Friday 24 February 2017

monako

Ilu Belgów zmieści się w jednym mieszkaniu? - taką zagadkę z rana zadaje nam znad lektury Roman.
Jak to? Jaka jest norma mieszkaniowa czyly? 2 plus 2 chyba, jak w Ojropie, a Polsce na pewno - zgaduję.
Ana, a ty? Na ile stawiasz?
No nie wiem, tu są większe rodziny, szczególnie te emi-imi, ale dajmy na to - pięcioro osób?
Słabo dziewczyny, ocenia nas Roman.
Ile tatusiu? 92 osów? cyfra jak tramwaj?
Aż tak dobrze synku, to jeszcze nie, ale blisko blisko. 21 osób. Cztery razy mniej, to niedużo.
W jednym domu? czy mieszkaniu? bo w wielkim domu, to jeszcze rozumiem - staram się zrozumieć. Za komuny tak było, ojce opowiadali.
Nie. W małym mieszkaniu. W Monako.
To kraj taki, dodaje dla mnie chyba Ana Martin. Jakbym nie wiedziała, wielkie sprawy.
Bo na skale w Monako głównie takie pobudowano, a i tak kosztują chyba najwięcej w świecie nawet. To się nazywa głowa do biznesu.
21 osób w mieszkanku w takim bloczku? przyglądam się zdjęciu. To chyba im ciasno?
Jak oni śpią tam mamusiu? Chyba się nie zmieszczą ich uszka? A może piętrowe mają?
Wcale tam nie śpią. Ani nawet nie mieszkają. Pewnie raz do roku przyjeżdżają i meldują w jakimś urzędzie, by była podkładka dla podatków.
Nie rozumiem? bo nie rozumiem.
Chodzi o to, że kto mieszka w Monako - teoretycznie płaci tam podatki - i nie płaci ich w swoim kraju. Przykładowo w Belgii.
Ale dlaczego?
Bo tam jest łaskawy książę i można płacić mało. Nie to, co król belż, gdzie się płaci dużo. A że w Monako mało miejsca i drogo - to 21 Belgów się wzięło zorganizowało do kupy i postanowili razem coś wynająć.
A można tak?
Nie bardzo. No i przed podatkami też nieładnie uciekać, tym bardziej, jeśli się właściwie mieszka w kraju własnym swym, czyli Belgii. 
Twierdzi tak też urząd podatkowy. Już się nimi zainteresowali. To aż 530 osób, i jako że nie wszystkie mieszkają razem - trochę im zejdzie. 

