Friday, 12 July 2013

(58) pustki

Wiedziałam, że ten dzień nadejdzie! Podobno było już tak rok temu, w czasach mojego niesławnego nawiania z Sanżila do Łap, ale co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr, nauczyłam się ostatnio od wizytującej Iwonka babci; a więc podobno już w okresie oczekiwania na Iwonka na Sanżilu oraz w Brukseli A bywało pustawo, ale że do tego stopnia, to naprawdę było warto pożyć, czyli pohandryczyć się swoje z Aną Martin, nauczyć się czegoś od Romana, naprzewijać Iwonka, nadziwić lokalsom i naszym, by to zobaczyć, bo wreszcie są: pustki. Po prostu pustki. 
Widzę je, a raczej nie widzę, na własne oczy. Pustki są/ nie są wszędzie: na ulicach - brak korków. Na chodnikach - brak świeżych kup, dużo za to wyschniętych słońcem, jeszcze z czasów tłoku psiego i ludzkiego, nie padało, to i nie zmyło, pogoda przechytrzyła chamskich właścicieli, szkoda że im nie przygrzało. Co do pustek: na parkingach - nadmiar miejsc. W sklepach - małe rozmiary przecenionych ubrań nawet na takie osoby, jak ja i Ana Martin, czyli dwie osoby głównie i jedynie zainteresowane wyprzedażami pod naszym dachem. W barach - stosy krłasantów czekające na spóźnionych śnadaniowiczów. Tramwaje - z miejscami siedzącymi nie tylko dla młodych i szybkich, ale nawet dla starych, mniej sprawnych, ciężarnych oraz wózkowych. Knajpy - ze stolikami do zajęcia pod parasolem. Stragany - bez kolejek hipisów spragnionych jedzenia ekobjo, udaje się coś kupić bez kwadransu wysłuchiwania dyskusji o zaletach i wadach rzodkiewek. 
Nie hipisów, tylko hipsterów, to taka nowa odmiana modnych ludzi, tłumaczy Ana, no proszę, z tego wszystkiego nauczę się czegoś od niej, jakaś też taka uspokojona, może to babcia Iwonkowa tak na nią wpływa. Hipsterzy są raczej artystami, co sprawia, że nie pracują jak normalni ludzie, mają za to dużo czasu na dyskusje i kupowanie też, po czym opowiadanie o tych zakupach innym hipsterom spotkanym w kolejce. A pustki wszędzie, bo i hipsterzy, nawet jeśli nie pracują, mają prawo wyjechać na wakacje. 
Tłok za to na dziurach na ulicach, bo co krok coś naprawiają, przejść się nie da, dojechać to już w ogóle. Do tego dochodzi slalom między rusztowaniami ocieplaczy domów, nie dziwię się nawet, że tyle ich nastawiali, rusztowań, a na nich ocieplaczy znaczy się, w końcu nieczęsto zdarzają się nam w lecie dwa tygodnie letnich temperatur i do tego bez deszczu. 
Chodzę se tak z Iwonkiem i żal trochę wyjeżdżać niedługo, teraz to dopiero na Sanżilu jest swojsko! Cała dzielnica nasza.

No comments:

Post a Comment