Wednesday 29 March 2017

mitrajetka

Już miałam was poczęstować na dzień dobry jakąś nudną i codzienną prawie że wzmianką o eksporcie czy imporcie, bo to eks-imp, ymp, miesza mi się równie jak emi-imi, broni do jakieś Arabii czy podobnej Saudii, ale zadowolona nie byłam z tego, przyznam od razu. Bo co to za nowina niby dla Sanżila i okoliczności? Czy o tym wszyscy i wszystkie nie wiemy, że broń krąży i hula po całym świecie, i nic to nie zmienia ani nie szokuje, że ponad 60% wyprodukowanych w Walonii polskimi rękami pewnie tez mitrajetek trafia do Arabii Saudyjskiej właśnie, bom w międzyczasie podejrzała nazwę kraju, a Ana przetłumaczyła z lebelż na nasze?
I w międzyczasie widzę, że jednak to ta historia właśnie będzie. Znów się odwróciło. A tamta mocniejsza - na jutro.
Taki to floł mam wiosenny, a letni nawet wręcz.
O mitrajetkach mianowicie napiszę.
O tych, co przez Arabię do Jemenu trafiają?
O tych też. O wojnie czyly, co to zapomniana się toczy. 
Bo lepiej nie wiedzieć.
Oj. 
Ale jeszcze bardziej zmartwiło nas Roman, mnie i Anę, jakeśmy markonim szły z dzieciarnią z rana do szkoły. To plac zabaw już na Foreście chyba, czyly w okolicznościach.
Szły - źle powiedziane Ksenio, poprawia mnie Ana Martin. Oni na rowerach, my zygzakowym biegiem za nimi. I żeśmy se zaobserwowały, co następuje.
Chodzi ci o te strzelające do siebie dzieci?
Szczelające owszem.
Kto szczela mamusiu? dosłyszał ten, co nie miał. Iwonek.
Nikt synku.
Bo szczelanie jest niedobrze, prawda? Grochu, słyszysz? Niedobre beeee.
Beeee, zgadza się Groch. Fuj, wzmacnia przekaz.
Owszem, o to. Roman, to strasznawe było. Dwoje dzieci. Brat i siostra. Nie Polska A B C czy D, ale Wschód, bo rozumiemy język doskonale. Miłe buziaki blond.
Ukraina lub Białoruś. Dzieciątka na oko 8 i 10 lat. 
Biegają sobie wesoło.
I nagle braciszek do siostrzyczki coś w ten deseń: idziemy do szkoły, tylko do ciebie jeszcze strzelę kilka razy z mitrajetki.
I szczela.
Tra ta ta ta.
Ana pada prawie że trupem.
Ja też.
Won z mitrajetkami, krzyczymy i uciekamy zygzakiem.

