Wednesday 31 May 2017

dzień dziecka

Dzień dziecka. Dziewczynki i chłopca. Każdego i każdej, bo podobno międzynarodowy, choć znany jednakże i wręcz tylko w Polsce, twierdzi zawsze Ana Martin.
W Belgii raczej nieznany, a szkoda, bo niektóre i niektórzy próbują go uczcić. Po swojemu. Nie, i nie chodzi mi bynajmniej ani przynajmniej o prezenty z orłem, mieczem, krwią czy innym powstańcem, ani piękną pogodę, która w oczach polskich Sanżilaków i tak brzydka. Nie - o akcent bardzo międzynarodwy, międzyreligijny, multikulti i takie wymysły. Bo wszystkie dzieci nasze są - także te multi, pacz wyżej.
Chociażby takie siostry Uklanki. Czy są - po krakowsku, tszy - po całopolsku, trzy - po ortograficznemu. Każda jedna niedorosła, lecz już każda jedna wie, czego chce.
To jak Iwonek i Groch, wtrąca Roman.
No nie. Te panny chyba jednak bardziej. Bo nasze chłopaki by do Syrii same nie dojechały, z przekąsem komentuje Ana Martin.
A one? Same? Dzieci takie?
Owszem, prawie im się udało. Jedne z najmłodszych i najbardziej zdeterminowanych. Jedną złapali, druga nawiała. Jedna ma 14 lat, a druga - 16.
Cooo? ludziska, co to się dzieje?
Ano to, że 24 maja, w środę, kiedyśmy się to wesoło zabawiali na kreszowym przyjęciu, Uklanka Firdaous, i jest to imię prawdziwe, acz przedziwne i przepiękne w sumie, postanowiła ruszyć w trasę.
W długą?
Jakby nie było tak. 
I złapali ją?
Jej nie. Póki co. Za to jej siostrę Jusrę - owszem, zatrzymano.
Na jakiej zasadzie?
Takiej, że sie zradykalizowała i namówiła młodszą.
Aha, czyly ją wystawiła?
Tak jakby. 
Sama niby niewinna? 
Nie bardzo, bo już zdążyła być w Syrii i obrócić wte i we wte.
Czyly rekutuje w naszych okolicznościach?
Jakby nie było. Sanżil uwaga! 
Piękne mamy dzieci w tym roku!


Tuesday 30 May 2017

poznań

Jakby ktoś nie wiedział, a jednakże chciał sobie lokalnie pazury dolne lub górne zrobić na Sanżilu na bóstwo, na przykład na ślub jakiś albo inną podobną okazje, co to się nam zdarzyła była np. w Łodzi niejakiej - to niech się strzeże, do kogo trafia. Nie wszyscy się lubimy, o nie.
Wojna polsko-polska dzielnicowa? podśmiewa się Roman.
Bo paczcie sami. Jest tu u nas na dzielnicy, taka jedna, powiedzmy, że ma arcypolskie nazwisko, nie jej własne, ale ślubne, mężowskie, jak wszystko ma być - przypominam, że nie każda na Sanżilu musi być takim dziwadłem od razu jak Ana Martin czy inna Rita i przy swoim obstawać, nawet jeśli za mąż na staro szła i niby do innego niż ojcowskie się nie przyzwyczai; są jeszcze takie, co to po bożemu dar od męża z zadowoleniem przyjmują i mężowymi się stają, jak ta od pazurów właśnie. Co to dzięki tym eszetcezeteom od razu została zidentyfikowana przez robiącą pazury jako Polka, więc z zadowoleniem niejakim, bo nie trzeba się będzie produkować w dialektach znad roboty. A że robota może potrwać, od stanu pazurów zależy bowiem - to wiadomo.
Więc Eszet też zadowolona, bo okazuje się, że na Sanżilu można mieć polskie pazury na polski ślub. I to w domu u siebie, co wygodne.
I taniej, co ważne w Poznaniu podobno.
Więc w porozumieniu ze ślubnym Eszetem ta Eszet ustala termin, co by maluch pod nogami przy pilnikach się nie plątał, i dzwoni do pazurów jeszcze raz.
Pazury pytają, co to za adres jej tu zapodają.
Eszet, że na Foreście.
A pazury nagle obudzone patriotycznie, więc przebudzone nawet, pytają: ale nie , skąd z Polski jest, pytam.
Eszet na to: z Poznania.
A pazury: o nie, jak z Poznania, to nie znam i nie robię.
Kurtyna.
A jak jeszcze dodam, że na ślub Eszet dotarła i bez pazurów, i bez obcasa, to sami zrozumiecie, że Poznań faktycznie nie tego owego ostatnio, panie.