Thursday 23 February 2017

smuta

Wielka smuta za oknem, smutno i smętnie nawet wręcz - narzeka nieco Ana Martin, choć miała się na pogodzie nie koncentrować, jak Polka jakaś z Sanżila normalnie. A tak pięknie było, jak żeśmy poszły w tany. I tak ciepło, że luty, a jakby maj, a już na pewno Alpy czy inne góry, bez smogu Tatry takie znaczy się.
Teraz za to zapłacić trzeba deszczem, wichurą i ciemnością. 
Poradzić sobie jakoś z ciemnością trza.
Sposobami nowymi - jak na przykład upartym bieganiem po parku, widziałam takich z rana, pchając w ulewie wózek buzek - czyli zdrowie mimo wszystko.
Albo sposobami jak najbardziej starymi - tradycja górą.  Niestety nieco niedobrze to wygląda i pachnie też zapewne, bo ten stary sposób na A zdecydowanie nie nadaje się do reklamowania.
Na przykład w gazetach i tiwi, o fejsie nie wspominając.
Ale co zrobić, jak stare trzyma się tak mocno, że nawet ministerki nie mogą się mu oprzeć?
Hę? - nic nie rozumie Roman.
Paczcie. Kto to jest? - pokazuje palcem Ana na rudzielca jakiegoś.
No kto - bo nie wiemy.
Ministerka.
No jest. Od czego?
Edukacji. Młodzieży. Zdrowia jakby poniekąd, a już na pewno dawania dobrego przykładu.
A co, nie daje?
Nie bardzo.  Dwa razy to na pewno, co potwierdzone policyjnym raportem, a może i więcej, tylko jej się udało przemknąć koło kontroli, a może żadnej nie było.
Kontroli czego?
Napojów wyskokowych. Mówię, że o alkoholu to jest odcinek. Prosto z Sanżila i okoliczności jak malowanie.
Ministerka jechała po pijaku?
I to już po raz drugi w ciągu 12 miesięcy. Najpierw po zamachach - 26 marca - a teraz po prywatnej kolacji.
Serio? Pijana ministerka za kółkiem? Jak w Polsce D nie przymierzając by być mogło, bo tam bardzo tradycyjnie?
Na ile pijana - to nie wiadomo. Ale na pewno podpita. A że dwa razy to o jeden raz co najmniej za dużo nawet w liberalnej Belgii - to sprawa trafiła do sądu.
A zanim do sądu - to do gazet.
I zrobił się kwas.
Sensacja przedwiosenna.
Tłumaczy się biedna Mario-Martyna po telewizjach i forach, że nie chciała, że to właściwie poza nią się stało, że nie wie itepeitede, ale że karę przyjmie oczywiście - ale problem zostaje.
Bo przykład miała dawać młodzieży i nie wyszło.
Nie.
A smutno i smętnie przez tydzień jeszcze będzie.
I radź tu sobie człeku.

Tuesday 21 February 2017

miszcz burmiszcz

Jes!O jes! Jes i jest! Udało się, krzyczą od tygodnia Maliniaki wszelkie.
Czy Maliniacy?
Malinowscy.
Cieszą się w każdym razie jak szaleni w Malin, pisanym jako Malines, Malinowie belż takim, bo mają oto łinera. Prawdziwego! Światowego!
Burmiszcz wygrał konkurs na burmiszcza!
A nawet jeśli tylko europejskiego - o rany, to żadne wielkie rzeczy, tylko też czysta korzyść i przyjemność, że to właśnie my.
Znaczy się - oni, Maliniaki, ale na Sanżil i okoliczności też spada trochę sławy, czy splendoru, jak to nazywa niezrozumiale z angielska Ana Martin - bo to jednak miło mieszkać w kraju, gdzie rządzi miszczu burmiszczu, nawet jeśli nie wprost nami.
Może teraz powoli będzie miedzy nami, bo pewnie go porwie wielka polityka i zbliży się do Brukseni, kto wie, wieszczy Roman.
Czym wygrał?
Moim zdaniem punkt na wstępnie za sympatyczny wygląd, daje punkt na wstępie Ana.
To tak. Ale tak bardziej politycznie?
Za to, że z upadłego Malines zrobił nieupadłe dumne Malines, gdzie każdy się czuje jak u siebie. W tym liczni emi-imi-granci z Afryki Północnej, którym kiedyś tam podobno wcale nie było do śmiechu, bo jakoś tak niemiło się im tam żyło.
A już na pewno nie malinowo.
Przed 2001 r., kiedy to nastał nam łyner łiner.
Za to jak się nie zabierze do roboty! Jak nie powprowadza zmian - no to teraz już zupełnie coś innego! Każdy w Malies czuje się jak u siebie w domu - do tego stopnia, że nikt nie nawiał mu na żadną wojnę do żadnej Syrii czy innego Iraku.
Właśnie za to dostał nagrodę - że każdy się czuje z grubsza jak u siebie. Może pogoda nie ta, co w Afryce, ale równie miło.
Malinowo.
No to zdradzę imię i nazwisko na koniec. Bart Somers.
Za nim na podium Grek i niemiec. Gdzieś tam dalej Polak.
Brawooo!


