Wednesday 27 September 2017

światowy marsz kobiet

Już widzę te zdziwione twarze, że proszę, niby Ksenia nie mówi w dialektach, niby tylko po łapsku, niby tylko po polsku, a tu proszę nagle, wielka pani, jak nie przymierzając Ana Martin jakaś albo inna z tej konferencji, co to od rana Ana na niej wysiaduje, jak jaja jakieś, nie wypominając zupełnie.
A nie, nie od rana Ana jednak, bo przecież o ósmej już z radia nadawała, co to dzieciarnia w panice była, gdzie te matki i jak one tego do radia weszły? Dobrze, że ojce się zajęły obsługą dziatwy, ale to akurat popieram, matki i ojce, dwa do dzieci są potrzebne, takie czasy, no nie?
Dwóch, Ksenio! Woła Iwonek. Czy dwie mamo?
Dwoje, dwoje, mówi Groch i słusznie.
No więc Ana od rana działa w czarnej koszulce od tej artystki z Sanżosa, co to u niej zaraz po radiu nowe koszulki dla maszerujących odbierała. Piękne, jak rok temu, białe na czarnym, wszystko widać. Na wtorek ci one gotowe, przypominam.
A dziś siedzą ze mną liczne labelż z Sanżila i okoliczności, Irlandki, Amerykanki bez h, bom się wyedukowała, nawet Niemki, Francuzki, Peruwianki nawet, skąd one, z parlamentów jakichś, mój boże, ból głowy od języków od rana, a co to się w parku wieczorem będzie działo, to wolę nawet nie dumać!
I pomyśleć, że ja też! Z Łap do Cinquantanaire, przepisuję po literze, bo ciężko - tak, z Polski pod łuki królewskie żem przeszła. Ja i inne! Na ef feministki, a co.
Ja też idę, dodaje Ana.
I my, mkną na rowerach chłopaki.
Światowy marsz kobiet to dziś! W Brukseni samej! Ana Ksenia i inne na ef!
Wieczorem podpiszę się na prześcieradle dla Polek z Polski D, co to jedna z drugiego dialektu, flamanckiego, pod czujnym okiem Any zapełniła literami: solidarne z Polkami. Choć nie rozumiała, dała radę, jak ja chwilami na tej konferencji zupełnie. Ale co tam.
Dajemy radę. I dlatego i na irlandzkim prześcieradle się podpisze, jak zrozumiem, gdzie, tam to dopiero mają dialekt, że hej, nawet Ana wymięka.
Potem wezmę chłopaków za rękę i dojdę do Szumana. No nie całkiem, bo wysoka rada się zbiera na komisji, więc trzeba się zatrzymać nie tam, gdzie Polki już we wtorek na czarno wyjdą, tylko nieco bliżej, gdzie to przemówimy.
Bo to nasz dzień. Zdrowych i bezpiecznych kobiet, mówi Ana. Maszerujemy wszystkie dla wszystkich.
O tym w radiu na Sanżosie było.
I będzie dziś. 17.30 w parku! A potem hajda na Szumana.


Monday 25 September 2017

równość

Podobno jest tak, że im młodsi, tym równiejsi. Wynikałoby z tego, że najłatwiej jest w wieku przedszkolnym, wręcz żłobkowym, na sanżilowskie: kreszowym.
Jak się zastanowić, to może być prawda. Wszyscy se równo leżą, szczególnie, że na Sanżilu wśród labelż i le też panuje opinia, że im wcześniej wsadzisz dzieciarnię w tryby szkolnictwa, tym lepiej.  Czyly na leżąco.
Leży więc to pokotem jedno obok drugiego, płacze, aż się nauczy, że nie ma co, bo rodzice daleko, światowo. Wszyscy się tego tu uczą równo, niezależnie, jakiej nacji i etnii sa rodzice.
Takich słow się nauczyłam przez te lata na Sanżilu. Nacja i etnia.
Więc te nacje i etnie sa równe nadal w przedszkolu, bo jeszcze ocen brak.
A potem coraz mniej.
Przez prymer to jeszcze jakoś, póki nie wejdą egzaminy, co do których wiem tylko tyle, że w takiej szóstej prymer hulają na całego. Jak się ma pecha, i trafi z przydziału do szkoły katolickiej - to i w czeciej nimi steresują dzieciarnię i rodzinę.

