Wednesday 29 May 2019

kangur

Jeśli myślicie, że cały naród żyje wyborami i tą tam, pedo w kościele i poza nim - to się mylicie.
I dotyczy to zarówno polone, jak i belż. Sanżila i okoliczności.
I mimo że jest to dzień, dzień dzisiejszy wręcz, kiedy król belż, wszystkich belż do tego, nasz też więc troche, szczególnie tych z e plus - tak, ten od polskiej królewny - zaprosił do siebie tego tam z Antwerpii, co to Polaków nie za bardzo lubi, a innych jeszcze mniej, a ci jeszcze startują pod nim. 
Jego flagą właściwie. Głupi i naiwni.
Ale właśnie ja nie o tym.
Bo wiecie, czym żyje Anderlecht taki?
Kangurem.
Którego właśnie ktoś dostrzegł był koło ringu.
Czym Ksenio? 
Kangurem.
Czyli kim nawet, poprawia mnie Ana. Ssak ci to. Zwierzęta to prawie ludzie.
W każdym razie trwa nań obława.
Obława? 
No tak. Bo kangur, jak wiadomo, szybko skacze, i był już raczył przesunąć się w stronę Wielkiego czegoś tam, Grand-Bigard, w pisowni francuskiej, Groot Bijgarden, jak czytamy na autostradzie.
O drugiej czydzieści w nocy go dostrzeżono. I sfotografowano oczywiście . Ciekawe, co ten ktoś tam robił, swoją drogą.
Swoją drogą jechał zapewne.
A kangur swoją kicał. Poboczem, mówiąc dokładnie.
I tak sobie kica dotąd. Dwie ekipy policyjne go gonią. Gazety piszą. Tymczasem Bart u króla.



Monday 27 May 2019

wybrałam

A więc maszerowała wiosna wczoraj na całego po Brukseni, a jakże. Czy tramwaje czeba było do tego zużyć, na szczęście w niedzielę puszczają nowe, to i Ana Martin mało asertywnie musiała zganiać zajmujących jej wózkowe miejsce. No i u boku stała Sąsiadka z Sąsiadkiem, zawsze to łatwiej pokazać swoją powendową asertywność, gdy ktoś wspiera.
Roman to już o 7 została wygnany i pognał. Wrócił zadowolony, mówiąc, że komisje uwijają się od rana, ludzi jak mrówków więc.
Nawet nie powiem, jakie byłyśmy pełne wiosennej radości i nadziei. Zielonej.
Więc jechała ci Wiosenka nieświadomie, przez Ukle, Fore, Iksel, Tysiaka, i Eterbek wreszcie - bo na śpiąco, by zagłosować z nami, by odkręcić trochę hystorję, dodać herstorii - ba na kobiety głosujemy Ksenio, bo jak, zapowiedziała Ana - i dojechała.
Z nami kupą mości panie, bo pan jeden, to co, rządził tu nam nie będzie.
I wstąpiła w nas wiosenna nadzieja, jak najpierw ujrzeliśmy we 4, bo Wiosenka przecie nie da rady się podnieść na tych miniłapkach - ale jakby dała, to by zauważyła tłum przed konsulatem, w tym twarze dające nadzieje, że jednak będzie zmiana.
A potem drugi tłum, który to widząc, Ana Martin przystąpiła do działania.
I jakby nie spała, to by zapamiętała, jak matka jej była się przedarła z wózkiem na sam początek kolejki, pod flagę i orła, i jak nieść pomagali w większości tacy, co to niestety - na pierwszy rzut oka, uprzedzonam, wiem, ale co robić, takam już, wzdycha Ana Martin - nie dawali nadziei na tę zmianę.
I stanął był ci wózek koło wiosennego męża zaufania, jedynego, jak nam objaśnił. Wiosna wiośnie objaśniała, tak to było. I jedna miła i mądra bardzo, wygnana przez Polskę D z placówki, go pilnowała, jak Ana głosowała, zakreślała, by dobrze było, na lewo od tej ...zresztą sami wiecie, której.
I dobrze postawiła była. 
I Sąsiadka podobnie.
I ja się nie pomyliłam.
I była nadzieja, była!
Wiosenna bardzo.
Ale nadzieją matką wiadomo kogo. 
To nic, to nic. Jesień przed nami.

