Nie sądziłam, że język polski jest tak bogaty! Wszystko pomieści, byle by być kreatywnym, tu coś dodać, tu coś inaczej przeczytać i już jest nowe słowo. Bardzo to zajmujące, że nawet tu, w Brukseli, człowiek cały czas się czegoś uczy, i to we własnym polskim języku, chociaż można by pomyśleć, że po gimnazjum najpóźniej naprawdę się go zna jak własną kieszeń. Przykładowo powiem, że Ana Martin mówi jakoś tak płasko, bez akcentu, Roman już bardziej śpiewnie, a najbardziej zaciągam ja. Do tego Ana Martin, bo ona, wiadomo, wszystko wie najlepiej, naśmiewa się z biednego Romana i Ady, krakowianki, że oni cały czas chcą iść na pole, i zaklina się, że w życiu się nie przyzwyczai, no bo kto to słyszał naprawdę. Mnie też się dostaje co i rusz, bo Ana nie znosi, jak mi się myli odmiana i zamiasta na "dworze" mówię "na dworzu". Chociaż w sumie nie wiem, kto ma rację, bo Ela, co brała niedawno ślub, inna przyjaciółka, jest z samiutkiej Warszawy, żadna tam przyjezdna, i też jej się wymyka "dworzu". Ale jej to się zawsze upiecze, Ana Martin jej nie poprawia, bo twierdzi, że jedynaczki i tak wiedzą lepiej NAWET OD NIEJ. Ha ha, akurat już to widzę, jak w to wierzy.
Co do języka, to wczoraj byłam świadkiem, jak Ana Martin zrywa boki ze śmiechu. No bo fakt, śmieszne to było, przyszedł taki jeden, zamówiony do roboty przez Romana, a że już w Belgii siedzi ze 20 lat, to i mu się zapomniało, jak po polsku się nazywa to i owo. No i leci lokalną gwarą, a ja obserwuję Anę i widzę tylko, jak jej oczy wychodzą na wierzch ze zdumienia i z radości kopie w kostkę Romana, który biedny musi zachować powagę, bo przecież rozmawia z panem Antosiem jak mężczyzna z mężczyzną! Wiadomo, w Polsce interesów z babą nikt nie załatwia, to rozumie się samo przez się, nawet Ana to pojęła z miejsca i prawie w ogóle się nie wtrącała, zupełnie jak nie ona. Oj, pewnie będzie kolejna pogadanka o feminizmie, ale już bez pana Antosia.
Roman też chyba się trochę pod nosem uśmiechał, bo co oznacza furnisor czy grosista to nie od razu wiadomo, ale jakoś można zrozumieć. W końcu dogadali się na jakiś termin i pan Antoni zostanie naszym furnisorem, jak mu grosista sprzeda dobrą farbę. Tyle zrozumiałam. Mam tylko nadzieję, że jak przyjdzie co do czego, to pracować będą Polacy bez rachunku, a że po akcencie słychać, że ekipa z naszych stron, to od razu dam znać do Łap, że jest szansa na pracę dla Zbyszka.
No comments:
Post a Comment