Thursday 16 February 2017

manifa

Zatrważające wieści, zatrważa się Ana Martin.
Bo co?
Bo wyobraźcie sobie, jak źle mógł się skończyć nasz taniec.
Mianowicie? nagranie mogło nie przejść?
Gorzej. Na Sanżilu. Lub na Foreście. Ale nie z własnej woli, tylko w transporcie. Policyjnym.
Jak to? One bez granic, w tym my dwie, w więzieniu? Jezuuu, to ja się następnym razem poważnie zastanowię, zanim ruszę w tany, wzdrygam się cała. To już se tańczyć nie można? A może to przez te czapki? Z zazdrości, że takie ładne ci one?
Nie. To z nienawiści mężczyzn wobec kobiet, obwieszcza Ana Martin.
Hę? Ana, ty to zawsze w jedną śpiewkę feministyczną na ef uderzasz.
A tak. Ktoś musi, kto jak nie ja, kto jak nie my bez granic.
Co się stało w ogóle?
A to, że w sobotę szła sobie przez miasto, centrum prawdziwe najbrukseńskie z brukseńskich, manifa. 
Jak manifa, to dziewczyny, domyślam się, domyśla się Roman.
Owszem. Szły sobie, normalnie zjednoczone brukseńskie kobiety zewsząd. Trochę lokalek, trochę Sanżilówek, trochę Maroka, trochę Ameryki. Krzyczały sobie, jak to na manifie. Normalne hasła, takie dla wszystkich ludzi: równość, brak dyskryminacji, trochę o prawach do aborcji i przeciwko przemocy;  to co zawsze i to co zagrożone w wolności, a w wolności kobiet- to już w ogóle.
I nagle szok. Bo oto wyszła na nie policja. 
I co, bili?
Tego chyba nie, ale otoczyli je kręgiem. Femnistki na ef te. I zaczęli spisywać normalnie. Niby, bo graffiti robiły.
Grafity? dziwię się, bo to niespecjalnie wygląda na zajęcie na ef.
graffiti. Napisy na murach takie.
A robiły?
Pewnie jakaś nieuważna i głupio odważna coś tam wymalowała na murze. Młodość, do tego radykalna, ma swoje prawa. Nie sądzę, by policja brała się do roboty bez powodu.
A gdzie indziej graficiarzy to nie było? odparowuje Ana Martin. Nie, mój drogi, powód jest inny - nienawiść wobec kobiet. Zawsze ta sama pod każdą szerokością geograficzną i długością też zresztą.
Co dalej, chcę wiedzieć. Spisali i wsadzili do nas do więzienia?
Nie, to to chyba nie. Ale nastraszyli. 
Zaczęli akcję przed 8 marca. Nie chcą mieć kobiet na ulicach. Po co. Przecież podobno jest równo i fajnie.
A nie jest.
Nie jest - i dlatego tańczymy przeciwko przemocy. I za rok znowu. A jeszcze wcześniej - 8 marca. Trzeba! Się nie bać przede wszystkim.

