Tuesday 31 May 2016

(434) w szanelu

Ksenio, na pewno chodzi ci o szanel? A nie szynel? W szynelu, to rozumiem, ale co to jest wszanelu, fszanelu właściwie?
Co to jest Ksenio, dobitnie wymawia Iwonek. Ja chcę wiedzieć!
Nie mówi się chcę synku, wali z automatu Ana Martin.
Ploszę wiedzieć!
Cio to? pokazuje palcem zdezorientowany Groch.
Sznycel, szalet, szampan nawet - to coś mi mówi. Ale szanel.
Sza-nel. Tak wymawiaj. Pisz: chanel. Z angielska podobno. Jaśniej?
Aaa - szanel kosmetyki, tak? Torebki buty itepeitede?
Tak, a przede wszystkim - odrobina luksusu na dzień. Której jesteś warta. Wart ty Roman także. Oraz Groch i Iwonek, rodzina zuch, wszyscy na ef. Warte jesteśmy my wszystkie i wszyscy zwarci i gotowi do działań w stylu ef -i tu wchodzi właśnie szanel, szczególnie w gorącym dniu kongresowym, gdy pot spływa z nerwów jak tłusta oliwa.
Sapie i dyszy i dmucha żar, podłapuje Iwonek.
Puf puf, pufa Groch.
Tak właśnie mamusia robiła w sobotę, synku: puf! uff! buch też, jak się na schodach wywróciła.
Nadal nie rozumiem, nie rozumie nadal Roman.
Ech, faceci, niefeministycznie na ef wprowadza podział ludzkości Ana Martin, a ja podkreślam machnięciem ręki. Ech faceci. Też na ef ci faceci, jak feministki nie przymierzając, a na niczym się nie znają. 
Po co szanel na kongresie. By nie spłynąć! By nie buchnąć! By nie pufnąć!
Makijaż jest jak znalazł zawsze podobno, zdaniem większości tych na ef i nie, bo go po prostu lubią.
A Ana nie lubi, przymila się Roman. I dobrze.
Ana lubi, ale lubi też wiedzieć, jak wygląda naprawdę. A jest, jak jest.
Dobrze jest, odważa się Roman. Ja tam uważam, że w makijażu ci brzydziej. Nawet w szanelu.
Brzydziej? no co ty Roman. Dziękuję ci bardzo, ale w sobotę na kongresie na pewno nie było brzydziej. Było lepiej zdecydowanie.
E tam, szminka za ciemna.
Ciemna to może i ona była, za to jaki efekt! Nawet koleżanki doceniły i z pewną taką szczerością mówiły, że Ana Martin wreszcie pięknie wyglądała.
A Ana na to: cha cha. Wreszcie, właśnie!
Za co Ana sie nie obraza, bo wie, jak jest, i że kul i w ogóle, mówiąc jak pewna Liderka.
Czyly liderki ef i inne mogą?
Co mogą? Wszystko mogą. Ależ oczywiście.
Ploszę baldzo, potwierdza Iwonek.
Jak każda i każdy. W szanelu czy szynelu, a nawet sznyclu na włosach, jak pewien mały pan Iwonek na ef w okularkach, uwieczniony na kongresowym fotosie.



