Thursday 29 September 2016

manif

La manif. Co? manif. To skrót taki, no przecież. Od manifestacji. To po francusku i belż, przypominam.
Czarny protest brukseński jednak w przyszłym tygodniu, wpada mi w słowo Ana Martin. Dziś tylko akcje przygotowawcze. Malowanie koszulek, transparentów i wymyślanie haseł. Na własną rękę albo w grupach. W pracowniach, szkołach, biurkach w pracy. By wszystko było gotowe na poniedziałek, czeciego. Trzeciego. Października, bo to październik już, heloł! Jesień na całego.
Jesień, a jakże, jesień, tak więc manify wszędzie, nie tylko polskie, ale i sanżilowskie, lokalne i okolicznościowe. No co macie takie miny, wiodę wzrokiem po Anie i Romanie, bo dzieciarnia już w instytucjach. Trzeba wyjść poza Polskę D! Dzieje się i na dzielnicy. Sezon strajkowy rozpoczęty.
Przecież żeśmy nie zapomnieli, broni się Ana Martin. Fakt, jakby mogła, przecież sama że z rana zastanawiała się, czy na obiad do strajkującej szkoły lepsze ńoki, makaron czy jednak banan i zwykła buła zwana dumnie tartiną. Stanęło na bananie z czubkiem koniecznie i suchej bagiecie, czyly bez masła. Do tego mleko z rurą. Obiad cacy jak malowanie.
A co to się pod szkołą działo o tej 8.15, mówię wam, ociera pot z czoła Roman, choć już zimne jesienne wiatry wieją przez Sanżil. Pchał się, to i spocił, rozumuję w duchu. I tak też było podobno: tłum, krzyki, przepychanki w językach obcych oraz rodzimych. Wszyscy rodzice naraz próbują wepchnąć dzieci w wąskie gardło drzwi. Niektóre dzieci wracają oczywiście, jak to dzieci, bo czegoś zapomniały powiedzieć. Dobrze, że Iwonek akurat sobie o swoim zapomnieniu przypomniał za późno, gdy już nie było odwrotu, bo dyrektorka odcięła nogą drogę odwrotu.
Garderi strajkuje z rana, czy po południu też?
I tu, i tu. Pół dnia urlopu, jak nic.
A kuchnia?
Oczywiście. Jedyne, co dobre, że może wepchną w Iwonka banana.
Są plusy więc.
Na czym polega ten strajk? Kolej, tramwaje? Dudu i dandaje, by posłużyć się językiem Grocha, który to dziś o 5.55 zastrajkował i wstał na manifę chyba?
Miał polegać na niejeżdżeniu pociągów, esensebe czyly, ale skończyło się, że ci jednak ruszą, natomiast stanęli co poniektórzy ze stibu. Nasze linie jakoś tam się jeszcze turlały, w dół mają w tunelach, ale reszta to różnie.
To po co ten strajk?
By pokazać, że trochę dużo tych zwolnień. Był katerpilar, tez iengie. Słaby sezon.
Ale co się robi, by pokazać niezadowolenie?
Przypadkowo dosłyszałam pod szkołą, chwali się Ana. Jeden ojciec innym tłumaczył. La manif, la manif mówił. No wiecie, syndykaty organizują i płacą. Jak to, oni na to, widać nieobeznani jak my. Ano tak, że albo idziesz do pracy i robisz, albo nie robisz i płacą ci syndykaty, czyly związki.
Czyly tym z garderi i kuchni związki zapłacą?
Dokładnie tak.
To superrozwiązanie, cieszę się. Czy w Polsce D o tym wiedzą? Zaraz napiszę, gdzie trzeba, to wspaniała wiadomość na czeciego! 

Wednesday 28 September 2016

obywatele

Wos. Nie włos. Nie wrzos jesienny. Wos, taka lekcja w zamyśle obywatelska dla młodzieży. Której zabrakło w Polsce D, natomiast przybyło na Sanżilu i w okolicznościach.
Za moich czasów już był w zaniku, wos ten jeden, ale dawniej, dawno dawno temu czyly, jak młoda była nawet Ana Martin, to akurat się zmieniła polityka, wprowadzili wos na nowo i przydawało się toto. Jak to szło w rozpisce? Wiedza o społeczeństwie.
Durniśmy byli, żeśmy się słabo tego uczyli, żałuje Roman. Że matury w Polsce A B i C obowiązkowo z tego zdawać nie kazali. Efekty widać choćby w głosowaniach sejmowych. Dno, wstyd i hańba, jak głosił transparent w rękach babki iwonkowo-grochowej w minioną niedzielę.
W Polsce D nadzieja chwilowo utracona, na wos i normalność, biadoli Ana Martin, za to są pierwsze jaskółki wskazujące, że może na Sanżilu i w okolicznościach brukseńskich jeszcze się uda tego i owego wykształcić w odpowiednum kierunku.
Jakim? bo nie wiem, w jakim kierunku spoglądać.
W kierunku obywatelskim, Ksenio. Właśnie w szkołach wprowadzono dwie godziny obywatelskie, jak to się tu zwie. Na razie w podstawówkach primer, ale z czasem będzie i w sekonder. 
Dekretem z 13 lipca król od polskiej królewny to wprowadził, doczytuję. Citoyennete z akcentem. Co za słowo, skaranie boskie. Lub nieboskie Ksenio, skoro to świeckie, czyly laickie, czyly nieboskie ma być właśnie, śmieje się Roman. 
Sitłante? Ana, dobrze próbuję? Pięknie brzmi: król na wysokościach dla obywateli, zachwycam się; król dla poddanych, w tym tych z samego dołu drabiny, bo przecież szkoła jest równa
Równa to jest w teorii, podobnie jak lekcje są w teorii dla wszystkich. Bo oto okazało się, że zapisało się na nie tylko 8% uczniów.
A liczono na 15%.
Jak to? to można se na wagary iść? czyli te 92% lub 85% w zamyśle królewskim może sobie przez te dwie godziny zbijać obywatelskie bąki.
Oj, źle mi to pachnie. Kadzidłem. Obywatelskość kontra religia, niech zgadnę Ana, próbuje swego szczęścia Roman.
A jakże. Czarna kontrola.
Czarny obłęd w Brukseni? Wszędzie czarno niby, a słońce, że hej. Końca nie widać - zrozumcie, jak chcecie.
W Belgii jeszcze nie obłęd, jak w Polsce D, za to rozpaczliwe próby nietracenia owieczek - jak najbardziej. Kościół i tu kontroluje, co się da. Prasa tu wprost o zakusach kościelnych na wiernych nie informuje, ale pewnie naciski są.
Plus było za mało czasu na poinformowanie rodziców, czym się te wosy je. Bo skąd mają wiedzieć, co to wos sitłante, skoro sami na religię chadzali. A ci, co przybyli na Sanżil lub w okoliczności dopiero po szkole - to i pewnikiem może nawet z historii rodziców nie znają. Bo polityka nie pozwoliła. Tak to na mój rozum ocenię.
Pocieszmy się, że to dopiero pierwszy rok wosu, pociesza ślubną Roman. Może część rodziców nie dostrzegła odpowiedniego papieru w fard skoler. My w maternelu ledwo przebrnelismy przez papiery, to pomyśl, co się musi dziać w primer. Będzie dobrze. Obywatele nam tu rosną nie najgorzej świadomi. Nie zagłosują za czarnym obłędem, nie bój się.

