Friday 31 January 2020

klowis

Czy do kreszu już dałaś, dobiega w obcych akcentach, choć w francuszczyźnie poniekąd prawie czystej znad głowy bawiących się w wózkowni. Zwanej też kawiarnią dla matek. Co sensu nie ma, bo i matka, i dziecko - ludźmi są - marginesem mówiąc.
Oczywiście, już dawno zapisałam. Bjansur, zanim się urodziła, bjansur.
Blisko domu?
Nie, do klowisa.
A co to?
No, komisyjny.
O - o, to dobra jakość zapewne.
No właśnie nie, mówią wszyscy. 
To po co ją tam dajesz?
Nie wiem. Bo wszyscy znajomi na Szumanie tam dają. Głupio się tak wyłamać trochę.
Niegłupio, myśli se Ana Martin. 

Thursday 30 January 2020

odrost

Piękny kolor ci Natka wyszedł. piękny odcień normalnie.
No! udało mi się. Pacz - tu tak pięknie biało  że aż siwo. Bo powiem ci stara, że kolor to najładniej wychodzi, jak go dużo razy dajesz. Ciągle w znaczeniu. Inaczej zawszej odrost wyjdzie, swoje wiem. Na przykład ten ta pani, co tam siedzi z tym chłopczykiem (spojrzenie na Anę Martin i chłopczyka) to nie bardzo, sama widzisz, tu żółtawe, tam białawe, tam nie wiadomo co. A u ciebie - nie takie g...na głowie wyszło. 
Gie w pisowni skróconej.
Mamo, a ta pani w fartuchu na fotelu to pani czy pan, rozlega się chłopczyk z polska. Czy on nas widzi?
Ament!

Wednesday 29 January 2020

pasztet

Stary, a pasztety brać na zagrychę? Bo tak są. Dobrze wyglądają, a jak mają wyglądać. Jakie? Czekaj, nie widzę. bo tu jedna pani z wózkiem stoi, czekaj, przesuń się Zbynek, panią blokujesz i mnie. Czekaj.
Mam. Szlachecki? Mówi ci to coś? Dobra biorę. Dalej: no-ga in-dy-ka. Dobra, dwa, rozumie się. A czekaj tu jeszcze coś: go-lon-ka. Aha, nie pasztet to, masz rację. Co? brać? Biorę!
I jeszcze coś  będzie - to  zza kasy nad głową Any Martin. I Winterki oczywiści.
Dwie setki, to na pewno. Aha, rozłączam się. Zbynek, to płać, kartą, i dwa piwka na drogę! Panią puścimy, bo widzę, że pani miny robi, ale nic dziwnego, mała nie ma cierpliwości, na dzieciach to ja się znam, to te dwa piwka i spadamy wieczorem w miasto!

Monday 27 January 2020

mleko

Musi pani zdecydowanie porozmawiać z córką. Już czas.
Z nią? Ma 9 miesięcy - nie raz to słyszała Ana w ONE, nie dwa, ale wciąż to dziwi na nowo jednak.
Owszem, z nią. Nie może tak być, by jadła w nocy. Już na to za duża - Ana Martin sama się na burę naraża, no sama, stara, a głupia, było kłamać, sama mówiła, że tak cza! Kiwać głową i zmykać!
No było kłamać, ale już mi wszystko jedno po krzykach szczepionkowych. Zestresowanam jakoś.
Ona proszę pani już spała całe noc, a teraz woli tak - przystępuje Ana do kontrataku.
Nie, nie może tak być - pediatra swoje.
Ale ona jest mała.
Nie szkodzi. Można z nią porozmawiać. Czeba jej powiedzieć, by więcej jadła na kolację. 
Ale to moje mleko - broni się Ana. Du le maternel. Tylko i wyłącznie w czystej postaci. A Roman nie będzie nosił godinami. Też ma stare plecy, co z tego, że boksera.
Tu ma pani plusik co prawda, to fakt, bo maternel mniej wpływa na próchnicę, karies znaczy się, ale na miłość boską, ona ma spać!
Oczywiście, porozmawiam z nią, godzi się Ana. Oczywiście. 
Oczywiście po zasięgnięciu odwagi na Montgomerach, gdzie z kolei zasiada polska pediatra i każe: karmić karmić karmić! Bo maternel najlepsze.
Oszaleć idzie.