Monday 30 May 2016

(433) bombowo

Bombowo to już u nas na kongresie było w listopadzie, rzekła Ana Martin w sobotę o świcie, jak to się była szykowała do wyjścia do tych 200 na ef, co to się karnie stawiły pod ambasadą. Na kongres numer dwa. Teraz będzie spokojniej, wieszczyła. 
Wykrakała, można by się bać tego słowa w tym kontekście, tak, nie bójmy się słów, ef nazywajmy feministkami, aaaaaa aborcją, konstytucję - konstytucją - ale w tym przypadku naprawdę Ana Martin nie dała rady się nie pomylić. Niby feministki radę dają, ale tym razem - naprawdę nie.
Bo bom bom bombowo było, ale przynajmniej nie od bomb tym razem, tylko od wybuchowo wspaniałej majowej pogody. Wyobraźcie sobie: słońce, kasztany, ciepło za oknem - a w ambasadzie er-pe wręcz gorąco, na granicy wybuchu z emocji - czyly wzruszeń, łez, tematów do rozmów, radości ze spotkania, niezaspokojonej ciekawości i żądania, by to tylko trwało trwało trwało.
Co, zapytacie.
Jak to co, odpowiem. Kongres kobiet w Brukseni. Łączenie się kobiet z kobietami i dla kobiet. Na Eterbeku, jeśli chodzi o kod, i KOD, choć o nas wszystkich z Polski A B i C kiedyś, a dziś - z Sanżila, Anderlechtu, Fore, Woluwów dwóch, Iksel, a nawet Molenbeka - tak tak, znalazły się nawet takie odważne wśród nas, co się tam nie obawiają mieszkać. W tym przyjść na kongres, choć ramadan za pasem i można by pomyśleć, że jak w Polsce A B i C religia jest ważniejsza. Na szczęście nie.
Sobota to był tryumf innej religii, oznajmia Roman. Równości i fajności. Kobiecości żądającej nie dobrych kompromisów, lecz równych praw.
Fajnie było. Gadziaste te panie jakieś, zgadza się Iwonek.
Groch kiwa głową i kręci jednocześnie, ale nie trzeba myśleć, że on nie na ef bynajmniej, po prostu ma rok i nie wie, że jest na ef od urodzenia, a nawet z łona. 
Wielu i wiele jeszcze o tym nie wie, ale może się przekona. Jak ta, co na koniec śpiewała. Gwiazda wielka. Aga ma na imię, nazwisko na Z. No, naprawdę dała czadu. Dżezowego.
W Polsce A B i C nie stać by nas było na nią, twierdzi Roman. A tu proszę. Cuda kongresowe. I to bez udziału religii, czy to państwowej, czy molenbekowej.
Wszystkie dałyśmy czadu. Czad taki, że nas omamił, jak dym jakiś. Ana Martin dotąd jakaś nieswoja siedzi, więc pisze, póki mi spokój daje. Dobrze, że se ten makijaż zmyła, to już jak człowiek wygląda. Ale o tym już jutro. 

Friday 27 May 2016

(432) Europa jest kobietą

Europa jest kobietą. Wszystkie jesteśmy kobietami. Równe i bez granic. Elles sans frontieres. Mocny wstęp, co?
Tak mocno, że po męsku prawie ktoś by to nazwał, gdyby się był ostał dżenderowo niezaawansowany, bo na kongres kobiet nie chadzał.
I dlatego, mimo że to będzie zdecydowanie nie po linii w Polsce A B i C - gdzie zgodnie z obowiązującą polityką sznurem to można za mundurem wyklętym ostatnio wręcz, na mężczyźnie leżącym oczywiście- zaśpiewam sobie sobotni hymn: za kongresem (kobiet) panny sznurem.
A tak, dobrze by było, potwierdza nieprzytomna ci Ana Martin, bo i Groch z kongresowego kącika dzieci nie pomaga w spaniu, no a poza tym w dzisiejszych czasach taki kongres bez ogarniętego fejsa to żaden kongres i się nie liczy medialnie.
Liczy liczy, ale łatwiej ze stroną 

www.kongreskobiet.be 

oraz z fejsem pod tym samym adresem. Sama wiesz, jak to działa, klikanie odchodzi na potęgę. W tramwajach, barach, o pracy nie wspominając, podsumowuje społeczeństwo damsko-męskie Ana.  itepede.
Poza tym ładne zdjęcia macie. Chwalcie się. 
Pan z brodą je porobił. O mało mi nie cyknął z rozpędu, alem się umiejętnie wymsknęła sprzed czarnej płachty. Po prostu za dużo dobrych haseł było, w rodzaju: moje ciało należy do mnie; liderki; przywództwo kobiet; kobieta w Europie - i od przybytku głowa mnie rozbolała. Jarmark haseł jakiś normalny. E, to już lepiej na jarmark kongresowy pójdę.
Też będzie? Roman łapie się za głowę. Jak wy to wszystko upchniecie?
Sam kable będziesz upychał, to i sprawdzisz na miejscu, odpowiada zagadkowo Ana. Siłą woli. Jak cały proces emancypacji.

Panny, matki, mężatki, rozwódki, babcie, prababcie, dziewczęta, mamy - wszystkie ciągną karnym sznurem na kongres. Korek w stronę Montogomerów widać już nawet siłą wyobraźni z Sanżila i okoliczności, nie na darmo Bruksenia to najbardziej zakorkowane miasto Ojropy, zwanej na Szumanie: Europą.
A u nas: kobietą.
Europa jest kobietą. Wszystkie jesteśmy kobietami. Równe i bez granic. Elles sans frontieres.