Tuesday 28 March 2017

eurolines

No dobra, jak to mawia Iwonek. Nooo dobraaa. Specjalnie dla was piszę litera po literze: eurolines.
Wiem, że nie brzmi i nie styka, a jak ma stykać, skoro żeście znali to pod nazwą bynajmniej inną, a mianowicie: jurolajnes.
Aaa, no przecie, to busy nasze. Gdzie wszystko wolno, mimo że niby nie wolno. W tym napić się piwka i posikać nawet w siedzenie, a już na pewno chrapać tak, że umarłego się obudzi, nie tylko sąsiada.
Aaa, jasne, przedrzeźnię se was. Nieraz się leciało jurolajnsem z Polski A B C, a obecnie D, na Bruksenię, co? Nieświadomie zupełnie dodam.
Od teraz to będzie bardziej świadomie, zaręczam wam własną głową i podpisem. Że mogą was zgarnąć za te siki i piwko.
Ksenio, słońce ci przygrzało? martwi się nieco Ana.
Nie słońce, tylko wyciągam wnioski. Z tego, co prasa pisze. Podłapana Ano własnoręcznie przez ciebie w pociągu, jakeście z Ritą do pisarki na Lewen leciały.
I co w tej prasie?
Że skończyły się złote, spokojne czasy dla jurolajnes. Eurolines, jak wspominałam.
Bo?
Bo oto w tym innym mieście, nie naszych brrukseńskich okolicznościach, no, na A tego owego chyba...
 -Antwerpii? usłużnie podpowiada Ana -
Właśnie, w Antwerpii więc tej doszło do pierwszej w historii kontroli jurolajnsów. I innych autobusów przy okazji, ale nasz dali na fotos.
Pierwszej na pewno? pokaż, sprawdzę.
Ano tak Ano, potwierdza Roman. Faktycznie dotąd jakoś ich nie kontrolowali.
I co?
I są efekty oraz moje wnioski, dumnie wypinam usta.
A mianowicie?
Efekty: 5 na nielegalu. 6 aresztów za posiadanie narkotyków. 1 kierowca pijany, z podkreśleniem nie wiadomo dlaczego, że na co dzień gadający w tym dialekcie niefrancuskim.
Skontrolowano 9 autobusów i 243 pasażerów. Dokonało tego 105 agentów.
Policji pewnikiem, bo jakich, zastanawiam się.
Politie nawet w pisowni.
Ksenio, a wnioski? dopytuje się Roman.
Jakie mogą być: że po belgijsku. Ala belż.
Mianowicie?
Że najpierw politie i polis nic nie robią z jurolajnsami, ci od zamachów i inni jeżdżą se po Sanżilu i okolicznościach, w tym Ojropie, wte i we wte, a jak się wezmą do roboty, to na całego. Podadzą liczby, co i jak...
 - Skrupulatni są, wchodzi w słowo Roman - to dobrze chyba?
Owszem; ale brakuje prawdziwego bum.
Bum?
Bum. Bo to to jest 5 na nielegalu? 6 z narkotykami?I tylko 1 pijany? E tam, niech się politie schowają z taką wydajnością. Na jednym polskim skrzyżowaniu lepsze wyniki by były. Wstyd do prasy podawać po prostu.
To ma być kontrola jurolajns?

Monday 27 March 2017

zakodowani

Nie pytaj nigdy, komu dzwoni dzwonek, przykładowo w rowerze, bo bardzo wiosennie się na Sanżilu i w okolicznościach zrobiło, gdyż być może - a nawet na pewno być może - dzwoni on właśnie tobie.
Szczególnie, jeśli jesteś jednym z pięciu lebelż, albo jedną z pięciu labelż, których statystycznie zakodowano. Brzmi to strasznie, wiem, ale tak mi wyszło na szybkiego chybcika z tłumaczenia.
Co jak? chyba nie dowierza Roman. Pokaż no mi te dane Ksenio.
Proszę bardzo, wysoka komisjo. Komisarz się jeden znalazł. Jak se żeś niedowiarek, to proszę, oto twarde cyfry i liczby zapisane też cyframi poniekąd.
W ogólnokrajowym banku danych zakodowano dane 2221442 Belgów. Tak bym to przetłumaczyła, tłumaczy domowa specjalistka tłumaczeniowa. Ana Martin. Znacie ją poniekąd i chyba nawet być może nie tylko z tego spisu. Bank ten ma skrót BNG. By-ny-gy, be-en-gie, be-en-że, ciągnie we wszystkich językach. 
Jeśliście na Sanżilu czy gdzieś w okolicznościach, jak ja, to już rozumiecie. Bardzo możliwe, że wszystko w nim o was tam pisze. Albo stoi. Wiedzą w każdym razie. Służby, polis i takie tam lub tacy tam.
Ciekawe te cyfry czy liczby poniżej, ciekawi się tymczasem komisarz.
Które? Te tu 1506046 dokładnie?
Aha. W 2010 r. w tym to by-ny-gy figurowały dane tylu to osób.
Jaki wniosek, pyta Ana.
No jaki, pytam i ja zaczepnie nieco, bo jaki może być niby.
Wniosek tu, pokazuje palcem Roman, za was i za nas policzyli już komputerowo: że w ciągu 7 lat w by-ny-gy odnotowano wzrost wpisów o 47,5%.
Nieźle.
A kiedy najwięcej wzrosło?
Niech no zgadnę, próbuje sił Ana: po 22? Marca? 2016 r.? Oczywiście?
Wcale. Oczywiście. Nie. Bowiem między 2015 a 2016 r.!  Nagły skok o 129490 zapisanych osób. Wyobrażacie sobie?
Do roboty się wzięli? 
Albo mieli więcej rąk do pracy?
Albo czuli, ze coś się zbliża?
Ale nie wyczuli.