W makampań tak było. Ma campagne - donoszą sąsiadki. Więc woleli odesłać synalka na Iksel, tam luźniej.
A potem tylko ich więcej. Egzaminów tych.
Więc kończy się prymer i zaczyna sekonder. I tu już zapomnij o równości.
To znaczy jest niby, ale nie ma. No bo kto zostaje na drugi rok? No? Ci, co na nich Matje i Kloe wołali już w kołysce? I na ich matki i ojców i babki i dziadów?
Otóż nie. Ci, co to amma i abba wołali, albo tata zamiast papa i mamą.
I tak zostają coraz bardziej w tyle, aż dalej, na takie izby lekarskie czy sędziowskie pójdą głównie ci, co to jednak są białą siłą od wieków i pokoleń, i ich rodzice też akcentu nie mieli.
I tak znika żłobkowa równość.
Rew belż się rozpływa.

fajterzy

Przyznam, że od takich wiadomości nie ma co zaczynać dnia, jeśli ten dzień miałby być udany i słoneczny w środku, a nie tylko za oknem.
No ale trudno, skoro takie infosy spływają ze świata w pierwsze jesienne dni, to co robić, spisuję.
Ciężko to idzie, ręka drży, widzi to i Ana, cała zapłakana z rana. No prawie, w koncu jużeśmy się na Sanżilu przyzwyczaili, że dzieckiem być nie łatwo.
I tym zapłakanym, co do szkół ruszyło z biedroną na plecach, jak dwulatek Groch, i tym, co nie ruszyło, bo je ojce z matką wywieźli. 
Albo się za gramanicą rodziło.
Okazuje się, że setka małych labelż i le też przebywa na wojnie. W Syrii i Iraku, a jakże.
No co wy, serio?
Serio. Ministerstwo podliczyło. Przetłumaczę na szybko, bo język zaraz mi uwięźnie w gardle: 29 maluchów urodziło się jeszcze na Sanżilu i w okolicznościach i za dziecka ich wywieźli; 70 już na miejscu, straszliwym, wojennym dodajmy. 38 to la, 42 - lebelż; o pozostałych 30 nic nie wiadomo. Do tego to są tylko maluchy i nastolatki - do tych, co mają powyżej 18 lat, nie sposób dotrzeć. Niby-dorośli, bo 18-letni, zmienili też status - z osoby na fajtera. Tak tak, takich młodocianych forejnfajtersów belż zliczono czech.
Poczekaj Roman, oni walczą tam? A nie lepiej im wrócić?
Wcale niekoniecznie walczą. Po prostu ustalono międzynarodowo, że są dorośli, czyly mogą walczyć, czyli kryminał, bandziory, więzienie itepe. Z automatu tak.
Niektórzy z dzieciarni wracają z rodzicami, niektórzy zostają. Nie od nich zależy ich los. No i piorą im mózgi, ile wlezie.
Takim malcom, boję się...
Takim malcom, owszem. 80% ma mniej niż 8 lat. 20% więcej.
To oni będą tymi fajterami?
Jeśli wojna się nie skończy i nie wyjadą - na przykład do Belgii, gdzie mają lub mogą mieć obywatelstwo - to tak, automatycznie zostaną uznani za terrorystów.
Ojej, to trochę straszne.
I do tego to niedokładne liczby. Nikt nie wie, ile dzieci umarło, zginęło lub zaginęło.
I co teraz?
Nic.
Wojna. Smutno i bez słońca.

