Thursday 29 October 2020

bukiety

Medam, pani i pani. Żeby mi tu było jasne: dostajecie dziś ode mnie 2 bukiety. Jakie? Ano takie, że nie wypiszę wam pe-we. PV. Mandatu, tak tak. Normalnie to by było 250 ojro na panią - wskazuje na Rzeźbiarkę - i dla madam - palec z obrączką pokazuje Anę Martin. Tak. Dziś wam odpuszczamy, se kompri? Tylko dzisiaj.

Rozumiecie panie, my musimy przestrzegać zasad, wu komprene, medam.

Ależ tak,wiją się Rzeźbiarka z Aną na schodach ambasady. Na czarno ci one, te schody, jak protesty normalnie, folią oblepione, chya by przed zarazą chronić, a ta zaraza to nie tyle korona, co pisoza, myślę se. 

A jutro, czy jutro coś możemy zrobić? Bo oni nas zaatakowali kolejny raz, nie ma czasu, trzeba protestować.

Medam. Medam. Jeszcze raz powtarzam. Jutro być może - być może, że repet- palec idzie w górę, nie ten z obrączką, ale też przyozdobiony - jutro to będzie tak: zaraz dam wam dwa adresy. Dziś wieczorem jeszcze, że repet: dziś - pisać. Jutro - dzwonić. Daję wam numer że es em głównego szefa polis. Że repet - szefa na całą Belżik. Jak nie odpowie - wiadomo, ma co robić.

Wu komprene medam, to szef policji, ma co robić, jak nie odbierze, to same rozumiecie, ma co robić.

Potem może on się zgodzi. I teraz słuchajcie medam, słuchajcie dobrze, bo nie będę się powtarzał, że repet! Jeśli on się zgodzi, to musicie mieć stewar.

Że co, krztusi się Ana, a co to?

Stewar.

A skąd to wziąć? 

Normalnie, medam, bierzecie z domu kamizeki fluo i oni pilnują tłumu.

Aha, stjuardzi! Aha, sama mam kilka kamizelek, to przyniesiemy.

Na razie nic nie nieście, że repet, nie ma zgody na razie na nic! Że repet: mejl - telefon - organizacja. Sekompri?

I żebym się nie powtarzał, to protokol tylko na jutro, dziś czyly. Normalnie: zawsze zgłaszać na 10 dni do przodu. Każdą manifę! Żebym się nie musiał powtarzać!

I już was puszczam, ale podkreślam - te dwa bukiety kwiatów to tylko dziś. Następnym razem będzie po 250 ojro na łebka. Bez wyjątku. On wu kompron, ale wy też nas zrozumcie. 

Saturday 24 October 2020

po ludzku

 Ana Martin urodziła jak dotąd - w boski sposób - po ludzku. Trzy razy. W Belgii. Na Sanżilu i w okolicznościach, same wiecie, poród bywa trudny, ale potem jesteś królową. Jak w sanatorium normalnie.

Ana Martin miała także inne przygody, bardzo ludzkie, choć mogły mieć piekielne zakończenie. Ale skończyło się dobrze. Bosko, ocenia Ana Martin z perspektywy czasu.

Ana Martin się martwi. W Polsce E urodzić bóstwo można, ale za darmo - rzadko bywa po ludzku. Po cesarsku aż za często, owszem, głównie za pieniądze.

Za to blady strach Anę oblatuje i pot lodowaty oblewa, jak myśli, co tam teraz. W tym tzw. kraju. Ogień piekielny już bucha, i to nie dla rodzących. Spalimy was.

Oko za oko. Ząb za ząb. Piekło wam za nas zapłaci. Po ludzku.


Thursday 22 October 2020

zmywarka

Ty to Ana masz szczęście z mężczyznami. Znaczy się - z mężem, poprawia się na szybko Halynka. A ja popacz, w ogóle, zawsze wybieram takiego, co to cza się z nim wykłócać. Sawa pa tro awek le papa de Żanklod.