Do zobaczenia w sobotę, macha mi ręką Ana, już gna na pierwsze spotkanie z kongresowymi babkami.
Pa pa, machają Iwonek z Grochem. Też tam będą - w kąciku dzieci, a jakże. Tam się wszystko zaczyna.

Wednesday 25 May 2016

(431) kongres kobiet w brukseni

Dzień Matki za pasem, ten polone, bo belż juz ci on był, myślałam, że już więcej o kobietach się w tym tygodniu nie trzeba produkować. No bo niby co nowego? Że ciężej mamy? Że mniej zarabiamy? Że szklany sufit? że mężczyźni spusyfikowani?
Ależ trzeba, trąbi Ana Martin i temu podobne na ef.
Tej podobne, poprawia mnie dżenderowo Roman.
Tej podobne Anie Martin feministki na ef z Sanżila i okoliczności.
I tej Kseni podobne, uśmiecha się Ana. Bo o nasz wszystkich jest kongres kobiet. Polskich w Belgii, Brukseni samej, choć na Eterbeku, ale nawet jakaś z lokalnej zagranicy się podobno trafi.
Boże mój Ty, to już? łapię się za głowę.
Ojej, to już? małpuje mnie Iwonek
Ołołoł, podnosi rączki w górę Groch.
A jakże, już za parę dni, za dni parę. 28 maja, w sobotę. One bez granic, elles sans frontieres, organizują. Bez błędów zapisałam, bo u nas plakaty wszędzie w domu się walają, to i nietrudno zapamiętać.
Te one, czyli my, mówią, że kobiety granic nie mają, ale jak w tytule: mniej zarabiają, o szklany sufit uderzają, że mężczyźni już nie ci i jeszcze nimi trzeba się zajmować delikatnie, z wyczuciem, by nie urazić ego jakiegoś czegoś takiego, mówię wam - i to oprócz dzieci, rodziców, sprzątania, prania  itepeitede.
O tym to bedzie wszystkim, mówię wam.
Serio? pyta Iwonek.
Serio synku. Oraz o emi-imi - uchodźcach. Zdrowiu i bezpieczeństwie. Religii i życiu za granicą.
Wiele tego oj.
Wiele, ale warto! Wszystkie tam będziemy - one, i nawet jacyś oni się trafią. W roli technicznej i żonatej.
A ja mogę mamusiu, podskakuje Iwonek. Oczywiście. Do kącika dzieci. Z Grochem pod pachę.
Fajny ten kongres mamusiu, co? Grochu, słyszysz, jedziemy z tatusiem i babcią na kongres! ałała Grochu!