Thursday 21 September 2017

gołąbeczka

Piękny dzień jesienny. Mietka. Resto na sąsiednim Fore, koło Markoniego, topowa lokalizacja Rity, psycholożki i licznych gościń.
Środa, wiec my z Aną Martin jak zwykle w biegu między pisarstwem, a szkolnictwem. Jak wy zapewne. Z Sanżila w okoliczności i z powrotem.
Dwunasta bije - a więc decyzja szybka: do Mietki. Wraz z Adwokatem, Patrykiem ze sklepu żelaznego na Albercie - wszyscy karnie w jednym rzędzie pod obrazami lokalsów. 
Ana niezadowolona nieco sama z siebie, bo nadajemy na żywo z komputerów, co nie pasuje do resto, ale już trudno, no bo same i sami posłuchajcie, do czego tu dochodzi.
Mianowicie wchodzi staruszka. Nie, nie żadna lokalna starszawa lubiąca alkohol, te już znamy i te siedzą na Altitid Są, 100. Tam bardziej piwnie.
Ta tu taka miła siwa gołąbeczka.
W golfiku czerwonym, z wytworną laską i trwałą na głowie, co to się zwie ondulacją.
I do Any śmiesznie startuje, co to pewnym krokiem po Mietce się przechadza, jak u siebie nie wypominając; a jest ta to Ana w niebieskim kitlu; fakt, że na sukienkę to nie wygląda, fakt doprawdy, no ale przecież to prędzej na pielęgniarkę z opitala szpitala Moljera pasuje, a nie na kelnerkę przecie.
Więc Gołabeczka pyta Anę, czy może zamówić.
Ana, że tak, ale nie u niej, bo ona tu na gościnnie.
Gołąbeczka, niezrażona:
De toute façon, j'ai très soif. Une bière déjà et pour le vin, je verrai après - każe mi Ana napisać korekt.
Czyly na nasze: De tut fason że tre słaf. In bjer deża e pur le wę, że were apre.
Po czym Gołąbeczka wyjmuje z torebusi okulary przeciwsłoneczne i przywołuje mesje tym razem. Bo danie dnia to ryba po wiedeńsku, czyli żydowsku na nasze, jak myślałam, a okazała się po prostu w bułce tartej.
Czyli po polsku.

Tuesday 19 September 2017

niderlancki

Niderlandzki, Ksenio, poprawia mój tytuł Ana Martin, ale co ona tam wie, gada, jakby niderlanckiego się uczyła.
Nie uczyłam się za wiele, to fakt i błąd zarazem, za to przynajmniej o polszczyznę będę dbała, by w niej przejawił się szacunek dla Niderlandów, co to Holandią są tak naprawdę, a reszta jest tylko wymysłami politycznymi.
Królestwo Niderlandów w tym.
Skoro już w szkolnictiwie belż szacunku brak, to przynajmniej my tu, na Sanżilu, zaświadczmy, że popieramy naukę języka braci i sióstr. Kropka.
Jak to w szkolnictwie brak poparcia? 
A tak, tu piszą. Że coraz mniej uczniów w Walonii, czyli naszych tu Sanżilaków i okolicznych też, wybiera niderlandzki jako pierwszy język obcy.
Mimo że nauka niderlandzkiego jest obowiązkowa przecież, tak piszą jednocześnie.
Ano właśnie, taka zagadka.
Jak się to przedstawia liczbowo?
49 % wybierało niderlandzki w 2010 r., w 2014 r. już tylko 46,9 % - to ci pewnie za rok, jak zliczą, do 40% dojdą. Angielski wykonał skok w drugą stronę - z 31% do 35%.
Ci zejdą, ci wejdą.
Dziwne jest to, że tBelgia mówiąca w dwóch, a niekiedy i czech dialektach to jeden kraj właściwie. I że nie zależy nikomu, by się porozumieć z drugą połową. I tą czecią - zachodzę w głowę.
Rodzice dzieciarni nie cisną, bo sami nie mówią, ot co.
Polacy tacy znajomi przykładowo nie cisną, bo już opanowanie francuskiego wydaje im się wyczynem nie z tej ziemi, jakby to życia nie ułatwiało, lecz utrudniało.
To inni tak samo mają. Inni cudzoziemcy.
Nawet ministerstwo zdaje się nie martwić. W komunikacie dla prasy twierdzą, że to bron boże nie jest odrzucanie niderlandzkiego, lecz popularność angielskiego. I że sporo uczniów wybiera go na 2. język, no co chcecie, czepia się ta prasa i czepia.
Co oznacza jeszcze mnie lekcji w tym języku.
Czyly co?
Czyly pogłębia się przepaść między dwoma częściami kraju, którą łatwo by można zasypać. Językowo. I lepiej nie będzie, bo czym skorupa za młodu nie nasiąknie- wiadomo.
A co mają powiedzieć mniejszościowe Niemcy, że się zgłoszę z takim postulatem. Ich mowy chce się uczyć niecałe 2% narodu.
Jak w Polsce zupełnie. Lebelż i polone dwa bratanki widać.
Mnie szokuje, że blisko 17% nie uczy się niczego, a już na pewno nie chce!
Komentarz Any Martin, jak i redakcji lesłara: przypominamy, że nauka niderlandzkiego jest obowiązkowa.