Thursday 23 March 2017

obserwacja

Ana Martin, cały czas słyszę o obserwacji. Minut. Szto eta? 
Czy to po polsku właściwie?
Obserwacja minut? O, jak w szkole mamusiu. Ksenio, u mnie w szkole belgijskiej, tam gdzie mówimy po francusku, zawsze obserwujemy minutę. Wczoraj, dzisiaj i w ogóle.
Serio Iwonku? I jak się to robi?
O tak, pokazuje Iwonek, kładzie palec na ustach i milknie. 
Już, krzyczy po sekundzie.
Aaaa. Aaa. Rozumiem. Chyba.
Ksenio, po francusku, czyly i na Sanżilu, i w bliskich oraz dalszych okolicznościach, minutę ciszy się obserwuje, a nie nią coś czci. Taka językowa zabawa.
Aaa. Aaa. Te języki i dialekty mnie zabiją.
Nie mówmy tak 23 marca, w dzień po 22. Nigdy więcej. Ani na Malbeku. Ani na lotnisku. Ani na Sanżilu. Ani w okolicznościach. Ani koło Any.
22 marca.

Wednesday 22 March 2017

rok temu

Pogoda tymczasem jak rok temu. Słońce świeci po oczach, że hej. Wiatr tylko jakby zimniejszy.
Telefonem się nie można dodzwonić - jak rok temu.
Policja wszędzie na sygnale- jak rok temu.
Malbek odnowiony - jak nie rok temu.
Ludzie uśmiechnięci. Chyba nie pamiętają. Oślepieni słońcem.
Różnica taka, że to środa, nie wtorek.
Ale wciąż brukseńki 22 marca.
No i ten wiatr lodowaty spokoju nie daje.
Niepokój więc. Jednak.

Tuesday 21 March 2017

wymazani

Ding-dong. Dyng-dong. Gong jakiś tam w każdym razie.
Mamaaa! Ktoś dzwoni do drzwi dzwonkiem ding-dong ding-dong!
Dwi, potwierdza Groch.
Ciekawe, kto to może być. W sobotę o 10? Seki, pyta Ana Martin do słuchawy, mimo  że na podglądzie już widzi teczuszkę pełną papierów i mundurek bynajmniej i przynajmniej nieszkoly.
Se coś tam coś tam Mesina, z akcentem na a, coś tam coś tam polis.
Polis? odwraca się Ana do Romana.
Polis? boję się nieco, choć czego się bać niby.
Policjanci! raduje się Iwonek.
I-jo, i-jo zapowiada ich Groch.
No proszę, podsumowuje Roman. Zaraz zaobaczymy. Auto stoi - wygląda przez okno. Dom cały. Hmm.
Bonżur coś tam, coś tam, Mesina coś tam coś tam. Czy tu mieszkają: Roman-Iwon-Groch-Ana Martin i Ksenia Bruksenia?
Tak, zgadza się.
Aha, rozgląda się. Czyly co, państwo wyjeżdżają?
Wy-jeż-dża-ją? odzywamy się nieco zaskoczeni jednak tak z rana tą propozycją.
Mamusiu, jedziemy gdzieś? Fajnie, tato słyszysz?
Nu partir? Ną, ą rest. On ne par nul par. On em bią belżik.
Sanżil, dopowiadam.
No właśnie widzę, rozgląda się Mesina. Tu natomiast mam wniosek, gdzie jest napisane, że proszą państwo o skreślenie z listy mieszkańców gminy.
Jak to?A kto go wysłał? prawnik wchodzi do akcji.
No, zazwyczaj składają go sami zainteresowani.
Czyly my? ja w tym? wy w tym? i dzieciarnia? upewniam się.
Zaraz zaraz Ksenia, nie przeszkadzaj. Wyjaśnimy. 
Roman zmienia na lokalny dialekt: czyly rozumiem, że pan tu jest, bo ma sprawdzić, czy w naszym domu faktycznie mieszkamy my, a my o to poprosiliśmy sami? O nas wymazanie. Radje, łi?
Taaa jeee, zgadza się Mesina.
No więc nie poprosiliśmy.
Aha, niepewnie Mesina.
No nie, potiwerdza Ana Martin.
Aha, widzę chyba, zgadza się Mesina. Zagryza ołówek : hmm, chyba jednak nie chcą być państwo radje. Tylko kto złożył wniosek?
Za nas, jakby, rozumuję?
Sam się złożył w kompie, podpowiadam po polsku.
Siam.
Madam-mesje- madmłazel, ja to wyjaśnię, oferuje się siam z siebie Mesina. Siam widzę, że chyba zaszła pomyłka.
Czyly nie wymaże nas pan póki co? Pa radje, upewniam się?
Ależ skąd, madmłazel! W poniedziałek zacznę to wyjaśniać na komunie. Proszę się nie martwić. Pas frakase. Tut et on ordr.
Mersi bjan!