Monday 26 September 2016

a la fransez

Już żeśmy sobie ponarzekały i ponarzekali na szkoły na Sanżilu i w okolicznościach, w tym w Belgii. Już żeśmy myślały i myśleli - by włączyć co poniektórych ojców spod znaku bliskiego rodzicielstwa - że jest to i owo do poprawy, ze świadomością oczywiście, że w Polsce D to w szkołach już w ogóle taki bajzel, że wogle i w ogóle nie ma o czym mówic, więc lepiej trzymać się brukseńskich śmieci.
Więc jakżeśmy zaliczyły i zaliczyli ten etap, to żeśmy myśleli gromadnie, że se odetchniemy. Tak musi być i koniec.
A nagle okazuje się, że jest lepiej.
Gorzej chyba? poprawia nas Roman
Nie wpadaj nam w kobiece słowo, Roman. Lepiej jest tu u nas w szkołach, lepiej, niż po sąsiedzku całkiem, na emi-imigracji luksemburskiej. Nawet jak się spóźniamy, jak taki jeden ojciec bliskorodzicielski, co to w szkole 7 czapek, zwanych też nowocześnie po staropolsku 7 morgami, jest na cenzurowanym, odkąd się nie wyrobił na 8:40.
Ojcze tento, żono tegoż i matko dzieciom z 7 czepców, uwaga - jest gorzej!
Gorzej jest w luksusowym Luksemburgu.
Żeby bardziej zapętlić: w szkole francuskim w tymże.
We francuskiej szkole w Luksemburgu? W świętej Zośce, bo tam jedna jedyna chyba? Święty Jurek jest angielski?
W zimnej Zośce przede wszystkim. lodowatej emocjonalnie, prycha Ana Martin.
Zobaczcie sami, co donosi strwożona Fifi:

Nie no koncept szkoły z dzwonkiem w wieku czterech lat nas przerósł... musimy być na 8h05 najpóźniej, o 8H06 juz jesteśmy spóźnieni i trzeba się meldować w sekretariacie.
Te fartuszki absurdalne są gorsze niż mundurki, bo przynajmniej mundurek to jakaś jest więź ze szkołą, a te fartuszki to więź z mentalnością cyrillusową, smutne to takie, nawet jeśli ma kwiatki i ma taki wymiar uniformizacji.

I teraz uwaga uwaga, zawiesza i podnosi głos jednocześnie Ana:

No i używają systemu jakiegoś takiego jak chaise de silence, prawie na środku klasy, jak dziecko niegrzeczne, i jakichś głupich kolorów, żeby codziennie oceniać zachowanie (po cholerę 4-latkom taka ocena ?)

Szez de siląs? Czy ja dobrze rozumiem moim rozumem niefrancuskim, że chodzi o krzesło ciszy? wiodę wzrokiem po grobowych minach Any i Romana.
A żebyś wiedziała Ksenio. Chodzi o to, że biedny 4-latek lub 4-latka zasiada na takim krześle i ma się wstydzić, że śmiało (jako dziecko) odezwać.
Ja bym tam ich pozwał do sądu za znęcanie się nad dziećmi, zaperza się Roman.
Jezusie, bidaki! wołam zrozpaczona.
Dobrze, że Iwonek i Groszek urodzili się na imi-emi w Brukseni. Co to by było, jakby na takim krześle zasiadli?
Ja bym trupem padła, deklaruje Ana Martin.
Cisza jakaś zapada niezręczna. W której wielbimy Sanżil jeszcze bardziej. Za luz, jak się okazuje.

Sunday 25 September 2016

czarny obłęd

Doigrali się, powtarza Ana Martin nonstop właściwie. Oj, chyba tym razem przesadzili.
I gorączkowo szuka czarnych ubrań.
Mamusiu, jesteś piękna, woła zachwycony Iwonek. Najpiękna! O, i jaka ładna spódniczka! Ale dlaczego czarna? Ja nie lubię czarnego. Chociaż trochę lubię też jednak. Mamusiu, lubię ten czarny!
To nie spódnica synku, tylko sukienka. A czarna, bo w Polsce D żałoba. Smutek taki. Trzeba coś czarnego mieć na sobie. To i mamusia wygrzebała z dna szafy. I tatuś też już zaraz znajdzie. I Ksenia, nawet Grocha w czerni widzę.
To ja założę czarne majtki z batmanem dla dzieci , decyduje Iwonek. Ojej, jaki piękny jestem
Niemili panowie i niemiłych kilka pań robią złe rzeczy. 
A co?
Piszą głupoty. A inni głupi ludzie to powtarzają i do więzień chcą wsadzać.
Kogo mamusiu? Złodziei?
Nie, właśnie osoby takie jak mamusia i Ksenia albo babcia. Albo pani lekarka, co mówi po polsku. I pani fryzjerka, co też po polsku.
Ale co wy zrobiłyście mamusiu?
Nic złego. Ale zrobimy coś dobrego za to. 
Tym razem mamusia, inne panie na ef i nie na ef, ale mimo wszystko feministki, bo jak reagować, skoro obłęd - mówią KONIEC! I u nas w domu, na Sanżilu i w okolicznościach Brukseni, trzeba powiedzieć coś takiego samego. I pójść manifestować. Krzyczeć. Namalować jakieś obrazki i litery napisać i nieść to tam, gdzie tatuś na komisji robi. 
Po Szumanie czyly, rozumuję.
Stop! Stop! Stoooop! krzyczy Iwonek. Grochu, słyszysz, mama krzyczy stooop! I Ksenia też, i mamusie inne też z placu zabaw i szkoły?
Po polsku krzyczą?
Tak. Ale jak inne panie i panowie w innych językach się dołączą, to też się ucieszymy. I zakrzyczymy razem.
mamusiu, a czy ja też mogę iść?
Oczywiście, wszyscy idziemy! Ci na nogach, rowerkach, hulajnogach, wózkach buzkach i jak chcą! Byle pokazać tym w Polsce D, że Sanżil i okoliczności popierają Polki, gdziekolwiek one by się nie znajdowały. Im więcej nas, tym lepiej. Na czarnoi na głośno.
Marsz już w piątek lub sobotę. A teraz lecę organizować, ucieka z Sanżila na Iksel Ana Martin.