gościnnie

Wczoraj wspominałam coś tam o Skarbku, że o mało co nie odebrał Sanżilowi tytułu najszybszej gminy świata - a już znów się należy zastanawiać, czy to dobrze, że się zlądowało tu, a nie np. w Anderlecht, Ixelles, Nivelles, Charleroi, Mons, Liège, Arlon, Virton czy Namur.
Przepisałam tak na ładnie nazwy w dialekcie tutejszym - z gazety, po literach -  i zaraz poprawię na nasze, chciałam tylko, byście mieli wskazówkę jak z drogowskazu, jakbyście chcieli się przeprowadzić tam, gdzie was mile powitają.
Uchodźców i emi-imi. Jak my wszyscy w końcu, zdaniem Any, z Sanżila i okoliczności, bośmy się w końcu gdzie indziej rodzili. W polczyźnie matczyźnie mianowicie najczęściej. Ja przynajmniej, Ana i Roman, choć gdzie indziej.
Małe chłopaki już stąd.
Mogą nas powitac, ot co, są tu gospodarzami!
Albo zgłosić Sanżil do akcji powitalnej.
Rozchodzi się o to, że te gminy, komuny, miasta i inne miasteczka, bo nie znam ich wszystkie, wiem tylko na pewno, że to nie krainy - te to oto miejsca postanowiły, że nadadzą sobie tytuł: commune hospitalière.
Co na nasze oznacza ni mniej, ni więcej, tylko gościnną gminę. Czyly to, z czego słynie Polska A, B i C oraz D.
Słynie w swoim własnym mniemaniu, bajce jakiejś i ułudzie, legendzie idiotycznej nieznajdującej nijak odbicia w rzeczywistości - krótko i zwięźle krytykuje Polskę Ana Martin. Jak to ona potrafi dowalić.
Ana, co tak ostro, wypada zapytać.
Bo w Polsce żadna gmina nie jest gościnna, ot co. A w szczególności dla uchodźców. Nawet jeśli jeden z drugim prezydent miasta deklaruje, że przyjmie garstkę emi-imi, to są to odosobnione przypadki i obejmują znikome ilości osób. A w Belgii - proszę bardzo: olbrzymia akcja powitalna zatacza coraz szersze kręgi, komuny chcą tytułu gościnnej gminy. Ksenia, przypomnij jeszcze raz, które to?
Anderlecht, Ixelles, Nivelles, Charleroi, Mons, Liège, Arlon, Virton i Namur. Oraz Chièvres, Vielsalm i Huy. Bez błędów.
Można?
Można. I to wszystko akcja oddolna, obywatelska. Brawo labelż i lebelż.

Sunday 17 September 2017

szybko

Myślałam, bo tak tez naprawdę zaprawdę jest, że wszystko co najlepsze, to Sanżil.
I najszybsze, Ksenio! jak tramwaje nasze podziemne!
O to właśnie się rozchodzi. Ustalmy więc może, że co najlepsze, to owszem, po staremu, Sanżil, ale najszybsze to są okoliczności. Jednak. 
Bo tymczasem i w między czasie okazało się, że Skarbek jest najszybszą gminą świata. A już na pewno - wygrywa co najmniej o 30 minut z innymi brukseńskimi gminami. Czyly komunami dla tych, co się pogubili. 
Poczciwy stary Skarbek lepszy niż kto co, bom nie dosłyszał, nie dosłyszał Roman.
Tatusiu, na Skarbku jest jeszcze szybciej, niż najszybszy tramwaj nawet. Tak mamusia Kseni powiedziała. W gazecie tak piszą.
O tu, prosze bardzo.
Ha, niezła historia.
Jak to możliwe tatusiu, że coś jest szybsze niż najszybszy tramwaj i ma przed nim pierwszeństwo?
Właśnie, też poproszę o wyjaśnienie. W imieniu komun i gmin chociażby. Sanżila przykładowo.
Już widzę. Remont ulicy. Przestawili coś.
Co mogli przestawić. Czas? 
Od początku. Zapadła się część ulicy. Nie byle jakiej, bo szosa Luweńska. De Louvain, dla tych, co nie łapią. Przyjechali ją naprawiać. W pośpiechu, bo to przelotówka. 
I z tego pośpiechu czas przestawili?
Nie przestawili, tylko postawili. Mianowicie agregat prądotwórczy - bo jak inaczej przetłumaczyć elektrożen - by Skarbkowym po szosie nie gruchnęła elektryczność. Na wszelki wypadek, by na pewno im jej nie zabrakło, i by nie było z tego jakiegoś kryzysu politycznego na poziomie gminy lub komuny, podkręcili wskaźniki i wyszło, że 50 herców wpływa na okoliczne zegarki.
I tak to Skarbek wygrywa w cuglach konkurs na najszybszą gminę brukseńską.
Ale z tramwajami podziemnymi nie wygra?
Nie ma szans, co ty Iwonku.
To dobrze tatusiu, to bardzo dobrze, bo już się martwiłem.