Thursday 23 January 2020

pasta madre

Namnożyło się tych luksusowych piceryj na Sanżilu i w okolicznościach, namnożyło, ale i tak nic się nie może równać z ich nazwami.
Bottega - od dawien dawna króluje na Sanżilu.
Marczella- od niedawno robi swoje pod kościołem na świętej trójcy. Trynite.
A teraz jeszcze pasta madre.
Co to się wepchała przebojem w marokańskie naleśniki na Lemonje.
Okej, to Anesens bardziej, okej.
A najfajniejsze to, że taka jedna, co z innymi se poszli tam na pastę nie do zębów, ale tak się teraz mawia, od sasa do lasa, czy Polska A, czy D, czy inne kraje - pastę zwaną makaronem ongiś ogniś, ale dlaczego by dziś mówić po prostacku tak doprawdy, a fe, nowe przyszło w końcu, czasy i w ogóle - nadziwić się nie mogli, że na picę trafyly.
Tylko i wyłącznie.
I czeba było Any dopiero, jej talentów, zwanych ostatnio kompetencjami lingwistycznymi, że mi pozwolicie zacytować litera po literze - by się okazało, że te dwa piękne słowa: pasta madre, pasta i matka w jednym - w tłumaczeniu na nasze dają zwykły ...zaczyn!
Madre mia po prostu się z tego zrobiła. Jak zaczyn wyrobiła.

Wednesday 22 January 2020

kontynental

No zupełnie niebabcino to wyglądało, niedziadowo też, jak żeśmy se tak ruszyły z kopyta do Brukseni miasta, zwanego także brisel wil, a w napisie: bxl ville. 
W piękny mroźny dzień babci. Baby. Kobiet czyly.
A właściwie ruszły były one, bo jam z Winterką została, ktoś musi, no co. Niemowlę też człowiek.
Bez błędów przepisałam. Tak, miasto nas zaprosiło. Tak. Wiem, że nie wierzycie, ale takie kontakty mamy. Na ef. Feministyczne, nie bójmy się tego słowa.
Mają. Mamy. Mają mamy.
Na samej wierchuszce miasta? W tych strojach doprawdy? Fju fju, nie można by zgadnąć, pacząc na tę delegację. Zwaną misją.
Bo w delegacji: dwie różowe kurtki i płaszczatka. Dwa kaptury i kapelusik. Para adidasków ze sklepu dla dzieci. para bucików skrzata. I oficerskie kozaki. Błyszczące!
Chyba te kozaki nadały im trochę powagi. Bo nie kapelutek przecie.
Wjechało toto wszystko na szóste, tajemne piętro, na które dostać zwykłe ktosie dostać się nie mogą. Na Brukerze ci ono, w kontynentalu niejakim, gdzie rezyduje i prezydiuje prezes. I zarządza windą oczywiście, ale to już tak tylko marginesem, nie będzie się przecie w pracy windą chyba bawił, co?
Od równych szans jest w końcu po to, by każdy mogła i mógł do tej windy wsiąść.
Więc we czy były wsiadły: Ana - Sztuka - Karolina - a co z tego wynikło - to już na kongresie.

