Monday 21 March 2016

(413) dragi

Drogi ty mój, i to wcale nie ukochany. I nie ta liczba. Drogi wy moje, tak się dziś mówi. W Antwerpii najczęściej w Belgii.
Hę, mruczę? Wszystkie drogi prowadzą do Antwerpii nagle?
Drogi nie, ale ślady w ściekach tak, komplikuje wszystko Roman.
Hę - teraz nie rozumie nic i Ana Martin.
Taką zagadkę zadaje z rana  Roman w zimowo-wiosenny jakby poranek na Sanżilu, przed wyruszeniem w drogę oczywiście.
Dobra, widzę, że wam nie idzie: otóż okazuje się, że Antwerpia wreszcie przebiła Bruksenię.
Brawo, mruczę pod nosem, bo co, Unię z naszym sobie tam przenoszą?
E tam, nie. Jest na ustach wszystkich w Europie. Albo nie, powiem inaczej: pod nosem! W nosie.
W nosie ktoś ją ma? W Walonii pewnie - ale i tak się muszą z nią liczyć.
Dobra, koniec z tymi zabawami, choć może niektórym i o zabawę chodzi w tej sytuacji ze sławą: mianowicie Antwerpia stanęła na najwyższym podium w Europie, jeśli chodzi o dragi. Dragi. Drogi czy dragi? Narkotyki! Ana, pomocy!
Oj, jam nie władna oceniać, jak się winno mówić, jako matka stronię od dragó i drogów, a nawet dróg. Zresztą zawsze chadzałam własnymi, to i pod tłum wciągających i wstrzykujących sobie to i owo się nie podpinam.
O co wam chodzi, nadal nie łapię, choć podobno mowa o moim pokoleniu iks.
Ksenia, wszystko jasne, patrz tu: Antwerpia na pierwszym miejscu pod względem ilości śladów amfy w ściekach. W innych kategoriach - kokaina, metamfetamina, ekstazy i trawa - też za każdym razie w pierwszej piątce.
Czyly co, brawo, biję jakoś niepewnie w ręce.
Brawo, krzyczy Iwonek, a Groch uderza miarowo w łapki.
No chyba nie brawo zdecydowanie, tylko wstyd wielki na całą Belgię, Ojropę, świat i wszech. Podobno wskaźniki kosmiczne. 
Prowadzimy! 
Nie tylko to. Jakaś dziwna zależność się wytworzyła między tym drugim dialektem a amfą. Mianowicie za Antwerpią Ajndhowen, pisane inaczej, bo Eindhoven, piąte Ninow, pisane Ninove. Wszystkie te miasta mają coś wspólnego.
Co, amfę?
Głupi jakiś ten Roman doprawdy, jak po koce jakiejś. Przecież nie to, tylko język, dialekt! 
A może to dlatego, że ciężko się go nauczyć i ten czy ta, ów lub owa się wspiera nielegalnie?
E tam, bzdura. To mają wspólnego, że w Belgii przemyt i sprzedaż idą na wielką skalę. 213 mg w Antwerpii na głowę, w Eindhoven 204. Ninove już jednak dużo gorzej - zaledwie 124 mg. Reszta daleko w tyle.
Smutni  - przegrali.
Wiem! Wpadam na pomysł. A może to kolejne oszustwo i tak naprawdę to ta sama amfa? Bo skoro język, to może i ścieki mają wspólne. Może to ta sama rzeka?
Droga wodna czyly. Choć nie da się wejść dwa razy do tej samej rzeki, bo wszystko płynie.
Spływa do kanalizacji nawet, uściśla Ana.
Drogi czy dragi, wszyscy tam skończymy.