Thursday 14 September 2017

holender

Pierwszy raz do Holandii pojechałem 10 lat temu.Wtedy to pieniążki były jeszcze dobre. A teraz? Pieniądz niewarty pieniądza, można powiedzieć. Siostrę mam w Anglii. Właśnie do Polski zjechała. Funt teraz po 5 złotych, owszem, trochę więcej niż euro, ale to nie to samo.
Po 7 złotych.
Kochana pani, po 7 złotych to 10 lat temu było. Wtedy ojro po 5 prawie było. Wieki temu, tak bym powiedział.
Dziś owszem, też nie tak źle, ale to jednak nie to samo. A w końcu po to człowiek wyjeżdżał, by lepiej mu było. Siostra mówi, że teraz różnicy nie widzi. 
Ale co tam narzekać. Uwielbiam Holandię i to jest mój raj na Ziemi. Zdania nie zmienię.
Ana Martin się odwraca: Pozwoli pan, że się wtrącę. Dziękuję panu za te słowa. Nie mogę już znieść tego narzekania na Belgię czy Holandię, na to, co inne. Pana miło posłuchać. 
Pani ma rację. Jak chcą się skarżyć, to niech se do Polski wracają, prawda?
Prawda.
Ja to tak kocham Holandię, że chyba się zacznę w końcu na dobre uczyć języka. Wiem, łatwo nie będzie, ale spróbuję.
Różnie tu pracowałem. Nawet przez biuro pracy, ciężkawo było, ale mnie to tylko mobilizowało. Teraz sam kombinuję, by firmę założyć, taką firemkę jednooosbową. Rower sobie kupiłem. Wszystko mi się podoba w Holandii. Tylko te ceny rowerów…czy pani wie, że koło mnie jest sklep, gdzie rower kosztuje…no niech pani zgadnie?
No nie wiem. 
8 tysięcy euro. O, będziemy już niedługo. Ciekawe, czy nadrobi to, co straciliśmy na lotnisku. Zobaczymy. 
Łizer jest fajny, po polsku mówią, z tymi paniami to już 3 razy leciałem od wakacji, czyli od kiedy dziewczynę mam w Polsce. Do niej właśnie lecę. Wesele jest u niej w rodzinie, więc jadę i zobaczymy.
A pani gdzie to jedzie?
Do wnuczka. Mam męża Holendra - drugiego -a córka w kraju mieszka.
Aha, to rozumiem, pan jest w innej sytuacji, niż ja. Ślub ma pani w Holandii?
Tak.
Ja też tak chcę.
A dziewczyna zechce?
Mówi, że wszędzie za mną pojedzie. Bo ja chcę ślub na nowej ziemi od razu. Będę Holendrem. Żyć jak człowiek.