Tuesday 21 January 2020

bal

Myślała se Ana Martin, że nowy rok to tylko postanowienia i tyle, joga dieta weże, a może nawet wegan. Porządki w szafie zwane teraz nowym minimalizmem, na który stać zresztą głównie te i tych, na których konta wpływa raczej maks, w porównaniu do tych, co nie robią na komisji i minimalizm i tak jest ich chlebem codziennym.
Ewentualnie narty, pytania ciężkie: w jakim języku szkółka, pensjon cała, czy tylko pół, bo i tak jesteśmy na stoku? Wyżywienie to pensjon po niemiecku, tak Ana?  
No i co na wielkanoc, już czeba kupować bilety, a wy nie do Polski na święta?
Nie. A na bal polonijny idziecie? JA w sumie nie chcę, nie lubię Polski D, no ale chyba pójdę, waham się jeszcze....hmmm.
Bo nowy rok to także sanżilowski bal noworoczny!
Jaki sanżilowski Ana, co ty, kto by Sanżil z balem łączył, no proszę cię! Ikselowski, na samej Luizie!
Polski. Polone. Pols. Do wyboru, do koloru - jeśli chodzi o języki, bo jeśli o uczestników - to zdecydowanie nie, no jakże, polski ci on w końcu, a nie kolorowy!
O, i jaki drogi. Fju fju. Niby dla każdej czy każdego, ale chyba jednak wręcz nie, skoro 125 na głowę. 
Okej, ale oddajmy sprawiedliwość, że parking jest.
Okej, niech im będzie.
No i wierchuszka będzie.
Okej, oddajmy królowi, co królewskie.
Ale to nie król, n nie, tak dobrze nie będzie. Mimo że królewna z naszych ci niby ona.
To kto jest wart tych 125 ojro?
Ci, co panują na Stewinie. Wysłannicy Polski D.
A nie, to dziękujemy. Ci to chyba tyle warci nie są. To innym razem. To już proszę samemu rozprawiać o minimalizmach i nartach. Sori, naprawdę.!

Thursday 16 January 2020

zdjęcia

Zdjęcia są nowym noworocznym hitem, obwieszcza Ana, gdy wieczorem nakarmi tą i ową, uśpi innych, obudzi starego, i dla relaksu zorganizuje wendo. Co to dla niej, tak se wendo machnąć. 
Nic, tylko zdjęcia mruczy pod nosem, skrolując ef-be i co rusz napotykając na jakieś pienia dziękczynne dla kogoś, kto tego kogoś, lub ktosię, co to bardziej na ef feministycznie brzmi - sfotografował(a).
Może być na czarno-biało. Może być ustawiane. Może być naturalne. Wygięte ciała. Wiatr we włosach. Makijaż. Pozłacane, postarzane, ważne: by wyglądać pięknie. Czyly inaczej.
Też byś tak chciała i tyle, podsumowuje Roman.
Oczywiście, że bym chciała! Ale pókim po prostu sobą, tyle że starsza - mogę na luzie zauważyć, że widzę jeszcze jedną noworoczną falę. 
No ruszże się i oceń sam urodę tych fotosów. Kadrów. Pacz na to tu Romanie, no sam pacz. Kto to zrobił? Kto to sobie na pohybel chyba opublikował? Dlaczego? 
Plastikowe pudełko. W nim - ryba. Olej. Taca, Torebka od herbaty. Filiżanka jako upiększacz. Książka. Hmm. Co to za kompozycja? Udana niczego sobie.
Od nas ci ona, od Sanżilaków szeroko pojętych, z okoliczności jednakże.  No co, naród czyta i relaksuje się. Noworocznie, mój ślubny ty. Wieczorkiem. Lepszy relaks książkowo-dietetyczny, niż małpka, co?Okej, nie wegan, nie weże może, za to polski swojski. 
Czego się czepiasz Ana?
Niczego, no co ty. Pięknie jest. Pyszny wieczorek, co?
Zazdrości w tobie mnóstwo, Ana! Sama byś tak chciała, zawsze powtarzam. Przypominam, że w Ptasim Śpiewie dzięki takim udanym fotosom ci i owi domy nabyli!