Thursday 22 September 2016

puste krzesła

Rok szkolny za pasem, można powiedzieć, że rentre w pełni. Ana Martin aż tak się rozpędziła w swym codziennym trybie porannego gonienia, że uważa nawet, że jest już koniec października, a właściwie święta.
Co akurat na rękę chłopakom, bo Mikołaja wypatrują od dawna.
Mikołaj jutro będzie Ksenio, coś dosłyszał Iwonek. Grochu, słyszałeś? Pan Mikołaj do nas idzie, juhuu! Będziesz miał urodziny Grochu!
Banio banio, cieszy się Iwonek.
Nie no, jeszcze nie święta synku. Jeszcze trzy miesiące porannej gonitwy.
Uff.
Uff, wzdychają pewnie wszystkie sanżilowskie i okoliczne matki, też im niełatwo codziennie między 6 a 8. Wiele lat takich jeszcze. Ale cóż.
Cóż! no cóż nawet.
Tego cóż nie może wypowiedzieć na dzień dzisiejszy 20 brukseńskich matek, obwieszcza nagle znad gazety Roman.
Bo co?
Bo na dzień dzisiejszy, 22 września czyly, w Brukseni jeszcze nie znaleziono miejsc w szkołach dla 20 dzieciaków. Jakiś sukces miasta i gmin odnotowano, bo na początku rentre było to ponad 200 dzieci, ale 20 wciąż się błąka nie wiadomo gdzie.
Roman, to niedokładnie tak, tytuł artykułu to nie wszystko, prostuje Ana Martin. Zawsze wychwycą sensację, a prawda leży gdzie indziej, o ile nie pośrodku. Się byłam wczytałam w międzyczasie i sytuacja wygląda następująco: dzieci niechodzące do szkół to w większości te, których rodzice zadecydowali, że będą dla nich szukać jak najlepszej placówki. Ta szkoła zła, a ta niedobra. Co być może prawdą.
W rzeczywistości w gminach francuskojęzycznych miejsca są jeszcze w 450 i 1 szkole - naliczono 16133 pustych krzeseł. W samej Brukseni jest 105 szkół tzw. sekonder, a w 89 z nich są miejsca nawet dla 1544 uczniów.
Czyli ta 20 na pewno się zmieściłaby. Jakby chciała.
Jakby rodzice chcieli raczej.
Ale co z nimi będzie, z dzieciarnią tą?
Instytucje pogonią ich. Obowiązek szkolny rozpoczął się wszak 1 września. O, nie ma tak dobrze, by ktoś się wywinął od słynnego uff.

Albo cóż.
Bo cóż na pozostało, jak odliczać do świąt. 
Mikołaja, Ksenio!

Wednesday 21 September 2016

koń trojański

Ihaha! Ihaha! rozbrzmiewa na Sanżilu i w okolicznościach, ewentualnie z wydłużonymi samogłoskami. Bo kto dzieciną bedąc na konikach nie jeździł?
Konie są modne tej jesieni. Nie tylko wśrod jednolatków. Czy też to lato jeszcze?
Pogodowo lato. Zmierzch jego.
Jak i zmierzch świata, jaki znamy, wieszczy Ana Martin. Albo którego nie znamy. Lub wolimy nie znać,w naszym bogatym, sanżilowsko-polskim zakątku a la belż.
Zamach goni zamach, manifestacja manifestację. Już nie wiadomo, co lepsze, a co gorsze, to co było, co jest, czy co ma nadejść. Ech. Takie to głupie myśli z okazji rentre mnie dopadły.
Nie tylko ciebie, Ana, pociesza ślubną Roman. Co to przecież wczoraj na ulicach Brukseni się działo. Dokładniej: na Ar-Lła. Dokładniej potem: koło Szumana, bo tam osiadła komisja.
Co?
Konie trojańskie się starły. Dwa - tylu się doliczył Roman, przez okno pewnie.
Koniki? tatusiu serio? Takie z kopytami i nogami? Grochu słyszysz Grochu? Ihaha były.
A dlaczego one trójkowe były mamusiu, powiedz dlaczego?
Trojańskie synku. To od Troi - miasta, którego nie było, bo się utopiło. Chyba.
A koniki te nie, bo one pływać umieją, te koniki mamusiu one?
Pozostały w rysunkach i bajkach takich. I dlatego wiadomo, jak je zbudować.
I kto je zbudował?
Synku, tacy ludzie, co to nie chcą, by w Brukseni albo w Hameryce podpisano wielkie ilości papierów. Układ taki. TTIP.
Tip? co to za nazwa śmieszna tatusiu?
Śmieszna, ale i niebezpieczna synku. Prawdopodobnie, bo wszystkiego jeszcze o nim nie wiemy, typie tym. Jedno pewne: po podpisaniu tych kartek nic nie będzie już takie samo.
Czyly mam się bać? zaczynam się bać.
Ciężko powiedzieć, ale chyba to nic dobrego dla biednych. Dla normalnych, z Sanżila, okoliczności, a nawet Polski D - chyba nic aż tak strasznego. Natomiast na pewno dobre to jest tylko dla bardzo bogatych.
A dlaczego te koniki się pobiły?
Bo te koniki są puste w środku. A w nich siedzą ludzie. Tacy jak ludziki z duplo. I ci ludzie są schowani, tak samo jak to, co jest schowane w kartkach. Nie wiadomo, co jest w środku, w takim koniku. I to się panom i paniom nie podoba, że w tatusia pracy coś podpisują, a nie wiadomo, co. Stąd koniki koło tatusia pracy.
A zanim tam dojechały - pół miasta zablokowały.
Ile osób brało udział, chce wiedzieć Roman.
Dużo ludzi tatusiu widziałeś?
Spodziewano się 10-15 tysięcy.
Nieźle.
A pojawiło się? no ile Roman? Z okna to na tłum wyglądało?
Nie podają, zaglądam do lalibr i lesłara. Względy bezpieczeństwa pewnikiem, domyślam się. Może nic nie wskórali ci trójanie?
Wskórali wskórali. W skórze konia tym bardziej. Pokazali, że można walczyć z typem tym. A reszta zdarzy się i tak poza nami. Zawsze tak jest z układami. W tym i z typem.