Wednesday 15 February 2017

14 lutego

Siedzi sobie wczoraj Ana Martin na schodach i patrzy na Bruksenię.
Nie, nie na mnie, na miasto takie, o rany, to co, to już się tak samo nie można nazywać niby czy co, wielkie halo, heloł!
To już pewnie wiecie, gdzie siedzi. Koło muzeów licznych i takich tam, gofrów, turystów i pięknych widoków, co to się rozpościerają.
Nadchodzą. Na razie bez czapek, mruczy Ana, ale czemu się dziwić, jak nam Walenty przygrzał słońcem, to już tylko mniejszości, w rodzaju Sanżilaki i Maroko oraz ci z innym kolorem na wizażu przyoblekają czapki, w tym dzieciarni niestety, co to czerwona i nieszczęśliwa się robi.
Ale wracając do tematu: siedzi Ana i patrzy. Pojawia się Ikselska. Za nią Prezydentka. Potem Fotografka z wózkiem buzkiem, z przygodną Nianią w niebieskich jak niebo okularkach. Jest i Stasiowa z Liliową, do tego Amerykańska z Grecką, Oskarowa, Pisarka, Ikona, Cała w Lokach - w niebieskich jak niebo cekinach, do znudzenia to będę powtarzać; no i Choreografka z kawą, Operator z megafonem, ludzie, nie zliczę, ile nas tam było!
Do tego turystyka wszelkich maści i wieków, oglądająca tę naszą Bruksenię jak my zupełnie, z tym że my do niej chwilowo plecami się ustawiamy, bo tak lepsze światło podobno do nagrania.
Które to już rozbrzmiewa, a brzmi to, jak muzezin. Z muzeum się urwał ci on chyba. Śpiew płynie na Sanżili, Tysiaka i okoliczności, że hej.
Muezin się to zwie i faktycznie te pipki tak brzmią, zgadza się Ana Martin, jakby to nie Polska sanżilowska, lecz Turcja jakaś była normalnie. Mogłaby zresztą, bo to taniec miliardowy dla miliarda kobiet zewsząd.
Jakie pipki?
Bo to Prezydentka twierdzi, że pipki śpiewają. Co nie jest prawdą, bo panie.
Płyną już w świat próbne dzięki fantazji. Ana zaczyna się wyginać. Podobno nieźle jej idzie, chwalą córki Liliowej.
Talent, a jakże. I niejeden, dodaje skromnie Ana.
Cha cha.
Wszystko dzieje się to w czapkach już, bo w międzyczasie one były je sobie powyrywały na wyścigi bez granic. Czarne i różowe były, ale na koniec tylko różowe, bo takie to zmyślne one bez granic są, że se je powywracały normalnie.
Bo to one bez granic tańczyły.
Kroki poznały, spamiętały i odtańczyły normalnie grupowo jak jakiś majkeldżekson, prawie bez pomyłek.
Dla miliarda kobiet ze 20 Polek z Sanżila i okoliczności.
Piękne to było i wzruszające.
I klaskano wokół, i filmowano.
I pójdzie mesydż w świat, pójdzie.
Jedna za miliard - miliard za wszystkie. Przeciwko przemocy wobec kobiet.
Za rok - będzie nas więcej. Prawda?

Tuesday 14 February 2017

miliarderki

Nadszedł właśnie dzień, kiedy wydawałoby się, że kto żyw zaopatrzył się w dodatkowe serce z papieru, pluszu lub kwiatów, lub przynajmniej z hamburgera, jak to ma miejsce w maternelu Iwonka. Tak by można myśleć, że to jakieś walentynki czy coś.
Tymczasem to u nas naszedł dzień, kiedy się tańczy przeciwko przemocy i basta, jak mawia Iwonek tenże, mimo że pomysł serca z hamburgera całkiem mu podchodzi do gardła i serca zarazem.
Flesz mob ci on nasz. 
Miliardowa akcja dla miliarda kobiet razem i każdej jednej z osobna - głosi Ana od początku lutego. Tak już niech zostanie na Sanżilu i w okolicznościach, a w tych dalszych można ją nawet zwać bilionową, co zdaniem Romana wypada na więcej nawet, ale czy mężczyźnie można wierzyć w takich sercowych momentach?
W walentynki to co innego może, na jeden dzień by można dać się kupić.
Można Ksenio, bo to sprawa wspólna. Wszyscy razem przeciwko przemocy wobec kobiet. Mężczyźni i kobiety. Bilion to miliard w sumie, ale bilionem też może być. Co język, to obyczaj.
Gdzie tańczy się mamusiu? Czy ja też mogę?
Możesz synku oczywiście, i Groch też, ale może lepiej, jak będziecie trochę starsi. Dziś mamusia. Ksenia i inne panie, ciocie i nie tylko, w czapkach: różowo-turkusowo-czarnych lub na odwrót, spotkają się bowiem w czasie twojego walentynkowego obiadu, Na Mont des Arts, litera po literze, o godz. 12. 30, i zatańczą coś takiego, o zobacz, jakie piękne pląsy:

 https://m.facebook.com/story.php?story_fbid=10155225100134050&id=692909049&__mref=message_bubble