Wednesday 15 January 2020

buk jak bóg

Rozpiera duma Sanżil i okoliczności, w postaci ślubnej takiego jednego zagramanicznego badacza ekobjo i tego tamtego; rozpiera ją i nas po znajomości, już nawet tyle jej - dumy - że wyszła nie tylko na sąsiedzkie Ukle, Iksel czy Anderlecht nie daj Boże - lecz do samej tiwi trafiła, czyli nie tylko LaBelżik, ale i świat, a przez satelitę - wszechświat, jak chce Groch.
Wszystko z powodu buków. Buczyny. 
Co to buk mamusiu?
Bóg Grochu, bóg, pan taki.
Jezus?
Ani Jezus, ani bóg Iwonku, tylko buk dzieci, b-u-k. Z u zwykłym, nie z kreską.
Badacz ten był ci wybadał, nie sam co prawda, ale niech mu będzie po sąsiedzku - że nasze tutejsze buki zamiast zostać w Belgii, Labelżik naszej matczyno-ojczystej - wyjeżdżają do Chin.
Do Chin bóg? To oni mają tę samą religię?
Nie bóg, co daje bogi, tylko buk, co daje buki. Takie drzewka w tym lesie, przez który jeździmy przykładowo rowerami w niedzielę. Ten las nazywa się z francuska: de Soigne. Desłań. Słoń prawie.
No i co z bukami, chcę wiedzieć.
Otóż badacz nasz ma misję. Sam król, ten od polskiej królewny, zorientował się, że dziwne jest doprawdy, by drewno z Brukseni jechało praktycznie za darmo do Chin, a wracało w postaci różnych produktów wcale nie za darmo. Schodów do domu, gdzie zlądowaliśmy przykładowo. A tak!
Zadał se pytanie, ten król i inni ważni, kto na to zezwolił. I dlaczego. Kto na tym zarabia. Odpowiedzi jasnej brak, więc po kilku miesiącach znaleźli badacza ekobjo naszego z Sanżila i powiedzieli mu: zrób coś pan z tym. Chcemy zatrzymać naszą buczynę. 
Bo buk to bóg!
I ten badacz to zrobi?
Oby! Na razie szuka po całej Brukseni dowodów,  że dzieje się źle. Na przykład u nas na Uklu. Proszę, jeszcze butów nie zdjął, a już się był przyjrzał schodom. Łap za telefon i raz dwa ma dowód.
I poszedł na policję?
Nie. Do tiwi, do gazet - by uświadomić ludziom, że drewno ma wartość. Buk jak bóg! Że może zostać z nami. Że tu można coś z niego zrobić. Meble, parkiety itp. Bo bardziej się szanuje to, co się zna. 
I tym zajmie się zwana z angielska: Sonian Wood Coop.

Tuesday 14 January 2020

brama

Słuchaj Ana, tylko tobie to mówię w wielkim zaufaniu i poufałości, bo wiem, że tobie to jak w grób normalnie. No więc mówię ci, że w pewnej szkole, a na dzielnicy jest to naszej - ciekawie się dzieje.
Podobno tylko, zastrzegam.
Nie jest to Sanżil, nadmienię, oj nie, choć i tu mamy polski kaganek oświatowy, nie wiadomo, czy oświecony, za to oświęcony wręcz nie jeden  raz i dwa zapewne, tak marginesem mówiąc.
Mianowicie doszły słuchy, nie mnie, tylko na samą wierchuszkę, że na bramie odbywa się przekazywanie.
Dzieci? - wyrywa się Roman. Bo to norma w Labelżik- leparon są anterdi dą lekol. Rodzicom wstęp wzbroniony. Brama się uchyla z rana i popołudnia i wtedy mogą zajrzeć. Więcej nie.
Nie, nie przekazywanie dzieci. Za to przez dzieci.
A czegóż to?
Zawiniątek takich. Zwanych niekiedy kopertami. Na weselichu przykładowo.
Maluchy sobie je przekazują?
Nie sobie. Tym, co na bramie.
A kto na bramie?
Nasi. Bo to swojska szkoła, choć brukseńska też. I ta swojska opłacana jest niby z pieniędzy podatnika, jak to zwą go, tego kogoś bezimiennego eksperci.
A jaki ma to związek?
Pomyśl! Podatnik nie wszystkim płaci chyba jednak. I ci, co na bramie, są być może wśród tych niedofinansowanych. Więc trwa narodowa zbiórka. Na bramie. Ręcami dzieci.
Ale jak w grób Ana!



Friday 10 January 2020

dinette

turcja albania malta iran włochy niemcy rumunia polska polska polska usa portugalia grecja francja no i belgia nasza labelżik - wymienia Ana Martin jednym tchem. Tylko tyle nacji wysłało swoje miniprzedstawicielki i przedstawicieli w najlepsze ostatnio dla Winterki okoliczności Sanżila.
Więcej słów nie czeba. Już tyle języków wystarczy, co?
Jadłodajnia działa. Dinette łączy. Małe i duże. Małych i dużych. W wózkach i po wyjściu z nich. Na kolorowe materacyki, a nawet papieroska na tarasie.
Taki to nasz Sanżil już.