Sunday 18 September 2016

kiła mogiła pierwsza zapowiedź

Na wakacjach pani była, zaczyna na miło Ana Martin, wiadomo, u fryzjera czy dentysty podstawa to dobre stosunki powstające z rozmowy, choć w przypadku dentysty bywa to jednakże utrudnione.
No ale u fryzjera można, tak samo u fryzjerki, co to w końcu za różnica, no co, nożyczki i tak są jedne i wszystkich tną równo
Ano była, uśmiecha się Mariola, równie słonecznie, co to słońce, co to nam we wrześniu na Sanżilu nie dawało spokoju. Z rana na Alsembergu cień, spokój. Ano byłam, ale żałuję! Tylko forsę wydałam i nic nie odpoczęłam.
Ojej, a gdzie to tak źle , przejmuje się Ana.
W Bułgarii. Nigdy więcej. Syf kiła mogiła, pierwsza zapowiedź.
Że co? krztusi się prawie Ana. Ale tylko tak piszę, figurka literacka taka, bo zakrztusiłaby się prędzej u dentysty; włosem trudno.
Że co, nie wierzy uszom Roman, uchom zdaniem Iwonka.
Syf kiła mogiła pierwsza zapowiedź, na pewno tak powiedziała. Ksenia też była na miejscu, potwierdź Ksenio.
Potwierdzam.
Kiła mogiła, powtórzę. Niejednego się muszą nauczyć jako naród. Smutni tacy, bez uśmiechu, a jacy niegrzeczni. O brudzie już nie wspomnę. Jedzenie ohydne.
Gdzie pani była, chce wiedzieć Ana, co to w Bułgarii już dziecięciem będąc dwa razy była, a potem poprawiła na dorosło z Romanem.
Koło Nesebaru. 80% ludzi w hotelu to Polacy.
Z Polski czy z Belgii?
Z Polski. Oj, tego to już też nie chcę na wakacjach.
I zobaczyć nie ma tam czego w ogóle.
Jak to, Nesebar ładny, protestuje Ana.
Nesebar tak, ale poza tym co tam zwiedzać? Cerkwie na wsi. A głupi to ci oni.
Przykładowo znajoma taka jedna poszła zapłacić za koszulki. Drobne miała, takie tm grosze bułgarskie. To jej ta sprzedawczyni w twarz rzuciła, że z drobnymi to niech se na marżę idzie, tu to sklepi i prawdziwymi pieniędzmi się płaci.
Ja natomiast chciałam zobaczyć te słynne róże bułgarskie.
I były, dopytuje się Ana.
Gdzie tam były. Dwa zdechłe krzaki.
Bo sierpień to nie pora na róże, wtrącam. Za gorąco.
Wiadomo że nie pora, wiadomo, no ale krzaki chciałam zobaczyć, nie kwiaty. Dwa znalazłam, pożal się Boże.
Nigdy więcej, jak mówię.
W Hiszpanii trzy razy byłam i to zupełnie inny urlop. Mili, uśmiechnięci i uprzejmi. Gdzie tam Bułgarom do nich. 
Wschód wyłazi. Już w tamtym kierunku jeździć nie będę. Po co mi ci Polacy skrzyżowani z Turkami? Tu mam, na Sanżilu.
A pani gdzieś była? Dobrze ten blond na lato, buzię rozjaśnia, od razu lepiej.



Thursday 15 September 2016

żame

Tego jeszcze nigdy nie było, pani! oznajmia Ana Martin.
Pani Ksenio, uzupełnia Iwonek.
Banio bani, zgadza się w pełni Groch.
Po prostu żame wi sa, jak piszą i trąbia w mediach tych czy takich na Sanżilu i w okolicznościach.
Żame, szok normalnie.
Czego żame wi? Albo wu?
W Brukseni nigdy jeszcze nie było tak gorącego wtorku, że pierwsza ogłoszę.
Nie wtorku, Ksenio, tylko 13 września. Wtorki to może i gorętsze były, nawet w umiarkowano-wilgotnej Belgii. Przykładowo: jak się rodził Iwonek w pewnie boskie nieboskie święto; Groch za to nie, gdyż to w zimie było akurat, dokładnie na jej początek.
A ile zarejestrowali 13, zaciekawia się Roman?
29,6 stopnia Celsjusza o godzinie 14 we wtorek 13 września. 13 o 14. Pobito tym samym rekord należący do innego roku, mianowicie 1947, kiedy to naliczono 28,7 stopnia, też Celsjusza oczywiście. Zresztą może mniej nawet, to inne czasy były, inne termometry.
2016 górą!
A tak tytułem uzupełnienia - jeszcze goręcej było w 1919 r., z tym że to było 12 września. Mianowicie ponad 30, i to o 0,6.
No ale to 12 było. Wcześniej.
To my jesteśmy lepsiejsi Ksenio, gorączkowo jak w ukropie dopytuje się Iwonek.
Lepsi. 13 września jest nasz. 
A 14? 
Owszem, jak podaje Instytu Meteorologii, królewski do tego, w 2016 r. zmierozno najwyższą temperaturę w historii, jeśli chodzi o 14 września.
Ale było chłodniej, niż we wtorek - o 0,4 stopnia. 29,2. W Kleine-Brogel to podpatrzono za oknem.
Czyly wrześniowe 30,6 z 1919 nadal niepobite. Bo w środę było tylko 29, 2. Dziś już zacznie spadać, to już liczymy na 2017 r.
Ale i tak żame wi sa w sumie.