Thursday 17 March 2016

(412) obława

Gonią, gonią. Za króliczkiem, takie powiedzonko kiedyś zasłyszałam. 
Nawet by pasowało wielkanocnie, bo las fore, Forest, już mamy, gdyby to były zajączki, a tak w ogóle i wogle: króle i zające. Bo za dorosłymi tu gonią po całym fore. Foreście, jak kto woli. Forście, w drugim dialekcie. I nie zające. Za to : terrorystów gonią. Dorosłych.
Tropią ich jak zające niby, a ci odkicowują co rusz, taki stan rzeczy, podsumowuje, choć to początek zaledwie, Ana.
Zaczęło się we wtorek. Bawimy się, lub udajemy, że bawimy, na jupiterze. Wszyscy obecni. w tym najważniejsi gracze: Iwonek, Bączek, Groch, Nuna. Wraz z nimi pionki: Ana Martin, Ksenia, czyly ja, Rita, Grabula i co tam się jeszcze matczynego znalazło. Nagle Iwonek podnosi palec i mówi: o, helikopter. Za chwilę Bączek: o, drugi jest. Za nim Nuna, Groch nawet i inny drobiazg dziecięcy. Bo też ci tych helikopterów leciało jak mrówków. Z całej Belgii chyba, a może i nato jakiegoś, tyle ich tam się normalnie pałętało po niebie. 
Stoimy se, stoimy w piachu albo pod zjeżdżalnią, udajemy, że bawimy, za to na całego nabawiamy kataru w marcowej wichurze, a tu nagle wlatuje na plac kolejna matka i krzyczy: ludzie, szczelają się. Tak normalnie drze się i to z polska jeszcze, bo na jupiterze o Polaka czy Polkę A, B, a szczególnie C nietrudno, o Polkę nawet łatwiej, wszak drobiazg dziecięcy zajęciem polskim tradycyjnie kobiecym jest. Zwłaszcza w marcu, miesiącu kobiet.
Wracając do helikopterów: huczało, buczało, terkotało nie na darmo. Bo jak ta matka A B lub C tylko zakrzyczała była, kto żyw, mimo że to matki, kobiety czyly, więc żywa raczej, rzucił się do ajfona, choć odbiór na jupiterze zakłócony przez nie wiadomo co od dawna. Fale elektromagnetyczne, jak w Warszawie u ministra, czy coś.
Jednak jakieś info piąte przez dziesiąte te fale przepuściły, bo oto okazało się, że na Foresto-Forście dolnym, gdzie Rita z Bączkiem jeszcze mieszkają, policjanci poszczelali się właśnie co ze zbójami. Terrorystami tzw. Jednego zabili, dwóch uciekło. Jeden do szpitala, drugi na jakąś szosę. Szukają go nadal.
Obława to się nazywa, przypomina sobie wojenną polszczyznę, wyklętą ostatnio, Roman.
Tego dowiedziałyśmy się jednak później. O obławie co gdzie jak kiedy. Znaczy w środę, gdy już można było o tym mówić. Trzęsąc się ze strachu, co dalej.
I nie mogąc nigdzie dojechać tramwajem, bo w środę chyba chłopaki uciekali tunelami pod Sanżilem. Godzinę byłam szła, a wraz ze mną tłumy, przypomina Ana.
Znów W Belgii niemiło, jakoś. Wiosna coś niemrawo kroczy.

Wednesday 16 March 2016

(411) prawko

Ej, kiedyś to się jeździło po Belgii, westchnie niejeden lub niejedna, jak słyszy, ze wraz z autem kupowało się prawo jazdy. I gotowe, można było sunąć i straszyć przechodniów.
Ej, to były czasy.
Potem już coś tam trzeba było zdać, ale i tak było nieźle, na prawko samochodowe B można było bezkarnie jeździć motorem, jakby człowiek normalnie cały czas na nim jeździł, a przecież wcale nie.
Potem już nieco gorzej, ale nadal można było próbować różnych rozwiązań, mianowicie nie przepuszczać za nic w świecie tych z prawej, bo jak się raz nabrało prędkości, to nie trzeba było odpuszczać, tylko gnać przed siebie z zaciętą miną i z klapkami na oczach.
Potem przyszła unia i wspólne przepisy. Ale tylko niektóre.
Ej, nadal nie jest źle, twierdzi Ana. Duża wolność. Nie trzeba zdawać nawet praktyki, by jeździć. Wystarczy teoria i gid.
Gid? Gad? 
Nie gid, guide się pisze. Przewodnik czyli albo przewodniczka, tylko wtedy z innym rodzajnikiem oczywiście.
To znaczy, że ktoś ci to auto prowadzi? Czy cię prowadzi w aucie?
Nie, siedzi koło ciebie.
I każdy może takim gidem zostać?
Ej, mówiłam, że są unijne przepisy. Nie, nie wszyscy. Jakoś tam Bruksela czuwa, choć tyle problemów z uchodźcami i w ogóle. Otóż na gida trzeba mieć osiem lat doświadczenia za kierownicą i zero wypadków na koncie.
To nie tak trudno, ocenia Roman. Mógłbym ja, mogłaby Ana, Ksenia by nie mogła.
A ja, dopytuje Iwonek?
Też jeszcze nie, synku.
A kiedy, ej, ja też chcę!
Jeszcze musisz trochę poczekać, ale kto wie, może razem prawko robić będziemy. Szczególnie, że takie rozwiązanie kosztuje o niebo mniej, niż to, co się działo w Polsce A B i C. Gdzie korupcja, płacenie, niezdawanie, zalewanie się łzami było w normie, jak słyszałam o udanie, a w większości nieudanie zdających.
Fakt, tu łatwiej i taniej. Choć kary i mandaty też kosztują.
Moje mandaty dużo kosztują, potwierdza Iwonek, który uwielbia się bawić w policjanta.
Tu też coraz więcej. Szczególnie, że przyjdzie zapłacić też za wykroczenia zagraniczne. Mianowicie, dotąd było darmowo, jak się byle jak sunęło lub parkowało w Holandii. Ale już nie. Już się dogadali. Już spływają pierwsze wnioski. Już mniej pieniędzy w niektórych portfelach.
To pierwsza taka umowa między Belgią a sąsiadem? Nie, już działa podobna z Francją. I chyba z Luksemburgiem. 
Działa, potwierdza Ana, obciążona niedawno mandatem.
Najwyższa pora, surowo kiwa palcem komisyjny Roman. Teraz poczekajmy na wprowadzenie nowej dyrektywy. Krosborder się będzie zwać i karać tych, co popełnili ciężkie wykroczenia za granicą. Z gidem lub bez gida, nikt nie może być pewny.

