regionie, zawsze mówiono w tiwi? Że zielona wyspa itepe itede?
Po pierwsze to niekoniecznie prawda, poza tym Polacy już często pozakładali, co mieli pozakładać. Bułgarzy też nas wyprzedzają, bo doszli do Unii później, niż my, czyli nasi. Wot i cała tajemnica.
Dalej mieli, rozumuję.
A duże te firmy Rumuni i ci na be, no, beee, aaaa  - Bułgarzy, mają? Jest czego zazdrościć?
Najczęściej to działalność jednoosobowa. Np. jakiś budowlaniec, co to nie chce u kogoś robić. 
Albo nie może. Wielu pracodawców niestety zmusza do tego podwładnych ze względów podatkowych.
Firma z jedną osobą? a co to za biznes? To osoba raczej jednak?
Jaki każdy. To taka forma prawna po prostu, próbuje wyjaśniać Roman po komisyjnemu.
Jak w stowarzyszeniu na ef Any. Też kilka ich, ale przybywa. Ale nawet w pojedynkę by działała, zarzeka się Ana.
Jedni robią w feminizmie, inni w firmie. Też na ef. Byle robić i nie gadać, że się nie da.


Tuesday 15 November 2016

księżyc

Księżyc raz odwiedził staw, bo miał wiele ważnych spraw. Zobaczyły go szczupaki. 
No właśnie. Może szczupaki go zobaczyły, utyskuje Ana Martin. Ludzie go wczoraj nie uświadczyli.
Mamo, bo dusił całą noc w śmietanie i zjadł rano na śniadanie ten pan rybak tego księżyca. To go nie ma już, tłumaczy nam Iwonek.
Nie ma, rozkłada ręce Groch.
Szkoda wielka, że go nie było wczoraj. Księżyca tego. Bo wielki ci on był.
Ogromniasty taki? rozkłada ręce Iwonek. O taki, taki i taki? pokazuje.
A nawet większy, potwierdza Roman. Albo i ogromniejszy
Tato, to niemożliwe, protestuje Iwonek. Pokaż go!
Właśnie nie możemy, rozkładamy bezradnie ręce teraz my. Bo księżyca na niebie na Sanżilu i w okolicznościach nie uświadczysz. Ostatnio widziano go podobno w 40. Anny, twierdzi babcia z Polski D. Ze czy dni temu.
Słońca też maławo.
Ale słońca nie szkoda aż tak, a przynajmniej nie wczoraj. Za to księżyc był wczoraj superksiężycem. Oczywiście w tych okolicznościach, w których go było widać.
W Polsce D podobno, u babci czyly.
Na Sanżilu był ci on superksiężycem za chmurą. Co nie przeszkadza go opisać, by Sanżilaki i jacy tacy mogli go sobie przynajmniej wyobrazić.
Więc po kolei: w poniedziałek o 14:52 księżyc w pełni znalazł się najbliżej Ziemi od 26 stycznia 1948 r. Nawet nie będę liczyć, ile to lat, w każdym razie tak dawno, że nawet babci D jeszcze nie było. 
Hę? nie chwytam. 
Ksenio, oto twarde dane z lesłara: normalnie księżyc wisi 385 tysiaków kilometrów od Ziemi. To daleko, tak Iwonku, uprzedza pytanie pierworodnego Roman. Natomiast wczoraj o 14:52 znalazł się w odległości mniejszej, bo tylko 356411 kilometrów. Co z kolei wpłynęło na to, że wydawał się nie tylko większy, ale i o 30% jaśniejszy.
Tym, co pod bezchmurnym niebem przebywali.
Ojej, i jak tego nie widziałem, czy widziałem, tylko spałem? O, jak ja nie lubię spać, to nudne!
Nie widział nikt u nas w domku syneczku - niestety.
Ojej, a ja chcę!
Ja też chcę! zgłaszam chęci.
To słuchajcie, mam pomysł: księżyc będzie znów blisko Ziemi już za miesiąc. Duży i jasny. 13 grudnia. Prawie w urodziny Grocha. Umawiamy się, że będziemy patrzeć w niebo?
Wszędzie?
Na Sanżilu i w okolicznościach, oczywiście! 
To mamo, księżyc znów odwiedzi staw?
A jakże! W końcu ma tu dużo spraw! I jeszcze ci powiem syneczku, że kiedyś, jak mamusia będzie bardzo stara, nawet starsza, niż dziś, a Iwonek i Groch będą dziadkami, a co najmniej tatusiami, księżyc w pełni będzie jeszcze bliżej. Mianowicie: w odległości 356425 kilometrów.
To już 6 grudnia 2052 r.