Wednesday 14 September 2016

ekstensions

Siedzę sobie, radyjko gra po francusku, choć piosenki angielskie oczywiście, pieski szczekają. Ana Martin już zrobiona, żel wklepuje w resztki blond, farbowanego oczywiście, bo po chłopakach poczętych i zrodzonych hormony nie te, włos czarny na głowę się rzucił, jak narzeka; w każdym razie teraz obie zażywamy wywczasu od szkoły w salonie na Alsembergu, a tu nagle głowa w drzwiach.
Kobieca, dodajmy.
I pokazuje na swoje kudły, pełne loków.
Mariola odrywa się od mojej kłafjury, jak jużem tu na dzielnicy słyszała, i podchodzi do drzwi, bo tam przecież domorosła blokada stoi, na tyle zmyślna, by pieski nie uciekały, a ludzi zgrabnie mogli przeskoczyć lub odsunąć.
I ta kudłata pokazuje gdzieś pod klamrą coś tam.
Nadstawiamy ucha.
Mariola po geście rozpoznaje fachowo, o co się rozchodzi. I kiwa palcem na nie. Mianowicie: ekstension.
Nie wiecie? Ana Martin też chyba nie bardzo, przynajmniej mina blond na to wskazuje.
Takie wydłużenia włosów, tłumaczę Anie. Na klamry lub przywiązywane.
Aaa, na to Ana. Ja myślałam, że to głównie na ciemnych włosach się robi, żeby nie powiedzieć: afrykańskich lub lokowanych po brazylijsku. Tak przynajmniej wynika z ogłoszeń na sanżilowskich salonach we wszystkich językach afrykańskich lub brazylijskich właśnie.
A ta kudłata tu nasza była, europejska jak najbardziej. Ale nie polska bynajmniej.
Mariola mówi: wszyscy wydłużają. Na prostych też można, no może pani nie, krytycznym okiem ogarnia Anę. Ale ja się w życiu tego nie zrobię już więcej. 
Bo co, ciągnie za język Ana.
Za stara na to jestem. Kołtun jeden straszny się z tego robi i tyle go widzieli. Złe kleje i włosy mają, sztuczne takie, bo mało kogo stać na prawdziwe. Jeden wielki supeł.
Do ilu kosmyków można sobie dopiąć? z 30?
To już maks chyba. Pani, ale jak to wolno idzie! Pamiętam, jak zaczynałam, przyszedł raz taki Ukrainiec z córką. Mała na basen sobie z tym poszła. Kochane moje, co to się działo. Ona płakała i ja płakałam. Do nocy siedziałyśmy. W końcu i tak obciąć trzeba było.
Od wtedy wiem, że wolę 6 strzyżeń męskich zrobić i na to samo wyjdę. Nic już nie muszę w moim wieku. Już ja się swoje nastałam. Koków weselnych też nie robię, po co mi to.
Kości bolą. To już nad ekstensions stać nie muszą. Młode niech się uczą. O, pan idzie. Takiego klienta to lubię.
Proszę, pani gotowa. A pana to na ile? 6 na 9? boki tylko, jak zawsze?



szpachlowanie

Październik miesiącem nauczyciela i policjanta, ups, milicjanta - tak było za moich czasów, mawia Ana Martin. I tak se pomyślałam - kiedy świętują ci, co na czekach? We wrześniu tyle dni wolnych, można by ustanowić dekretem króla czy czymś.
Hmm. Czeki są belż, a świętowanie polskie, to się jakoś kupy nie trzyma Ksenio, zastanawia się Roman, jak ugryźć tę sprawę.
To źle. Praca żadna nie hańbi. Tak na Sanżilu i w okolicznościach, jak i w Polsce D.
To akurat prawda. Dlatego tacy byliśmy dumni z Iwonka, gdy jako jedyne dziecko rzucił się do sprzątania po imprezie feministek na ef. Znosił, wyrzucał, szorował, że hej.
Robić trzeba, wzdycham.
Ja popieram. Na przykład taka pani od szpachlowania, co to ją codziennie wspieramy rozmową i entuzjastycznymi okrzykami w drodze do żłobka.
Nasza?
W sensie Polka? Owszem. Bardzo miła i kompetentna do tego. 
Ta, co od 3 dni mastykuje drzwi przy altitude 100, są w wymowie? Wzdłuż tramwaju? Też ją spotkałam.
A ja dziś nawet zagadnęłam, czy na swoim robi. I okazuje się, że trochę tak, a trochę nie.
W sensie?
Ma wspólnika, czyli faceta, co to nią zarządza. Organizuje klientów.
Niby-dyrektorka, zgryźliwie uśmiecha się Ana Martin. Zawsze to samo, nawet na czekach.
A ona jest od roboty? 
Tak. Tyle dobrego, że nie czarnej, tylko białej. Farby najczęściej.
Szpachluje, maluje, skrobie, obrabia sufity i inne. Kiedyś robiła jeszcze ciężką budowlankę, jak to określiła, ale jej ścięgno pękło, to już tylko takie lżejsze zlecenia bierze. 
I wiecie co? Obiecałam jej, że też ją weźmiemy, jak kuchnię trzeba będzie odmalować ze śladów małych łapek, a drzwi oskrobać ze śladów rysunków i naklejek.
Moich pięknych nalepek, niepokoi się Iwonek? Ja nie chcę! One są bardzo piękne, mamusiu i muszą tu być!
Dobrze synku, to jeszcze trochę czasu minie. Ale numer zapisany, nie zaszkodzi. Ja tam wolę kobiety zatrudniać, jak mam wybierać. Kobiety kobietom!

Tuesday 13 September 2016

rozprężeni

Gdy bez końca świeci słońce, jak dziś, wczoraj i pojutrze oraz przed jutrem, jak mawia Iwonek - łatwo zapomnieć, co tu - na Sanżilu i w okolicznościach - działo się w równie słoneczne dni w marcu, kwietniu oraz potem, kiwa głową Ana Martin. Ogólne rozprężenie.
Ana, bo taka pogoda we wrześniu wręcz się nie zdarza. Meteobelżik i inne strony nie dowierzają w każdym jednym opisie dnia. Słońce bez końca i temperatury około 10 stopni powyżej średniej. To jest się czym radować i dlaczego rozprężać, zgodzisz się? 
A co, bom ja też nieźle zrelaksowana, wtrącam się?
Anę martwi, że nikt jakoś nie mówi o atakach, objaśnia słowa ślubnej Roman. Że pewnie w taką pogodę, gdy człowiek za człowiekiem na pikniku, łatwiej uderzyć w Sanżil, okoliczności ub gdzie indziej w Brukseni lub poza nią.
Pewnie prawda, że się zadumam. Sama o tym nie myślę, od kiedy wyszłam z lotniska. Tam to nie da się zapomnieć, że coś się działo.
I dzieje, popieram Anę, komentuje ponuro Roman, mimo tego słońca, co rozpręża.
Od razu smutniej, jakąś chmura na horyzoncie widać.
Ci na lotniskach to jeszcze jedyni, co w tym temacie myślą. O, tu wymyślili, pokazuje palcem Ana, proszę. Specjalne ekipy.
Jakie ekipy. Żołnierskie?
Nie wiadomo jakie. Na oko żołniersko-policyjne, ale tu piszą, że nie napiszą jakie, czy żołnierskie, czy policyjne, czy tajniackie. Pewnie wszystkiego po trochu. 
A co to za tajemnica niby, dziwię się.
Taka tajemnica, że minister, który to wymyślił, nie chce zdradzać, co i jak, bo wtedy ci, co się mają ich bać, nie będą się bali.
Raczej: nie chcą zdradzać metod działania służb. Każdy wywiad się tajniaczy.
Albo raczej: sami nie wiedzą dokładnie, co to będzie. Dlatego na lotniska rzucą ich nie od teraz, rentre wrześniowego, tylko od 2017 r. 
Kto w składzie?
Dwustu chłopa, widzę tu.
E Ana, ty, feministka niby na ef, a dlaczego niby to tylko faceci mają być? 200 to dwustu lub dwieście lub trochę takich, trochę owakich, kobieco -męskie ekipy.
Przepraszam, fakt, na krafmadze u Romana i na wendo kongresowym - kobiet w bród. Przepraszam nas wszystkie. Przygrzało mi.
Choc z francuskiego wynika, że to ażą, a nie ażąt. Ale to tylko patriarchat językowy, przejawiający się w liczbie mnogiej, tak po francusku, jak po polsku. Więc nadzieja na równouprawnienie jest.
Będą mieć karabiny, jak ci, co przy namiocie w Szarlerła stoją?
Podobne nie kałasznikowy. Kamizelki, kaski, półautomaty, oraz coś, co brzmi tajemniczo i bardzo źle - mniej zabijającą broń.
A można mniej zabijać? dziwię się. Tak na pół?
Właśnie nie. Choć tym, co grają w komputerze, wydaje się, że tak. Ale prawo to prawo, nawet w czasach terrorystów. Dlatego moim zdaniem nie wiedzą, jak nazwać te ekipy i jak prawnie je umocować. I dlatego pojawią się dopiero w 2017 r. 
Kto, bo już się pogubiłam. Te od wendo i krafmagi?
Oraz ci od wojska i policji. Na lotniskach. Wyposażeni technologicznie, jak tajemniczo obwieścił minister.
A wcześniej co?
Wcześniej namiot w Szarlerła, a na Zawentemie to nie bywam, więc sama nie wiem. 
Jakoś mniej rozprężonam od razu.

