Iwonek podrósł, więc czasami w barze udaje się posiedzieć bez pilnowania go cały czas. I wtedy nie wiadomo, na co padnie wzrok. Raz ciekawiej, raz mniej, a najczęściej - na gazety, bo leżą wszędzie, narzucają się wręcz w oczy, to i poczytam. Dziś przykładowo. Patrzę, a na okładce słowo: le belge, czytaj: lebelż. Patrzę dokładniej, coś mi się od razu nie zgadza, bo to wcale nie lebelż jeden jedyny, ale lebelż w liczbie mnogiej leżą, to się inaczej nazywa, takie e dziwne belgijskie stosowane właśnie w rodzajniku niepojedynczym. W ogóle leżą lebelż, ale damskie, nie mam pojęcia, jak to zapisać normalnymi literami, żeby jeszcze ktoś zrozumiał do tego, warto by było.Mało rzeczy jest w belgijskim czy francuskim, mylą mi się oba, zrozumiałe, ale to jedno jest akurat łatwe: w rodzaju żeńskim dla kobiet jest o dziwo tak samo, jak dla facetów, czyli le. W piśmiennictwie: les, ale nie czepiajmy się, Jest to oczywiście to inne le, nie pojedyncze, w tym pierwszym trzeba robić minę poważną, a przy tym drugim rozciągnąć usta, jak do sztucznego amerykańskiego uśmiechu, nie jest to może zbyt jasne, ale przynajmniej jak się raz zapamięta, to się ma obie płcie obskoczone, trzeciej nie ma, bo w belgijskim nie ma rodzaju nijakiego, ani w liczbie pojedynczej, ani mnogiej.
Uff, to napisałam w skrócie, o co chodzi w gramatyce, teraz dodam do tego warstwę wizualną, jak się pisze w eleganckich magazynach. Chodzi mi o to, że na zdjęciu na okładce piszą lebelż męski w liczbie pojedynczej, a na kocu leży przecież babka. Jak wół normalnie babka leży, może nie wypada tak napisać, ale dla podkreślenia podkreślam przysłowiem. Obok druga na leżaku, a w piachu obok jeszcze jedna, malutka. I wszystkie są la, natomiast na tyle, na ile rozumiem tytuł, to piszą, że belż męski był na wakacjach. Jaki on, pytam, skoro czytelnik widzi ją, w mianowniku ona, a nawet trzy je czy one widzi? Mogłabym się ewentualnie pomylić, owszem, ja nie Ana Martin, bym była bez skazy, ale tu akurat widzę trzy belż kobiece w bikini, no to co mam myśleć, już sama nie rozumiem, co do czego przypiąć. Czy na miejscu nie rozróżniają płci w ogóle?
Ksenia, jak chcesz, by ktoś to zrozumiał, skoro nawet ja, skromnie wtrąca się Ana Martin, czytam to po raz trzeci i nie wiem, o co chodzi? A trochę zdążyłam poznać twój sposób myślenia. O rodzajniki i wymowę chodzi, stoi przecież jak koń. No ale co ma wymowa do rodzaju? Że nie wiadomo, jak to połączyć w jedno i jeszcze ze zdjęciem. Aaaa, rozumiem chyba. Bo to lebelż męskie w liczbie pojedynczej jest tak naprawdę w liczbie mnogiej i obejmuje sobą ogół Belgów, belżów po lokalnemu. Jeden za wszystkich? I wszystkie, dodaje smutno Ana. Chodzi o to, że język jest starszy niż emancypacja i często jedno słowo w rodzaju męskim odnosi się do obu płci - we francuskim, a nawet trzech - niejakiej też - po polsku. No, rodzaj nijaki to może nie płeć, ale tak to nazwijmy skrótowo. Tak więc już jest niestety, że ten lebelż został zilustrowany zdjęciem trzech plażowiczek i nikt się nie oburzył. Tylko ja, wtrącam zadowolona. Tak, tylko ty, uśmiecha się Ana, i cieszę się, że dostrzegasz takie absurdy, dodaje, jak będzie nas więcej, to do czegoś dojdziemy, po polsku, francusku i belgijsku też.