Thursday 9 January 2020

kolano

Zasiadamy z Aną Martin na Kogenie, Coghen w pisowni. Ana - zepchnąwszy uprzednio zręcznym gestem dłoni i pupy też - plecak primerowca. No co, pupa wózkowej i plecy zwłaszcza doprawdy ważniejsze chyba niż błogostan plecaka.
Wyciągać nawet książki nie czeba. Czy jednak?
Jednak nie. Bo oto pani babcia obok wykręca numer i zaczyna w ten deseń:
 - Mon fis, tram.....altityd son. Ble ble ble. Żenu coś tam.
- Kła mamą?  - słyszy Ana wyraźniej, bo nagle wszystko na głośnomówiącym się rozgrywa. W pięciu językach i akcentach na oko, ucho - pardą!
- Że te di mon fis ke....tram...bis. Bis aret de bis tront set je krła....altityd son. Żenu!
- Atą mamą, że ne te komprą pa du tu. Szłazi 1 lang. Un long mamą! Franse si posibl!
-. Łi łi.. Bis! Bus, aftobus! On pan trama! Mą fis! Żenu!
- Oke mamon, sa wa. Sa wa mamą. Wsiądź i jedź!
Wsiadamy wszystkie i wszyscy.
Pani obok nas, już wyłączywszy głośnomówiące.
I uśmiechając się do Winterki, już nie z grecka, już nie z portugalska, tylko z francuska z czema akcentami naraz, chwyciwszy Anę za rękę: No co, dzwoniłam do syna właśnie, bo moja droga, tram nie jeździ. On do mnie: mamuś, idź na piechotę. A ja przecież nie mogę z takim kolanem! Zapomniał, że mam kolano zreperowane, a tu tram nie jeździ, popsuło się sankontean, 51! Z altityd 100 tu żem przyszła. Nie wiem jak, alem doszła. Z takim kolanem kochana!
-Wiem, słyszałam, uprzejmie przypomina Ana.
- A on mi, że mnie nie rozumie i każe po franse, jak ja wolę po swojemu! A pani wszystko zrozumiała!
Taka mądra nasza Ana.


Tuesday 7 January 2020

Blondposłanka

A co ona tu ma, o tu, pod kolankiem? 
Alergia jakaś. Nic takiego. Minie kiedyś. Lub nie - odpowiada uprzejmie na uprzejme zagadnięcie Blondposłanki zresztą Ana Martin. Nie pouczające, nie matkujące, tylko właśnie uprzejme. Rzadkość w polskim samolocie, choć to braselserlajnz, ujawnijmy to bez ściemy żadnej.
Czeba jakoś przetrwać ten lot, wzdycha Ana Martin do Winterki. I Blondposłanki. Bo ku niej, ku klasie biznes czy pierwszej bynajmniej, były się już udały spacerowo. We dwie. Jedna na drugiej.
Romanowi to już plecy od noszenia wysiadły. Urodzinowo. Na całego.
Pozwoli pani, że małą dam tu na chwilę, a sama odetchnę w rozmowie. uff. Gorąco w samolocie, jak w mieszkaniu w Polsce, nie przymierzając. 22 na plusie lub więcej.
Bidaki te dzieci w locie, bidaki, wzdycha Blond. Rumieńce ma mała z gorąca, widzę.
Oj tak. Żeby pani wiedziała.
Ale i tak dzielna! To kolanko jej nie boli? Bo reszta w pełni formy się wydaje, a jak gada!
Nie, bracia też to mają na skórze. Takie życie. Zatrucie środowiska itepe. Nie wiadomo zresztą.
A kąpie pani?
Nie bardzo, przyznaje się Ana. Nie bardzo, powiem pani. Bo po każdej kąpieli skóra jeszcze gorsza.
No, ja moich dzieci też nie kąpałam za często, też się pani przyznam. I w szpitalu walczyłam za komuny, by mi ich nie obmywali.
To możemy sobie rękę podać. Kongresowo. 
No tak. Parlamentarnie i komisyjnie potwierdzam. No i działamy w 2020. Dla tej małej i w ogóle kobieco. A mogę poczymać chwilę?