Sunday 11 September 2016

sfrancuziali

Akurat gdy miałam się zapisać na kurs tego drugiego dialektu z okoliczności Sanżila, okazuje się, że nie ma po co, narzekam po polsku z rana. Co tradycja, to tradycja w końcu, dobrze być nie może.
Zaraz zaraz Ksenio, co jest źle znowu, uspokaja mnie Roman.
Patrz sam: już miałam prawie miejsce na sobotnim kursie, a tu okazuje się, że nie ma po co nawet zaczynać uczyć się tego tam flamanckiego czy flandryjskiego, zwanego tez jakoś na en, bo on w zaniku. W Brukseni i okolicznościach. 

Tyle zrozumiałam z prasy, napisanej po walońsku co prawda, ale zawsze to bliższe francuskiemu, niż ten drugi dialekt, com się go miała uczyć i chciała, no ale o tym to już było.
Po kolei, Ksenio, wkracza do akcji Ana Martin. Zamaszystym krokiem, w końcu matka po odprowadzeniu dzieci do komisji ma dużo energii. Po kolei proszę, powtarza.
Z początkiem roku szkolnego liczą, co się da, no i podliczyli też języki. W Brukseni całej.
Jak tego dokonali, dziwi się Ana.
Sprytnie, chwali pomysł Roman, który w międzyczasie doczytał to i owo. Na podstawie zeznań podatkowych. Wystarczyło zerknąć, w jakim języku je złożono i powstał pewnie w miarę rzeczywisty obraz.
I co wyszło?
Ano to, o czym piszą wszyscy. Że Bruksenia francuzieje. Już nie tylko Sanżil i okoliczności, ale także komuny uważane za niderlandofońskie plus wszystkie, co są wokół - w liczbie sześciu. Co już w ogóle woła o pomstę do nieba, bo to miały być ostoje języka. A nie są.
Politycy sobie, a ludzie sobie. Gadają, jak chcą.

I co chcą.
Ale jak wygląda to cyfrowo?
Ano tak, że w 2005 r. 93,15 % (739 000) z 793 000 zeznań zeznano po francusku. W 2010 r. było to 92,52 % i co rok rosło: 92,68 % w 2011 r.; 92,78 % w 2012 r.; 93,03 % w 2013 r.; 93,11 % w 2014 r. I końca nie widać.
Ogółem w 19 gminach brukseńskich tylko 6,85 % zeznań spisano po flamandzku lub niderlandzku.
Mało.
Mało, kiwamy głowami.
A w tych gmino-komunach wokół Brukseni?
Lepiej, ale też niderlandzki w odwrocie. Patrzcie: w 2010 r. 70,36 % zeznań napisano po francusku. W 2015 r - już 72,98 %. czyli 3: 1 dla francuskiego.
Francuziejemy tu na tym Sanżilu.
I co ja teraz zrobię z moim sobotami?
Zapisz się na język, mimo że niderlandzkiemu wiatr w oczy, radzi Ana. Jak z oczyma, jak to wyjaśnił Iwonkowi pan okulista w Erazmie: nigdy nie wiadomo, kiedy się przyda to drugie!




Thursday 8 September 2016

dostawa

Czwartek. Nie ma czwartku bez Pawła. Na Wanderkindere pół Sanżila, Forestu i innych okoliczności stoi, nawet Ukle się zauważa, obserwuje Ana kłębiący się lud i ocenia po strojach i wyglądzie.
Niestety po tym najłatwiej wyłuskać, kto z jakich okoliczności. Co nie zmienia faktu, że wszyscy równo stoją, niezależnie od adresu.
Po świeże przychodzą. I to warzywa i owoce głównie, a nie piwa jakieś. Bo pyszne to wszystko.
Paweł? Jaki Paweł Ana? podejrzliwy coś Roman.
Tatusiu, pana Pawła ze sklepu przecież, co mama?
A jakiż by inny?
No tak, czwartek. Jak pracownik Pawła na czas ruszy spod Łap, to na 11 zajeżdża pod sklep.
A tam już komitet kolejkowy prawie że, mówi Ana Martin. Jak za komuny. Czerwone wraca, nie dziw, że w Polsce D każą się bać, chichra się.
Paweł to już instytucja widać, wyrywa się Romanowi.
Jak twoja komisja? nie rozumiem nieco.
Fakt, też na komisji Paweł robi, tylko innej, śmieje się Ana. Śliwki kupiłam, maliny, jabłka i rzodkiewki, wylicza. Fasolki i pomidory odłożone, bo nie dałam rady się zabrać.
A rachunek do torby wsadziłaś, dobrze, chwalę patronkę. Pamiętasz Ana, jak tydzień temu kolejka podejrzliwie patrzyła, czy wszystko zapłacone? czy aby ta szumanka darmowego nie bierze? I wstyd poszedłby po Uklach, Sanżilu i okolicznościach.
Wszystko zrobione porządnie, nie po mojemu, Any-nemu, tylko po polsku, jak przystało. Zapłacone, odstane, złoty krzyż dyndający na szyi najmłodszego synka pochwalony bez skrzywienia antyreligijnego. Wiadomo, wakacje, chrzciny były. Bogate, bo z zagranicy zjechali przecież.
Jak nie ty Ana normalnie, fakt, wyrywa mi się.
Muszę pracować na dobre wrażenie, by mi torby ze zdobycznym jadłem przechowywali i min nie komentowali. To i chwalę, ile wlezie. Nawet to, co dynda.