Monday 20 March 2017

puławy w owerajz

Tego w Puławach dawno nie widzieli zapewne. Ani w Owerajz, a zapewne nie i w pobliskim Hujarcie. 
Takiego wendo, ani łendo, takich ciosów, umięśnionych nóg, siostrzaństwa, kobiecości, woli walki, nieustraszonego nie! Z wykrzyknikiem, energią i zdecydowaniem.
I tylu połamanych desek. Prawicami i jedną lewicą. Z wielkim ha! 
To łatwe. Dwa razy w rękawice i raz w dechę i jest. Połamane. Dwie części. Jak bumcykcyk. Czasami przez sęk nawet.
Mama, to to my już widzieliśmy, nie zainteresował się zbytnio Iwonek, jakeśmy mu i Grochowi w łykend prezentowały heblowane ręcznie deski - pod półki przykładowo.
Jasne. Mama i niania co tydzień coś łamią. Normalka.
Ciosem o nazwie nóż, który to był ci on wywołał wiele syków z bólu i dumnego pokazywania sobie siniaków w dzień nr 2.
Na wendo czy też łendo nr 2. 
Gdyż słowo to pochodzi od nazwy kobiet z angielskiego, podobnie jak łykend. Weekend, o jezusie, wiem przecież nawet ja, Ksenia, co się tam na tym łendo i wendo z innymi boksowałam z powietrzem, przestrzenią i samą sobą. I zapewniam tę wątpiącą, że jakość wendo czy łendo jest większa z pewnością, niż moja pisanina, a nawet Any Martin, choć muszę się jej jeszcze spytać o zgodę.
Muszę, mogę czy chcę? Takie pytania też sobie zadają uczestniczki. 
W głowie szumi, w brzuchu szumi, co robić z tą wiedzą teraz? 
W życie wprowadzać.
Bo ciosów oby nie trzeba było, w tym nawet tego udawanego duszenia. Dopiero na wendo nr 3. Które już wkrótce.


Thursday 16 March 2017

gliwice

A ten Stefek, com to u niego była w jego urodziny, jak miał 40 lat, to już nie będzie mieszkał u nas na Sanżilu? Bo on dla mnie mówił, że wyjeżdża.
Wujk Stefek jedzie do Luksemburaka, a ja nie chcę, krzyczy Iwonek.
Nie ce, potwierdza Groch.
Aha, a on starszy jakiś, tak, że zjeżdża?
Nie, tyle wiosen co ja ma, informuje dumnie Ana Martin. to znaczy o trochę starszy, bo ja to jesieniami lecę. Włosów ma mniej, to może tak wygląda.
Aha, bo ja myślałam, że ta superbabka, co z nim tam ostatnio, to ona dużo młodsza. 
Ze czy lata. Trochę czyly, nie aż tak. My wszyscy mamy pod 40, z tej strony górki lub z drugiej, w dół. Na wykończeniu powolnym czyly.
Aha ,a  skąd oni są w ogóle, ten Stefan.
Z Sanżila.
Nie no, w Polsce.
Z Gliwic.
Gliwic?
A gdzie to jest? Nie słyszałam.
No to masz pod górkę, dziewczyno.