Zaraz zaraz Halynko, Alin Halin ma szer, ale my też się kłócimy z Romanem, że hej, nie słyszysz zza ściany? Ksenio, kiwnij głową na tak, bo tak!

Łi, kiwam głową. Kłócą się. Ale i godzą, dodaję szybko. 

No właśnie, tu wła, Ana, sama widzisz. Można się kłócić, jakże inaczej? Ale ja po prstu źle trafiam. DO tego, imażin-tła, znów problem. Teknik. Zmywarka się popsuła, a serwis mówi, że mogą przyjechać le katr nowąmbr, madam! 4.11! A jest październik jeszcze, oktobr ciepły, że hej. I co, ja mam zmywać teraz po czwórce dzieci? Praca, lekcje, sporty, dyżury permamons nocne i jeszcze to? O nie, tak im mówię, sami se naprawiajcie swoje zmywarki w listopadzie! Żemorganiz od 15 lat sama, bo jak mówię, źle wybierałam, więc figa z makiem i nową kupię, Romana tylko po sąsiedzku poproszę o wyszarpanie starej zmywarki z dziury. 

jak muchy

Drin drin, rozlega się po Uklach. Nowy telefon, a dźwięki stare, Ana nadal nie może się nadziwić.

O! - podnosi czujnie palec w górę Jesienka.

Mama. No proszę, Polska stara A dzwoni. To ci święto. Albo sensacja jakaś. Koronna.

Słuchajcie, a u was jak sytuacja? Źle bardzo? pada ostrożne, zatroskane, matczyne.

Nie, nie źle, jak wszędzie, niewidzalnywirus krąży - a o co chodzi?

No nie wiem, ale słyszałam, że bardzo dużo chorych. Że masowe umieranie jest.

A gdzie słyszałaś? Bo przecież nie ode mnie, czyly Twego jakby najbliższego źródła.

No nie, fakt. No nie fakt. A jak jest?

Ja ci powiem tak: na dzień dzisiejszy życie toczy się dalej. Jest szkoła itepeitede. Założę się, że wyczytałaś jednak coś innego? Polytycznego?

No...no...hmm. Że w Brukseni lekarze padają jak muchy? Że ratować nie ma komu? No co, pomartwić się tobą i z tobą Ana nie można? Ale ty jesteś.

Można. Ale to chyba bez sensu brzmi, co, te muchy? Jak tania sensacja? Nie zapomnij, że politycy walczą na wirusa, kto lepszy, ostrzejszy, niby mądrzejszy . A nikt nic nie wie. Słowa słowa słowa. Nie czytać, nie oglądać.

Masz rację. Chyba.

Bo wiesz, my wyczytaliśmy, że cała Polska A B C i D chora. A ty zdrowa przecież.

No tak. No dobrze.

Wednesday 21 October 2020

awek

On fait avec, superwyrażenie w sumie, entuzjazmuje się Ana Martin, by choć trochę skierować myślenie na inne tory niż koronne. 

Se du belż sa, madam. Du belge, we Francji tak nie mówią raczej, podpowiada Adwokat. Za to na Sanżilu i w okolicznościach jak najbardziej. Myślę, że to z niderlandzkiego. Cały czas mówimy tu przecież, i piszemy: Je viens avec.

No wie pan co, wu sawe, nigdy bym na to nie wpadła, a tak uwielbiam języki! A przecież z niemiecka też podobnie, Dziękuję, mersi mil fła za inspirację! 

O, madame, pani i języki, wiem wiem! Od razu zdałem sobie sprawę, że ma pani an rapor sekre awek. O widzie pani, znów mi wpadło awek. Wszędzie jest u nas w Belgii.



Tuesday 20 October 2020

on fait avec

 Bonżur bonżur pada zza masek. Z jednej strony Ana Martin, z drugiej Adwokat. Nie przy stolikach w mietce, tylko na nogach na targu. Jeszcze można.

Sawa, bo jakże inaczej. Sawa tre bjan, e wu? 

Me łi. Mła sawa. Ale martwię się, co będzie ze wszystkimi ludźmi pracującymi w orece. Wu osi?