Wednesday 7 September 2016

numerik

Masz ci los, narzeka Iwonek. Co to już przy drzwiach stoi i jęczy, że on do szkoły nie chce, że on chce z Ksenią zostać. I bajki oglądać.
Bajek nie można. Komputer na chwilę wieczorem włączymy, z automatu odpowiada Ana Martin. 
Boba, jęczy Groch.
Mamusiu, Groszek chce oglądać Boba, tłumaczy brata Iwonek z nadzieją w głosie.
Nie ma teraz oglądania, monotonnie ciągnie Ana. Do szkoły idziemy.
Też bym ze sobą wolała zostać pewnie, Ksenia z Ksenią. Choć w szkole chyba fajna pani Pat czyta chyba fajne bajki. Z książek. I dzieci fajowe chyba. Kolorowe i to nie chyba. Jest chyba nawet dziewczynka Hiba.
Jedno pewne: w maternelu nie ma komputerów. 
A ja tu widzę, że ogólnie w Belgii nie za bardzo.
Komputerów nie ma? - przerywa Romanowi Ana - rozejrzyj się po barze. Jedna trzecia ludu rozmawia, jedna trzecia z ajfonem, jedna trzecia z aplem. Nie no, komputerów nam nie brakuje.
Ana, daj mi skończyć. Kompów brakuje w szkołach brukseńskich i walońskich. Sama zobacz, policzyli, podtyka Anie pod nos gazetę Roman.
Ano patrz Ano, znajduję pierwsza: 8,5 tableta na ucznia brukseńsko-francuskiego, a 25 na tego w drugim dialekcie.
Inaczej nieco: 8,5 tabletów przypada na 100 uczniów w Walonii, a we Flandrii - 25. Czyly co?
Czyly ci gadający po innemu są o wiele bardziej ucyfrowieni, zgaduję. Numeryczni znaczy się. Numerik. To dobrze, czy źle, bo nie wiem, co myśleć.
Moim zdaniem wcale nie tak źle, wydyma wargi Ana. Ja tam uważam, że szkoła doskonale dawała sobie radę bez komputerów, a już na pewno bez tabletów. Moja przynajmniej. Co widać po mnie cha cha.
Ale tu piszą, że to pomoce są, wynajduję w tekście.
Pedagożik, dodaje Roamn. Ja bym tak tego nie krytykował.
A ja tak. Tu w szkołach akurat to właśnie wcale mi nie przeszkadza, że w szkołach czytają z papieru, a nie forsują ekranów. Sam widziałeś, ile dzieci tłoczyło się u okulisty. Komputery to też gorszy wzrok.
A że szkoły francuskojęzyczne biedne - to już inna bajka.
Wrzesień. Szkoła. Tak, zdaniem Any Martin będziemy to jeszcze wałkować, a nawet musimy. Taki nasz los, pisarek z Sanżila i okoliczności.
Taką mamy misję, dodaje tajemniczo. Pedagożik.

Tuesday 6 September 2016

niania bania

Gdy już w końcu uda się umieścić dzieci w żłobkach i przedszkolach, czyli kreszach i szkołach, zwanych tak z sanżilowska także wśród miejscowej Polonii A B i C - i gdy już rodzice ochłoną i stwierdzą, że można by nawet gdzieś ruszyć wieczorem: pojawia się nowa kwestia: niania.
Ksenio, ty się pojawiasz, dziwi się Iwonek. A gdzie poszedłaś sobie?
Nigdzie Ksenia nie poszła, synku. My Ksenię mamy zawsze. 
A niektórzy nie, słusznie zauważa Iwonek. Ci drudzy mamusiu.
Właśnie.
I co oni robią, te panie i panowie mamusiu? I ich dzieci?
Banio banio, podchwytuje Groch.
Wtedy oni mają problem. Bo albo nianię już mają, albo nie, i szukają jakiejś fajnej. Pani najczęściej.
Banio, dobiega spod stołu.
Ona po polsku mówi mamusiu?
Często tak, a często nie.
I gdzie się jej szuka, mamusiu?
Zależy. Po polsku - to na epsach u tatusia w pracy. Albo pytając innych mamuś.
A jak nie po polsku ona mówi, to gdzie?
Na przykład na stronie jupis. Yoopies. Albo w Lidze Rodzin.
Gdzie? nigdy nie słyszałam o tym. Inaczej mnie znaleźli widać.
Bo Ksenio po polsku mówisz, przytomnie zauważa Iwonek. 
O wypraszam to sobie, że zacytuję piosenkę chłopaków: już po francusku trochę też, upominam się o swoje.
Pewnie, że tak. Zapisz się na jupis. Tam ściągną cię jacyś rodzice belż. Poćwiczysz sanżilowski.
Ile to kosztuje?
Ciebie? Nianię? chyba nic. Za to rodziców różnie. Średnio 8,38 ojro. Właśnie opublikowali sprawozdanie. I wynika z niego, że w Brukseni najdrożej - 8,84. Najtaniej w Hainaut, Ksenio przepisz bez błędów: 8,02.
Takie centy odliczają rodzice? Naprawdę? tu 8, tam 2?
Co to centy, mamusiu?
Małe pieniążki, synku. Takie w sam raz do skarbonki. Nie Ksenio, chyba nie, śmieje się Ana. To średnia cena. 
Drogo czy tanio na Sanżilu?
Według tego sprawozdania - 5. miejsce w Europie. Ale ja widzę, że coś tu źle podali. Owszem, w Szwajcarii 15, 33 ojro, jak frankowiczów przeliczyć na nasze ojro, ale po nich wcale nie powinna być Anglia z funciakami, tylko Luksemburg. Roman, przecież dziewczyny tam płacą po 15 ojro albo i więcej.
Tak, chyba tak - Roman niezainteresowany. Wiadomo, dzieci należą do matek.
To co tak tanio w Belgii?
Bo ma być równościowo. Dlatego organizacja Liga Rodzin proponuje, by nianie nie kosztowały więcej, niż 6 ojro za godzinę. By każdego było stać.
I co? I wszyscy rodzice mogli pić wino mamusiu? jak ty z tatusiem u cioci na urodzinach w sobotę, gdy my z Ksenią lepiliśmy plasteliną?
O właśnie. By rodzice mogli odetchnąć po kreszach, szkołach i krzykach. Zasypiając w kinie.