Tuesday 15 March 2016

(410) koperty

Próbowaliście wysłać coś ostatnio? Święta idą, bedzie okazja. Postać w kolejce. Popchać się. Wepchać się. Pokłócić o miejsce. Nerwowo szukać numerka i przegapić swoją kolej. Wkurzyć się, że się zapomniało znaczka, pieniędzy, adresu. Albo kopertę ma niewłaściwą. Nie belgapost. Niewymiarową.
Nie martwcie się, nie tylko wam się to zdarzyło.
Popatrcie, do czego ostatnio doszło na Woluwach.
W belgapoście, a jakże. Przecież poczty polskiej tu nie ma, kto to widział, ani na Sanżilu ani w okolicznościach nie uświadczysz.
Po godzinie stania!
Oto, co donoszą. W pierwszej osobie piszę, choć to nie Ksenia. Za to równie pouczająco. 
----------------------
Ja też nie mogłam swoich listów wysłać od razu, bo przecież musi być jakiś problem. Okazało się, że koperta o nieprzepisowym wymiarze była i dopłata  - trzykrotność normalnej opłaty. No to ja proszę, żeby mi sprzedać kopertę o wymiarze akceptowanym przez belgapost i znaczek odpowiedni do niej. 
A baba mi na to, że tam są, niech sobie poszuka na stojaczku. To ja idę do stojaczka, jest cala paczka kopert, 20 sztuk (bo jednej nie można kupić), ale i tak kosztuje to mniej niż znaczek na nieformatowa kopertę. wiec muszę odejść od okienka, przełożyć do normatywnej koperty moje papiery, zaadresować i jeszcze raz do okienka po znaczek... 
Godzinę trwało, nerwów się najadłam, ale w końcu wysłałam.
I biegiem do innej kolejki wyjaśniać fakturę, o czym już było.
----
To teraz wasza kolej. I kolejka. Świąteczna.

Monday 14 March 2016

(409) tłumaczę

Tłumaczę i tłumaczę wam tu przecież od lat, że nie tak łatwo być tłumaczem w Belgii, nawet jeśli bym była i tak tłumaczką, tłumaczy nam i się przy okazji jakby trochę Ana Martin. Nie chcą nas! Myślą, że sami sobie poradzą. 
Ale kto, nie mogę zrozumieć tych tłumaczeń.
Urzędy! Sądy! Ale dobrze im tak. Jest afera. Na lotnisku niby się zdarzyła, ale okoliczności sprawiły, że sprawa trafiła nie do Zawentem, nie na Sanżil nawet, lecz do Hal-Vilvorde. Gdzieś to jest po drodze gdzieś tam, nie pytajcie mnie gdzie. Nazwy też nie idzie przetłumaczyć na nasze, więc niech już będzie po lokalnemu, tzn. w tym drugim dialekcie, nieprzetłumaczalnym tak czy owak.
Idzie o to mianowicie, że Belgia, i nie wiem, czy chodzi tu o poszczególne kraiki w rodzaju Walonii czy Flandrii, nie chce płacić za tłumaczy w czasie przesłuchań. I nawet nie wie, czy tłumacze są. Na liście przysiegłych.
Ale kogo oni to przesłuchują? Tak sobie?
Nie tak sobie, póki co, choć idzie gorsze w Europie i świecie, o Polsce A B i C nie wspominając. Póki co jednak -  obcokrajowców, którzy popełnią przestępstwo, cierpliwie tłumaczy Roman, do tłumaczeń nadający się zdecydowanie bardziej od Any. Otóż zgodnie z prawem, każdy ma prawo do przesłuchań w języku, który rozumie. 
No tak, potwierdzam, nie wszyscy mówią w tym dialekcie głównym, mniej głównym oraz trzecim niemieckim. O angielskim czy polskim nie wspominając.
To to jeszcze nic. Na przykład ta ostatnia afera z lotniska. Chodzi o łotewski.
A kto mówi takim językiem, co to o nim pierwsze słyszę, a drugie to maksymalnie na pewno?
Łotysze. Mieszkańcy Łotwy.
A gdzie to jest?
Niedaleko Łotwy?
E tam. Bo na ły niby?
Nie, bo geografia. 
Ale gdzie obok Łap niby?
Koło Litwy.
Jak to, ruskie czyli?
Nie ruskie, tylko łotewskie. 
Ale tam gdzieś?
Tak. Gdzie Rosja dziś. A Łapy niedaleko. I rosyjski króluje w sumie, ale ten Łotysz akurat, co to z 4 kilo kokainy zlądował z - uwaga uwaga - Dubaju - domagał się tłumacza lub tłumaczki z łotewskiego. W sądzie panika. Nie ma!
W końcu przyjechała pani z ambasady, pomogła. Nagadała się i nagadała, nie na darmo, ale za darmo. 
No to się udało?
Ale to był dopiero wstęp. I jak chcieli dalej go przesłuchiwać, bo cztery kilo to trochę dużo jednak - okazało się, że nie ma kto tłumaczyć. I że pan szmugler  - udawanie lub nie - nie rozumie. W związku z czym musieli go wypuścić.
I tak biega z tą kokainą? Czyly jest przestępstwo? Czyly można go wsadzić do paki i już?
Nie juz, w tym rzecz. Na razie musili go wypuścić, bez kokainy. Teraz sąd się może odwołać. Ale szanse na znalezienia tumacza są nikłe. Za darmo nikt nie chce, a nawet jakby zapłacili - to i tak nie ma żadnego tłumacza przysięgłego z łotewskiego na liście. A kokainista, jak każdy obywatel, ma prawo zrozumieć, co mu się zarzuca i co mu grozi. 
Hmm. I co teraz będzie?
Dwa scenariusze. Albo znajdą tłumacza, zapłacą mu lub jej, albo za dwa tygodnie trzeba będzie Łotysza wypuścić na wolność na dobre.
Kokainę też oddadzą?
To akurat nie. Co nie zmienia faktu, że w Belgii znów rozgorzała dyskusja, co począć z tym fantem. Bo tłumacze są nieopłacani od dawna, a listy nieaktualizowane. Kilku rzezimieszków już się wymknęło w ten sposób sprawiedliwości. Prawdopodobnie, ponieważ ich adwokaci doskonale wiedzieli, że sądy nie znajdą tłumacza w ich języku i należy się upierać, że bez tłumaczeń ani rusz.
Toż to samo powtarzam przecież. Bez tłumaczy ani rusz. Rację mam znów. Nie przetłumaczysz jednak uparciuchom.



