Sunday 23 February 2020

rodzinnie

Poczekaj, przecież koleżanki to feministki. Poczekaj Władziu, poczekaj, tu leży dzidziuś. A nad nim jego mama. Feministka. Widziałaś to stara? - rozlega się radosny rechot starego, co to nie jest stary wcale, za to rozweselony, że hej.
Nad głowami maluchów, bo radosne odkrycie feministki na ef w Anie i mnie, siedzącej nieopodal, odbywa się wzrokowo, na podstawie angielszczyzny na naszych bluzach - na Uklach, w kąciku gminnym dla dzieci, co to jest wielką salą właściwie, prawie w dzień, co to on służy prawom kobiet. Feministek czyly. Bo feminizm na ef to wolność i równość.
Aha, widzę stary. A-ha. No no.
Następuje radosne szturchnięcie się w bok. Dodajmy, że stara jest w ciąży. Stary nie, też dodajmy.
Bo my feministek nie lubimy.
A-ha, na to Ana. Bo my z Ksenią lubimy. Same nimi jesteśmy. Podobnie jak Winterka, Lora i jej mała, co to były się zmyły już na drzemkę.
Aha, no to mamy problem, co stara?
No! Bo my nie lubimy. Bardzo nie lubimy.
Aha. Aha. To w takim razie czego na Drogenbosie szukacie? Było w Polsce siedzieć.
Różności szukamy w życiu. Znamy języki itepe itede. Lubimy se wyjechać. Ale te geje i feministki tu nawet - to za dużo tego.
Bo tu dużo kobiet, więc dużo feministek. To chyba jasne. Do wyboru, do koloru.
I może mi powiesz, że między nami nie ma różnicy, co?
Jak to między nami nie ma różnicy, dziwi się Ana. Oczywiście, że jest. Masz brodę i jesteś młodszy. A ja starsza i chyba mądrzejsza.
Wiesz, gdzie sobie tę mądrość możesz wsadzić, no?
Nie, nie wiem, stara się nie popłakać Ana. A gdzie?
Pomyśl! Ale najpierw dam ci szansę, by mnie przekonać. Lubię, jak mnie feministki przekonują, co stara?
Jasne!
Ha! 

Tuesday 18 February 2020

walentynkowo

Od dawna tu jesteś, zagaduje Ana Martin Latarkę. Tak, a co, tak się nazywa w uklowskim dialekcie. Wolność jest, bo co.
We wrześniu zjechałam. U ciotki na Skarbku zamieszkałam.
Na długo?
Jeszcze z półtora roku pewnie. Byle by na wesele uzbierać.
A-ha. A - ha - coś wyraźnie zastanawia Anę. A chłopak w domu został?
Gdzie on by usiedział, skąd - śmiech. U Niemca robi już kilka lat.
I ty tam z nim tam byłaś? 
Nie, wcale nie. U nas. U siebie. A teraz tu. Trochę po stałkach, trochę po dzieciach.
A-ha. A-ha. Czyly nie mieszkaliście ostatnio razem, tak?
Ostatnio? cha cha cha. Nigdy jeszcze. Po ślubie pewnie dopiero.
A ślub kiedy ma być?
Gdzieś za dwa lata planujemy. Bo i z datą u księdza niełatwo, i dom weselny czeba, i dom skończyć budować, wyposażyć, by na gotowe wejść. Wszystko kosztuje. On ma działkę, tyle dobrego.
A-ha. A-ha. I na to zbierasz właśnie? Ale wiesz, że przed ślubem to nie masz prawa do tego domu na działce narzeczonego?
Jak to? My się kochamy przecie. 
A-ha. 


Monday 17 February 2020

ortopeda

Ana, a ty nie znasz czasami  żadnego ortopedy, dopytuje się napotkana w tramie Malina.
ortopedy? Nie. A co ci się stało? Na ostry dyżur najlepiej chyba bynajmniej
Nie, zdrowiśmy, chwała temu w ogóle i wogle. Ale zwolnienie mi poczebne.
Od ortopedy? Nie rozumiem, nie rozumie Ana.
Powiem tak wprost: my jedziemy na wesele, to wiesz. Nasze własne.
No wiem,wasze własne. Ale to latem.
Ana, no co ty, a gości czeba prosić! Czy tygodnie nam zejdą.
Czy tygodnie na proszenie gości? Jezusie. To połowę zaproście.
No co ty Ana, obrażą się. I tak tylko 180 osób.
O rany. No to faktycznie. Ale po co zwolnienie od ortopedy?
Powiem wprost: tam gdzie mój narzeczony robi, to niby Polak. Okej jest. ale ten drugi, co zarządza papierami, to taki Belg że hej. W życiu się nie zgodzi, by prawdę powiedzieć i dostać jakiś specjalny urlop. A że oni i w sobotę robią - to cały urlop na ślub pójdzie jeszcze przed ślubem.
No na proszenie gości to faktycznie by było trudno coś ekstra wyrwać, wyrywa się mi. Może nie jedźcie, a listami załatwcie se gości?
Nie no, tak się nie robi przecie. Osobiście czeba. Jeszcze się obrażą.
No tak Malina, ale co wy chcecie, ortopedy, co napisze, że wam coś się dzieje, a nic? Skłamie czyly?
No jakby.
Ale na czy tygodnie to by przecie jakieś złamanie musiało być. No przecie nie będzie ryzykował. No co wy wymyślacie.
Powiem wprost: musowo musimy jechać.
No to ja ci powiem wprost, że ciężko bedzie na kłamstwo. Jedyna szansa, że coś się naprawdę stanie, czego nie życzę, ale że rok jest wybitnie złamaniowy, to kto wie, kto wie, jeszcze ortopedę poznacie?