Monday 5 September 2016

andżela

Andżelaaaa! rozlega się po Uklach lub Iklu. Andżelaaa! raz jeszcze. Co za imię, mówię sama do siebie, zaczyna Ana Martin.
Andżelika pewnie, podpowiadam. Skrótowo.
Ale wołali Andżelaaa! upiera się Ana. To urodziny jej były. Darli się tak, bo wołali solenizantkę, jak się okazało.
Czy też jednak może jubilatkę, zastanawiam się.
Tak ma na imię ona  - ta jubilatka znaczy się, chichocze Roman serio?
Nie inaczej
No niezłe faktycznie. Szczególnie u nas, na Sanżilu.
Nie, to okoliczności, Ukle. Wanderkindere.
W Brukseni, a imię jak z wojny polsko-ruskiej, co? Co to się porobiło.
I urodziny też jak z wojny polsko-ruskiej, zaręczam ci Roman, zaręcza Ana.
Skąd wiesz o tym w ogóle?
Bo stoję se nad jabłkami u Pawła, przebieram i wybieram, prowadząc po angielsku rozmowę z tą miłą Estonką od ciebie z komisji. Fachowo, o poziomie świeżości malin.
Eskimoską? Mówiłaś Ana, że ona ruska, przypomina mi się.
Nie Ksenio, mówiłam, że z Estonii, nie Eskimoska żadna - to po pierwsze. A po drugie - że Estonia to taki kraj, co kiedyś należał do Związku Radzieckiego. Dawno, zanim się nie urodziłaś. 
Ale Ksenia ma słuch, ruskie pasuje do Andżeli, broni mnie Roman. I do tej wojny, bąkam.
A więc stoimy se we dwie, i tylko ja - Ana, bo to Ana gada - rozumiem jednak, co się dzieje, a dzieje się to mianowicie, że nagle ze sklepu wybiega Andżela, jak się za chwilę okaże, z siatą pomidorów. Malinówek, podkreślam.
Która to Andżela? 
Też nie wiedziałam. Wysoka, ładna i miła.
Aha, i gdzie leci?
Do sklepu obok, luksusowego, francuskiego, gdzie też Polka sprzedaje, sympatyczna. Lecą pomidory schować na zapleczu. A za nimi leci ta nowa, grubawa z ładną buzią, nierozgarnięta, w sensie: nabzdyczona po polsku.
I krzyczy na całe wanderkindere: Andżelaaaaa, torta pokrój.
To źle odmienia, wtrącam się. Ana zawsze poprawia Romana, że tort się mówi.
Racja.
Masz rację Ksenio, wychyla się Iwonek.
I ta nieznana nam bliże koleżanka Andżeli zwraca się do szefuńcia Pawła: Paweł, chono na zaplecze, tort musimy obalić.
Mina Estonki mówi: co tu się dzieje:
Mina moja, Anina,  zapewne: wojna polsko -ruska po latach.
Mina Andżeli: urodzinowo wniebowzięta.
Mina kolejki: niech Ana se już idzie i imprezy nie psuje.
To i przyszłam i opowiadam.

Thursday 1 September 2016

odprowadzamy

Więc nastał. Pierwszy września. Pierwszy dzień szkoły. Nie pierwszy dzień żłobka, ale wydaje się, jakby był pierwszy.
Krzyki, płacze, chaos. Korek, rozmowy i krzyki. Płacze i chaos. Mówiłam, że krzyki? Aha, tak.
No i wielkie UFF. Ale dopiero o 9. Wcześniej dużo ćwiczeń oddechowych, zwanych modnie relaksacyjnymi.

Tak mniej więcej przedstawia się poranek w prezentacji Any Martin. Która właśnie była zlądowała w domu po odprowadzeniu do przedszkola i żłobka, a raczej żłobka i przedszkola, zwanych tu, w okolicznościach Sanżila i pobliskich, kreszem i szkołą, ewentualnie zasłyszanym tu i ówdzie maternelem.
Taki przebieg wózka buzka został wybrany jako nieco lepsza opcja po nocnej naradzie w składzie: kierowniczka Ana - doradca Roman - pisarka Ksenia.
Lepsiejsza, jakby powiedział Iwonek, już umieszczony na podwórku szkolnym. Smutno bez niego coś, nikt nie gada.
Dziedzińcem to się zwało przed wojną, kur szkolny belż; tą wojną, co to ją w Polsce dziś też obchodzimy. Bo pierwszy września nastał, przypominam. Ale potem nikt o dziedzińcach nie pamiętał oczywiście, więc dopiero pierwszy raz chyba używam nawet, duma Roman.
Czyli mniej gorsza z dwóch złych opcji. Pogoda tez mniej gorsza, ale z dwóch dobrych. Jesień w powietrzu, ale letnia temperatura. Superowo.
Więc teraz co? pyta Ana Martin i bezradnie rozgląda się wokół po pustawym domu.
Nic, odpowiadam, jakbym to ja była kierowniczką, a nie ona. Patrzcie, jak to zwykłe dzieci moga matkę rozwalić. Przyszła kryska, ani chybi.
Teraz Ana, ciągnę, pozbieramy się. Obetrzemy łzy. Zasiądziemy do lesłara i lalibr, by wiedzieć, co piszczy w trawie w okolicznościach sanżilowskich. Co i gdzie, jak i kiedy. A Roman rusz do pracy na trama, ale już!
Dobra dobra, już idę, ociąga się Roman. Nie chce mu się wbijać w szumanowskie spodnie. Na parentalu był, jak oni to zwią na wysokiej komisji, ten niby-urlop z dziećmi. Byczył się podobno, jak ktoś bezdzietny określił z niejaką zazdrością, co wywołało nasz dziki śmiech, bo kto to widział, by się pobyczyć dłużej niż przysłowiowe krakowskie czy-cztery minuty z naszą dwójką. Niech sam se spróbuje, zaproponowała Ana, ten ktoś, ale nie chciał jednak nawet.
Trudno. Dwa miesiące fajrantu wystarczą. Ana, do roboty, kawę pijemy, już uż, jakby pogonił Iwonek.
No to cześć Roman. Będziemy czekać na placu zabaw pewnie.
Bo mimo że jesień - to lato.
I tak naprawdę - wakacje dla rodziców. Wreszcie.
Bo się siedzi, a nie skacze wokół.
Było minęło. Polska D i Francja B.
I odtąd już tylko drobiazg taki codzienny, kpi se Ana: krzyki- płacze - chaos. I tak co roku już będzie. Całą szkołę czyli. Lat piętnaście.
Pierwszy września, cóż dodać, cóż ująć. Tylko rodzice to zrozumieją.