Ana, mam takie pytanie, może trochę dziwne: czyim mężem jest ten zielony kandydat?
Jaki zielony? Topowy polski, co tu kongresowo bywał? To on chyba ani zielony jednak, ani nie mąż jednak, bo z Polski ci on, i nic nie zmienia faktu, że z D przyjechał, skoro w ABC i tak by mężem zostać nie mógł. Co kraj to obyczaj - niestety.
Nie, nie polski. Nasz tutejszy, belgijski belż, co to za to pięknie w polszczyźnie -nie - jego- matczyźnie się wyraża.
Niezła sztuka, że tak powiem, tak się spisać.
A, ten to. Od Sztuki. Działaczem ci on - to zielonym na całego. Mężem - niczyim. Chyba. Tylko stanu.
Jak to?
Bo on belż. I ma wolność wyboru prawdziwą. Mógł wybrać żeniaczkę, ale nie musiał, by się móc wyborcom pokazać. Sam co prawda nie kandyduje, za to za zielonym lobbuje, że powiem wierszem.
I na książkach się zna. I na polytyce. I po polsku to rozpisał.
Dla nas, Sanżilaków.
Bo oprócz wyborów juropejskich mamy belż w niedzielę, przypominam.
I te i ci z nas, co juz czmychnęli paszportowo z ojczyzny - winni tu głosować dwa razy bynajmniej. Bo i federalnie, i juropejsko. Nie na żadne polskie listy, tylko belż. I chyba jeszcze jakoś, co Roman.
Doczytajcie u Zielonego. Wszystko spisał aligancko.
Mam nadzieje, że następnym razem i mnie obejmie ten obowiązek, ma nadzieję Ana. Ksenia, a jak Zielony zezwoli, publikuj mi zaraz mały przewodnik wyborczy. Sztuka tak to napisać!
No comments:
Post a Comment