Sunday, 4 September 2011

(10) choroba

Roman chory. Tego jeszcze nie było. Roman nie jest sobą, Ana Martin nie jest sobą, więc i ja nie jestem sobą. Cały dom stanął na głowie za sprawą wirusa. Na który, jak wiadomo, antybiotyki nie działają, oprócz na wymyślone bóle i niedole koleżanek hipokrytek czy jakoś tam, jak wspomniała Ana. Nawet bałam się wychylić nos z kuchni i wtrącić swoje trzy grosze, że co jak co, ale chorych z przekonania i tak nic nie wyleczy, a i żalować nie ma co, bo i tak zawsze przebiją swoją historią. Ale nie sądzę, by ktoś w ogóle na mnie zwracał uwage, to i piszę.
Ana Martin, która ogólnie na wszystkim zna się najlepiej, ale na chorobach to jednak nie tak dobrze jak jej siostra i mama, czyli główne rodzinne higienistki, jak z przekąsem zwie je Roman, wczuwa się w rolę lekarki i codziennie wyskakuje z nową diagnozą. Zapalenie płuc wykluczyła, mimo że Roman, jak to każdy facet, chętnie by się widział w roli umierającego. Potem było zapalenie oskrzeli, a dziś rano zaczęła przebąkiwac, że może jednak koklusz? Nie wiedziałam, o co chodzi, więc pytam, jak to będzie na nasze, a Ana na to, że na nasze to koklusz, ale na wasze, dodała złośliwie, to może i tylko krztusiec. Puściłam uwagę mimo uszu, Ana Martin w końcu i tak jest cierpliwa, jak na tyle dni choroby Romana, po którym widać, że go boli, ale jeszcze bardziej, że tak jakby się tego wstydził. No trudno, to nic, tatko jak był chory, to dopiero nam dawał popalić! Ksenia w prawo w lewo, przynieś, odnieś, przynieś, nie, jednak odnieś, co stoisz i się gapisz? Mało to roboty? O jejku, o jejku, umierac idzie! Oj oj j, rany! Matka, leć do księdza, niech przyjdzie i odprawi sakramenta. Ale wczesniej podaj obiad. Co, nie gotowy? No tak, wiadomo, moja choroba całkiem ci po myśli, ale niedoczekanie wasze, zaraz wstanę i zrobię porządek! Jazda mi stąd, nawet pochorować człowiekowi nie dadzą! A kysz! Do roboty!
A Roman nic z tego, tylko widać, że chciałby coś zadziałać, a naprawdę biedaczyna ledwo się trzyma na nogach. Krztusiec to co prawda pewnie nie jest, wtrąciłam nieśmiało, boć to przecie dawno szczepionkami wytępili, ale Ana Martin, racja, zna się lepiej, od razu odparła, że jakby ludzie się cieszyli z tego co mają, czyli zdobyczy cywilizacji, i szczepili dzieci jak należy, a nie strzępili w tym czasie język po próżnicy, jak to dobrze żyć naturalnie, to może i by tego wstrętnego krztuśca już z nami nie było. A tak się świetnie w Brukseli przechował i znowu atakuje. Nawet takiego Romana, który przecież do ułomków w końcu nie należy. No cóż, oby się na nas nie przeniosło tylko, bo ciężko byłoby wytrzymać z nimi obydwojgiem na karku.

No comments:

Post a Comment