Thursday 10 March 2016

(408) polity-ko-biety

Kobyła ma mały bok. Każdy niby zna, wte i wewte słyszał, ale skąd to pochodzi?
Od kobiety.
Od Ewy? śmieje się Roman. Od mały prędzej.
Wszędzie kobiety w tym tygodniu normalnie. 
I tak wciąż za mało, narzeka Ana Martin, ale słusznie zda się. Fakt, statystyki nie kłamią. Oto co 8-marcow napisano o politykobietach.
---------

Z dossier przygotowanego przez francuskojęzyczną gazetę codzienną Le Soir wyłania się obraz, dający dużo do myślenia szczególnie pod względem uczestnictwa kobiet w polityce, zarówno na szczeblu federalnym, jak i regionalnym (w Belgii sytuację komplikuje fakt, że istnieje rząd i parlament na poziomie federalnym oraz 5 rządów i parlamentów „dodatkowych” - przypisanych do wspólnot językowych). Przypatrzmy, jak rozkłada się cyfrowo udział kobiet i mężczyzn:

Rząd belgijski: 27% kobiet, parlament: 38%


Flandria: rząd: 44% kobiet, parlament: 43% 


Walonia/Bruksela: rząd: 28% kobiet, parlament: 42% 


Walonia: rząd: 8% kobiet (!) , parlament: 41% 


Bruksela: rząd: 50% kobiet, parlament: 42% 


Niemieckojęzyczni: rząd: 25% kobiet, parlament: 32% 


Jak widać, prawdziwy parytet został osiągnięty tylko w rządzie regionu Bruksela, a więc zasięg jego oddziaływania nie jest zbyt szeroki. Uwagę zwraca praktyczna nieobecność kobiet w rządzie regionalnym Walonii.