Wednesday 24 May 2017

dziura

Ha, nie ma to jak języki, zawsze twierdzi Ana Martin, i chyba jednak zacznę sie przychylać ku jej opinii, choć raczej jednak i może na pewno - niechętnie.
Bałagan bowiem powstaje przez te tłumaczenia, nawet jeśli i na pewno wręcz - ciekawy.
Przykładowo szczurza dziura - tak Ana Martin przetłumaczyła z rana tytuł z lesłara, mianowicie odnoszący się do wizyty jakiegoś tam trampka, co tam nam z nieba spadnie samolotem w tym tygodniu, na chwilę zresztą, zanim my się wzbijemy w lot i tym lotem polecimy na weselicho, nawet jeśli to tylko rajan.
O co chodzi ze szczurami mamusiu? Mamy w domu zwierzątka takie?
Myszki? dopytuje z niedowierzaniem Groch, spoglądając na obrazek.
O, Grochu, dzięki, rozpromienia się Ana!
Dzięki Grochu, woła za Aną Martin Iwonek; a za co mamusiu?
Bo to nie szczurza dziura, tylko mysia dziura!
Którą to nazwą nas określono - nas, Brukseńczyków nie z Molenbeka, ale z nim solidarnych.
No ale rat to nie mysz?
Udajemy, że nie dowidzimy i traktujemy go jako szczura, tłumaczy Ana Martin. Nic się z tego powodu nie dzieje?
Ale o co w ogóle się rozchodzi?
Wszystko przez tego trampka i jego dziurę. A nawet nie jego - tylko szczurzo-mysio- molenbekową. Bo on tak był określił tę dzielnicę, a ponieważ lebelż poczuli się dotknięci w całości, a nie tylko dzielnicowo/gminnie/komunalnie czy językowo - teraz mu to wypominają z okazji wizyty. Natowskiej.
Zaraz zaraz, pokażcie mi oryginał przez y i co on w ogóle raczył był powiedzieć w chwili językowo-geograficznego olśnienia, jak to na niego przystało. 
Helhol.
Co? wybałuszam oczy.
Helhol.
Co to tatusiu?
Ksenio, spisuj: hellhole.
Co to?
Piekielna dziura. czarcia dziura. Diabelska dziura.
O czym on mówi? głupieję.
O tym, o czym ty. O Molenbeku naszym brukseńskim.
Ale przecież szczurzy był dopiero co?
Mysi, Ksenio, krzyczy Iwonek.
O , właśnie!
Najważniejsze, by trampek przeprosił Molenbek, Bruksenię i lebelż. 
Reszta jest językami.

Tuesday 23 May 2017

znikamy

Podobno na Sanżilu i w okolicznościach nie ma łatwiejszej czynności, niż zniknąć.
Dokładniej dotyczy to całości Brukseni, podzielonej - jak przypomnę - na sześć bodajże okręgów policyjnych, które mają ze sobą współpracować, a tymczasem i w międzyczasie wręcz i nawet - głównie nie wiedzą, co dzieje się za sąsiedzką miedzą, nawet jeśli to dzielnica.
Padła mianowicie wiadomość, że średni czas sprawdzania, czy ktoś zamieszkuje pod danym adresem, czy nie, jest co prawda krótki - raptem jeden dzień - za to nadanie sprawie dalszego biegu, czyly sprawdzenie, gdzie ten ktoś mieszka w takim razie i dlaczego nie tam, gdzie napisano w dokumencie - zajmuje już co najmniej 8 miesięcy. A najczęściej ponad 9. Czyly rok.
Co bardzo zdziwiło wszystkich zasiadających na szczytach lokalnej brukseńskiej władzy polityków, bo niby jak to możliwe? Policjanci krążą co rusz z rejestrami lokatorów, raz w prawo, raz w lewo, sama widuję naszego ulicznego stróża Mesynę, tego, co to chciał nas wymazać z komuny, codziennie po dwa razy, jak się dobija lub dodzwania to tu, to tam - a teraz okazuje się, że to 9 miesięcy? Ciąża jaka czy co?
I cepaes, CPAS dla większości, tak im płaci miesiącami, nie wiedząc nawet, czy ktoś to odbiera? Bo o to chodzi w tym fragmencie i sprawie ogólnie?
Pieniądze owszem. Nielegalność pobierania świadczeń, tak. To jednak trochę nie fer. 
O słówko zagraniczne fair ci chodzi Ano? 
Tak.
Co to w ogóle ma być?
Ludzie znikają? Czary mary mamusiu i okus fokus?
Hokus pokus tak! 
I nie ma?
Nie ma? rozkłada rączki Groch.
Na przykład nas nie ma, mamusiu?
Nie no, my jesteśmy, potwierdzam. Uszczypnij mnie synku. Jesteśmy, widzisz. Ale dużo ludzi nie mieszka tam, gdzie kiedyś podali.
I co?
I to, że mogą niesłuszenie dostawać pieniądze za jakieś tam rzeczy. Od miasta.
To źle?
Hmm. Nie wiadomo. Jak ich nie ma, to chyba jednak źle. 
Bo mogli powiedzieć, tak? Gdzie jadą na przykład?
Właśnie.
Żeby nikt się o nich nie martwił?
Na przykład. Albo by nie zabierali miejsca innym.
Albo pieniędzy.
Albo by nie myślano jeszcze czegoś. Złego. 

