Jak tak dalej pójdzie, to zajdę naprawdę daleko, dalej i wyżej nawet niż ten Polak, co w najnowszej historii wykonał skok przez płot i teraz uczą o nim podobno w całej Europie, a może nawet świecie? Ja, Ksenia z łapskiej Polski B jak Białoruś, która leży tuż za lasem, choć kłócą się po piwku, czy to nie Łotwa, która gdzieś też tam podobno powstała w międzyczasie w pobliżu, tak więc ja, Ksenia, trafiłam na polityczne salony. Więcej: zostałam na nie wręcz wciągnięta - ręką Any Martin, nie historii, ale to jeszcze przyjdzie.
Wszystko znowu przez kobiety. Ach, ten feminizm to mnie do grobu wpędzi, dziwi mnie, że Ana Martin jeszcze się jakoś trzyma, ba! - wręcz twierdzi, że lepiej, niż tam, gdzie kiedyś mieszkała, w prowansji luksemburskiej. Feminizm każe Polkom w Sanżilu (i chodzą słuchy, że gdzie indziej w Brukseli też) nie tylko pracować cały dzień na równi z facetami, potem użerać się w domu z rodziną i jeszcze wieczorem instruować na przykład mnie, jak przeżyć w zdominowanym przez mężczyzn świecie, ale dodatkowo zajmować sobie wszystkie weekendy działalnością. Taką dobroczynną, czytaj: zadatkiem na zbawienie, na wszelki wypadek, strzeżonego Pan Bóg strzeże.
I działają: tu książki poczytają i omówią (tak jakby uszy nie więdły już od słuchania opowieści Romana i Any o tym, co czytają, zupełnie, jakby telewizji nie można sobie w spokoju pooglądać, której zresztą nie mają, sobie nawzajem po inteligencku opowiadają! też mi hoby...), to pomalują pisanki, to kogoś zaproszą i sobie pospijają nawzajem miód z dzióbków, wreszcie - raz do roku organizują Mikołajki dla dzieciarni. Niepolski zwyczaj, jak wyczytałam, ale w międzyczasie już nawet na Wschodzie w Rumunii i Bułgarii obchodzony, sama widziałam u Araba, że sprzedaje czekoladowe aniołki, tak więc zakładam, że i on świętuje, a dzieci na pewno, w końcu w sanżilowskiej szkole chowane, tak więc się nie oburzyłam, że się nie godzi, i niebacznie powiedziałam Anie, że wspomogę feminizm. Ana na to z radością, że każda para rąk do pracy się przyda, widzę Ksenia, że idziesz w dobrą stronę, i od razu mnie zapisała do robienia sałatki warzywnej, tu zwanej rus; nawet się ucieszyłam, bo u nas na Sanżilu jej w domu nie uświadczysz, Ana nie znosi majonezu i zapachu gotowanego selera, a Roman, który znosi, i to bardzo chętnie nawet, nie ma w tym względzie wystarczającej siły przebicia.
Pogratulowałam więc sobie nawet w duchu, że przynajmniej raz zjem po polsku, choć sałatka w tłumaczeniu rosyjska, wsiadam z Aną do auta, myśląc, że jedziemy do nas do polskiej parafii, że będzie jak u siebie, tylko więcej dzieci, nagle patrzę - a Ana już na Montgomerach i zatrzymuje się przed prezydencją! Rezydencją, śmieje się Roman, obojętnie czym, w każdym razie - przed wielkim domiskiem! O nie, zaparłam się, tam to ja nie wejdę! Za nic w świecie, poza tym nie mam paszportu nawet! Ana na to, że w kuchni już na nas czekają i autentycznie, fakt, wciągnęła mnie do środka w ten wielki świat przez drzwi automatyczne, łatwo jej poszło, same się rozstąpiły, bo automatyczne właśnie.
W środku od razu w oczy buch! wielki obraz, ciężko się połapać, o co chodzi, ale to algebra. Algebra, nie rozumie Roman? No tak, taka metafaza...Metafora! połapał się biedak, co on czyta w tych książkach, słownik by przekartkował...I nie algebra, tylko alegoria, poucza Roman, dlatego tak się nazywa, by każdy widział w nim, co chce, łącznie z malarzem, już zmarł, że uzupełnię. Ja tam dojrzałam granatowo-szare zawijasy, ale to nic, bo już znów dech mi zaparło, pokoi w domisku nie wiem ile, na każdych drzwiach tabliczka z nazwą funkcji, mieni się przed oczyma od tych sekretarek, asystentów, radców, ach, wspaniały świat! Piękny po prostu! I jakie piękne błyszczące kafelki, nawet w łazience tam, gdzie odpada nieco umywalka!
Popodziwiałam, ile się dało, i wzięłam się do roboty. Feministki nawet całkiem całkiem, nie za brzydkie wcale, i o dziwo mają mężów, a dzieci jeszcze więcej. Nie rozumiem, bo w Polsce i tu na kazaniu mówili, że to zaraza bezdzietna jakaś, a tu wszystkie miłe i normalne jak ja prawie...Zabawa wyszła cacy, było polskie jadło, polskie tak zwane akcenty i niepolskie też, zagraniczni mężowie, hałas i harmider, że aż się o Iwonka bałam, że się polskości przestraszy, ale nie trzeba było - niemowlaki, starszaki i uczniowie wydawali się bardzo zadowoleni, nikt się nie zatruł ani nie upił, ze starych też nie, tak więc pełen sukces, jak na mój gust, i na pewno poważniej pomyślę o feminizmie, bo widzę, że to prosta droga do kariery dyplomatycznej, o jakiej się w Łapach nikomu nie śniło.
No comments:
Post a Comment