Albo to świat cię znajdzie. Nawet za granicą.
Przykładowo pod Barceloną jakąś. Licho wie, gdzie to, ale na pewno niezbyt daleko, skoro się autem da dojechać. Czyly jak Łapy przykładowo, choć na mój nos wygląda to, jakby nie tę samą stronę.
Mentalną na pewno nie, wtrąca się Ana Martin. A co tam panie w Barcelonie?
Ci z zamachów tam pojechali. Nasi. Molenbekowsko-anderlechtowi. A teraz za nimi dojechała i policja. I złapała, kogo trzeba. Policia lokalna, jak na zdjęciu można odczytać, w kooperatywie z lapolis sanżilowsko-okolicznościową.
Serio? Ujęto kogoś?
Ano tak. W poniedziałek nielany żaden. W Hiszpanii. Naszych.
Kogo mianowicie?
Tak dokładnie to nie wiadomo. Ale z tego, co tu widzę, i na ile sobie to wszystko tłumaczę - to jakiegoś numera jeden na liście poszukiwanych.
Uno. Numero uno.
Uno. Numero uno.
Oussama Atar. Tak się to pisze. Usama. Belgo-marokan w wolnym zapisie sanżilowskim. Kiedyś mieszkaniec Anderlechtu, po 22 marca - pobyt nieznany. Podobno to on zorganizował zamachy i inne niemiłe wydarzenia w Brukseni. A potem się ulotnił. I to nie do Syrii bynajmniej podobno. Wszędzie go szukali, a nie znaleźli.
Dopiero teraz.
W Barcelonie zapewne czyly.
Niezły numer z tego Usamy. Uno.
Ą albo ę w wymowie sanżilowsko poprawnej, a tak naprawdę - nosowo pomiędzy. Tak na oko, albo i ucho bardziej, wymawia przedszkolak Iwonek, o czym my, polscy z ducha i wrodzonej nosowości - możemy pomarzyć.
Tak daleko, a nasi i tam są. Barcelona. kto by to pomyślał. Mówiłam, że świat mały?