Ja też. To że my se nie zjemy obiadu w mietce, to nic. Ale co z nimi? Co z tysiącami pracowników? Właśnie byłam u kierowniczki mietka  i okazuje się, że nie mogą robić na wynos, bo w statucie nie ma słowa o ąporte. Emporter interdit, w pisowni. Non existant meme, bym dodała.

No właśnie. Tu statut, tu wirus. I co?

On fait avec. Jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma, na nasze. Powiedzieć łatwo.

Monday 19 October 2020

król karol

Jaka to rasa? dopytuje się Ana, upuszczając nieco naleśnika, bo na kartonie, z którego go to serwują, odkąd przy stoliku nie wolno, ciężko wyssać całą zawartość. Cziłała? An sziłała? Czy też un?

Nie, kinszarl - pada z buzi skrytej nie w masce, lecz w czapce, choć jesienne słońce wali, no ale co chcecie, Sanżil czyma się mocno wełnianą czapą w pionowe pasy.

Jaka? pyta Ana po przełknięciu za gorącego jabłka z hipsterskim karmelem fe mezon. Jaka, pardą?

Un ras ąglez. Kinszarl.

Aha, kinszarl, nie widziałam nigdy chyba. Oj piesku, nie podjadaj mi tu bagiety. A jak pan pisze tę nazwę w oryginale przez y, bo jakoś nadal nie dosłyszałam?

Toć mówię po raz czeci! Le roi Charles bym napisał! Kinszarl!

Thursday 15 October 2020

rower

 Zasiadła se Ana Martin na markecie, zajada na nielegalu naleśnika, maskę se zdjęła, zupełnie jakby to był 2019 albo inny normalniejszy rok, no i siedzi na stołku, choć nie wolno, co jej go podstawili Bretońscy, choć nie wolno, ale mówi, że to jak tydzień temu z taką inną, co tam na Wanmenemie na rogu mieszka, więc tak prosi, a oni tak robią.

Siedzi w słońcu i paczy nagle: co to rower, czy omam nijaki? Na sprzedaż? Tu? To przecie nie ryż czy inny wyrób hindusko-wege. Weże ups.

Przeciera oczy, w tym to pękniete, ale i to oko, i to drugie, obaj oni mają rację: je rower. Stoi. Na sprzedaż. Wesoły, żółty, na oko porządny, hipsterki, jak z Sanżila do Iksela albo i Tysiaka.

Zaraz zaraz, wstaje Ana. Zaraz zaraz. Ja tu wrócę, zastrzega się, sank minut, albo i dwie tylko.

Ten rower to na sprzedaż? zaczyna uprzejmie, bez maski, no bo jadła, no co.

A tak.

Ale jak to, czterdzieście ojro tylko? Karont euro?

A tak.

No ale jak to?

A tak to, że nogi mnie bolą.

Nie kradziony on ci?

Dlaczego kradziony? oburza się nieco Czerwony Polik. 

No bo...no bo...parseke..ha, tu Ana się zacina, bo doprawdy nie idzie powiedzieć, że żółć i forma, no i hipsterstwo nade wszysto nie bardzo pasują do twarzy sprzedającego. Podlanej z rana już. 

To dlaczego pan nie chce takiego fajowego roweru?

Bo mnie nogi bolą pani! To chce czy nie? Prenez czy nie?


Wednesday 14 October 2020

amour

Madame już nie sprzedaje na targu, zagaduje Ana Martin uprzejmie na targu w sercu Sanżila, jak za dawnych czasów zupełnie, z tym że przez gminną uklowską maskę nie widać wyraziście uprzemojści.

Oj, już dawno nie, pada z przeoranej życiem twarzy. A raczej nie życiem, tylko piciem. Madame już w Szwajcarii. En Suisse.

En Suisse doprawdy? wyraża swe zdumienie Ana na tyle głośno, że nawet ją przez maskę słychać wybitnie. Hmm, Suisse. Ze dwa-czy lata będzie? Bo przecie na targu od dawna nie robi? To tam tęraz sprzedaje herbaty i takie tam inne arabskie?