Monday 23 May 2016

(430) polska puchnie

Duma duma duma! - skandowano pewnie pod Atomium w niedzielę, twierdzi bynajmniej Ana Martin, przeglądając lesłara. Od ostatniej strony zaczęła, to i od razu trafiła na Polskę A B i  C w duecie. No bo tak, rekord pobity. 
Polska puchnie dumą. Polak też lokalny niejeden.
Ja nie, oznajmia Ana.
Jest nowy Polak w ginesie? dopytuje się Roman. To i dobrze. Cieszmy się. W ile wskoczył?
14 minut i 40 sekund.
Ile stopni?
512.
Fji fju, nieźle, to ile schodków wychodzi na minutę?
Nie wiem, nie opanowałam jeszcze kalkulatora w ajfonie, a zdolności matematyczne maleją po czterdziestce, której jeszcze też nie opanowałam zresztą.
Mamusiu, to dużo, piącet dwadzieścia? czy osiemnaście? czy to tyle, o, co ja mam lat? Iwonek jak zwykle ciekawy liczb, podobno wszystkie dzieci kochają matmę  tylko potem to gdzieś znika, przez szkołę. Tak piszą.
Nie lubię szkoły, przypomina Iwonek.
W każdym razie jedno jest jasne: niedziela była nasza, oznajmia Ana Martin z niejakim zadowoleniem. Polacy pobili Francuzów. I to jeszcze w Laken, gdzie Polaków uświadczysz, owszem, no ale nie tylu, co na Sanżilu czy Skarbku. Pełen sukces czyly. Nasza sława narodowa poszła w świat.
Polska siła rządzi na dzielnicy, wzdycha Ana, chyba ci coś ona niezadowolona jednak. Roman też to wyczuwa i wali w ślubną wprost: Ana, co ci się nie podoba?
Bo dlaczego Polska musi zawsze słynąć z czegoś głupiego, w najlepszym razie - dziwnego - a nigdy z czegoś mądrego?
Taka polityka w Polsce A B i C, że uwagę odwracają od ważnych spraw. kongresów, feminizmu, parytetów, kobiet ogólnie - że tylko taki przykład.
Ana, to nie jest znów takie głupie, przekonuje Roman. Oczywiście kongres ważniejszy, równość też, ale w Atomium przynajmniej wspierają rowery. i rowerzystów oraz ekologów i innych homo na h.
W taki sposób? raczej odstraszają. Skakanie na rowerze po schodach ma niby promować rowerowy szlak turystyczny we wschodniej Polsce? Co z tego, że najdłuszy, 2 tysiące kilosów, skoro także dwa tysiące kilometrów od Atomium?
Dlaczego on ci w Polsce, skoro to się dzieje w Brukseni?
Może dlatego, że u nas w tzw. tym kraju nie ma Atomiu, podpowiadam. Tak mi się wydaje bynajniej, dopowiadam szybko, bo może zbudowali w czasie mojej emi-imigracji?
Ale są inne marjoty w Warszawie, w tym pałac pewien słynny. Niech tam se skaczą chętni homo i hetero. Wyższy, to i sława większa.
Ależ ten pan akrobata rowerowy wskakiwał ci on był już na wyższe budynki, w Chinach i Dubaju, ujmę się za nim.
No tak, a gdzieżby, tam, gdzie sa pieniądze na reklamę. Ale czy Bruksenia lub też Polska naprawdę na to właśnie winna wydawać? Nie wiem. Na namioty dla uchodźców by dali. Mnie to jakoś odrzuca.
Nas nie odrzuca całkiem tak znowu, deklarujemy z Romanem.
Ana zła, podsumowuje Roman.
Nie zła, niezła prędzej. Dlaczego w Polsce, a tym samy Brukseni chwilami, nigdy nie może być normalnie, tylko zawsze wychyłka w jedną lub drugą stronę? 
To przynajmniej będzie o czym mówić na kongresie w sobotę. Masz temat!

Friday 20 May 2016

(429) polska was zadziwi

Polska was zadziwi. Normalnie tak piszą: Polska was zadziwi. Pytam się: czy już nie zadziwia, ta Polska ona czyly, dostatecznie? O co się więc rozchodzi?
I jaka Polska? A B czy C, sanżilowsko-molenbecka czy wszystkie razem?
Polityka na pewno nie, tam już ciężko wymyślić coś nowego. Społeczne normy pseudomoralne nie, trudno o większe zadęcie, hipokryzję i konserwę. Nagłym nawrotem w stronę otwartości nie, to jeszcze wiele wody w Wiśle, Odrze lub innym kanale w Brukseni musi upłynąć, zastanawia się na głos Ana Martin. Co to może być?
Co to może być, podchwytuje Iwonek.
Cio to, dopytuje się Groch. To to?
A toto, a toto, a jakże, uchylę rąbka tajemnicy. Paczcie i czytajcie:

22.05.2016 punktualnie o godz. 10:00 polski sportowiec Krystian Herba podejmie próbę ustanowienia nowego rekordu Guinnessa wskakując  rowerem na szczyt Atomium


Wyczyn Polaka, który zdobył już w ten sposób kilka najwyższych budynków świata i 3-krotnie pobił rekord Guinnessa, ma na celu promowanie Wschodniego Szlaku Rowerowego Green Velo oraz Polski jako atrakcyjnej destynacji turystycznej.

Biciu rekordu będzie towarzyszył polski piknik zlokalizowany u stóp Atomium oraz poczęstunek dla dziennikarzy i zaproszonych gości.