Monday 22 May 2017

as (ana)

Coś tak przeczuwałam, że nie wybronię się zupełnie od tej jogi, mruczy Ana Martin w sobotę rano.
A te i ci, co ją znacie, wiecie, że ona z dala od wszelkich religii i sekt się trzyma. O co to to nie!
Joga to nie sekta, Ksenio, co ci się na głowę rzuciło? To sposób na życie i utrzymanie się w formie, jeśli już.
No ale przecież mówili zawsze w Polsce D, wtedy A B i C, że to jacyś dziwacy sami uprawiają; jeszcze więksi niż Ana zresztą, co właściwie było dla mnie dowodem, że kiedyś Ana do nich przystanie, bo przecież jej szaleństwo i niezależność się już nie cofną?
Racja Ksenio, cieszy się Ana jak dziecko. Idę spróbować.
I poszła. Zaraz po szkolnych występach Iwonka. Jedno w rytmie afrykańskim, drugie azjatyckim, podsumował Roman, co z drugim takim lokalnym ojco-mężem, też osieroconym przez adeptkę jogową na Sanżilu, spędzał dzień z dziatwą na placu zabaw.
Ana i inne adeptki za to u Pisarki.
Gadały i leżały.
Na matach.
I mimo, że - zgodnie z tym, co samam za młodu słyszała z niejednych ust, w tym kościelnych - Pan Jezus nie kocha mamuś, co jogę uprawiają - Ana wróciła jakaś taka - lepsza? milsza? łagodniejsza? Braku miłości nie było widać.
Od tych asan zapewne.
As? An?
As(an)? Co to? Czy Pan Jezus to lubi?
Stania na głowie by nie lubił? No to by naprawdę było dziwne. Stanie na głowie to najzdrowsze, co może być!
I to od tego wszystkiego Ana Martin łagodniejsza, spytacie? A tak! 
Nawet moja Ana może, ujmuje się za ślubną Roman, też skorzysta z łagodności.
Moja mama! Moja!
Nie Grochy, nasza!
Ana asana!

Friday 19 May 2017

rozebr(Ana)

Mam dość..wymiękam... pogoda, zawsze i ciągle od nowa. Nie ma od niej ucieczki. A wśród Polaków, nawet wśród tych nie podłączonych do tiwi, jak my - też nie.
Wymiękam - do znudzenia powtarza od rana Ana Martin, przy lekturze fejsa i takich różnych innych wiadomości, co to do niej nadeszły.
Spłynęły, jak krople deszczu.
Tak powtarzam, bo wymiękam, uparcie wymięka Ana, wachlując się. 
A co się stała Ano, martwi się o stan ducha ślubnej Roman. I ciała, bo jej wczoraj przygrzało nieźle na spotkaniu z takim jednym panem od przyrody i w zwyczajowym biegu między szkołą jedną i drugą, żłobkiem, karuzelą, placem zabaw oraz kinem z taką jedną, co po sąsiedzku wśród więzień mieszka.
Ubierz się może nieco, w końcu pada dziś.
O właśnie, Ana podskakuje jak oparzona. Wymiękam, bo od pogody oszaleć można.
Nie rozumiem? mówiłaś, że o pogodzie w naszym domu na Sanżilu i w okolicznościach nic nie mówimy, bo i tak naród tylko o tym, odkąd maj okazał się marcem garncem i kwietniem pletniem w jednym i naród, czy to w Polsce D, czy to pod oknem na dzielnicy, tylko o jednym?
W tym ty, Roman, zawodzisz mnie?
Oj Ana, nie przesadzaj.
Nie przesadzam! Co z tego, że skończyło się chwilowe lato i nastały deszcze. Ważne - że wszyscy postanowili to skomentować.
Mianowicie, że trzeba się ubrać, i że co ta Ana taka rozebrana. A Ana rozebr(ana) specjalnie, by prowokować. Oto nasza Ana cała, czy rozebrana, czy ubrana, taka sama.
Staram się nie narzekać, ot co. A już na pewno, nie koncentrować na tym, co od nas niezależne. Mianowicie, że pada znów w tej Belgii, że pikniku być nie może, bo pochmurno, choć prosto w oko razi, więc jednak może być, ale stołów nie rozstawili, bo wiadomo, Belgia, zawsze może lunąć; że zimno, że wietrznie, i głowę urywa, że bez wiatru wreszcie i flagi na Woluwach nie wieją. Że już nie wiadomo jak się ubrać i że w Polsce jest ładnie zawsze, kraj obiecany po prostu, i słońce świeci, z czego ojczyzna matczyzna wręcz słynie?
Hę? odzywa się Roman.
A tak, zasłyszane na schodkach rajana do Krakowa dziś o 6 rano, kiedy to upał nasz sanżilowski był raczył się przenieść królewskim szlakiem na wschód. A ci, co go tu z ciężkimi westchnieniami przeżyli - jakby o tym zapomnieli, i od razu uderzyli w dobrze znaną nutę.
Jęku ogólnopolsko-belż -pogodowego mianowicie.
Więc mam dość i wymiekam. Od dziś ani mru-mru o pogodzie. Zawsze można wyjechać i próbować odnaleźć się w innych okolicznościach.
Ubrani i rozebrani - czy to ważne w końcu? 