Madame, gdzie tam. Moja Madame już pracować nie musi. Vous savez, il a beaucoup d' argent,lui...o la la, boku boku. Elle fait une belle vie maintenant, madame, la-bas, en Suisse.

Aha, Ana nieco zbita, aha...ale jak, przynajmniej szczęśliwa?

A jakże, madame, c'est ce qu'elle dit. Elle a trouve l'amour de sa vie. Boku d'argent, donk amur!

Monday 12 October 2020

ahmed

Ana, zapisałaś już lapetit do Ahmeda, rozlega się sąsiedzko przez płot? To Alin, matka czworga, z polskiego: Halynka. 

Do Ahmeda, dziwię się na boku, do ahmeda jakiegoś, a po co, że dopytam ciekawie, po co Jesienka u Mohameda tego? Alin, se kła, Ahmed? Albo ki - kto?

O zapisy do amed się rozchodzi Halynce, Ksenio, amed, podstawówki takiej podstawowej, powszechnej, prymer  - dla hipsterstwa belż i polskiego też, jak się uda. To Hamaide w pisowni. Z dwoma kropkami na i, o! Dzieciaki tam chodzą, to i nasza lapetit by mogła. Teoretycznie.

Nie, co ty Halynko, listdatont do ahmeda jak stąd na Sanżil pewnie, czekają i czekają, to jeszcze nie próbowaliśmy nawet. Pa de szons na dzień dzisiejszy. Ale mersi Alin Halynko, że pytasz, będziemy dzwonić do Ahmeda, choć losowanie miejsc odbyło się już zimą, przed koroną, jak to wyczytałam właśnie. Wyprzedzili szkoły komunalne o pół roku.

Zaraz zaraz - niektórzy chętni do akeja, classe d'acceuil, mieli wtedy po dwa miesiące, dobrze liczę? liczy dobrze Roman. No takiej daty wczesnej na zapisy bym się nie spodziewał, liczyłem na jesień tę tu, co nam nadeszła właśnie, ale wiosną to naprawdę o wiosence myślałem, a nie szkole.

Roman, a ile lat ty na tym świecie żyjesz, a na Sanżilu to już w ogóle, by takie pytanie o szkolnictwo stawiać? Jest jak jest, nie ma się co przejmować i porównywać do Polski A B C i D wręcz, gdzieś się uda małą usadzić w maternelu, nie takich cudów dokonałam, jakem Ana. Ahmed nie ahmed, Mesidor też się nam w sumie podoba, podobno tsza się spotkacć z dyrektorem, bo lubi roztaczać wizje o swoim proże pedagożik. Niech roztacza - ważne, by Jesience było dobrze. 

Thursday 8 October 2020

sans voiture

Jednego w koronie nie było na sanżilowskich i okolicznych ulicach na pewno: aut. Korków. Smrodu. Hałasu.

Myśleliśmy se, że to wyjątek, bo przecież niby samochodów co mrówków, a tu proszę: okazuje się, że większość brukseńczyków auta w ogóle nie ma. Najwięcej na Sanżosie i Sanżilu, najmniej na Woluwach, no ale i tak dobrze to wygląda, zdaniem Any: od 69% bezautowców do 33%, średnia i tak na korzyść stibu i piechurów, bo aż 53% menaży auta na własność nie ma. Tak wylyczyli. Statystyka, ludzie!

Co oznacza, że coś tu nie gra, skoro tak mało dróg dla rowerów, a tyle dla samochodów plus co chwila parking. Co oznacza także, że jest wiele menaży, gdzie jesto jedno lub więcej aut, bo pokoronne korki są jednak wszędzie. Po co komu więcej niż jedno auta, pyta Ana, w dwóch naraz chce siedzieć? Tego jeszcze się nie da, nawet w Brukseni.