Wednesday 15 March 2017

fryty z żurdana

Gdzie najlepsze fryty w Brukseni? Nie pytajcie mnie, bo serce boli. 
Dlaczego? Bom z Sanżila, i powinnam od razu powiedzieć, że nie ma to jak okoliczności bariery, czyli za przystankiem tramwajowym w stronę marokańskiej górki. 
Ale Ana Martin zakosztowała była ostatnio z Iwonkiem frytury z Żurdana i twierdzi, że chyba nawet lepsze. A szczególnie lepsze w nich to, że kolejka mniejsza, niż na Fladze, i jest gdzie przycupnąć.
Ale niedługo już, paczcie! Proces zmian brukseńskich sięgnął frytury. Żurdan ma być nówką sztuką, znika parking, to znika i frytura.
Mamusiu, frytek nie będzie tych, co tam keczup nawet mogłem jeść? Jak mi go Tymek dał i zabrał potem? O nie!
Będą chyba. Spokojnie.
Jak to? Nie będzie legendarnego kiosku? 
Chwilowo nie będzie w wersji pięciokąta bez kółek. Ale spokojnie. Zamieni się w wersję hipsterską- mianowicie: ciężarówkę jedzeniową.
Fudtraka, kiwam głową z powagą.
Ano.
Wspaniale w sumie, zyska na nowoczesności i mobilności. Będzie krążył po targach
Ale to nie to samo, kręci nosem Ana.
Od kiedy to Ana chcesz, by zawsze było tak samo.
No nie chcę, ale coś mi to pachnie nie fryturą nawet, tylko początkiem końca.
To w Belgii fryt nie będzie? To absolutnie niemożliwe, mówię z pewnością.
A nawet jeśli - to Ana sam widziałaś w Warszawie i innych okolicznościach w Polsce D, że fryty belż są po prostu wszędzie, jakby to było normalnie jakieś nowe jedzenie zdrowe. Polska je uratuje, o, jak Ojropę niby na żarty.
Spokojnie. Na Eterbeku też potrafią walczyć i zawiązał się komitet obrony frytury z żurdana. I nie popuszczą, póki nie stanie nowy kiosk. Który ma być większy, nowocześniejszy, lepiej wyposażony. 
Mnie pociesza to, że właściciele nie spuszczają nosa na kwintę, tylko ze spokojem przyjmują zmiany. Takie czasy, mówią, trzeba się dostosować. 
Smak ma zostać ten sam. Co go znają celebryci różni, w tym niejaka Andżela Em.