Sunday 13 November 2016

czterdziestka

W sobotę oficjalnie rozdano nagrody. Na Sanżilu i w okolicznościach, choć to chyba nawet Bruksenia Tysiak były. Delikatesy jakieś tam przy świętej Katarynie, podobno oznaczającej naszą Katarzynę.
W nocnym konkursie wokalno-tanecznym z okazji 40-lecia i 1 dnia Any Martin żiri w składzie Ana Martin i sekretarka Ksenia zwana Bruksenią,  przy ogólnym poklasku i przytupie zawezwanych, uznało, że najlepsze w swych kategoriach były odpowiednio:

- peruka: głowa Romana w peruce wanhejlena przytarganej przez MSi
- podkategoria: peruka żeńska: BCh w peruce przytarganej przez tegoż MSi lub samą siebie; ASę zaraz za; kolor: IKo
- futro/kożuch: MUr na sobie samej
- futro/kożuch w połączeniu z peruką: MUr w wanhejlenie na zdjęciu zatytułowanym wdzięcznie: Mała Ormianka u stóp schodów (czyly przy tłaletach)
- mokra Włoszka: KSz (Stefan zrozumiał w lot)
- kolczyki: AKu + AMa egzekwo, trudne, przydatne słowo w żiri
- poduchy: BLi + Ana Martin
- żakiecik dynastyczny: BLi
- żakiecik (krój): seledyn Any Martin (właśność: ASi)
- kucyk: AKl na czubku głowy (model: szkoła podstawowa), AKu -klasyczne tyły z grzywką (model: Ana Martin kiedyś/ liceum), AMa (model: aerobik)
- marynara: Roman 
- marynarz: TJa
- łańcuch na szyi: Roman
- łańcuszek: JRi (element obcokrajowca)
- golfik: Stefan
-przebranie małżeńskie dopasowane: Ana Martin i Roman dopasowani klasą luksusu
(cętkowani na błyszcząco = na bogato)
-przebranie małżeńskie filmowe: BLi (dynastia) i WPe (top gan)
- przebranie małżeńskie niedopasowane: BKu (inżynierek) i AMa (aerobik gerl) = przepaść wiekowa
- okulary: WPe (top gan)
- getry: AMa i KOn egzekwo
- strój gimnastyczny: AMa
- torebunia: IKo (dyndająca na ramionku)
- rajstopy: AKu (róż) i AKo (odcinane)
- siatka: AKo (nie na zakupy, na nogach)
- trasz kłin: AKo 
- kokardki: ASę
- dżinsowa katan(k)a: AKl
- udana operacja nogi: MCB
- nazwa zespołu; AAr : ani lenoks i stary dziad = jurytmiks
- śpiewający obcokrajowcy: wokal: ABe + muzyka ustami: TVC
- śpiewający nasi: wszyscy
- didżej: Dżordan delikatesowy
- piosenki: nasze + moder tokin
- wężyk : uczestniczki
- selfiki: cykające i cykające
- rozmowy: o feminizmie na ef, kongresie na ef, dzieciach i luksemburgu
- cytat w sedno: AAr (mogłaś być już na dnie, a nie byłaś!)
- komplementy: dla Any za Was

Zabawa: wszystkie obecne + wszyscy obecni. Nieobecne i nieobecni niech żałują!!! Powtórka już za 10 lat, jak zarzeka się Ana Martin, chyba że ktoś wcześniej zaplanuje 30ę lub 40ę, albo odważy się ujawnić i świętować więcej.

Dzię-ku-je-my, każe  napisać Ana Martin. Dziękujemy więc!