Tuesday 11 February 2020

pediatra

Udała się Ana z rana z wózkiem, kocem, karn donfons, zwanym książeczka zdrowia, w innyh czasach, innym miejscu - na nasze nowe, na Ukle.
Tramem, bo o korkach brukseńskich nawet tu pisać nie warto. Stało wszystko. Mądra Ana więc. Jak zawsze, tak marginesem. No, zazwyczaj może.
Na Sanżob konkretem mówiąc poszła, bo tam pediatra.
Pod numerem 9 na Dębowej, mówiąc na nasze, choć nie nasze ci to już, po sanżilowsku będzie: szen.
Paczy Ana: jest szen na szyldzie. Jest 9. Jest Djos na skrzrynce. Zgadza się.
Tyle że nie wygląda toto na pediatrę. Na remont za to.
Sprawdza w dzikim psie: 9 jak bumcykcyk.
Więc dzwoni na djosa, myśląc se: może gabinet remontują?
Czeka, bo przed czasem jest. Czyta ukradkiem książkę, co to jej Luksemburska podesłała. Grubą.
Stęka nieco Ana, bo stare ręce zmarznięte, stęka chorawa Winterka.
Otwierają się drzwi i nie otwiera pediatra. Już nie chodzi o strój nielekarski wybitnie, o płeć bardziej, bo pediatra była dotąd la, a ten tu jest le.
Ana uprzejmie po franse: Madame la pediatre ne pa la? Mamy rondewu o 9. Djos, jak na dzwonku widnieje, bo nie dzwoni przecie. Zgadza się?
Pan na to - le mesjem wystraszony bardzo nawet: Mła że ne se pa. Wu espanjol?
Dla Any to pestka, więc przytakuje: klaro, klaro. La doctora ya ha llegado? co brzmi: ja a jegado?
Pięknie, swoją drogą.
Le mesje: No se no se. Espanjol - pokazuje w prawo. 
To Ana grasjasuje i udaje się do numero sjete.
W numero sjete otwiera espanjola, owszem, za to nie doktora.
Ale każe nie tracić nadziei, bo doktora se a marczado, ale wiwe też na Dębowej, więc proszę szukać! O, ke bebe mas bonito tak w ogóle!
I znalazła Ana! Nie zgadniecie gdzie. Pod 53 są teraz!

Thursday 6 February 2020

lajkonik

Jak se z rana biegłem przez miasto, chrząka chrząkający po biegu Roman, no ale co, narzeka nań Ana, chce być modny i młody, to niech biega i chrząka; no więc jak biegłem przez miasto, zobaczyłem byłem ostatnio, że manekenpis, co to zupełnie pisowy nie jest, sika pewnie na pis co najwyżej  pis na pis - że jest przebrany za pacjenta.
Bo dzień walki z rakiem był to.
Ucieszyłem się, bo wiadomo, rak nie wybiera. 
No nie wybiera, więc po co biegać o świcie, po co, skoro można nie wdychiwać spalin. Ale nieważne. Biegaj se choćby do 46! O, widzę ten stroik w lesłarze. Super. 
A tu widzę coś innego. Mianowicie przypomnionko, że manekenpis może też być polski.
Ale nie pisowy?
Nie, krakowski. Za krakowiaka będzie robił, ja proponuję zresztą lajkonika, prawie każdy Polak czy Polka, z Sanżila czy nie, ma w sobie geny tatarskie, lajkonikowe czyly.
Czemu zresztą pewnie zaprzeczycie, o już widzę głowy latające na nie - ale tak jest, sorki! Z lajkonika my wszystkie i wszyscy.
A wiecie, co mnie z letka zszokowało przy okazji przebieranek w Polaka?
No?
Krytyka faktu, że pisze się o chorych na raka, a nie o Polakach, pępkach świata.
Na co nastąpiło usprawiedliwienie tego karygodnego czynu:

Oczywiście, pokażemy innym, ze ważne są dla nas rodzinne symbole.