To oryginał, dopytuje się Roman, nie od dziś zapalony sportowiec rowerowy, znaczy się ostatnio nie, bo od 2012 ze sportów głów nie uprawia podnoszenie dzieci w górę, i to na dwie zmiany, dzienną i nocną.
Oryginał, przez y, Ksenia w końcu wie, że przed imiesłowem wypadałoby dać przecinek. Miodki i inne bralczyki tak każą.
No i ta destynacja turystyczna. Kuriozum. Koszmar mój.
Kuriozum, ale jest wszędzie, w tym w tłumaczeniach na komisji. Ana , spokojnie, skup się na treści ogłoszenia, uspokaja ślubną Roman.
Tatusiu, a ten pan na jakim rowerku będzie jechał, takim z pedałami?
Skakał synku będzie on, skakał.
Wskakiwał o tak? do góry hop hop?
Tak, tylko o wiele wyżej.
Za jednym razem, nie mogę się nadziwić. To chyba ma koła z kauczuku albo jakieś płozy, jak ten tam, co biegał bez nóg, zanim kogoś nie ustrzelił i teraz po spacerniaku kursuje co najwyżej?
Nie no, zakładam, że to oznacza wskakiwania po stopniach schodów, co Roman. Ale kto go wie - i Anę nachodzą wątpliwości, rzecz rzadka i cenna, jak twierdzi Roman.
Mamusiu, ja chcę zobaczyć, ogłasza światu Iwonek. I też chcę wskoczyć.
Roman, Ana nie może wyjść z zadziwienia: Roman, słuchaj, a może to nasz Lapaż sam? Nudzi się w tej korpo, to i wskoczyć postanowił, bo co, Polak nie wskoczy?
Może może, ciekawe. Napiszę.
Co pisać będziesz, obruszam się, idziemy! Na piknik! Rowery promować i rekordy bić! Polska czy nie Polska, ale dziać się będzie.
Ale on nie spadnie, pan ten wujek od rowerów?
Zobaczymy.
O, to ja biorę mój rower z pingwinami. Idziemy!

Wednesday 18 May 2016

(428) 11 ero plus te-we-a

Ksenio, opowiedz, jak mama autko odbierała, pamiętasz Ksenio? Nasze auto onda źle zaparkowane odbierała spod wiaduktu takiego, gdzie jeżdżą pociągi. No proszę Ksenio, opowiedz!
Niech Ana Martin opowiada! To jej auto, jej dzieci.
Ale to tatuś źle zaparkował, uprzytamnia mi Iwonek. A mamusia odbierała, pamięta wszystko. To opowiedz Ksenio już.
Dobra, ja opowiem, włącza się Ana.
No więc idę dzielnie synku z papierem z policji, Iwonku, idę i idę, końca nie widać. 
Jaką ulicą jeszcze pwiedz, mamusiu. Tą z muzeum, gdzie piwko i winko jest w takich beczkach w restauracji?
Tak, fanwolksem. Van volxem w pisowni Ksenio. Gdzie stoi wils, Wiels, dodaj e.
No dalej mamusiu.
Na midy doszłam, w sensie dworca właściwie, a po drodze miejsca takie mijałam, że spokojnie tam by można z miljon terrorystów wyszkolić i nikt by się nie dowiedział. Wielkie puste przestrzenie pod wiaduktem, gdzie się zmieści kilka ciężarówek, a w nich nie wiadomo co.
To dobrze, że tych kilku jakoś dali radę znaleźć na tym Foreście w tej sytuacji, co Ana?
Kto to terroryści mamusiu, powiedz, no powiedz.
Tacy panowie i czasami panie, co biegają po mieście z pistoletem.
U nas? serio? to pistolety nie są dobre?
Zdecydowanie nie są dobre, stanowczo Ana.
A Stasiu mówił, że dobre.
Stasiu się pomylił. Synku, słuchasz?
Oczywiście, mamusiu. To już doszłaś? 
Tak doszłam. Idę do okienka i daję panu papier. Pan kasuje.
Kasą kasuje, dopytuje Iwonek.
Tak kasą. 
Dużo?
Oj dużo. ponad 200 ojro kasuje synku.
Ojej.
A dobrze kasuje? Umie.
O, i to jak umie. Do tego okazuje się, że kasuje za jeden dodatkowy dzień.
To niedobrze, mamusiu?
Może i dobrze, i tego się spodziewałam, natomiast policja midy upiera się, że cena za postój auta przez 5 dni jest taka sama.
I nie jet?
Nie jest. Ponad ąz ero plis tewea, madam, tak pan powiedział.
To po francusku jedenaście? O tyle?
Zdecydowanie tak.
I pociesza jeszcze ten pan cię, mamusiu. Tak mówiłaś. Co to jest pociesza?
Fakt, mówi uspokajająco: madam, ale i tak wychodzimy tu od kwoty 225 ero czy jakoś tam.
Ja na to, że nie oznacza to, że ąz ero plis tewea, czyly wat po staropolsku, to nic. 
Potwierdzam, że nie nic, tylko jakies 13 ojro z watem wyjdzie jak nic.
I co oni wtedy, pogania Iwonek.
Oni wtedy sięgają po słuchawkę i mówią: to razem zadzwonimy na policję.
I co mamusiu?
I pani dzwoni. I mówi panu policjantowi albo pani pod drugiej stronie słuchawki, by ludzi nie wprowadzali w błąd. Bo za każdy dzień jest ąz ero plis tewea. Że klienci, którzy wcale nie są klientami, przychodzą tu oto z taką wiedzą i się wykłócają potem. Że ta pani dziś się nie kłóci akurat, ale i tak została źle poinformowana.
Jaka pani, Iwonek traci wątek.
Mamusia? Moja mamusia? Ty?
Tak, ja.
A co robisz, jak się nie wykłócasz?
Chowam kartę, pan naciska guzik, idę po auto do wielkiej sali pod wiaduktem. Gdzie zmieści się kilka ciężarówek, tak?
Tak. Z terrorystami lub pistoletami na przykład.
I odjeżdżam.
I koniec, cieszy się Iwonek. Mamusiu, opowiedz jeszcze raz.
Nie, już opowiedziałam.
To ty Ksenio. No proszę!