Thursday 10 November 2016

łupienie

Oczy czarne, nie-czarne, byłe czarne, biało-czarne; w każdym razem usunięte człowiekowi przez człowieka spać mi nie dają. Jak to było możliwe? chodzi po domu w kółko Ana Martin; wiadomo coś nowego w tej sprawie?
Wiadomo. Znaleźli prawdopodobnie sprawcę. W czwartek ma stanąć przed sądem.
Kto to?
Ktoś z młodego pokolenia.
Jakiego młodego, obruszam się. Przecież ma już 33 lata! Zresztą tyle samo, co ofiara.
Pokolenia młodego w stosunku do nas, uspokaja Ana Martin; w stosunku do tych, co to niepodległe 40 lat zamierzają obejść w tę sobotę, choć w piątek by obeszli, gdyby nie straszny marsz, co go tu chyba nam na Sanżilu lub w okolicznościach przygotowują chłopcy w niepodległych bluzach, pałętający się z puchami żywca czy innego lecha w ręku. I te puszki zostawiający po całej Brukseni na znak: byłem tu.
To chyba to samo pokolenie, co?
Nie, to głównie pokolenie Kseni, a ci od oczu: pomiędzy. Chrystusowy wiek.
Polityki mi tu nie mieszaj, ani kościoła, zwykli sadyści i zwyrodnialcy.
Podobna sprawa jednak jest polityczna, Ana, dodaję z powagą. Tu tak piszą, o proszę, w lesłarze: jeden z Holandii, drugi z Belgii. Wymiar międzynarodowy. Wyłupił ten z Holandii temu od nas.
Czy on zdrowy jest w ogóle na głowie?
Sprawdzą to pewnie.
Ksenio, nie mieszajmy, upomina mnie Roman: Holender nie przyznaje się. Póki co twierdzi, że się bił z lebelżem, owszem, jak najbardzej, ale o oczach nie pamięta,a  tym bardziej o ich wyłupianiu.
Jak można o czymś takim nie pamiętać, Ana jest coraz bardziej wstrząśnięta.
Ana, pamięta on ci na pewno, tylko adwokatura kazała mu się nie przyznawać zapewne, tym bardziej, że wymiar międzynarodowo-polityczny, jak słusznie wyłuskała z tekstu Ksenia. Oskarżenie będą potem, i to w zależności od ekspertyzy psychiatry i tego, co z niego wyduszą. Tortury, ciężkie rany, handel organami..wiele wchodzi w rachubę.
Jezusie, Roman, przestań! brrr, jeszcze zimniej i wilgotniej się robi.
Czyly afera.
Jedna tu, za oceanem inna. Dzieje się w tym listopadzie, oj dzieje.

