Monday, 4 July 2011

(7) rodzina

Ana Martin poleciała do Polski tanim samolotem, choć stać by ją było i na normalny, lotowski albo przynajmniej niemiecki, oszczędza, jakby musiała, a nie musi, a więc poleciała do domu z Charleroi, a jest z zachodu, z samiutkiego Wrocławia. Jejku, to tak daleko od nas, nigdy tam nie byłam! Od nas z Łap to nawet nie było jak dojechać, pewnie z 1000 km i to przez całą Polskę, jak nic doba by zleciała. Nikt od nas tam nie jeździł, zresztą ze stron Romana też, podpytałam, on ze Wschodu też, tylko z dołu, z Karpat chyba. Chociaż chętnie bym pojechała, w takiej podróży można nieźle się ubawić, podpatrując ludzi, wiem, bo codziennie PKSem jeździłam, i co się napatrzyłam, naobgadywałam, wystałam i wysiedziałam, to moje. Ale nie żałuję, taka szkoła życia nie trafia się każdemu. I to za darmo! A w dzisiejszych czasach, wiadomo.

Taka Ana Martin na przykład, od razu widać, że uczona, ale życia nie zna i cały czas próbuje na nowo pogadać z rodziną o ważnych tematach, a przecież wszyscy wiedzą, że z rodziną to co najwyżej można sobie fotkę pstryknąć. W Łapach u naszych jeść było co, chodziliśmy umyci, oprani, szkoły pilnowali, ale na tym koniec! I tak ma być. Uczucia to można sobie pooglądać w amerykańskim filmie, wzruszyć się i popłakać, że tak pięknie i sprawiedliwie, a w życiu, jak to w życiu: byle przetrwać. A potem wyjechać. Jak ja. Powiedziałam o tym Romanowi, bo sama z nim zostałam w Brukseli (powiem Anie, że głupio tak bez męża jeździć trochę, pilnować trzeba! dobrze, że ja jestem), by - jak Ana Martin mu płacze przez telefon - to jej kazał robić swoje i nie oglądać się na innych. Co z tego, że bliscy? Zawsze będą bliscy, ale gadać można z kimś innym.

Roman mówi, że oni tak nie do końca potrafią, tak ich wychowali, a Ana Martin to już w ogóle, pierwsza się rodziła, to i odpowiedzialność większa. I wymagania. I to, że ona by chciała. Co by chciała? Pytam ja. Zrozumienia by chciała, wzdycha Roman. E tam, śmieję się, lepiej od razu telewizję włączyć. Jedno wiem, choć krócej od nich żyję i do szkół nie chodziłam, że niech się cieszą z tego, co mają, do kraju jeżdżą na krótko, a z rodziną wszystko się samo ułoży (ale na wszelki wypadek i tak napiszę do Izki, by na Zbyszka miała oko). Ach, bogaci, to się głupstwami martwią.

No comments:

Post a Comment