Tuesday 14 March 2017

na wykończeniu

Wiesz może, co robić, gdy ktoś umrze? Też nie wiedziałam, ale już wiem. Bo ta rodzina, co w Owerajze do nich jeżdżę na całe wtorki, i dlatego wieczorami w poniedziałki do was nie chcę przychodzić, tam to daleko, normalnie busem trzeba jechać o szóstej, no więc w tej rodzinie umarł ten mąż.
Ojej. Nagle?
Nie bardzo, raka miał. Na wykończeniu był. Wiadomo było, że nic z tego nie będzie. Ja to tam normalnie raz przyszła, patrzę - nikogo nie mam. To i zaczęłam sprzątać, jedna godzina mija, nie ma, druga- nie ma. No to wzięłam zamknęłam drzwi za sobą, bo teraz normalnie już klucze mam wszędzie prawie, tylko do was nie.
Bo do nas to blisko, a ja mam często gości, to nie mogę ci dać.
Wiem, wiadomo, to tu po dzielnicy, jak u mnie w Malinowie normalnie.
Ale to fajnie, że tu zaufanie takie do drugiego człowieka mają, że klucze dają, ja soebie w Malinowie nie mogę wyobrazić, że ktoś mi klucze da do siebie. A tu proszę.
Ale że te klucze tam miałam, to akurat dobrze, bo by mi czeki przepadły na to umieranie. A tak to zadowoleni byli, że mimo że w szpitalu - to jeszcze czysto. Bo oni to bardzo czysto chcą mieć, nie jak Belgowie normalnie, po pogrzebie to normalnie dziesięć godzin tam byłam chyba, tyle było prania i prasowania, magiel w domu mały mają do pościeli nawet.
Do tych dzieci, co od ciebie kontakt miałam, po południu nie mogłam nawet, tyle obrusów.
I jak ten pogrzeb? Co zrobiłaś? Bo ja to w ogóle na szczęście na prawie żadnym pogrzebie jeszcze nie byłam.
Ja właśnie też nie. Ale kwiatek zaniosłam i coś tam powiedziałam, ile to ja po francusku umiem w końcu, że mi przykro i takie tam.
Ale oni zadowolone miny mieli jakieś takie i tak.
Dziwne. Ale może wiedzieli, że na wykończeniu był, to i nie płakali. A może tu tak ludzie mają. Jacyś inni są od Polaków.
I całe szczęście.

Monday 13 March 2017

ulica/ rue jest kobietą

Co tu robić z okazji Dnia Kobiet, kiedy minął nie tylko on sam w postaci ósmego marca, który się zamienił w dziewiątego itepe itede, co jest wszakże normalnym biegiem dziejów, ale także gdy z prasy i tiwi zeszło napięcie, by koniecznie powiedzieć coś na temat ósmego owego? zastanawia się Ana Martin. Co robić, by uwaga nie zeszła z kobiet na zupełnie inne sprawy?
O proszę, masz. Można policzyć ulice. Na Sanżilu i w okolicznościach różnych, w rodzaju cała Belgia, a nawet wręcz Walonia w reprezentacji Lież, Namur zwany omenem Namenem z łaciny, Szarlerła i inne Molenbeki.
Ulice? A tak, widzę tu kobiece, męskie i wszelkie inne, bo przecież i takie się zdarzają.
Nawet nie tyle zdarzają, co stanowią większość. Dworcowe, Wrocławskie, Warszawskie, Bohaterskie i takie inne. W odpowiednich miejscowych dialektach oczywiście, ale żem po manifie umęczona, to nawet nie będę się starać tłumaczyć na lokalne. Zresztą Wrocławskiej ani Warszawskiej tu nie uświadczysz, twierdzi Roman i tak. Za daleko podobno i brak zainteresowania.
Jak kobietami nomen omen.
Tak źle, boję się?
Źle. Mocno smętnawo, jak pogoda na Szumanie w czasie manify. Dobrze, że zaraz po - zimą nadeszło lato! 

Gdy redaktorzy z lesłara nałożyli na siebie siatki miast i ulic, wyszło, że w takiej Brukseni ogółem mamy 25,6 % ulic z nazwiskami mężczyzn i tylko 3,8 % z kobietami. W Louvain-la-Neuve, że wam przeliteruję, bo wiem, że niełatwo - 20,5 % kontra 2 %. Przy lotnisku samym w Szarerła jeszcze ciemniej, choć latarnie świecą, że hej - 33,8 % dla nich męskich i 1,5 % dla nich kobiecych. 
Nie wierzę, nie wierzy Roman. Naprawdę tak szokujące różnice? Toż to niemożliwe. Dlaczego nikt tego nie zmienia, nawet tam, gdzie rządzą kobiety, jak na Molenbeku?
Czapka patriarchatowa naciągnięta na uszy i oczy, co chcecie.
Ana, działajmy!
Zaczynamy z kongresem, a jakże. Daj nam tydzień odsapnąć i jedziemy do przodu! Kobiecymi ulicami - z braku innych. Ale to chwilowe. Bo przecież ulica jest kobietą w końcu, kto to widział tego ulica?

I ru też, rue pisana. 
Wszędzie to samo. Wszędzie niewidzialne kobiety.
Więc nagłaśniamy i naprawiamy.