Tuesday 8 November 2016

tabak

Dobrych wiadomości z Sanżila i okoliczności ciąg dalszy, ponuro spogląda w ciemnawy widok za oknem, albo brak widoku wręcz, Ana Martin. Albo oczy wyłupią, albo kogoś pobiją. Porządnie, do krwi.
Gdzie tu jest niby napisane, że kogoś pobili, że sięgnę i ja po drukowany tekst?
A tu, proszę bardzo. 
Ale przecież tu nic o biciu nie ma. Tylko o więzieniach. W Itrze.
Gdzie to? Daleko?
Gdzie tam. Co w Belgii jest daleko w końcu. Za rogiem Sanżila raptem.
U nas biją? boję się.
Ksenio, o złodziejach w gazetkach mamusi piszą? zaciekawia się Iwonek.
Nie synku, idź się bawić. To nie tematy dla dzieci.
Ksenio, tu piszą, zerknij se. Pase a tabak.
Czyli co niby?
Sprasowanie na tabakę. Sproszkowanie. Pranie na kwaśne jabłko.
Pranie na kwaśne jabłko? Co  to jest i jak to możliwe?  Iwonek znów się pląta pod nogami. Pranie w pralce? Jabłka tam wrzucili? I co to jest tabak?
Nie jabłka i nie do pralki, tylko pana jednego wrzucili do kąta i tam go zbili inni niedobrzy panowie.
Gdzie?
W więzieniu Itre. Ittre się pisze, Ksenio.
To złodzieje się biją w więzieniach? Myślałem, że siedzą i czekają, aż wyjdą.
Zanim wyjdą za mury, wychodzą na spacer. I czasami na spacerach załatwiają porachunki. Bo tylko wtedy się widzą.
Jakie rachunki? już nic nie łapie biedny Iwonek. Płacą?
Tak jakby. Tu współwięźniowie pobili innego więźnia.
Za co?
Bo nakablował w tiwi, że Itre się radykalizuje. W stylu zamachowym. 
Kabel jaki, chce wiedzieć Iwonek.
Ano, powiedz po ludzku, denerwuję się. Iwonku, nie przeszkadzaj dorosłym.
Jeden więzień opowiedział w tiwi, że w więzieniu w Itrze jest niewesoło. Chłopaki się radykalizują i nie wiadomo, co z tego wyniknie. Że coraz więcej tego. Że źle się może skończyć. Dla Sanżila i okoliczności.
To i te chłopaki w dziesięciu się zmówili i go pobili. Tego, co uznali za kapusia. Niby było z zasłoniętą  twarzą i zmienionym głosem, a i tak go rozpoznali i dorwali. Kopanie, cięcie puszkami itepe itede. Wszystko w czasie spacerku.
Wydali go, tak?
Brawo Ksenio. Pytanie, kto komu kiedy. Kto za to odpowie? 
I jak to jest możliwe w ogóle w pół roku po zamachach? Że radykalni rosną w siłę?
Nie wiem. Nikt nie wie. Ale takie są smutne fakty.
Ciąg dalszy niewesołych opowieści nastąpi. Dobrze, że 40. Any da jakieś wytchnienie przynajmniej. Będzie się działo!

Monday 7 November 2016

oczy (czarne)

W tym roku na Sanżilu i w okolicznościach była już masakra zamachowa, czarnoprotestowa, czarnobalonowa, to będzie i ta. Czarnowidzącą ją można by zwać, gdyby nie drobny fakt, a mianowicie taki, że z widzenia to już niewiele zostało. Tej osobie, o której mowa będzie. Koloru afrykańskiego jest ci ona, a o mało włos by nie była zresztą; koloru czyly same i sami wiecie, jakiego.
Czarnego.
Miała ci ona dotąd kawałek białego, mianowicie w gałkach ocznych.
A teraz już nie ma.
Ksenio, co ty pleciesz? denerwuje się Ana Martin. Dzieci z rana straszysz, dobrze, że w szkolnictwie umieszczone, bo jakaś masakra i makabra ci się z ust sączy. Jakie gałki oczne? Jakie czarne? Co czarne?
Czarne oczodoły, bo jak wyglądają te miejsca na twarzy, jak oczu w nich nie ma? Bo zostały wyrzucone do kosza?
Cooooo?
Toooo. W łykend na Ikselu komuś wyłupiono oczy.
Cooooo?
Uszom własnym nie wierzę i ja. Muszę zobaczyć na własne oczy. Dawaj gazetę Ksenio.
Wszyscy święci, choć już po nich, ale i tak patrzcie wszyscy i słuchajcie, to się stało faktycznie, to się stało, patrz Roman, powtarza Ana jak w transie, która już przejęła lalibra. Koszmar sobotniej nocy, nie wierzę, oczy wyłupiono komuś! Koło nas, w okolicznościach Sanżila. Wyrzucono na ulicę zaraz obok ofiary, tak po prostu jak śmieć jakiś. Policja je znalazła, nie wierzę, że to prawda, nie wierzę!
Dwa oczy wyjęte, jakby rzekł Iwonek.
Dwoje powinno być, już wiem z automatu.
Ana, to prawda, kwituje ponuro Roman. Dwoje wyłupionych oczu.
Listopad miał być straszny tylko dla Polaków, a nie dla innych, w tym z Afryki! gorączkuje się Ana. I co, będzie żył ten ktoś?
Na razie miał tyle szczęścia, że na czas przyjechała karetka i policja. Przechodzień wezwał pomoc. Więcej nie wiadomo.
Roman, ale dlaczego? Ana nie pojmuje okrucieństwa, jak widać. Ja też zresztą nie.
Policja nabrała wody w usta. Być może porachunki afrykańskich gangów, być może coś innego.
Czarna jesień przed nami. Czarno ją widzę - póki oczy mam. Widać jaki październik, taki listopad.
Cieszmy się więc, że już spadł pierwszy śnieg, nawet w Belgii. Przyda się trochę bieli.