Ojej, mamusiu, ale pięknie tańczycie! Ojej, to wy taki umiecie z Ksenią? A gdzie się nauczyłyście?
W studiu tanecznym. 
I jak te kroki się nazywają? 
Bardzo łatwo: siła-siła
Impreza-impreza
Kościół-kościół
Gitara-gitara
Szklanka-szklanka
Siła-siła
Konik-konik
Moje ciało.

To faktycznie nic trudnego, mamusiu. Zgadza się.
Ksenio, dobrze robię? Noga o tu?
Tu, zgadza się Groch.  O tu!
Bardzo dobrze, Iwonku. Będą z ciebie ludzie.
Miliard ludzi, mamusiu, miliard! I z Grocha też.

--
One Billion Rising - Jedna za miliard/miliard za jedną - taniec w wersji flash mob. Wtorek, 14 lutego, Mont des Arts, start: 12:30.

Monday 13 February 2017

klub med

Uff, nie mogę już tego negatywizmu, narzeka Ana Martin po spotkaniu z kilkoma takimi, co to zamiast cieszyć się słońcem-temperaturą- wolnością - a więc zamiast korzystać z tego, co w Ojropie może i najlepsze, a na Sanżilu i w okolicznościach tak - narzekają.
Na Belgię głównie w ogóle, już nie na ten Sanżil zjechany nawet jadą, tylko na ogół właśnie. Że się nic nie udaje, że nie frontem do klienta, że źle jeżdżą, bo w dawnej Polsce A na D zamienionej lepiej podobno.
Jakby to więzienie jakieś było dosłownie, ta Belgia zamiast Danii, komentuje Ana, dodając, że Hamleta jakiegoś cytuje.
Niech do klub medu wyjadą.
Pozostaje wzruszyć ramionami i nie słuchać, cieszyć się tym, co się udaje na własny rachunek.
A udało się dużo ostatnio. Nie tylko na Sanżilu, gdzie kwitnie polskość i inne takie prądy, ale i sąsiedzko, na Foreście.
Nie mów, że więzienie wyremontowali.
Ojej, skąd wiedziałeś Roman?
No bo jak coś wielkiego sąsiedzkiego, to to. Już wcześniej remont rozpalał wyobraźnię, a od kiedy do problemów urzędniczych doszli zamachowcy - to już w ogóle wydawało się, że to się nigdy za nic nie uda.
A jednak jest. Poprawa sytuacji znaczy się.
Jak za oknem zupełnie. Z zimy wiosna.
Czegóż dokonali, chce wiedzieć Ana.
Nie myślcie sobie, tyle, że burmistrz Forest zrobił tur de pres. Tak to się zwie Ana, w okolicznościach?
Owszem, marketing i piar, fju fju!
A więc: w sąsiedniej komunie więźniowie mogą se teraz chodzić wolno od 7 do 21. Po korytarzu, ale dobre i t. Wcześniej siedzieli, czasami bez okna prawie że. Mogą se grać z kumplami z innych cel w karty, poćwiczyć na siłce, a nawet pokopać w kikera, bo tak to zwą z angielska, piłkarzyki znaczy się. Ludu więziennego mniej, bo zamknęli dwa skrzydła, jako że tam to już w ogóle nie dało się naprawić kabli, kibli, mówiąc językiem rodem z więzienia podobna, oraz spełnić norm przeciwpożarowych.
Co w zamian dla komuny, Belgii i okoliczności?
W zamian mniej bójek! Doszło tylko do jednej ostatnio.
No tak, skoro jest 180 osób zamiast 700, jak w 2012 r., to faktycznie nagle zrobiło się więcej powietrza i nawet tak jakoś miło, można zaryzykować. Jak na spotkaniu autorskim prawie jakimś.
Więzienia rządzą na dzielnicy, a jak! Sanżil i Fore wspólnie dzierżą palmę pierwszeństwa. Ale jak donosi więzień przesunięty z Sanżila - Fore jednak górą. Przez te reformy właśnie.
I szczyt marzeń na koniec. udało się zaradzić szczurom. Ale do tego remontu nie trzeba było. Wystarczył karton klej i taśma.
Jak u mnie w pokoju mamusiu, cieszy się Iwonek.
Na szczury podziałało, na myszy podobno nie.
No cóż, nie można mieć wszystkiego. To nie klub med, panie, przestrzega strażnik. Co chcesz pan.