Wednesday 17 May 2017

hit

To chyba nazywa się, że coś przechodzi najśmielsze wyobrażenia. 
Hit czyly..
Albo że książki i pisanie zmienia świat. Albo że zaklinają rzeczywistość. Albo że już sama nie wiem co.
Ale hit jest hitem.
Że co? pyta z głupią miną Ana Martin, bo jeszcze nie wie, jak to nasze pisanie wpłynęło na Sanżil i okolczności.
Jak? dopytuje Roman. Śmieci ludzie zaczęli usuwać spod koszy?
E tam, to by było za wiele. Na to to trzeba by chyba encyklopedię zapisać, a przecież gdzie nam  tu do wielkich poetów.
Skąd - skromnie donoszę, że ledwo poruszyłam temat mandatów i jak to Polak cieszy się, że mniej od rodaka zapłacił, a nożyce się odezwały.
Mianowicie w formie Eszetcetcośtamtej, co to widać też po poznańsku finansów w domu pilnuje i postanowiła napisać do redakcji, że wcale do końca nie było tak, że wcale ich nie wyceniono na 110 ojro, tylko taniej, a tak w ogóle - opisała, jak ta procedura wygląda. Byście wiedzieli, co robić w razie mandacika.
No to już wiecie, dlaczego pisanie miesza się z życiem. Ja piszę - wy odpowiadacie. Dodajecie. Blog żyje. Ja żyję. Sanżil żyje!
Oto co pisze ślubna tego tam Eszetceta, też po ślubnem Eszetcetowa (na marginesie - nie ułatwili sanżilowskiej polis w ogóle ani wogle spisywania nazwiska litera po literze, oj nie sprytni, po poznańsku):

Spieszę wyjaśnić, że wczoraj - czyli [czyly] pod nieobecność starego! - przyszedł mandat. O połowę niższy niż sądził [stary ani chybi], więc mam dodatkowe 55 ojro na zakupy (haha!). 
Mandat składał się z, jak następuje:
- informacja o wysokości kary i o numerze konta;
- proces-verbal -
 [zdębiałam: jakiego procesu werbalnego?; toż to prawniczka chyba jakaś nawet i wręcz wysoce komisyjna, a nie wie, że to protokół, by ludowi dać znać; Roman przetłumaczył na nasze, choć też prawnicze, że to protokół, nie bój się Sanżilu!]
oraz - hit hit - zdjęcie, z którego nic nie wynika, bo Eszetcet zaparkowal na żółtej linii, a zdjęcie, które ma to obrazować, jest czarno-białe.

Takie to u nas na Sanżilu i w okolicznościach hity tej wiosny. Oprócz 30 stopni zapowiedzianych na dziś, oczywiście. Będzie na co narzekać - że gorąco mianowicie.
Będziemy się lepić. Jak te mandaty.