Wednesday 8 March 2017

strajk, mon wybór

No i doszło do 8 marca. 
Strajku kobiet.
Na świecie i w Polsce.
Więc Sanżil i okoliczności strajkują.
Bo Ksenia jest kobietą. Ana Martin jest kobietą. 
Bruksenia jest kobietą.
Wszystkie i wszyscy jesteśmy kobietami.
Strajkujemy i manifestujemy. O 12 na Szumanie.
Strajk mon amour. 
Mon wybór, ups.

Tuesday 7 March 2017

przed 8

Namnożyło się, oj namnożyło. Organizacji, manifestacji i innych. 8 marca i przed nim. Kobiecych czysto i kobieco-meskich. Ale wszystkie one - dla kobiet, w ich międzynarodowy dzień.
Nie w ich dzień, tylko w nasz dzień, Ksenio. 8 marca. Dzień ustanowiony, by pamiętać o losie wszystkich kobiet.
Bo po 8. to już chyba nie będzie co manifestować, zresztą zaraz dopytam Any, nigdy nic nie wiadomo z tymi feministkami na ef.
Nie, po 8. już nie. Miało być jedno spotkanie nie wiadomo w jakim celu, ale odwołane.
Bo taki jeden od książki rewolucji przyjeżdża, to nim się zajmiemy, dodaje z piwnicy.
Aha, ta rewolucja to ze snów ona utkana, przypominam se. A on Andrzej ma na imię.
W takim razie: już tylko trzeba objąć, gdzie idziemy 8 marca i już.
Jak to gdzie? Wszystko jasne. Z rana malujemy hasła, od 12 na Szumanie.
Nawet lesłar o tym napisał. Że Polki wzywają do strajku.
Ojej. No to powaga!
Wszystkie bez granic, balonowe, brukseńskie i inne, polskie i belgijskie oraz międzynarodowe. Na czarno najlepiej, z balonem lub bez niego. Za to na pewno prawie że gwarantowane, że z parasolką.
Czarną, gustowno-elegancką, w sam raz w stylu szumanowskiej elegancji. Masz ci los, jak się czarny protest zlewa w jedno z unijną demokracją, wtrąca Roman.
Dobra, pozwólcie, że powtórzę na głos, by se utrwalić: jutro o 12 na Szumanie, tak?
Tak.
Z hasłami, gwizdkami, magafonami?
Tak.
Z bojową miną?
Tak.
Kobiety dla kobiet?
Tak.
Mężczyźni dla kobiet?
Tak.
Wszyscy razem dla kobiet, byśmy wolne były?
O tak właśnie, Ksenio. 8 marca. Bez podziałów razem.

Monday 6 March 2017

piaskownica

Ferie jeszcze raz.
Taka scenka z piaskownicy. Chodzimy po muzeum. Gadamy o 8 marca, bo blisko, od dziś to nawet za dwa dni, że przypomnę.
Fajnie.
Iwonek czerwony, że hej, bo grzeją, jak w Polsce D nie przymierzając.
Mina synkowa szczęśliwa, to i Ana spokojniejsza.
Cisza przed burzą to jednak. Bo w ferie wojny niespodziewane muszą być oczywiście, polsko-polskie oraz zagraniczne, dziecięco-dziecięce i matczyno-matczyne.
Mianowicie w piaskownicy tejże muzealnej. 
O pędzel. Którym można bylo omiatać kostki. Dinozaurów, albo i matek, co tam nogi obok trzymały, czyly były regularnie obsypywane.
Bo w piaskownicy ludzie w wieku 2 lata - 10 lat.
Co oznacza, że jedni są silniejsi niż drudzy.
Na przykład taki chłopczyk z kręconymi od naszego blondyna.
Pędzel za to jeden.
Zarekwirowali go bracia tego innego. W lokach.
A nasze chłopaki też go chciały.
Nasi mniejsi, tamci więksi  Nasi może i waleczni, ale się boją. Tamci wiedzą, że więksi boją się mniej.
Najmniej boją się matki. Ana Martin czyly z jednej strony i takie w chustach z drugiej. Nazwę ten strój brzydkawy po imieniu, a co mi tam.
Więc wybucha dyskusja. Zaczęta przez Anę, która wymaga podzielenia się pędzlem i wspólnego omiatania kości przez naszych i innych.
Inni w piaskownicy może i by ustąpili, bo widzą, że z Aną to nie przelewki, ale matki stamtąd - nie.
I jak nie zaczną się okładać. Słowami. Niby o dzieciach, a naprawdę - o czymś innym.
I teraz napisać to, czy nie? Co myślę?
Napiszę.
Bo to może o tym, że ma się tyle dzieci, że się nie da ich upilnować w tej piaskownicy. 
Może o tym, że ma się je w imię wyższej konieczności? A sił na upilnowanie - mało?
To się zwie religią, podpowiada Ana Martin.
Toć to mówię, na to Roman.
Ale wy przecież z dala od kościoła, ja już.
My nie, inni.
Wojna, uśmiecha się Ana. Kultury. Kraje. Ferie. Belgia. Emi-imi. Wszyscy naraz. Dobrze, że wymyślili szkołę i się uspokoi.

