Wednesday 31 August 2016

1 września

Zjechali my na Sanżil. Ja - Ksenia Bruksenia, Ana Martin, Roman, a nawet Iwonek z Grochem. Ci to nawet dosłownie, bo jeden rowerkiem zwanym z niemiecka biegowym, a drugi - wózkiem buzkiem. Ale ogólnie to autem, a jakże.
Powód poetycki, choć Ana zwie go prozatorskim, od książek bez rymów takich - mianowicie la rentre. W Sanżilu, okolicznościach i nawet całej Brukseni oraz Belgii. Bo wrzesień się zaczyna, heloł!
Ksenio, bo to koniec wielkich wakacji, przypomina Iwonek. Jutro Ksenio, jutro, do szkoły idę, nie wczoraj wcale, tylko pojutrze nawet chyba.
Jak to nazwać? Powrót. Na stare śmieci. Sanżilowskie.
Zewsząd, a najbardziej z Polski A B i C, która w całości zamienia się w XYZ; z naciskiem na Y niestety, wielką niewiadomą, nad czym ubolewa Ana Martin. 
Wszyscy wracają. Polskie sklepy otwarte, korki na ulicach, itepeitede.
Jakie stare śmieci, Ksenio? Co ja słyszę? nie wierzy własnym uchom Iwonek. Jakie śmieci mamusiu? Takie w workach białych do wyrzucania?
Niedokładnie, ale trochę racji w tym jest. Tak się mawia, jak się do domu wraca. Od babci jednej i drugiej i znad morza.
I co dalej mamusiu?
I do szkoły szykuje.
A Groch do żłobka, kreszu mamusiu, ale nie tego samego co ja, gdzie była pani Ikram, tylko do nowego, gdzie jest pani Asma, ale też ma długie włosy i koński ogon.
I co jeszcze się robi we wrześniu po wielkich wakacjach?
Sprząta, montuje meble.
Z ikei mamusiu?
Na przykład.
Moje nowe biurko i szafy? 
Tak synku. 
I co jeszcze?
Nic. I idzie do szkoły do nowej pani. I rozpakowuje. I idzie w poniedziałek na targ sprawdzić, czy są piadiny i czy pan z goframi wrócił z wakacji.
I są one? 
Są, były przecież, na placu Wanmenem koło wujka Stefana.
Prawda. To co teraz?
Teraz marsz do łóżek, bo jutro wstajemy rano. Tatuś do pracy, mama do pisania, dzieci do szkół.
A Ksenia do ogarniania, mruczę. Ale lubię to. Nie ma jak Sanżil.