cyganie

Dlaczego zamyka pani drzwi, pani Mariolko, pyta Ana Martin niezwykle uprzejmie, jak to na nią przystało. A nawet bardziej uprzejmie, bo oto powstaje specjalny fryz a la jakaś tam Sosenka czy Ostroska z lat 80. Taką se imprezę mianowicie Ana wymyśliła, że wszyscy będą przebrani, jakby normalnie z 10 lat mieli, mimo że cztery dychy na karkówce i karczyskach, albo i więcej, nikomu nie wypominając, w tym Romanowi na przykład czy Stefanowi takiemu.
Włos fachowy, ocenia Mariolka. To jak czeszemy, jak na tym zdjęciu?
Tak, poproszę, ale dlaczego drzwi ma pani zamknięte, wraca Ana Martin do tematu.
Bo Cyganie!
Cyganów tu pani miała naprawdę? dopytuję z lękiem znad akwarium z czerwono-złotą rybką.
Jak bumcykcyk. Pani, jak ja się wytraszyłam, prawie jak pani teraz, o, ta pani, pokazuje na mnie nożycami Mariolka.
Nie dalej jak wczoraj przyszli. Żeby to dwóch! Pani, z pięciu chłopa, dwie młode dziewczyny, a dzieci to nie zliczę, wiadomo, jak to u nich. 
Co chcieli?
Zaraz zaraz. Ja do nich od razu, że zamykam, a oni, że widzą, że są klienci.
To ja grzecznie, że tylko takie mam randewu, a potem zamykam.
Oni, że oni wcale nie chcą dzisiaj, tylko jutro! Na wesele idą! Tak mnie wzięli!
To nie wolno im?
Bo ja wiem, czy zapłacą?
Dlaczego zakłada pani, że nie? chciałabym wiedzieć w sumie.
Pani Ksenia młoda, to życia nie zna. Widział kto cygana, co płaci? A za tylu to co, za darmo mam robić? O, niedoczekanie ich.
To i się barykaduję, bo to wesele to dziś właśnie.
Ale czego się bać, docieka Ana. Skąd się oni tu wzięli w ogóle.
To gdzie pani mieszka, ejże, na Sanżilu przecież są wszędzie, a teraz jakby więcej. Tam przy parwisie, gdzie dużo naszych sklepów, to już od dawna się barykadują, bo wiadomo, co taki w bluzie chowa?
Cygan? Co chowa? bo nie wiem.
Noże chowa! Znajoma taka jedna, co może ją i pani u mnie widziała na czesaniu, pracowała tam na kasie. I przyszedł taki jeden wieli, czarny, że brudny, to już nie wspomnę, tylko kurtkę uchylił i na kasę pokazał. Ona zawału o mało nie dostała, szczególnie, że w kasie nic nie miała. 
Że kurtkę uchylił?
Tam noże miał przecież! Taki długi jak do chleba co najmniej.
Oj!
Oj jest co ojać! Mariola spogląda na mnie z uznaniem. Na szczęście ludzie jacyś weszli, to i ją uratowali. Bidulka taka zestrachana, że zwolnić się wolała, niż tam godzinę dłużej choćby wysiedzieć. Wyobraża to sobie pani w ogóle?
Ja nie, wtrącam się.
Dobrze, rozumiem, niefajnie, przyznaje Ana. Tylko że parwis daleko od pani.
To mam czekać  aż po mnie przyjdą? Pożyć chcę jeszcze! To i się zamykam na wszelki wypadek. Też pani za sobą przekręci.