Thursday 2 March 2017

ferie

No to odbyliśmy ferie. Uff, na szczęście wiosna się zaczęła, więc ferie prawie skończyły i można wrócić do chodzenia do szkoły, nawet jeśli mimo marca nadal oznacza to wstawanie w ciemnicy. Nie szkodzi, nie szkodzi. Fajnie, że szkoła!
Cieszy się chyba sporo rodziców, co?
Dzieci raczej nie, ale wiadomo - dzieci i ryby głos mają i może, ale nie w przysłowiu, tylko w nowoczesnym rodzicielstwie bliskości i wegetarianizmie zaledwie. W życiu decyduje silniejszy, czyly rodzic.
Który ferie musi przeżyć sama lub sam, szczególnie jak babć brak. Ciałem głównie, które w ferie przydałoby się bardziej, niż duch, głównie jego oczy - do uważania - i rąk - do rysowania.
No ale jak nie ma, to organizujemy, organizujemy. Tu zabawy z tym, tu z tą, tu ikea i klopsiki, tu drukowanie koszulek u artystek, tu muzeum i jakoś tydzień mija.
A że tania środa muzealna wypadła, to jeszcze wpadliśmy do dinozaurów.
Wraz z nami na ten pomysł wpadło około miliona brukseńskich rodziców, mruknęła Ana Martin, patrząc na kolejkę kłębiącą się przed wejściem.
Koszmar jakiś.
No nic, wchodzimy, mruknęła do nas i znajomego macierzyństwa, co to żeśmy se razem zjechały z narybkiem. Już tylko zdjąć chłopaczarnię z dinozaura przed wejściem i można się bić o miejsce w szatni, przed gablotą, na nowoczesnej zabawie z kamerą, o ubikacji nie wspominając.
Potem frytura na Żurdanie. Czyli niepodziewany gratis i bonus dla dzieci.
Przy okazji westchnienia matczyne na widok stażystów, co to sobie beztrosko w pierwszy dzień stażu stoją i przedstawiają, łycz lengłyczi łots jor nejm, jakem dosłyszała, o beldze na fladze dysskutują, o tym, co robić będą.
Weri intrestin. Oł polent! Oł bulgarja! Oł spejn! Łonderful. I łoz der.
Mi tu!
Myślą, że coś zmienią, wzdycha znajoma matka, trochę umęczona chyba dziecięciem, co to na niej zwisa i jęczy. 
Jeszcze zobaczą.
Kiwamy głowami ze zrozumieniem, że będzie to samo. Jak u nas.
Dla tych młodych w tym.
Ana budzi się: Nie narzekamy w 1. dzien kalendarzowej wiosny szczególnie. Cieszymy się, że młodzi wierzą! Że ferii nie mają właśnie, i lecieć nigdzie nie muszą! Na kolację przedwczesną chociażby, choć to można by na piwo się wybierać po pracy. 
Na szczęście już tylko piątek! I szkoła juhuu!
No to odbyliśmy ferie.