Tuesday 17 May 2016

(427) belgakontrol

Uwaga uwaga, moje miłe i moi mili też. Piszę tylko na wszelki wypadek, jak to mawia Iwonek. Straszyć nie zamierzam nikogo z własniej nieprzymuszonej woli, natomiast przymusił mnie do tego nieco, nie ukrywam, tytuł w lalibr. Brzydkie słowa padną, ale to nie ja, tylko redaktor.
Mianowicie napisali byli oni, cytując innego kogoś, że w belgakontrol to prawdziwy futerał.
Nie kontrol na pewno czyly.
Ale że futerał od razu?
Taki na okulary, co ja mam mamusiu, dopytuje się Iwonek? Niebieskie pudeło.
Ejże, to nie futerał wcale a wcale, futłar tu stoi, jak byk.
Mówię przecież, obrażam się nieco, ale malusieńko zaledwie.
Jak to przetłumaczyć mamusiu z angielskiego?
To nie po angielsku synku wcale a wcale, szuka odpowiedniego dla tej rzeczy słowa Ana.
Po francusku to nie jest, stwierdza Iwonek.
A jest, wiem to nawet ja. Ze słuchu. W okolicznościach i Sanżilu się słyszy. I oznacza to- no tenże tam bajzel.
Albo gorzej, uściśla Roman. Też na b.
Bazar mamusiu? Bazal jak talg taki?
Nie syneczku, jakby co innego.
W belgakontrol mamy takie warunki pracy, tak? upewnia się u ślubnego Ana.
Tak, piszą o tym wszyscy. Że w belgakontrolu, co to odpowiada za porządek na niebie, pod niebem i w niebie, nic nie działa, jak ma działać. A już zwłaszcza i szczególnie w Szarlerła. Stąd podobno między innymi strajki.
Znaczy się, że niebo nie jest bezpieczne, czy jak, rozumuję?
Tak jakby. Znaczy chyba, że po pierwsze nie ma wystarczającej liczby kontrolerów, po drugie - że są przepracowani i przez to nie wystarczająco skupieni, po trzecie - że atak jest możliwy.
Jezusie, nowy atak?
Może nie, straszą na wyrost zawsze. Ale coś w tym jest, że gdzie nie wiadomo kto rządzi - są dziury do zagospodarowania.
Myszy grasują, przypominam sobie ze świata przysłów. Bez psa chyba.
Bez kota harcują, poprawia mnie Ana Martin. Zasada ta sama poza tym, masz rację Ksenio.
Do tego strajki obnażyły inny problem. Mianowicie, ze nie dość, że nie wiadomo, który rząd rządzi niebem, czyli przestrzenią powietrzną, czy ten ogólnobelgijski, czy regionalny, czy wszystkie razem, czyli nikt - to jeszcze nie ma żadnego planu awaryjnego. Czyli jak coś gruchnie - to koniec. 
I dotyczy to nie tylko Szarlerła, tylko całości kraju, czyli całości ludu, nie tylko belż. Bośmy wszyscy pod jednym niebem.
Na jednym wózku, kiwam głową.
Bagażowym chyba, ponuro żartuje Roman w przededniu wyjazdu przez Szarlerła.
Chaos. bajzel i to drugie na b.
Futerał kompletny czyly.