Thursday 27 October 2016

na ce-pe-esie

A z czego ona się utrzymuje, ta fryzjerka czarna?
Niech pani nawet nie pyta, wstyd taki, młoda, a już na ce-pe-esie leci. Te wszystkie lata! W domu siedzi, to z nudów by normalnie do tej szkoły poszła chociażby. Tym bardziej, że fach ma w ręku i widać, że to lubi.
Ja do niej mówię, Iwona, bierz się do roboty, mnie to by k…wzięła i nic nie robić. Nie umiem tak! Na starość to ja dam im wszystkim popalić, z moim temperamentem, o łatwo im nie będzie.
Siostra moja tak samo, wdową za młodu została i pracować jej się nie chce. Na Sanżil zjechała, owdowiała i tyle ją widzieli w robocie. Ja jej mówię: ja na te wasze ce-pe-esy na zakładzie robię, wiem, co się święci, że ludzie się nie wyrabiają, to i długo to nie potrwa. I jeszcze zapłaczesz, że nie pracowałaś.
Iwona tez popamięta. Nie ma szans, bu to trwało. Obywatelstwa nie dostanie bez języka, nic nie dostanie. Zresztą ja mam obywatelstwo pięć lat, a tez nie wiem, czy coś z tego będzie.
Lepiej być Belgijką, tak myślę, wtrąca Ana. W Polsce D to dopiero jest.
Jasne jedno, że ku dobremu to nie idzie, ale co z tego przyjdzie - to jeszcze zobaczymy. Ja już siedem lat, jak obywatlestwo mam i co mi z tego przyszło?
Przynajmniej tyle, że na swoim pani jest, stwierdza Ana.
Ech, pies mi na jedno oko nie widzie, nie słyszy, nie czuje, tylko całe noce szczeka, sika i chce czegoś, a uśpić nie mam serca, zresztą dzieci by mnie zabiły. I co ja mam robić z tym wszystkim. Piętnaście lat ma. Starość nie jest fajna. A robić trzeba.
I jak wyszło? Zimą może trochę blondu dodamy, ale nie dziś, bo mam umówioną taką jedną z domu starców na czesanie na dziesiątą.

Wednesday 26 October 2016

article 60

Teraz to kogo pani ma, tę czarną tylko? Ona dobrze obcina i miła bardzo, synek do dziś wspomina, zaczyna Ana ostrożnie u Marioli.
Kochana, mam i nie ma, co to za problem nowy. Wszystko dziś na dzień dobry, pies nasikał, głowa mi pęka, no i jeszcze ten artikle słasont.
Artikle słasont? Ana naprawdę nie rozumie, o co się rozchodzi.
Article 60, dopisuje Roman, ale to potem poprawił, na czysto.
Na razie spisuję dalej w brudnopisie: z tą Iwoną sprawa. Bo jak pani mówi, porządna jest i chciałam ją wziąć na pół etatu, ale z aktirisa, bo to już bym 500 euro miała na ubezpieczenia i inne takie, co to dają na zachętę. Ale jest problem! Bo ja na Sanżilu, a ona na Anderlechcie mieszka. I języka nie zna. To już przyznam jej zaniedbanie, co nie znaczy, że pracować nie powinna.
Czyli jak, to się nie liczy jako jedna Bruksenia?
Pani, ależ skąd! Każda komuna na siebie robi, jakaś taka konkurencja między nimi. Ile ja się już nachodziłam po komunach, by to pozałatwiać, ale coraz gorzej, a ja sił coraz mniej, nie mam jak się starać. To i sama robię.
Poszłam na rande-wu, miałam z babeczką z aktirisa. przez tydzień nie raczyła potwierdzić, no ale skoro jest rande-wu, to mówię: idę. Poszłam z Iwoną oczywiście, a ona ani be, ani me. Nic normalnie nie rozumie. To oni do niej: do szkoły.
A ile ona tu już lat jest na Sanżilu i w okolicznościach, pyta Ana.
Niech pani nawet nie pyta: długo. I wstyd taki, że nic nie umie, dzieciom w szkole pomóc czy coś, nic!
A miejsca w szkołach językowych są? Bo chyba słabo, co?
Oczywiście, że nie, ale w kolejkę już się dawno mogła ustawić. Teraz to trudniej będzie, dzieci w szkole na tronie, ja na Sanżilu, a mieszka na Anderlechcie. u mnie wieczorami ruch największy, po pracy. I jak to pogodzić? Nie da się. Człowiek chce pomóc i nie może.
Najgorsze, że ja jej nie mogę wziąć na czarno, bo kontrole są surowe i częste, a bez aktirisa nie dam rady. Płaca minimum 1800, a do tego drugie tyle na ubezpieczenia, to z czego ja się potem utrzymam. Ale robić nie ma komu.
Teraz ucznia dostanę ze szkoły. Etudią ma być. Z piątego roku, może coś będzie umiał. Siedem lat szkoła trwa, to kto wie. może już kolorasjon zrobi i męskie strzyżenie. Bo u nas mężczyzn dużo przychodzi. To już będę trochę do przodu, bo za etudiantów szkoła płaci ubezpieczenie. Byle się do czegoś nadał.
A ta Iwona to nie wiem, co zrobi.

