Sunday, 18 September 2011

(14) rowery

Ledwo Roman jako tako zdrowy, Ana sobie odpuściła i wsiadła na rower o poranku w tej ładnej granatowej bluzce z dekoltem, co to jej nigdy nie nosi, bo ma tyle ciuchów, butów i torebek, że ojej! do końca życia jej chyba wystarczy, a i na pogrzeb nie trzeba będzie kupować nic nowego, a więc - wracam do tematu - Ana wsiadła na rower i oto mamy efekty, zapalenie oskrzeli jak nic, ale ona nie, lekarka zawołana, więc mówi, że wie z doświadczenia, że gorzej nie będzie, wystarczy, jak kilka razy łyknie leki, które zostały po Romanie i ozdrowieje. Tylko pokręciłam na to głową i zatelefonowałam do naszych, co robić, jak zmora na piersiach siedzi i dusi? Mamusia od razu uderzyła w swoje jezuchrystecotobędziekoniecświata i tym podobne, ale jak ją uspokoiłam, że nikt w domu nie ma ejca ani nic takiego i tylko chciałam się dowiedzieć, jak zdobyć słynną łapską nalewkę przeciwgorączkową. No niestety, nalewkę robi się kilka lat, a mianowicie z malin i spirytusu, jak to większość magicznych nalewek w naszych stronach, a więc raczej nie ma szans, by Anę Martin nią uleczyć. Ale matuś dodała, że czemu nie siągnąć po dobre staropolskie zwyczaje i nie spróbować wygnać choróbska mieszanką mleka? Ksenia, ale weź świeże mleko prosto od krowy, nie sklepowe, tłuste, porządne, a nie takie chudziutkie, że aż dno kubka prześwituje, mówi matuś, a ja zatykam usta ręką, bo pękam ze śmiechu; widać, że matka dawno w mieście nie była i nie wie, że krowę można zobaczyć co najwyżej na reklamie Australii albo Szwecji, o ile dobrze pamiętam. Ale nic, nie mówię jej, że Belgia to nie Łapy i ciężko o zwierzęta ogólnie, tylko skrupulatnie zapisuję: mleko letnie, do tego miód i czosnek, a na okrasę - masło. Już nawet nie pytam, czy z tej samej krowy, co mleko, tylko rozłączam się i lecę do kuchni, bo naprawdę, jeśli polskie przepisy Any nie uleczą, to chyba tylko modlitwa na polskiej mszy, a że już niedziela wieczór, to trzeba by czekać.


No comments:

Post a Comment