Tuesday 16 May 2017

parkuję się

A to się co niektórzy na Sanżilu i w okolicznościach z podwyżek mandatów ucieszyli! 
A właściwie z tego, że udało im się zgrzeszyć przed majem, czyli taniocha wyszła, a inni drożej mieli. Wiadomo, Polak Polakowi.
A już szczególnie cieszy to tych, co się nazywają jak to słowo na szcz-szczególnie czyly, czyli myśleli, że absolutnie się nie nadają do wypisywania mandatu przez polis belż, bo jak oni mieliby se niby poradzić z tymi wszystkim es i zet oraz ce, w jakiej kolejności je ustawić, skoro już nawet ja, Polka jakby nie było, co z tego, że kiedyś B lub C, a teraz pewnie D, jak my wszyscy chwilowo, ale zawsze - więc skoro ja ledwo daje radę?
Ksenio, jak i Eszetcecośtam nie doceniasz la polis belż, wtrąca się Ana Martin, która właśnie wisi na telefonie z Esezetcecosią tam, w sprawie ślubów łodzkich mianowicie, albo i działań z eszewinem, bo Eszetcośtam też się wykłóca o czystość dzielnicową - a więc Ana słucha, a przy okazji wzdycha i acha, komentując zajście z lapolis, co to miało miejsce na Uklach, czyli na bogato. W kwietniu na szczęście, co podkreślam, czyli taniej.
I przytaczam, bo Eszet był mi raczył przesłać na ajfona swoją wersję.
Polis była innego zdania, zaznaczam, ale nie mam dostępu do protokołu.
Zwracam uwagę, że Eszet zaczął od pieniędzy, jak na Poznaniaka przystało, z uznaniem zauważa Roman. 
Daleko zajdą, ech. Takiego męża mieć!
Dobra, a teraz już sam iwent słowami własnymi Eszetcetcosia, z poprawkami polonistycznymi oraz bez nich, gdzie styl podkreślał treść, zdaniem Any, nie moim, i nie trzeba było wsadzać swych czech groszy:

Oto Eszetcoś: na szczęście jeszcze w kwietniu pojechałem na pływalnię uccle longchamps [po naszemu: lonszomp na uklach, Eszetcoś uczony, zbyt wręcz, nie przejmujcie się] i - dwadzieścia minut krążyliśmy z Malcem w poszukiwaniu miejsca parkingowego. W końcu się zaparkowałem [uwielbiam tę formę, wtrąca Ana Martin] trochę niepoprawnie; mówię sobie: sobota rano, wszyscy z dziećmi przyjeżdżają na pływalnię, to policja nie będzie tu robić skandalu); no i właśnie zrobiła - godz. 11.01 w sobotę rano - co może robić belgijska policja? szukać dżihadystów? Nie! lepić po 110 EUR mandatu za zaparkowanie auta przed pływalnią!

A zdaniem Any zły jest, bo mu wlepili karę. Normalnie sam pierwszy do pilnowania porządku, no drugi może, po Anie. Nie każdy może być Aną w końcu.
Chociaż mu się polepszyło, jak się okazało, że i tak kwiecień góra dla portfela. I ci, co teraz źle parkują, czy to na Uklach, czy na Iklu, drożej mają.
Polak Polakowi!

Monday 15 May 2017

kożuch

Sanżil zwariował, oznajmia Ana Martin, wracając zdyszana z porannego biegu w ramach odprowadzania dziatwy.
Czerwona jakaś taka do tego.
Bo gorąco! 
Tymczasem słuchajcie, com z rana słyszała:
- Czapka, odzywa się po polsku taki jedne niedorosły mocno.
Jego tato zdziwiony patrzy po synu, to w niebo, to na niego znów, lat w liczbie 8. na oko, i nieśmiało próbuje: ale ciepło dziś.
Na to przedłużenie czapkowej matczynej władzy w osobie starszego syna: mama zawsze mu zakłada czapkę.
Ana w śmiech. Tamci nie wiedzą, o co chodzi. A Ana Martin po prostu obśmiewa sama do siebie pewien fakt
Mianowicie: po czym poznać polskie dziecko na Sanżilu?
Po czapce, odpowiadamy chóralnie z Romanem.
W zimie, wiosną i jesienią  - chroniącą od zimna, a latem od słońca. Dobrze, że przynajmniej wełnę zmieniają na bawełnę bynajmniej. Też wełna, ale jakaś inna, be. 
Ale zasada ta sama, podobnie jak Polska A B C i D - czapka to zasada. Polskość to zasada. Czapka to polskość.
A niektórzy to by jeszcze kożuch chcieli do tego stroju dziś dorzucić. Tako żem na fejsie podejrzała.
Pewnie się im z tradycja pogodową skojarzyło. A tradycja - święta rzecz w polskości. Wiadomo.
A potem, latem, też będzie na co narzekać, nie zapominajmy.
Mianowicie, że za gorąco.
I gdzie ta czapka od słońca się podziała?