Tuesday 25 October 2016

2 runda

A  mój balon gdzie? pyta rozpaczliwie Iwonek, słusznie w sumie, bo miał obiecane, z tym że nie takie czarne. O nie, ja też chciałem krzyczeć!
Dlaczego ty mamusiu i inne panie żeście te balony wypuściły wczoraj do nieba koło mamusi pracy? I dlaczego one wszystkie czarne były? Piękne w sumie, chociaż nie, smutny kolor taki, ja nie lubię czarnego, a ty Ksenio?
Też nie. Ale wczoraj karnie stałam z uwiązanym do nadgarstka balonem. Roman Stał. Fjotr stał. Rita stała. Inne mamusie od innych dzieci stały.
I krzyczały.
Co one krzyczały te mamusie one?
Różne takie hasła. Na przykład: jestem-czuję-decyduję.
O fajne. A co to znaczy?
Że mamusia i Ksenia same wiedzą, co dla nich dobre. I nikt im nie będzie mówił, co im wolno, a co nie. dlatego, że są paniami.
Bo siusiaków nie mają.
W sumie do tego się sprowadza, śmieje się Roman. 
Choć to wcale śmieszne nie jest, o czym wiemy dokładnie, nasłuchując co się dzieje w Polsce D.
Na szczęście i w Brukseni znalazły się ze dwie setki takich, którym się to nie podoba i którzy czuli, że trzeba przyjść na Szumana.
W tym my. Sanżil i okoliczności w godnej reprezentacji. CZarnej i na czarno.
Mamusiu, a kto tam był jeszcze? Ta pani co tu krzyczy?
Ta pani to ciocia, co książki dała. O Padingtonie i Panamie, pamiętasz?
A, to taka, co jest zakochana w Brukseni, mówiłaś kiedyś?
Właśnie. A tu zakochana w krzyczeniu. W słusznej sprawie! Pięknie jej wyszło.
Ale jakiej mamusiu sprawie? Puszczania czarnych balonów?
Balony to tylko taki znak, synku. Że trzeba walczyć.
A ty walczysz?
Walczę.
A Ksenia? 
Też. I babcie i ciocie na Sanżilu i w Polsce, gdzie byliśmy na wakacjach.
To tatusia praca jest w Polsce teraz?
Nie, ale protesty są wszędzie.
To brawoooo! Grochu bij też! A czy te balony wysoko poleciały? Bo może ich poszukamy jeszcze? Pokrzyczymy i jeszcze raz wypuścimy?