Wednesday 9 March 2016

(407) pupa

Co ma piernik do wiatraka, niejednokrotnie ma ochotę się zakrzyknąć w perspektywie, aspekcie i konspekcie wydarzeń lub zdjęć. Wczoraj, w tzw. dzień kobiet, i w ogóle każdy. Na przykład, stając jak osłupiała przed reklamą piernika. Gdzie, jak się okazuje, najważniejszy jest nie piernik, lecz pupa.
Zwykła ludzka pupa, upewnia się Roman? Ta z dandoja?
Tak, Dandoy przez igrek taką reklamę sobie zafundował.
Na niej pupa okazała. A nie wiatrak tym razem.
Kobieca do tego. W rajtuzach. Czerwonych. Błyszczących. Reklamująca ciastka, nie wiadomo dlaczego. Bo co ma kobieca pupa do piernika?
Kobieta też człowiek, jak twierdzi jedna słynna profesorka, Ana cytowała po konferencji jakiejś tam, przypominam.
Z czym się zgodzić należy, potwierdza Ana Martin skwapliwie, ale dlaczego jednak na reklamie to jest zawsze pupa kobieca? Rzadko kiedy męska. Do tego wypięta?  Na czerwono? W stronę widza płci żeńskiej lub męskiej właśnie?
I dlaczego ona właśnie reklamuje pierniki?
Owszem, dość to skomplikowane, zaduma ogarnia Romana. Co ma pupa do wiatraka?
Bo normalnie to wiatrak na niej stoi. Młyn znaczy się. Reklamowy znak.
Embieje to pewnie jacyś wymyślili.
Emibieje? Mizogini?
Nie rozumiem, ale kiwam głową, bo rozumiem, że mizogini zdecydowanie nie są mężczyznami feministami na ef.
Tłumaczą tu, że to taki żarcik walentynkowy, zaczynam z ostrożna.
Serio?
Tak. I to kobieta mówi.
Oczom nie wierzę! Pokaż!
Proszę, jest. Ta pupa to nie pupa niby. To serce. Stylizowane.
Ale ohydne tłumaczenie.
To sam powiedziała, tylko po belgijsku, jedna ministerka. I kilka posłanek. Dodając, że to poniża kobiety, nawet jeśli reklama na wysokościach, dodam dla porządku.
Czyly reakcja natychmiastowa. Właściwa do tego. Nie jak w Polsce A B i C, gdzie w takich przypadkach wszyscy głowę w piasek chowali.
Nie, tu nikt głowy nie schował. Nakazali zdjąć, to zdjęli.
I tyle.
Co też nie jest dobre, diagnozuje Ana. Bo skoro było i się skończyło, to jakby nie było tematu. Tymczasem temat zdecydowanie jest.
Wszędzie. Na Sanżilu widać równie jak w Polsce. W dzień kobiet szczególnie. Ksenio, czuwajmy!

Tuesday 8 March 2016

(406) 8 marca

Ksenia Ksenią i Bruksenią, a Ana Aną Martin. Też coś potrafi napisać, przyznajmy jej. Choć starawa, to nadal zdolna, nawet sobie to i owo przy okazji przetłumaczy. 
Przykładowo z lesłara o kobietach. Belż. La. 
Dlaczego o kobietach? Heloł, wiosna za pasem, choć śnieg pada! Heloł, policzmy, coś się przypomina? Piękne polskie słowo, co to litera ta talko w ojczyźnie matczyźnie...tak, na na u z kreską...e...e...tak, ósemka! Bingoł! Razem: ósmego marca. Lub błędnie: ósmy marca. Na pewno jednak: Międzynarodowy Dzień Kobiet. Święto nie rajstop i nie goździka, tylko równości. Od 1977 r. uznane przez Oenzet, jak dodaje Roman.
To uczcie się i czytajcie Anę. Napociła się, to niech lajki zbiera przynajmniej.
------------------

W przededniu Międzynarodowego Dnia Kobiet w Belgii opublikowano dane dotyczące społeczno-politycznej sytuacji kobiet. Swoje sprawozdanie przedstawił Instytut ds. Równości Kobiet i Mężczyzn. Z jego danych wynika, że 3/4 pytanych Belgijek zaznało w pracy dyskryminacji z powodu ciąży lub czuło się molestowanych zbyt częstymi pytaniami o opiekę nad dziećmi. 7 skarg na 10 dotyczy seksizmu w pracy. Hafida Bachir, przewodnicząca feministycznej organizacji Vie féminine, uważa, że w ostatnich latach w Belgii zrobiono krok w tył - to kobiety stały się mianowicie głównie ofiarami zmian w prawie. Nie dość, że mniej zarabiają, przez co wzrasta zagrożenie popadnięciem w ubóstwo, to częściej pracują na część etatu - przez co w przypadku utraty pracy często nie mają prawa do bezrobocia (kobiety to 2/3 wykluczonych z grona uprawnionych do jego pobierania) . Mniejszy wymiar pracy oznacza także mniejsze składki emerytalne.

Poza tym w Belgii, bijącej rekordy pod względem liczby rozwodów, już 1/4 rodzin to rodziny z jednym rodzicem, najczęściej kobietą. To kobiety stanowią 60% uprawnionych tzw. zasiłku na rzecz integracji społecznej, dla rodzin z najmniejszymi dochodami.

Ciekawa zależność wynika z innego badania, dotyczącego urlopów. Okazuje się, że mimo że w Belgii świetnie działa system świetlic, to fakt, że w środy dzieci mają wolne od godz. 12 sprawia, że dużo matek w ogóle nie pracuje w ten dzień. Nie dotyczy to natomiast prawie w ogóle mężczyzn.

Wreszcie: mimo że to dziewczęta stanowią większość na uniwersytetach i osiągają wyższe wykształcenie, patriarchat trzyma się mocno także na uczelniach. Zaledwie 11% kadry to profesorki. Kobiety zajmują tylko 16% wyższych stanowisk w administracji (można jednak odnotować znaczny postęp, w 2008. r. było to tylko 8%). Rozdźwięk między zarobkami kobiet a mężczyzn jest szacowany na 10% - w sektorze publicznym. Wymiernie,w euro, wynosi to jednak bardzo dużo - bo średnio 345 euro za tę samą pracę. 