Friday 12 May 2017

opłaca się

Ana Martin twierdzi, że wśród Sanżilaków z Polski A B C i D nie ma większego nieszczęścia, niż sytuacja, gdy pogoda za oknem nie odpowiada temu, co wiemy o Brukseni i okolicznościach, mianowicie: że pada. Bo głupio trochę patrzeć w błękitne niebo, jak dzisiaj, i zawodzić, że tu oto jest strasznie.
Cha cha. A z rana pod szkołą słyszałam, jak bumcykcyk. W polszczyźnie nie najczystszej może, ale wyraźnej.
Roman twierdzi, że najgorsze są z kolei strajki, już nawet nie bo dzieciarnia w domu, ale robić na komisji trzeba, a dojechać nie ma jak, bo nawet żółte rowery znikają. I zawsze dodaje, że to się chyba jednak nie opłaca.
Cha cha znów. Bo opłaca się, i to jak!
Strajk?
A jakże. Paczcie no mi tu, jakie odszkodowania spłynęły na tego i owego. 
I tę i ową, wtrąca się feministycznie na ef Ana Martin.
A ni, Ano, właśnie że obowiązują tylko formy męskie. W tym przypadku bynajmniej.
Strajk opłacił się mianowicie więźniom, co se siedzieli w, uwaga przepisuję bez błędów: w Leuze-en-Hainaut, na Sanżilu, w Ittre, Foreście, Nivelles i Jamioulx, wymawiajcie se, jak chcecie.
A jak im się niby to siedzenie miało opłacić. I strajkowanie.
Już tłumaczę. Rozchodzi się o to, że to nie oni strajkowali, tylko strażnicy, ci tam to...no ...
Klawisze, podpowiada Roman, obeznany za pan brat z prawniczym słownictwem, jakby z doświadczenia znał je doprawdy i zaprawdę.
Tak, klawisze. I jak oni strajkowali, rok temu to było, to więźniowie nie wychodzili z cel, a wiosna była, to warto zawsze. Ci, co nie strajkowali, ich zamykali na cztery czy czy puszki...
Spusty Ksenio, spusty...
...niech będzie. Zamykali cele w każdym razie, co oznaczało, że pozbawiali ich prawa do spaceru. I teraz ci zamknięci wykłócili się przed sądem o odszkodowanie. 
Serio im zasądzili?
Serio.
Fju fju. Od 250 do 500 ojro na głowę, ale z ograniczeniem do 5 tysiaków lub 7,5., nie wiem, od czego to zależy, pewnie od celi albo sąsiadów z niej.
A ilu osób to dotyczy?
78.
No to brawo. Belgia płaci, tak?
Tak, państwo.
Państwo prawa.
To się nazywa strajk!
Opłacalno-wypłacalny.

Wednesday 10 May 2017

brutto

Lato idzie. Grzeje na Sanżilu i w okolicznościach - więc by nikt sobie nie pomyślał, że tak miło wszystkim, i że się już nie ma czym fastrygować czy jak tam tego owego - o, frustrować - tym wszystkim śniadanie kością w gardle stanęło zapewne, gdy sobie oto przeczytali, co też inni zarabiają. Tu, na Sanżilu, też, owszem. Ci, co kiedyś dobrze wybrali brutto. W Brukseni i Belgii ogólnie.
Stałki coś w tym zestawieniu nie widzę, ale kto wie, kto wie, może ły po prostu nie mają w drukarni i wszystko przede mną.
Ogólnie artykuł nie dla ludu, prycha Ana Martin. Patrzcie, kto najwięcej zgarnia.
No kto? Magistraci? Ci z magistrem w tytule? Jak ty? Ja? Ksenia nawet?
O nie, ja nie, wypraszam sobie, wypraszam sobie takie traktowanie z góry.
Roman, obudź się. Magistrat miejski. Le. Czyli tak zwani politycy.
Dla zmyłki zwani urzędnikami. 
Trochę to nie wypada. W Polsce D może i tak, ale tu, gdzieśmy nawiali przed tą tam tego panie korupcją?
Jak to wygląda?
Proszę bardzo, oto tabela. Kropki i przecinki kopiuję z lesłara, komu by się chciało to wycinać? I form żeńskich nie dorzucam, wiadomo, szklany duch, sufit i takie tam. Osobno o tym napiszę, trudno.

  • urzędas 5.675,2 
  • kontroler lotów 5.430,95 
  • szef entrepryzy lub innego przedsiębiorstwa 4.683,74 
  • lekarz 4.428,79 
  • dyrektor oddziału lub innej agencji 4.011,28  
  • profesor na uniwerku 3.888,18 
  • architekt 3.774,74 
  • adwokat 3.665,36 
  • prawnik 3.599,57 
  • szef projektu 3.521,64.
I to w walucie obcej, tak? - upewniam się.
Tak. Fju fju, pogwizduję sobie. No nie najgorzej się żyje. Brutto czy inne netto.
A ile w domu się zarabia na siedzeniu niechlubnie zwanym?  - nie odpuszcza Ana Martin. Ja wam to zaraz wycenię. Ale na oko to warte nie poniżej sześciu, co? Ja niżej nie schodzę przynajmniej.

