Thursday, 11 December 2014

(229) kapuczino

To już prawie pewne, że w tym roku będziemy mieć zimę. W tiwi mówili, polskiej. Przynajmniej tę astrologiczną, bo pogodowo jeszcze wszystko możliwe. Jak to na Sanżilu, niczego nie można być pewną, w Polsce to było zupełnie inaczej, a kiedyś to już w ogóle, inne czasy, inna młodzież i wartości, ech, to senewrati, słucham właśnie. No ale co robić, jak tu człowieka rzuciło? Leci na żywo przy stoliku obok.
Nie tylko tego słucham, bo są oczywiście typowo polskie ozdobniki, Ana Martin, cytując matkę swoją, brzydzącą się tego rodzaju twórczością, mówi, że to tak zwane przecinki. Ucho więdnie, powiedziałaby matka. Norma, wzrusza ramionami Ana, starająca się wyłowić wśród przecinków wiedzę, kto kogo wykiwał i na ile. Jedno pewne: tamci dwaj oszukali tych dwóch i oni teraz muszą się tłumaczyć przed madame, że dostawa będzie, ale później. Tamtym się udało, ale ci nie popuszczą. Trochę nieładnie może w przededniu zimy i świąt, no ale święta świętami, a biznes biznesem. No i przed madame trzeba się teraz wić, a kto by tam chciał i umiał po francusku. Zupełnie niepotrzebne to, oceniam.
Ana Martin jednak zadowolona nawet, bo jej zdaniem nastąpił postęp. Po pierwsze, w Polsce może i kiedyś to już w ogóle było życie, inne czasy, inna młodzież i wartości, ech, to senewrati, za to niektórzy z nowych Sanżilaków zrozumieli przynajmniej, że jednak nastało nowe i Polak za granicą może wejść nawet na kawę do włoskiego baru, gdzie właśnie przebywamy, czekając na koniec deszczu grudniowego, nowember rejn, to był przebój kiedyś, ech, kiedyś to była muzyka, a nie jutjub i wyginające się dzieciaki. Do tego Anę cieszy, że Polak jeden z drugim włazł do baru na samej Luizie, co to już leży nawet w samym Tysiącu, na tałzenie, powiedzieliby w Katowicach, jak zawsze się śmieje Stefan, co to pochodzi z tej dziury. Nie wstydził się znaczy ten Polak jeden z drugim, my zresztą, Polki dwie, też nie, a wszyscy pijemy to samo, znaczy się kawę włoską w różnych odmianach, a nie polską białą lub turecką czarną z fusem. Proszę bardzo, dla porządku podam nazwy: kapuczino-epjeso, jak mawia Iwonek-late i nawet makjato. To się dopiero porobiło, ech te nowe wartości.
No i latte to po włosku mleko, a kawa o tej nazwie - to chyba import lub eksport z USA, czepia się Ana. Ale i tak dobra.
Po drugie Anę cieszy, że Polacy siedzą sobie tu na włoskich ławach jak paniska, nie wstydzą się, wiedzą, gdzie toaleta, nie boją, że wygonią. Że mają tyle w kieszeni, by nie zastanawiać się, czy wybrać bagietkę, czy jednak pozwolić sobie na zbytek w postaci kapuczino, z punktu widzenia odżywczego wydatek zupełnie bez sensu, choć i tak lepszy, niż na epjeso, bo ma w sobie przynajmniej trochę mleka, nie tyle co prawda, co makjato czy late, ale zawsze wzmocni. Tym bardziej, że zima idzie. A Polak proszę, nie patrzy  już praktycznie, tylko łyka łyk epjeso i siedzi dalej. Jak jakiś Włoch czy inny Grek, doprawdy. Nowe, nowe wszędzie.
I cieszy Anę w końcu, że Polak jeden z drugim tłumaczy się po francusku przed madame, znaczy: nie boi się. Czuje, że może się spóźnić, że już nie odeślą z misiem w paszporcie, że rodacy wykiwali, ale spokojnie, odbije się na na kapuczino jeszcze będzie. Dobry znak, ocenia Ana. Dobry rok.
I zima będzie, więc też dobrze, wirusy wymrozi. Co ma zasnąć, zaśnie, co ma się urodzić, urodzi. Jakby co, i nie było gdzie spać, wtrącam, zawsze jest nowość. Bar sjestowy mianowicie. Gdzie gdzie, dopytuje Ana, co to już mało co śpi przez Groszka. A na Szumanie, koło Romana. Właśnie wielkie otwarcie. Pauzzzz się nazywa i oferuje fotele. Fotele? A tak, takie do spania. Od 15 do 45 minut, od 7 do 17 ojro. Na zimę.
Jak to, zakładają, że ktoś się skusi zapłacić za 15 minut, w czasie których być może nawet nie zaśnie? Tak. Hmm, co to za interes? Nie wiem, ale w Azji się sprawdził, czytam na głos. I wtedy ci obaj ze stolika obok już wiedzą, że my też nasze. I kiwają głowami, że ludzie poszaleli. Płacić za spanie w fotelu. Gdzie ten zachód i Sanżil doszedł doprawdy. I wszyscy we czworo kiwamy głowami nad naszymi kapuczinami, bo w Polsce, kiedyś, to było, inne czasy, inna młodzież i wartości, ech, to senewrati, nigdy, a już na pewno nie na Sanżilu.

No comments:

Post a Comment