Jak wszędzie w Europie, wiele pozostaje do zrobienia. 


Monday 7 March 2016

(405) kafka

Dzieje się w Belgii, oj dzieje. Kawka istna.
Kafka? Z epjesu, chce wiedzieć Iwonek. Epjeso czy kapuczino?
Nie, z życia.
Kafka istny, Ksenio, poprawia mnie Ana Martin. 
Zwariuję z tą ortografią belgijską. Ale i tak lepiej od ortografii, niż od paczek. 
Paczcie sami, co sie przydarzyło paczce na poczcie, belż belgapoście. Oryginał autentyczny przez y!
------------------------

Przede mną babka (chyba Rumunka albo Bułgarka po akcencie wnoszę) odebrała paczkę, która  - jak się okazało - wróciła do niej, bo nie została właściwie opłacona na belgapoczcie. Na to babka się nieco zdenerwowała i żąda wyjaśnień, bo przecież paczkę nadała na poczcie właśnie i zapłaciła tyle, ile jej wyliczyli w okienku i nie wymyśliła sobie, ile tych znaczków ma przykleić, więc nie jej wina, że poczta belgijska źle naliczyła opłatę za przesyłkę. Oni popełnili błąd, a teraz ona ma problem, bo paczka wróciła, kasa wydana, a zawartość przesyłki (prezenty) niedostarczone na czas. I co teraz? 
Dodatkowo, ponieważ paczka wyglądała na nieco sponiewieraną, poprosiła babę z okienka o komisyjne otwarcie paczki na poczcie, tu i teraz, czy nic się nie zniszczyło. Tamta nie chciała się zgodzić, ale poszkodowana otworzyła przy niej przesyłkę i okazało się, że wszystkie ładnie zapakowane prezenciki ze środka były pogniecione, papier porwany i być może zawartość zniszczona... najwidoczniej paczka spadła kilka razy z tira.
Na to gruba baba z poczty, głosem nieznoszącym sprzeciwu, mówi, żeby poszkodowana napisała reklamację i wysłała ze strony internetowej, bo ona jej tu nic nie pomoże i ma innych klientów. Szkoda mi się tej poszkodowanej zrobiło, bo nie byla ani nieuprzejma, ani napastliwa, a babsztyl z okienka opryskliwy i paskudny. 
--------
Nikt z obecnych nawet nie pisnął słowa w sprawie? dopytuje Ana.
Nikt.
Oj.
Kafka. Niesmaczna do tego.  Kwaśna mina zostaje i gorzki posmak.


Sunday 6 March 2016

viol conjugal

117 skarg violence sex au couple, na 40 tys skar o przemoc w malzenstwie. statystyki policyjne

9% szacowane

amnesty  - ze 1/4

une plainte de MADAME A L'ENCONTRE DE MONSIUE, JAMAIS EU

plus belle ba vie - po odc. serii tv

Thursday 3 March 2016

(404) proksymus

Idzie nowe. Jakże by inaczej, skoro wiosna. Ale w urzędach - po staremu. Czy to Sanżil i okoliczności, czy Polska A B i C - zawsze to samo. Czyly głownie czekanie. A potem użeranie się w sprawach, których być nie powinno, bo są z kosmosu, jak twierdzi Ana Martin.
Przykładowo takie internety. Owszem, można by powiedzieć, że kiedyś internetów nie było, i też było dobrze. Ana twierdzi co prawda, że były internaty, a w nich niewesoło, ale kto by jej słuchał, na cybernetyce to ona się tyle zna, co kot nie napłakał. 