Wednesday 13 September 2017

fors mażer

O rany, my tu rano do szkoły, i owszem, łatwo na pewno nie jest, bo płacze, protesty, gile, smarki i inne gluty leją się z gardeł i nosów, ale co mają powiedzieć labelż i lebelż oraz ich onfą lub ąfą, co tam siedzą se już czeci dzień na lotniskach we Włoszech, Hiszpanii, a nawet Grecji, jeślim dobrze spojrzała na mapę i przepisała nazwy krajów, w których to naszych Sanżilaków i Okoliczniaków pozostawił sam sobie rajan.
Rajan? Kto to jest? Brajan? Nowy huragan?
Rajaner przecież o rany, o rajany.
Co to się dzieje, nie słyszałam? Ja se z kągresu normalnie i wygodnie wróciłam. 
Boś łizerem leciała.
Właśnie mamusiu, no przecież różowym samolotem leciałaś, a nie niebieskim rajanerem. 
Który nie leciał wcale zresztą, jak żem wspomniała, szczególnie, jeśli stał w Pizie, Santanderze czy Korfu.
Jezus maria awaria?
Ha, żadna awaria. Rajaner się tłumaczy, że la i lebelż zablokowani na lotniskach koczują se tam, bo nad Włochami szaleją burze i się im pospóźniało nie z ich winy, tylko z winy fors mażer. z głębokim, gardłowym e lub y.
Fors z mezer? Tego tu z rondem? Eee?Yyy?
Nie mezer, Meiser w pisowni. Mażer, majeure przez jot. Od ogromu i gromu też. Ana, jak to będzie w polszczyźnie?
Siła wyższa.
Taki bóg jakiś czy niejaki czyly zadziałał?
Bardziej pogoda, choć kto wie, kto te wiatry zsyła na rajanera, kto wie, śmieje się Ana Martin. Bóg czy nie bóg, problem wielki jest - na lotniskach pozostawiono samych sobie ludzi, w tym mężczyzn i dzieci. W tym uczniaków. W tym maluchy.
I co?
I mogli sobie szukać innego lotu, szukać noclegu albo jechać objazdem.Tak rajan radził.
Głupie rady nieco, toż to każde dziecko wie akurat.
No właśnie. Do tego rajan kłamie podobno. 
Dlaczego mamusiu rajaner kłamie?
Bo podobno prawdziwa przyczyna nielatania jest inna - brak ludzi do pracy.
Za mało panów stjułardes mają? I pań?
Podobno. Ale nie mówią tego.
I kiedy te dzieci wrócą do szkoły mamusiu? 
Właśnie nie wiadomo. Na razie siedzą sobie na lotnisku.
Ja też bym chciał!

Monday 11 September 2017

na dziesięć

Pani Ana nasza kochana daleko wyjechała, zagaduje z rana Malina. Mnie z dzieciarnią, do szkoły ich gonię, za nimi znaczy się gonię, bo oni na rowerach, a  ja dwunożnie.
Ana? A nie, do Polski B czy C tylko, a w sumie to przepraszam, bo do D w sumie. I nie pani Ana, tylko Ana. Martin co najwyżej. Na kągrez wyjechała, ciągnę. Wiadomo, jesień, jakiś kągrez musi być. Kobiecy na ef do tego.
Mamusia przemawia do pań po francuzku i przywiezie mi delfina, informuje Malinę Iwonek.
Po polsku przemawia Iwonciu, po polsku. Bo to kągrez kobiet polskich. A delfin będzie, albo jamnik na przykład, to bardziej polskie.
Ogólnopolskie nawet, jak te ogólnopolskie kobiety.
Ana to i po francuzku dałaby radę, gratisowo chwali Malina. Ile to już lat, jak na Sanżil zjechała? Niejeden język zna, sam żem w polskim sklepie słyszała, że daje radę. Śpiewająco.
Z dziesięć będzie musowo, jak tu zlądowała, liczę. W Brukseni, bo nie od razu w centrum, na Sanżilu czyly. No z osiem na pewno, zadumuję się. Czas na naukę dialektów był, w każdym razie.
No z dziesięć albo dziewięć nawet Ksenio, a może i siedem, prostuje Iwonek.
Siedem, fakt Iwonciu! Bo wcześniej to w tym drugim robiła, no, w tym to tam Luksie.
Aha, to jeszcze czy jej zostały.
Trzy.
Co czy Malino? Po co?
No bo wiadomo, że zawsze tu chyba nie zostanie, tłumaczy Malina.
Mamusia gdzieś jedzie? dopytuje Groch.
Nie jedzie. Malino droga, a dlaczego czy lata?
No bo na ile się przyjeżdża tu niby?
Na Sanżil znaczy się?
A gdzie by.
No na ile?
Na dziesięć.
Bo co?
Bo potem wracać wypada! Dom stawiać! Dzieciom kraj pokazać.
Jaki kraj?
Polskę. 
To my znamy już, Ksenio. W wakacje byliśmy. 
No właśnie, to nie musicie. Malino, Ana to chyba nigdzie nie wraca, wiesz?
To po co do tej ogólnej Polski tak jeździ, jak celu nie ma?
Jak to nie ma? A kągrez to co? A kobiety to co? Pacz Malino, pacz, same ciekawe rzeczy się tam działy! Ogólnopolskie i ogólnoświatowe. Ja tam za rok jadę na pewno, a wcześniej kągrez zawita u nas, bo już w listopadzie!