Wednesday 22 May 2019

zielony

Ana, mam takie pytanie, może trochę dziwne: czyim mężem jest ten zielony kandydat?
Jaki zielony? Topowy polski, co tu kongresowo bywał? To on chyba ani zielony jednak, ani nie mąż jednak, bo z Polski ci on, i nic nie zmienia faktu, że z D przyjechał, skoro w ABC i tak by mężem zostać nie mógł. Co kraj to obyczaj - niestety.
Nie, nie polski. Nasz tutejszy, belgijski belż, co to za to pięknie w polszczyźnie -nie - jego- matczyźnie się wyraża.
Niezła sztuka, że tak powiem, tak się spisać.
A, ten to. Od Sztuki. Działaczem ci on - to zielonym na całego. Mężem - niczyim. Chyba. Tylko stanu. 
Jak to?
Bo on belż. I ma wolność wyboru prawdziwą. Mógł wybrać żeniaczkę, ale nie musiał, by się móc wyborcom pokazać.  Sam co prawda nie kandyduje, za to za zielonym lobbuje, że powiem wierszem.
I na książkach się zna. I na polytyce. I po polsku to rozpisał.
Dla nas, Sanżilaków.
Bo oprócz wyborów juropejskich mamy belż w niedzielę, przypominam.
I te i ci z nas, co juz czmychnęli paszportowo z ojczyzny - winni tu głosować dwa razy bynajmniej. Bo i federalnie, i juropejsko. Nie na żadne polskie listy, tylko belż. I chyba jeszcze jakoś, co Roman.
Doczytajcie u Zielonego. Wszystko spisał aligancko.
Mam nadzieje, że następnym razem i mnie obejmie ten obowiązek, ma nadzieję Ana.  Ksenia, a jak Zielony zezwoli, publikuj mi zaraz mały przewodnik wyborczy. Sztuka tak to napisać! 

Monday 20 May 2019

zmienię cię

Najlepsze i najdziwniejsze w zmianie komuny jest używane wszem i wobec słownictwo. Wiosenne.
Nie, nie o to chodzi, że na Uklach w odróżnieniu od Sanżila powstają nagle jakieś nowe dialekty francuskie czy zanika polszczyzna matczyzna. Wieczna ci ona wszakże, jak majowa komunia co najmniej.
Zmiana dotyczy zmiany pieluch.
Zwanych pampersami tak poniekąd.
Mianowicie nie mawia się już wręcz o przewijaniu, narzeka Ana Martin, która ostatnio robi w temacie. Z moją pomocą i romanową, bo nowoczesny ci on. Roman. Ojciec.
Już się nie przewija niemowląt. Mimo że dziecię się wije zazwyczaj pokazowo. Przewija samo przez ręce i przewijak.
Mówi się za to o zmianie.
I to nie zmianie pieluchy,  co by było okej przecie - tylko zmianie ciebie, gdzie ciebie jest dzidziusiem. 
Ewentualnie ciebie jest cię - cięciem czyly.
Zmienię cię, rozbrzmiewa z dzidziusiowym gruchaniem z matczynych ust, ojcowskich raczej.
Uszy bolą od tej formy, narzeka Ana dalej.
Ale jest i gorsza wersja, rzadsza, co jest jakąś formą pociechy poniekąd. 
Jaka?
O tym jutro. Bo lecę przewinąć.