Thursday 4 May 2017

cennik

Słuchajcie, słuchajcie. Może i będę się mądrzyła po próżnicy, bo sami na sobie już to żeście byli sprawdzili, a może jednak nie, boście majówkowo na pupie siedzieli kołkiem na Sanżilu, a nie włóczyli po okolicznościach, na co wam to w końcu; w każdym razie czuję się w patriotycznym polsko-belż obowiązku przypomnieć, co może się zdarzyć w królewskiej Belgii, w tym w Brukseni i okolicznościach, gdy przyjdzie wam zapłacić mandat.
A co, pyta Roman.
Więcej wybulicie!
Wspomniałam byłam we wstępie: jako że nowy cennik obowiązuje od 1 maja, może już żeście se poszarżowali na Polaka lub innego husarza po austostradzie i dobrze o tym wiecie z własnego doświadczenia, ale nie zaszkodzi utrwalić, wydrukować, powiesić nad łóżkiem lub zamiast świętego Krzysztofa w aucie. Niech dynda. Przezorny zawsze bezpieczny. Ogólnie dobra rada niekierującej: miejcie się na baczności, bo tanio nie będzie, zresztą kto to widział, by mandaty obniżać, a nie podwyższać, nie tylko w Belgii, ale i w Polsce D.
Najpierw polecę oficjalką, co mi ją tu Ana natłumaczyła z rana, korzystając z anginowego snu Iwonka: za 2. stopień: 116 ojro (było: 110); za 3. stopień - 174 (zamiast 165); za 4. - 473 ojrasy (było 450). 
Widzę jednym okiem po twoim wzroku Roman, że chciałbyś wiedzieć, co to są te stopnie, ale tego nikt nie wie; ja na pewno nie, a jeśli już, to ty się wstydź za niewiedzę, bo nie ja robię na wysokiej komisji, tylko ty! A-ha!
Teraz prywata, czyli wiadomość dla tych, co to na wakacje czy inną majówkę lipcową chcieliby zjechać na kraj jak najszybciej: za przekroczenie prędkości lapolis zgarnia co najmniej 53 ojraki (wcześniej 50), do których dochodzi, co następuje: pierwsze dodatkowe 10 km wyliczono na 11 ojro (za sztukę kilometra  podkreślam)(było 10), o ile się będzie gnać w aglomeracji, czyli Brukseni i innych tam Lież czy Flandriach, w strefie do 30, koło szkolnictwa, wśród domostw i miejsc spotkań. Po 6 ojro zgarną lub zagarną, jak se będziecie jechac szybko gdzie indziej. Też nieźle, jak to podliczyć.
Są jeszcze inne kary, ale nie rozumiem cennika. Jak dotłumaczę, to dopiszę.
Jedno pewne - płacimy.

Wednesday 3 May 2017

juma!

Ana Martin mruczy od rana: wjazd w witrynę. Wjazd w okno sklepu. Rozbicie autem szyby. Kobieta wjechała. Mężczyzna wjechał, co najwyżej staranował.
Nuda, mruczy Ana. Nic oryginalnego przez y albo i bez y w Polsce A B C oraz w nowej D na to nie mają.  I jak to teraz fajnie sprzedać na Sanżilu i w okolicznościach, by lud kupił i zalajkował?
Bo aptrz Ksenio, com ci wynalazła. Taki iwent raz na sto lat i taki brak tłumaczenia. Wstyd.
A po francusku proszę: samochód-baranek
Jaki baranek mamusiu? Taki co robi beee? beczy Iwonek.
Meee, Dada, poprawia go Groch, mecząc.
Nieprawda, prawda Ksenio? To baran robi bee, a koza mee.
Beee meee, zgadza się Groch.
Chłopcy, nie kłóćcie się. A baranka macie o tu.
To jest baranek? To jest auto mamusiu!
Auto w szybie!
Duzie auto, zgadza się Groch. A cio to?
To sklep chyba Groszku! Mamusiu, czy to sklep?Ale śmiesznie, auto w szybie w sklepie! Patrz Ksenio! A co ono tu robi?
Ano właśnie. To się nazywa auto-baranek. Voiture-belier z akcentem, spisuj Ksenio.
Czyly że co, że wjechało do sklepu na barana? Ale nie na tatusiu, tylko rogami do przodu? O tak? - bodzie powietrze Iwonek.
O tak właśnie synku, brawo.
O tak, bodzie nas Groch.
Serio? wyłazi z ciemności korytarza Roman. Ktoś staranował witrynę? Gdzie? w Brukseni? Znów na Brugmanie luksusowe włamanie?
W Gandawie. Gent lub Gand, jak kto woli. Spisz Ksenio i doczytaj. 
O 3 w nocy auto wjechało w witrynę jubilera. Staranowało ją. Lapolis przybyła. Padły strzały, a i szczały być może, jak kto woli w tym Gent lub Gand, język niewiadomy. A tu to co piszą? Plon-że? Nurek, dobrze tłumaczę?
A tak, owszem. Ten ktoś zraniony wskoczył do rzeki. O nazwie Lys. Lilia po naszemu. Lilija kiedyś.
Musieli go łowić z nurkami. Wysuszyli i posadzili. Lapolis nic dalej nie mówi.
Juma na całego czyly, cieszy się Roman.
O rany, tego mi brakowało, cieszy się Ana. Juma! Kraść na jumie! O, tak to dajmy Ksenio. Juma zawsze się opłaca!