Otóż może i one ważne, lajknik rządzi, ale czy pacjenci rakowi to jednak nie. Choć to przecież i Polacy Sanżilacy często, a nawet z Woluwów czy Iksela.
Niech żyje solidarność. Rodzinna. Plemienna. Polska czyly wyłącznie.

Wednesday 5 February 2020

zaraza

Zaraza przyszła z Belgii Labelżik naszej. Na Polskę D naszła. A mówiłam - było się nie ruszać. Było nie podróżować. Nudno wam na Sanżilu? Lub co najmniej w okolicznościach?
Do Chin się zachciało. A teraz Polaków zarażać. Niedoczekanie!
Od nas z Sanżila choróbsko idzie w świat? Serio?
Bardziej z okoliczności. Samolotem bowiem. Z Chin. Przez Belgijkę. Labelż. Tak o tym piszą w polskich internatach: Belgijka z wirusem koronnym na pokładzie samolotu z Polakami.
Aha, i to, że Belgijka chora - to prasy nie martwi - ale że tzw. naszych zaraża - już tak? Niedobra labelż. Jak śmie.
Nie ma to jak unijna solidarność.
Brawo Polacy! Zawsze czujni!

Tuesday 4 February 2020

czarownica

Czarownica! Sorsjer!  In wreeee! 
Czyly: prawdziwa wiedźma! Ratunkuuuu! - rozlega sie po całym Alsembergu w prawo i lewo, wte i wewte.
Kto się tak drze, ogląda się ta i owa, ten i ów.
A to pani z: wózkiem z niemowlakiem - rozbrykanym czylatkiem - no i telefonem w dłoni na ful. Gada se, dzieci sobie, ona sobie. Arab-franse na ful.
Na Anę się drze, bo Ana zwraca uwagę. Po swojemu. 
Ana: tak, zgadza się, jestem sorsjer, ale zajmij się pani swoim dzieckiem, co to gołym okiem nieuzbrojonym widać, że ma dość pani gadania przez telefon. Blablabla robisz pani. Dziecko mi pani obudziłaś.
Sorsjer! Wariatka! je parle a mon awoke la!
To niech se pani z nią parl w domu, jak synka potrzeby pani zaspokoi, a nie by mi się tu darł nad Winterką. Ja też jestem awokat zresztą, to mi pani awokat niestraszna.
Wielka pani! Wielka pani się znalazła. Blablabla po arabsku awokat!

Sunday 2 February 2020

rycząca

Który to numer urodzinowy, chce wiedzieć Roman, tak jakby liczył, że ktoś jeszcze na Sanżilu i w okolicznościach może mieć w ogóle wogle tyle lat co on.
Jezuuuu no, nie wiem, ale myślę, że 41 ani chybi.
Tylko, dziwi się Roman, tylko?
Ana, to 40. rycząca - odkrywam na ajfonie.
Mamo, ty ua urodziny tak idziesz? wyglądasz okropnie. Okropnie - wstydzi się Iwonek.
E tam, synku, nie znasz się trochę jednak. Mama wygląda fajowo. Tańce będą!
------------------------------------------------
Serio? Oni tu mają wszyscy chyba po 30 lat, albo i 28! Roman, damy radę? przekrzykuje Ana muzę, co to jednak jest z lat tutejszych, brukseńskich, a nie prastarych 80. - jak obiecano.To i tańczyć się nie da, choć Wezembek daje radę - mimo że noga prawie złamana u jednego, a brzuch niczego sobie - u drugiej.
Idziemy w to Ana. Kto, jak nie ty? zachęcam ją z moich lat 26.
Roman na to, że on nie tańczy. Woli rozmawiać z takim, co se palec złamał. Narty, wiadomo.
Kseniaaaaa! Poczekaj, tylko se rajtki podciągnę, co tom je jeszcze za luksemburską zagranicą przed swoją ryczącą zakupiła byłam, i nie była to rycząca 40., tylko 30. Prędzej, heloł! 
To i guma stara, zetlała, mówi się. Stare rajtki, stara Ana.
A i spodenki z lat 2000. spadają, ale zaraz se sznurem przewiążę, Ksenio, widzę, że Sztuka tu zawiesiła sztukę fotosową na sznurze takim właśnie. Tnij Roman.
Ja ci Ana rajtki podciągnę, odzywa się nagle z propozycją zza pleców Prezeska. Ana, co za stylówa, piękna jesteś. Tak kazali, czy to ty?
Ja, odpowiada dumna Ana, ja właśnie samodzielnie Prezesko ma. O, ale fajnie mi rajtki podciągasz.
No - jak w domu starców zupełnie.