Wednesday 7 October 2020

cilest

Powiem ci jeszcze, że 28 kilo ważyłam w ósmej klasie, no mówię ci, 28 kilo ważyłam, że aż na żimnastik, tym to, włefie no, nie brali mnie do fikołków, bym się nie połamała. I ze szkoły kazali ojcu do Warszawy wieźć, do dziś pamiętam, jak mnie wieźli wartburgiem, ojciec klął, ale zawiózł tym wartburgiem, mówiłam. I oni tam w tej Warszawie, by brać tabletki jakieś, bo czas, to się ureguluje wszystko. A ja dziewczyna ze wsi byłam, nie wiedziałam, na co te tabletki, więc do Biernackiego poszłam, pamiętasz go? Że co? Owszem, weterynarz był, owszem, ale na tabletkach się znał, więc mi wytłumaczył, co to ten cilest, a że ja w ósmej klasie już byłam, to nie powiem, mój organizm od razu ich zaakceptował, nie powiem, jak należy. 


Tuesday 6 October 2020

sport

 Wziął się do nauki, owszem, nie powiem, jak nie zdał do klasy...co mówisz, nie słyszę? Do której? No nie wiem, czekaj, do drugiej no; a ja mówiłam mu, że te gierki to nic nie warte, a teraz sam przychodzi i mówi: mamuś, ja widzę teraz, że nauka najważniejsza. A ja na to: widzisz, nie mówiłam?

Tak, dobrze, że się wziął za siebie, ale przytył od tego grania, nie powiem, ma tendencję do tycia; no ale wyobraź sobie, że w makdonaldzie to tylko sałatkę z kurczakiem wziął ostatnio, i sport chce uprawiać, a ja na to: na ch...ci sport, jak bez diety, no powiedz sama? Pobiegał by z placu na plac, jak ja cały dzień, to by od razu schudł, ojej, już dojeżdżamy do Mid, to cześć cześć zadzwonię!

Sunday 4 October 2020

syryjczycy

Jak Sanżil Sanżilem, a Ukle Uklami - takiego obrotu sprawy w koronie to się nikt nie spodziewał, nawet ci, co się korony w lutym spodziewali, tacy mądrzy byli i owszem - no ale wojny syryjsko-bjo pod flagą brukseńską tego to jednak nawet ci najbardziej przewidujący by nie wymyślili.

Najpierw z serca Sanżila zniknął czarny. Rynek. Ekobjo do bólu i pyszne do bólu. Już Anę Martin zabolało. Bogdzie tu brać karmę, skoro joga to nie to?

Gdy w lokalu po czarnym wreszcie zaczął się remont, Ana Martin zerkała z nadzieją, że może jeszcze czarniejsi się wprowadzą i jeszcze coś hipstersko-atrakcyjnego dorzucą w tytule, tytułem popularności, w rodzaju wegan soja bez glutenu, ale nic z tego. Bo przyszli...Syryjczycy. Mięso. Tłuszcz z falafla. Warzywa owszem, za to słone do bólu. Okej, może być wersja wege, ale słaba to pociecha doprawdy, ile falafli można wepchnąć, no ile.

A teraz jeszcze to. Padł Grenc. Ostoja tejże to uklańskości, co to zdążyła w XXI w. wybrać się z duszą na ramieniu na Sanżil i dostrzec nowe trendy: że na obiad to już nie tylko stek, bolo i lokalny grek, ale także zupa, ziarno i sałata, do tego szejk, najlepiej zielony z kryształami, ups, kryształy za drogie, no to może w krysztale choć. Oferował to grenc, i już na Sanżil jeździć nie czeba było. Komu to przeszkadzało?

Korona wstrętna, niełaskawa dla horeki, wiadomo. Sawa, spoko, takie są koleje świata. 

Sawa czyly?

Lokal sawa się zwie, owszem. Roman, w sam raz dla ciebie sawa, strawa. Ale mnie zastanawia , czy to aby nie wielka polytyka. Spisek jakiś. Syryjczycy jacyś. Kuzyni tamtych, niesie wieść. 

Ani chybi wirus tu jakiś zapanował.