Tuesday 14 May 2019

kanapki

Poszedłem do Włocha po kanapki, zaczyna reżyser, mało znany raczej na Sanżilu w okolicznościach polskich, za to niezwykle ceniony wsród lokalnego hipsterstwa z wypożyczalni diwidi, bo niszowy ci on, jak twierdzi Ana Martin, nawet bardzo, dodaje Roman, czyli nieznany - uznaję ja.
I  nie po polsku ci on to mówi, bo lokals, a nie Sanżilak - więc oczywiście Włoch jest tu: sze italian. Co brzmi szik.
Czyly : że słizale sze litalian - tak to powinnam zacząć - bo tak on zaczął. 
Kanapki to sandłicze.
Odwija te kanapki więc, co nie italian wcale a wcale, belż raczej, arcybelż nawet, a bułka to wręcz arab chyba, krytykuje do mnie Ana w polszczyźnie.
A czemu - to się wyjaśnia. 
Bo u Włocha były przed nim czy osoby. 3. Tszy. I pierwsza kupiła dużo kanapek.
Miljo, spytałby pewnie Groch, szepcze Ana.
160! Druga - 140.  Trzecia - dokładnie na dzień dzisiejszy 73.
I dla reżysera zabrakło tej jednej jedynej, po którą przyszedł.
Pękamy ze śmiechu. Bo nie z przejedzenia przecie.

Monday 13 May 2019

wiosna

Wiosna wszędzie, mimo że majowi zimni ogrodnicy dają akurat czadu.
No i co, że nie pisałam, no i co naprawdę, co mi zrobicie? Czy to oznacza, że znikłam z życia, bo się nie udzialam programowo na fejsie? zżyma się Ana Martin.
A i owszem, siedziałam w domu, bez internata zupełnie, tłumaczy się  jednak jakoś tam nam i wam; bo przecież tak to w świecie nie ma, by nowa matka, nawet ci jeśli ona potrójna w międzyczasie, niedoczasie, a nadczasie nawet, patrząc na metrykę Any (bo tak to się zwie po pańsku, mimo że ta ci niekościelna, do tego po filmie szalejącym po Polsce D wręcz na szczęście); a więc jednak tak nie ma, by nawet najbardziej feministyczna z feministycznych matka na ef czuła się tylko i wyłącznie wyśmienicie, siedząc - nie siedząc w domu i karmiąc, przewijając itepeitede.
Bo fakt taki, że z wiosną to u nas właśnie zapanowało. Przewijanie. I to na nowym terenie, bo to już nie Sanżile bynajmniej, oj nie. Przyszło i nam dorosnąć i porzucić artystyczne progi barudumatan na rzecz uklowskiej przestrzeni, zieleni i bezpieczeństwa, które wszyscy sobie chwalą, jako że występuje w postaci bramy, jakże podobnej do tej, która wita tego i tą w Polsce D, jak latem zjeżdża się na grodzone osiedla.
Bo i Ukle nasze grodzone. Nie wiadomo po co, ale tak wyszło.
Chyba by tej wiosny nie wypuścić na dobre, bo przecież dopiero co nadeszła.
Wyszła.
A nawet - wysunęła się. Po dwóch stęknięciach.
Sama.
Taka ci to wiosna niespodziewana w tym roku.
Tylko pogoda stara. Jak to mawia Nauczycielka: Ana, ty już jak typowa Bruksenia gadasz, zimno, że hej, chmury lecą, wieje, a ty zauważasz tylko, że przez pięć minut świeciło.
Chyba zresztą dobrze robisz, dodaje po zastanowieniu. Też tak będę.
Bo kocham wiosnę, potwierdza Ana. Wszyscy ją kochamy. 
Roman, jak nic nie napiszę, to masz mnie męczyć, bym się poprawiła. Pomysły mam; kongres jest; nawet internat podłączyli. Nie ma już sory zmiłuj się.
Czas jest nawet tej wiosny. I od wiosny. Ot, wolne 30 minut. Wspaniale.