A więc internet. temat rzeka sam w sobie, a jak dojdzie do abonamentów - to dopiero się zaczyna. Roman coś o tym wie, bo na cybernetyce zna się akurat bardziej, niż kot napłakał, a to głównie dlatego, że niejedną z komisyjnych godzin pracy spędził na zastanawianiu się, czy proksymus, czy wodafon, czy belgakom, a może jednak skarlet. Padło na skarleta, i tym się żywią nasze aj wszystkie, ale czy to dobra decyzja była?
Nie wiem. I nikt nie wie, ponuro stwierdza Roman. Nie jestem zadowolony, ale inni mają inne abo, bo tak się tu w dialekcie mówi, i też narzekają, czyly na jedno wychodzi.
I tak mamy nie najgorzej. Bo co to Ana ostatnio zasłyszała, to normalnie włosy dęba stają, oczywiście nie Romana, bo skąd jak gdzie. Ale nasze stają. Nie mówiąc o tej umordowanej dziewczynie.
Umordowanej? Kto gdzie kiedy, chce wiedzieć Roman.
Co to jest zamordowanej, chce wiedzieć Iwonek.
Ula, ta co mieszkanie kupiła. Znaczy się: wyprowadziła z wynajmowanego. Znaczy: wymieniła teoretycznie wszystkie adresy, pozamykała umowy, dała nowe abo itepe itede. Siedzi sobie na swoim i myśli: wreszcie spokój. Ale nie.
Bo oto dostaje list. List, w którym każą jej zapłacić karę za niezapłacenie abo.
Słusznie?
Słusznie by było, jakby ona miała umowę z proksymusem. Ale nigdy nie miała.
I co?
To, co ja bym zrobiła, czyly panika. Zwolniła się z pracy i dzielnie maszeruje do proksymusa, by wyjaśnić. Wchodzi, karnie bierze numerek.
Jak na poczcie naciska, mamusiu, chce wiedzieć Iwonek.
Tak synku. Tylko numerek ma więcej cyfr, bo jakieś 283. Patrzy na monitor, a tam: 250. Tupie nogą ze złości, rozgląda się, usiąść nie ma gdzie, bo czeka już 30 osób, osuw według Iwonka. Trudno, staje w kącie i czyta książkę.
Czyta i czyta, mija godzina, patrzy: załatwionych 6 osób. Rośnie w niej złość i głód, więc mówi se: wyjdę i zjem.
Wychodzi. Je. Wraca po godzinie. Patrzy: 285. Znaczy: przyspieszyło kosmicznie. Znaczy: za bardzo.
To dużo czy mało mamusiu, 285.
Dużo. Za dużo. Bo mija kolejka. Jednakże na samą myśl, że to całe stanie na darmo, Ula bojowo rusza do okienka i daje pani umowę, poza kolejką, jakby nie było. Pyta: keskese. Że ona nic nie zawierała z proksymusem.
A pani na to spokojnie bierze papier, mówi: Nie jest pani pierwsza. Ale nic się nie stało. My każdemu taki dokument wysyłamy. Na wszelki wypadek.
Wzięła i podarła.
Ament, jakby powiedziała Ana Martin dziecięciem będąc.

Wednesday 2 March 2016

(403) sprzedam

Brokanty, wyprzedaże, obniżki - to wszystko już było, nawet w Polsce A B i C, no może bez brokantów i braderi przeróżnych, bo skoro nawet Polacy z Sanżila i okoliczności nie rozumieją, co to ma znaczyć, to co dopiero ci z A B i C. W każdym razie - ile można kupować tam, gdzie zawsze. No ile. Na szczęście jest nowe miejsce. Nawet majtki można tam kupić.
No ciekawe gdzie, powątpiewa Roman.
Proszę, lista. Epsowa.
Co to takiego, chce wiedzieć Roman.
No lista epsów słynna, na która się nie chcesz zapisać, tłumaczy Ana.
Ale tam są porady jakieś i dyskusje o niczym, a czasami czymś, ale z nikłym efektem tak czy owak.
Nieprawda, tryumfuję. Teraz tam można kupować.
Ale co?
Wszystko. Od pasa do lasa.
Od sasa do lasa Ksenio, ale skąd masz takie inoformacje?
Od koleżanki, co to była się tam zapisała ostatnio i od razu spadł na nią deszcz wiadomości. O sprzedaży głównie.
Ale jak to?
A tak to. Na przykład to: 
-----
Sprzedam buty dla pań. Ze skóry. Venezia. Rozmiar 38/39 . Założone kilka razy, w bardzo dobrym stanie.
--------------------
Ile toto kosztuje, dopytuje się Roman.
A co, klient się znalazł, podśmiewa się Ana? 
Roman, masz szczęście, może i tani prezent dla ślubnej będziesz miał, bo ceny do negocjacji, potwierdzam.
Czyli okazja okazję goni, a nie mówiłam? Ja te buty nie pasują, to może inne, choć cena może odstarszać, 25 euro: 
---------------
Botki zamszowe Temps des Cerises (tzw. ponadczasowy model). Cały czas w dobrym stanie, choć są ślady noszenia, bo jasny kolor
Oszczędnie używane (z 10razy może). Jak już zaczęłam nosić to ze smutkiem przyznałam ze są ciut za małe (nosze miedzy 38 a 39)