Thursday 9 February 2017

karnawały

W takim Malmedy odbędzie się po raz 559., patrzcie no, nadziwić się Ana Martin nie może. W innych miejscach już nie aż tak na bogato cyfrowo, ale też pewnie niczego sobie. 
Moim zdaniem: ruszamy. Chłopaki się zabawią. A sio zimo!
Karnawał! juhuu! W tym roku trzeba czekać i czekać, bo jakoś tak księżyc czy Boże Narodzenie świeciło pełnią, że się zima wydłużyła, ale czujni nie śpią gruszek w syropie i oto jest lista. 
Bo pora zapomnieć blus i hibernal coś tam. Napisali tak z grubsza w lesłarze plus, podając listę najlepszych zabaw karnawałowych.
Czyly pożegnać smutek i odmrozić się, śmieje się radośnie Ana, szykując z pewnością na łykend i zabawę numer jakiś tam.
Podam i wam, nie wiem, czy lesłar ułożył listę w kolejności najlepszości, piszę, co mogę, a wierzcie mi, nie tak łatwo skakać między stronami. Akcenty i takie tam apostrofy se omijam, nie wiem nawet, gdzie są zresztą i w ogóle.
Sami wybierzcie, gdzie se pokarnawałujecie.

  • Saint Vith
  • Malmedy (nr 559, że podkreślę po raz nie- 559.)
  • Grosse Biesse
  • Heist
  • Blankenberge
  • Aalst
  • Binche
  • Vilvoorde
  • Charleroi
  • Tournai
  • Dinant
  • Halle
  • La-Roche-en-Ardenne
  • Stavelot
  • Ours
Do tego lista dodatkowa: Emines i Nivelles.
Nie pytajcie mnie, gdzie to wszystko jest. Ale że Belgia i jej okoliczności nieduże: to ruszamy, co?
Ideme, krzyczy Groch spod drzwi.
JA pierwszy, ja, odpycha go Iwonek.
Pora bawić się! Zimo a sio!