Sunday 23 October 2016

balony

Bęc bęc! Bam bam! Puf i bum.
U nas w domu przejść normalnie nie można, odkąd na Sanżilu i w okolicznościach nagromadziło się nagle stado czarnych balonów. Z gazem.
Spytacie, skąd balony i dlaczego czarne.
Jeśli o to spytacie, oznacza to jednak, żeście nieco nieuświadomione, zapóźnione fejsbukowo i plakatowo, bo przecież czarny protest balonowy, nasz rodzimy brukseński, okolicznościowy z niechlubnej okazji Polski D - już dziś, w poniedziałek 24.
Owszem, Szuman znów nasz. taka jedna długowłosa, robiąca piórem, ale nie ze wspomnianych długich włosów, tylko wiecznym, jak z Kleksa normalnie - otóż taka jedna i inne feministki na ef poszły do polis i załatwiły, że w ten to poniedziałek nam nastany na Szumanie można się drzeć wniebogłosy w sprawie kobiet, która to w ocenie Any Martin jest sprawą na ef jk najbardziej, ale jeśli ktoś nie chce iść w ekstrema - po prostu kobiecą dla kobiet w najlepszym stylu.
Par ekseląs, że się pochwalę.
Więc napompowano tych balonów, ile wlezie, a raczej - ile gazu wlazło do butli. Teraz za to to wszystko wlazło i rozlazło się po całym domu; chłopaki najmniejsze na ef mają radość, goniąc to całe baloniarstwo i skacząc pod sufity, lub próbując skakać, jak Groch miesięcy równo dwadzieścia dwa, przypominam.
Tylko jak wy się z tym wszystkim zabierzecie na Szumana, martwi się feministycznie Roman.
Spokojna głowa! Jużeśmy zmówione i umówione. Po prostu idziemy przez miasto, niesiemy to wszystko, dzierżymy w garści dumnie i dumne.
Z tego dumne, że będzie nas masa, będą transparenty, przemowy i hasła. Będą Polki, Belż i i inne. Będzie prasa, tiwi i zdjęcia. Będzie sie działo.
A o 13 czarne poleci w górę.
Piękny protest, nie ma co.
Szkoda tylko, że w ogóle.

Thursday 20 October 2016

nożownik

Połowa października. Ponad pół roku po atakach. Wszyscy powoli odżywają i myślą, że oto będzie już fajniej i spokojniej i powoli nawet świątecznie. Figa z makiem.
Wiedzą o tym wszyscy, którzy we wtorek wieczorem znaleźli się na Alsembergu koło szpitala Moliera, a szczególnie ci, co to właśnie na koniec dnia zaplanowali zakupy w kerfurze, co to kiedyś był czempionem i mieści się w bramie.
Atak normalnie. Nie słyszeliście?
Bo też pewnie nie mieszkacie ewentualnie na Sanżilu lub w okolicznościach i nie słyszeliście stada helikopterów krążących nam tu nad głowami i niepozwalającymi oglądać pepy i dżordża, o czym nie omieszkał poinformować wszem i wobec Iwonek.
Wrrrrr. Tyrrr. W kółko.
To i Ana Martin była podeszła do komputera, by sprawdzić, co tak głośno nad głowami i okazało się, że jest niefajnie. Całkiem blisko nas. Bo to jakiś ktoś przetrzymuje w karfurze zakładników.
Tak dokładnie.
Byliśmy w oku cyklonu podobno.
I nie wiedzieliśmy trochę, co myśleć, czy to prawda, że zwykły bandyta, czy jednak nie.Wrrrr wrrrr wrrr. Tyr tyr tyr. 
To i Ana znów do komputera, obstawia lalibre i lesłara, a Roman zgłaśnia pepę. Tyr tyr wrrr.
Nowa informacja po godzinie: że to podobno naprawdę nie terroryzm, tylko ktoś tam sobie kradł, złapali go, nie chciał iść do więzienia, gdzie już raz był zawitał w młodości, to i wpadł na topowy pomysł, że jak zagoni kilka osób do głównej kasy - to go tam nie wsadzą.
Brawa za logikę, skomentowałam byłam wówczas i po minach Romana i Any widziałam, że nawet trafiłam z obcym słowem.
O ósmej skończyli latać. Na szczęście dzieciarnię udało się przekonać, że już pepy nie będzie słychać, to i do łóżek się położyli. W protestach oczywiście, taki to dzień już był - niezadowolenia - czy to z więzienia, czy ze spania.
Odetchnęliśmy. Usiedliśmy w ciszy na kanapie.
Tyr tyr w głowie. Wrrr w brzuchu. Wojna znów blisko.
I nikt nie wie, co się stało.
Jak się dowiem - to napiszę.