Tuesday 2 May 2017

szarlatan

Majówka. Wszędzie. Gdzieniegdzie krótsza, gdzieniegdzie dłuższa. W Polsce D takiej przykładowo całkiem dłuższa, niż na Sanżilu i w okolicznościach, ale nie ujmę obecnej władzy, jak dodam, że długie majówki to bywały i za komuny. A nawet za Polski A B i C.
Bo to od kalendarza zależy, że się pomądrzę. A nie od alfabetu czy innego abecadła.
Ułożyło się więc świątecznie poniedziałkowo-środowo, a na Sanżilu - tylko poniedziałkowo.
I starczy, podsumowuje Ana. Na szczęście wymyślili szkołę.
Więc w szkole ci lokalni, a reszta odwiedzających na zwiedzaniu- tak podsumuję sytuację u nas w domostwie. Ana odpoczywa, pisząc. Ja też, co widać.
A niektórzy po majówce to odpoczną sobie dłużej. W więzieniu wręcz - donosi znad lektury lesłara Roman, odpoczywający po męsku nad komputerem Roman. A co, nie wolno, że dodam zadziornie.
Kto do kicia trafi? podrywa się Ana.
Kicia kici kici? dziwi się Iwonek.
Kot jest? wtóruje mu Groch.
W kiciu. W więzieniu. Tak się mówi. 
Mamusiu, a czy w kiciu się kica, chce wiedzieć Iwonek.
Siedzi, wyjaśniam. Za coś.
Za co?
Ten tu pan dziadek, pokazuje zdjęcie Roman - za atak nożem. 
Nożem serio? A po co, dziwi się ponownie Iwonek. Jeść coś chciał?
Synku, idź się bawić do pokoju, rozkazuje Ana. To nie dla ciebie. Ejże, o co chodzi Roman? Atak znów.
Owszem. Wczoraj w Lież na majówce mówca z partii robotniczej, zwanej tu UTP, został zaatakowany przez nożownika.
W Lież? pisanym Liege? notuję pilnie.
Ano.
Ojej, to straszne, a czego chciał ten nożownik?
Nożownik, a kto to?  - Iwonek ma dobry słuch, mimo majówkowej anginy.
To pan z nożem? czy on kroi?
Nie kroi, atakuje.
Aj aj aj, słyszysz Grochu? Uciekajmy stąd!
Taa, ucieka Groch.
Nie wiadomo w sumie, co chciał, wczytuje się Roman. Jedno pewne, że krzyczał coś o szarlatanie, profitach i bla bla.
O diabłach tak? to jeszcze rozumiem? Ale bla bla? upewniam się? A co to ma być niby?
Nie wiadomo. Sama spójrz. W oryginale przez y wygląda to w cytacie tak: 

Monsieur charlatan, bla bla, imposteur, super profiteur.
Panie szarlatanie, bla bla, udawaczu jeden, korzystający nadmiernie.

Aha, no tak, mądrzejsi przez to nie będziemy. Ani mądrzejsze.
Wiadomo coś, kto to? Tento z nożem?
Lat 62. Podobno bez problemów psychicznych, choć delikatnie tłumaczą tu, że cechował się dużym podnieceniem.
Czyly szalał, tłumaczy nam na ludzkie Ana Martin. Z nożem do tego. Brawo służby.
Też mieli święto pracy, no co. Mogli się wyluzować. Nie można cały czas mieć napiętej uwagi. Sami widzisz w dniach wizyty rodzinnej, co się dzieje.
O narodowości coś wiadomo?
Rodziny? polska przecie. A kiedyś, D obecnie. Nawet ci mali i najmniejsi.
Nożownika, Ksenio!
Dziewczyny, gdzie wy żyjecie, z politowaniem spogląda na ślubną i nieślubną mnie Roman.
W Belgii? wspieram Anę po kobiecemu.
No to sama rozumiesz, że żyjesz w delikatnym miejscu w delikatnych czasach. 
Ale wiadomo coś?
Pomiędzy wierszami. Turek. Ale lokalny. Belż.
Aha, kwituję.
A-ha, wzdycha Ana.
No to świętujemy dalej.