Wednesday 8 February 2017

sanżob

Podobno na Sanżilu i okolcznościach jest niemiła obsługa. Hmm.
Bo ludu tyle, że klient  it ak przyjdzie.
Hmm.
Oto opowiastka w temacie.
Tę nową galerię u mnie na rogu widziałyście ? przypomina sobie oto przy kawie taka jedna z Iksela, o brązowych włosach na wzór psa swego, co to tego psa cziłałę, widział ktoś taką nazwę zresztą, że zwrócę uwagę? Może na Ikselu widział, bo na Sanżilu juz mniej, a w Łapach takich to w ogóle i wogle takich zwierząt nie było.
Więc psa mamy, mały i miły, dzieci ją karmią, a ta chce więcej, nienażarta; no ale to opowieść o Sanżobie jest, gdzie takich cziłał dużo zresztą na pewno.
Wracając do tej galerii, wraca do tematu właścicielka psia; ale nie handlowej, w sensie: nie bardzo handlowej, bo mała, tylko pierścionki i takie tam się walają - Ana Martin nie znała tej to, ja też nie, a trzecia artystka w ogóle i wogle nawet lokalizację ikselską słabo obejmowała rozumem, bo nowa ci tu ona w okolicznościach.
Ta od cziłały ciągnie: w tej galerii toż żywego ducha nie uświadczysz, czasem tylko jakaś paniusia z Sanżoba przemknie, bo to jej koleżanka pewnie była tę galerię otworzyła.
Artystka zdziwiona na to, skąd wiadomo, że z Sanżoba.
A Ikselska na to, że przecież wiadomo, bo one wszystkie tak samo wyglądają;
jak czyly?
Wam opiszę, opisuje Ikselska.
Około 50-60 lat. Blondynko-siwa. Opalona. Złote kolczyki. Często dżinsy, na to drogi kożuch lub futro. Torba beż lub brąz stonowany obowiązkowo.
Leci od swej beemki itp itd, bo biletu zapomniała wsadzić.
I kupuje te łańcuchy nowe?
Ależ skąd. W tej galerii takie ceny walnęli, że nawet Sanżob się za wyfryzowane głowy łapie. Na otwarcie owszem, wszyscy chętnie przybyli, że do północy merce i audiki w 3 rzędach stały. Wypili, zjedli, pooglądali, pochwalili i poszli. Pijani mniej lub bardziej
I nie wracają.
I jak się to utrzymuje, dziwię się.
Nijak. Nie musi. Bo to galeria fan taki. By było się czym w życiu zająć.
I z Sanżoba ruszyć w miasto.

Tuesday 7 February 2017

buddyzm

Deszczowa sobota też do czegoś służy, obwieszcza w deszczową sobotę rano Ana Martin. Mianowicie do tego, by Iwonkowi ściąć jego czuprynę.
Mamusiu, nieeee. Ty mi podetnij znów.
Taaak synku. Mamusia aż tak pięknie nie umie obcinać jak pani Mariola.
Umiesz!
Nieee, łapie się za włosy Groch. Nie ciach ciach.
Trochę ciach ciach tak tak.
Więc ruszamy w dół Alsembergiem. Nie pada.
Wchodzimy do środka. Pada.
A tam tłum! Jedne robią pazury. Inne patrzą, jak się te pazury robią. Łykend, wiadomo, niedziela idzie, ładnie będą wyglądać w kościele.
Ktoś mały ogląda rybki. Ktoś woła z zaplecza. Ktoś czeka na swoją kolej, ktoś się umawia na później. Harmider. Radio nadaje po miejscowemu. Jak to u Marioli, jak się Sanżilaki i okoliczności zejdą.
Rozmowy interesujące nawet nie kwitną, Ana Martin nie ma czego słuchać, więc wyciąga Kubusia Puchatka i czyta o przyprawie na biegun.
Pojawiają się zdziwione spojrzenia, że oto matka czytająca. Ale podziw jest też.
A Ana - mimo że zajęta - korzysta ze swojej słynnej podzielnej uwagi i nagle strzyże uchem, bo JEST. 
Co jest, Ksenio?
Cytat jest. Dnia i roku jak na razie nawet.
Oto znad pazurów pada pytanie:
-Mamo, a w Tunezji to jaka religia jest.
Z drugiej strony pazurów, ich właścicielki wręcz:
-Buddyzm?
Mariola, nieco zdekoncentrowana znad przerzedzonej głowy pana: 
-E tam, muzułmanie.
I łypie okiem na Anę, szukając potwierdzenia.
Pazury odzywają się: A buddzym to gdzie?
Mariola - To gdzie indziej.
Pazury: - Ale Afryka?
Ana łaskawie:
-Nie Afryka, Azja prędzej. Chiny, Indie, te rejony. Tybet, o!
Pazury ucieszone:
-Właśnie! To tam chciałam pojechać na wakacje.
O!