--------------------
Czekajcie, to nic. Te buty owszem, może i noszone, ze smutkiem lub na wesoło, to by za darmo oddać lub przekazać szło, tym paniom z ogłoszenia, ale poczekajcie, tu jest coś fajnego: 
---------------
Sprzedam dwie pary rajstop dziewczęcych. Jedne nowe nieużywane, kolor ecru, takie z wypustkami, bardzo ładne. A drugie raz używane, z ta Anna z Elsy czy jak tam to się zwie.
Cena za dwie pary 6 euro, do odbioru w...
-----........................
Gdzie, dopytuje Roman. Może się przejdę i zobaczę?
Nie będę kusiła losu, nie kusi losu Ana. Sam się zapisz i wyszukaj.
Ojej, rajtuzy z wypustkami mamusiu. Co to są wypustki? Ojej mamusiu, ja chcę takie rajtuzy, mogę? włącza się Iwonek. Tatusiu, kup mi?
Iwonku, to za małe. Ale tu buty widzę, zaraz zaraz... buty za duże z kolei. Ale może na zaś? Tym bardziej, że używane tylko czy razy.
------------------
Sprzedam eleganckie czarne skórzane buty dla chłopca (marka N-BUT), nr 34. Używane tylko 3 razy. Cena – 15 euro. Zdjęcie w załączeniu.
--------------------
Tylko czy razy. Pewnie komunijne, zgaduję.
Szkoda, u nas komunii nie ma. 
No to ostatnia szansa.
Oj, Iwonek znów za duży. Ale na Grocha - w sam raz. Roman, zapisuj się na listę w te pędy, by nikt cię nie ubiegł:
Noszone majtki do nauki sikania. Tylko trochę brudne. Cena : do negocjacji



Tuesday 1 March 2016

(402) de kinderen

Kinder. Wydawało mi się, że to słowo oznacza czekoladę, biało-brązowawą, bardzo słodką i bardzo dobrą. Tak bywało w Polsce A B i C. Na Sanżilu dowiaduję się natomiast, że to oznacza, nie zgadniecie co, ale to prawda najprawdziwsza: dzieci! Od razu w liczbie mnogiej.
By było bardziej międzynarodowo, Ana Martin twierdzi, że to po niemiecku do tego, choć na dzielnicy króluje francuszczyzna, a ewentualnie wkrada się ten drugi dialekt.
W drugim dialekcie, jak mówisz, kinder zamienia się w de kinderen i nadal oznacza dzieci. Szczęśliwe i nieszczęśliwe. 
Raport tu taki mam. O szczęściu dzieci w tym drugim dialekcie. O stanie ducha de kinderen mianowicie. 5 tys. sztuk w wieku 9-11 lat, czyli takich, co mają już za sobą trochę szkoły.
Szkoły życia w tym, wzdycha Ana.
Jak się mają?
Nad wyraz dobrze!
Super, cieszą się Iwonek i Groch. A co to szkoła życia mamusiu? Gdzie ona jest.
Wszędzie, synku. Ale widać w Belgii, a przynajmniej w prowincji Vlaams-Brabant, czyli Brabancji Flamandzkiej, dobrze uczy.
To jak madame Patrisja, twierdzi Iwonek.
Faktycznie, wyniki są zachęcające, przygląda się im z komisyjną skrupulatnością Roman. 8 dzieci na 10 jest szczęśliwych. lub inaczej: na 10 możliwych słoneczek, 75% przyznało sobie 8 słoneczek. 
To cieszy, co?
Jedni patrzą na to tak, a inni inaczej. Ci inni widzą, że 8,4% dzieci dało sobie 5 słoneczek albo nawet mniej.
To nie cieszy zupełnie.
I co z tym począć?
Można założyć, że nigdy nie jest tak, że wszyscy są szczęśliwi, niezależnie, czy mali, czy duzi.
No tak, ale skoro są to małe dzieci, bo co to jest 9 czy 11 lat, to raczej powinny być wesołe?
Chyba tak, zgodnie kiwamy głowami i główkami. Co wpływa na te nieszczęśliwe?
Problemy rodzinne i rozwody, piszą tu.
No tak, wzdychamy.
Krzyczący rodzice. Polowa dzieci powiedziała, że rodzice ich nie karzą. A 5% - że bardzo często.
Smutne.
Boją się też nie zdać do kolejnej klasy. A nikt im nie pomaga.
I jeszcze prześladowania w szkole ze strony innych dzieci. Ze strony stron internetowych. Fejsa i takich innych, co to ludzie w naszym wieku nawet ich nie znają.
O wypraszam sobie, wypraszam sobie - ja nie mam 40., jak co poniektórzy!
Owszem, ale i tak jesteś zacofana w stosunku do dzieci. Wyobraź sobie, z czym oni się spotykają. 48% używa komputera codziennie. 15% ponad 3 godziny dziennie!
3 godziny bajki oglądają? To dużo mamusiu? chce wiedzieć Iwonek.
Bardzo dużo, szczególnie że to raczej nie bajki.
A co?
Różne betiski. Takie głupotki.
Ja też chcę być duży i oglądać trzy godziny, decyduje Iwonek.
Nie ma po co synku, jak widać. Lepiej byc małym i fajnym.
Ale ja chcę!
I tak cię to czeka. Cieszy to jedynie, że masz dużą szansę dać swojemu życiu 8 słoneczek. Tylko spać trzeba więcej. Bo dzieci śpią średnio 10,2 godziny, to musisz Iwonku znacznie się poprawić. A potem zobaczymy, jak to będzie być dużym. 
A słodycze jeść można? Tylko trochę. De kinderen, kinder i inne.