Thursday 7 September 2017

pozdr

Moi mili dziś byłam poumawiana na spotkania na które pamiętałam jak dojechać to dojechałam , za resztę bardzo przepraszam . Wiem że próbowali niektórzy z was się dodzwonić ale przez nieczynny telefon było to nie możliwe jutro też mam spotkania biznesowe, i rozmowy na które postaram się dojechać , niestety przez złośliwość rzeczy martwych - telefon ... straciłam większość kontaktów , adresów, filmów, zdjęć i umów praktycznie wszystkie , więc bardzo proszę o przesyłanie swoich numerów w wiadomościach prywatnych. Telefon już jest aktywny można się dodzwonić . nad wotsapem i skeypem jeszcze walczę. niestety teraz telefon wytwarza nowe konta na fejsbuku nie przyjmować zaproszeń z nowego konta !!!! pozdr

Wednesday 6 September 2017

świece

Bo stąd to pani nie jest chyba, znaczy się od nas, ale że nasza, polska, to słyszę chyba i owszem, więc tylko dopytam, skąd? dopytuje Anę Martin taka jedna od włosów w Polsce D, gdzie to Ana wylądowała podstępem, a mianowicie po udanej akcji zaciągnięcia Iwonka do fryzjera. W Polsce B niegdysiejszej się to rozgrywa, która i tak Polską D już jest, dodam.
A nie, ja nie stąd, wróćmy do Any.
A skąd?
Z daleka.
I ja też, kiwa głową Iwonek, choć ma nie kiwać, nożyczki, heloł!
A gdzie mieszkasz, chłopczyku, chce wiedzieć fryzjerka, widząc, że z Any nic nie wyciągnie.
W innym mieście. Ale nie tam, gdzie babcia Halina. U niej też są fajne tramwaje z pochyloną szybą, ale u nas jeszcze więcej.
Czyly gdzie u nas, fryzjerka nie daje za wygraną.
W innym mieście. W Belgii czy we Francji mamusiu? A może w Gdańsku czy w Warszawie? Iwonek odwraca się gwałtownie, nożyczki odskakują.
W Belgii synku.
W Brukseni chyba tak? Sanżil - już wiem! W Belgii mieszkam. Tam są fajne tramwaje. Aha, już wiem, w Brukseni.
Aha, z uznaniem ahuje fryzjerka. A tu co robisz chłopczyku?
U babci Kasi jestem. Ona ma basen. A ja wakacje, tak mamusiu?
I co jeszcze robisz?
Chodzę z mamusią i tatusiem na protesty. Dla cioci Oli to robimy, bo ona pracuje w sądzie. Tam pisze na komputerze, jak mama, tylko mama książkę, a ciocia nie; i wsadza złodziei do więzienia, choć teraz nie wiadomo, jak to będzie, mama mówi i tatuś, że może ciocia będzie sama w tym więzieniu, choć ja nie sądzę, bo kto zaprowadzi mojego kuzyna do szkoły i kuzynkę Grocha też, co ma dwa lata i jest nawet mniejsza od Grocha, do babci?
Pani też chodzi do centrum, wtrąca się Ana.
No raczej nie.
Dlaczego nie, chce wiedzieć Iwonek?
E tam, nie polytyka nie obchodzi.
Co to polytyka mamusiu?
Gadanie, często złe.
To nie polytyka, to życie. Te protesty. bardzo pani młoda, to niech pani uważa i pójdzie. Nie wiadomo, może się przyda niestety.
Mogę nawet dać pani moją urodzinową świecę do palenia. Różową. Mamusiu, spytaj pani, jak i ma numer na telefonie i się umówimy.
My co wieczór palimy świece i krzyczymy. Ładnie widać, bo ciemno się robi wcześniej niż u mnie w domciu w Brukseni. I tu w Polsce u babci dobrze widać świece, nawet w telewizorze dziadek mi pozwolił to zobaczyć, jak ładnie.
O, może tu jeszcze pani obetnie krócej, to włosy będą załatwione do października, Ana zmienia temat. O tu, dziękuję!
No Iwonku, ale jesteś piękny! Brawo synku!



Osiemnaście złotych.


Do zobaczenia wieczorem, wezmę dla pani świecę!

