Thursday, 27 December 2012

(39) aldik

Ana Martin mówi, że nie ma to jak Niemcy, a raczej - niemieckie podukty spożywcze. Tanie, dobre, sensownie opisane, niepoudziwniane. Zdrowe też. Łatwo jej to twierdzić, mowę nienawiści chwyta w lot, sama gada po niemiecku, albo godo, jak się podśmiewa Stefan, ten z kolei ze Śląska, więc ma jakieś skrzywienie akcentowe. W ich Polsce A jeszcze całkiem niedawno były Niemcy, ale nie wiem, czy A, B czy C, bo to było chyba jednak przed wojną, i wtedy pisali tam innym alfabetem, więc nawet jakbym wiedziała, gdzie sprawdzić, to i tak bym nie odczytała. Ana i Stefan to inna para kaloszy (ale nie do pary), niemczyznę wyssali chyba z mlekiem matki, a teraz to samo czeka Iwonka, o ile już się nie stało, bo maluch równo zajada, więc pewnie już jest polityglotą. Na razie musimy poczekać, by to potwierdzić, mimo że dzidek jest bardzo zdolny, to jednak jeszcze nie mówi nawet po polsku.
Ana na złość Polakom to o Niemcach mówi, czyli samej sobie też, bo nie wyobrażam sobie, by prawdziwy Polak i Polka, w jej przypadku, mogli coś takiego naprawdę mysleć. Niemcy to jak Rosjanie, tylko z drugiej strony mapy, zachodniej, trochę lepszej niby, ale czy to naprawdę coś zmienia? Wróg to wróg w końcu, trzeba być czujnym i nie ufać za nic, nigdy nie wiadomo, wojny nie ma, ale zaszkodzić nam zawsze mogą. Na przykład złym jedzeniem właśnie. 
Śmiałam się więc w cichości ducha z gastronomicznej naiwności Any Martin, i Roman też, ale żarty się skończyły, od kiedy nie możemy już do woli chodzić do Araba, lecz dostaliśmy zlecenie na Aldiego, czyli sklep z niebieskim szyldem, wśród Polaków w Niemczech znany pod nazwą Aldik. Chodziliśmy tam ze wstydem w oczach całą wiosnę, oszukać się nie dało, bo Ana doskonale zna owe podobno świetne produkty i od razu by były wymówki, dlaczego się wstydzimy kupować nie w karfurze albo czempionie. Roman mówił, że to nie ma nic wspólnego ze wstydem, po prostu nie lubi brudnych sklepów, ale Ana, jak się uprze...wiadomo. 
Potem Aldik zamknęli. Ana była niepocieszona, skończyło się tanie jedzenie! Roman zacierał ręce, ja nawiązałam znajomości w nowym polskim sklepie. 
Ale tym tygodniu okazało się, że widać interesa Niemców szły gorzej i oto Aldik podpatrzył styl u konkurencji i wypiękniał! Chyba na nas się nawet wzorowali, Polakach znaczy. Naprawdę, lśni prawie tak samo, jak galerie handlowe w kraju, bo te tu to dziadostwo, jak mówi Roman, a więc: kafelki, piec do wypieku sztucznych bułek, czyste wózki, przestronne alejki, światło, aż razi! Kamery w każdym rogu! Nowe kasy z komputerkami! Nie ma co prawda sztucznych kwiatów, ale miejsca dość, więc może jeszcze dostawią.  
W Aldiku zawsze tłum, bo dużo Sanżilaków się widać nie wstydzi i chyłkiem tam przemyka, z torbami z innych sklepów co prawda, by nie wyszło, że obciach. Swoją drogą nie wiem, jaki stosunek do niemieckich produktów mają lokalni, wychodzi na to, że też chyba z lekka lekceważący, ale co zrobić, skoro gospodarka niemiecka narzuca im swoje reguły gry? Albo i Unia, czasami nie wiadomo. Chodzą w każdym razie na wyścigi, i to prawdziwi Belgowie, nie tylko Polacy i Marokańcy, Marokańczycy się mówi, powtarzam po raz setny, poprawia Ana.
Głupio, bo głupio, ale miałam pisać prawdę i tylko prawdę, więc się przyznam: aż chce mi się chodzić do tego Aldika. Można wziąć wózek, albo pchać Iwonka po prostu, jeździć sobie alejkami, marząc o lepszym życiu, oglądać półki, i nawet zakupy nie bolą tak, jak dawniej. Czasami kogoś spotkam i grzecznie się ukłonię po zagranicznemu, to nic nie kosztuje w końcu. Nawet Roman przyznał, że to chyba najpiękniejszy Aldik świata, a Ana Martin puchnie z dumy, bo ona to już dawno przewidziała.

No comments:

Post a Comment