Monday 6 February 2017

dzielnicowy

Garfield normalnie, mruczy Ana Martin po drodze, jak na ulicy mijamy policjanta z wąsem. Pacz Ksenio, toż to on jak Garfield wygląda.
Co to jest garfilt mamusiu, odzywa się z dolnego piętra spaceru starszy czujny pasażer buzka.
Kot Garfield, objaśniam - dumna, że coś i owoś wiem.
Taka postać z bajek.
Banio, cieszy się młodszy pasażer.
Mamusiu, a ja znam tego kota?
Nie bardzo, to dla starszych synku. 
A to on tu szedł, ten kot? dziwi się Iwonek.
Nie, tylko ten pan policjant jest bardzo do niego podobny. Ma rude włosy i wąsy kocie. 
Ty go znasz?
Nie, ale cały czas go spotykam. Jak krąży po ulicach, pracowicie dzwoni do drzwi, spisuje lokatorów na legalu i tych na czarno, kreśli, wykreśla, dopisuje. 
Bo dzielnicowi na Sanżilu w dużej mierze tym się zajmują: liczeniem lokatorów. Choć nie zawsze się udaje, czego dowodem Skarbek, Molenbek i zamachy.
To tylko ludzie w końcu.
Nasz Garfield swego rewiru pilnuje. Tak to się nazywa w kryminałach, przypominam sobie.
Jak łowny kot zupełnie.
No i przemówił do mnie ostatnio. Bom zgrzeszyła nieco, przyznaje się Ana.
Tak? a jak? 
Rowerem tradycyjnie jechałam chodnikiem. I to prosto na niego. Nie zlękłam się. Co go trochę zbiło z tropu, bo ja tak se pewnie sunę, uprzejmie go wymijając jednakże.
I co zrobił?
Jak to miły policjant w Belgii: miło się zachował.
Palcem pogroził i rzekł: pa sir le trotłar madam. Na ulicę!
I on poszedł dalej, a ja dalej pojechałam chodnikiem.

Thursday 2 February 2017

diabły

Umówmy się, że w zesżłym roku diabły na Sanżilu i w okolicznościach były wszędzie. Głównie te czerwone, stadionowe, ale zdarzały się też zwykłe, czarne, polskie, jak w tych ergoczymś, co to je nasi odprawili dla wiernych.
E, żarty se stroisz Ksenio! niedowierza Roman. Egzorcyzmy to w Polsce D są modne, a moda już w A B i C się zaczęła, ale w Brukseni to chyba tylko śmiech na sali wywołują.
Jak bumcykcyk było! Po zamachach!
I co, wygnali czorta?
Czort to wie.
Co to jest czart mamusiu?
Diabeł synku.
O taki diabeł? Czarny z ogonem?
Nie ma daba, krzyczy zaniepokojony Groch. Nie ma!
Nie, nie ma. Są za to w Belgii diabły czerwone. O tu, piłkarskie takie.
Ładni panowie, mamusiu! Tak diabły wyglądają?
Tak albo tak, o tu.
Piś! Se piś sa!
Nie Grochu, to nie miś, to diabeł. Tak mamusiu?
Tak. Dziabeł tasmański. A nawet dwa.
Szy! liczy Groch.
Dwa grochu, to są dwa, nie trzy. Jeden i dwa. Pacz! Mamusiu, a gdzie one są? Ja bym chciał takiego diabła z taśmy. W moim pokoju!
W zoo będą. W tym samym, co byłeś z klasą na wycieczce. Pojedziemy. 
Pari daiza się nazywa, Ksenio spisz bez błędów, by czytelnictwo wiedziało, gdzie od kwietnia szukać tego diabelskiego pomiotu.
Kolejki się będą ustawiały, prorokuje Roman, do braci Krejdla i Kradoka - tak chyba należy wymówić ich tasmańskie imiona. Oprócz Belgii diabły w Ojropie są tylko w Danii.
A to nie aż tak za rogiem, mądrze kwituję. Choć też nie za daleko. 
Co za szczęście, że diabły nas tu wybrały!