Tuesday 5 September 2017

gotowi

Niby wolność nastała owszem, przez szkolnictwo nadana w godzinach 8-15.30, ale nikt jej nie chce jakoś, w tym najbardziej zainteresowani czyli Ana Martin i ja w tym nawet też dodatkowo.
Smutno jakoś bez tej dzieciarni.
I cicho.
Bo głośno już było, i to jak, przypomina Roman. Z rana. Przed świetlicą. Garderi.
Mina Romana jest do tego nieodgadniona, jakaś taka...smarkastyczna? Tak to się mówi
Też się nie cieszy.
Z płaczu tych dwóch małych płakusiów?
Nie cieszę, że sami zostali wcale a wcale. Dwóch takich.
-------------------
Dobrze, to by już tylko nie było, że cały czas do znudzenia o brukseńsko-walońsko-flandryjskich okolicznościach szkolnych tylko nadaję: napiszę, że my mamy dwóch takich, co płaczą właśnie przy kolasją kolektiw, a Belgia, lebelż oraz my, Sanżilaki, mamy także 500 i 2000 na oko. Też uczniów. Etudją. Szeroko pojętych.
Co? Kogo? Jak?
W Belgii naliczono 500 młodych lebelż  i labelż też, choć raczej kobiety - la - mniejszościowo jednak, (sądząc po obrazach tiwi), gotowych do wyjazdu na wojnę, a kolejnych 2000 - już się szkoli w radykalizacji.
Czyli łącznie 2500 pojętnych uczniów. Takie to dane sprzedano rodzicom na początek roku szkolnego.
2500 gotowych na oko, uściślijmy. Szacunkowo czyly.
To ja dziękuję, zostanę przy moich dwóch, niegotowych wyszkolonych w płaczu. Ciężko, ale bezpiecznie.



Monday 4 September 2017

można

Można, wzdycha Ana Martin od rana. Proszę, można. Jednak można. A jednak, no proszę, odmienia sobie pod nosem wte i wewte Ana, do znudzenia, zwierzę się wam wręcz.
Co można, odważam się w końcu.
Można wznieść się ponad spory polityczne i zrobić coś dla ogółu. Dla nowych pokoleń. Dla dzieci. Z myślą o przyszłość własnego kraju, kiedy to dzisiejszych kłótni już od dawna nie będzie na tym świecie.
Kto się tak wzniósł niby, pokpiwa sobie Roman, bo po tegorocznym polskim lecie szczególnie w nic już nie wierzy, a najmniej w bezinteresowność polityki.
Nigdy w to nie wierzyłem, obrusza się od razu. Ani ja, dodaje Ana. Ja oczywiście też nie, więc to mamy załatwione i jedziemy dalej.
Ale słuchajcie, jednak widzę jakiś mały promyczek. Światełko w tunelu polityki. Gąszczu interesów. Tu, koło nas. Wokół nas. W całej Brukseni znaczy się.
W jakiej formie?
Paktu doskonałości.
Hę?
Chodzi o pacte d’excellence w sprawie szkolnictwa, którego końca nie widać? dopytuje Roman.
Owszem widać.
Uchwalony? Mimo szalejącej po Brukseni w wakacje fali nienawiści jednych polityków do drugich?
Tak twierdzi ministerka ds. edukacji. Chwali się tym na pierwszych stronach, więc chyba nie kłamie
Lesłar obwieszcza wielkim tytułem: tysiąc miejsc pracy w przedszkolach.
W mojej szkole tysiąc pań nowych? I panów mesje Nikola? Ojej to oni się nie zmieszczą, martwi się Iwonek.
Synku, nie tylko u Ciebie, ale we wszystkich szkołach. 
U Stasia, Fjotra, Bajtka, Kasi?
Na przykład.
Będą 362 nowe miejsca w pełnym wymiarze godzin, co odpowiada 451 miejscom pracy. Hmm, ciężko to pojąć co prawda na mój zdrowy rozum, ale że liczby duże - to super.
Do tego dochodzi trochę psychomotoryczek i jakoś dociągną do tysiąca.
I cyrkomotryczek, jak mamusiu wczoraj na urodzinach! To jest fajne.
Może i cyrk będzie. Na kółkach - to pewne.
Wiecie, co mnie tu najbardziej uderzyło? Że aż 80% budżetu walońsko-brukseńskiego idzie na szkoły.
Świeci jednak światło!