Thursday, 22 August 2013

(66) gwiazda

Na Sanżilu pija się dużo piw, i podobno nie tylko na naszej dzielnicy, lecz ogólnie w Brukseli i pewnie Belgii. Kiedyś były to raczej piwa z Belgii A i B, ale odkąd w Europie zrobiło się międzynarodowo, w sklepach tak bogato, że naprawdę już nie wiadomo, co się pije. Ana Martin ma teorię, że właściwie to zupełnie obojętne, co się pije właśnie, bo obojętnie, co by mówił pijący - ważny jest tylko efekt końcowy. Czyli alkohol we krwi, bo Ana złagodniała i już nie idzie w reakcje ekstermistyczne; kiedyś by powiedziała, że pewnie chodzi o upicie się. Ale teraz jest mniej ostra, pobłaża ludziom, choć alkoholowi i tak nie popuści! I swoje wie, o co chodzi w tej gadaninie o smakach, dodatkach, bukietach itd.
Cha cha, ale fajnie napisałaś, śmieje się Ana, Roman urlopuje się w domu, to i mniej zaganiana i od razu przekłada się to na łaskawość. Ekstermistyczna reakcja, dobre, akurat w przypadku piwa się zgadza, no ale niestety nie ujdzie, ani nawet ekstremistyczna, bo ekstermalna. Ekstremalna! Terma to by była na ciepło, pamiętasz ze szkoły? Nie pamiętasz, widzę, nie szkodzi. No, ekstremalna to ja jestem czasami, przyznaję bez bicia, ale to wam tylko na dobre wychodzi, kończy z satysfakcją Ana i idzie przejąć Iwonka, bo urlop urlopem, ale matka jest jednak tylko jedna.
Z urlopu Romana korzystam i ja, bo Roman czyta lokalne gazety i opowiada na głos, a ja się uczę. Dziś przykładowo o wedet, zaraz zaraz, odmienię, to będzie wedecie. Lawedet w czytaniu, a la vedette - w piśmie. La to rodzajnik, nic nie znaczy, ale piszę dla porządku. Znaczy to gwiazda. Stąd zresztą wstęp o piwie. Bo wedet to piwo, z gwiazdą, nietrudno zgadnąć. Czerwoną, więc wygląda, jak nie przymierzając towar z innej epoki. Już wiecie, do czego piję, tym razem w przenośni: ruski napój. Napisałabym nawet grzecznie rosyjski, ale wtedy nie byłoby efektu, bo rosyjski to słowo wysokie, a ruski - takie niższe, pasuje do jedzenia. Tak więc piszę: wedet to piwo z wielką czerwoną gwiazdą na froncie... ruską.
Wedet to piwo odrodzone, zmartwychwstałe prawie że, bo go nie było przez kilka lat, wyparły je nasze rodzime dzielne żubry, żywce, okocimy i tyskie. Ale wraca. Bo jest taki facet, co wskrzesza bary, i teraz się zabrał za piwa, może dlatego, że to jak dziedzictwo narodowe? Znaczy się nie nasze narodowe, prawdziwe, prapolskie, ale tutejsze, belgijskie, też jakieś tradycje mają, mniej pra, ale też coś warte. I dlatego lawedet króluje ostatnio na wszystkich plakatach. Jest lato, piwo pasuje. Wszystkim oprócz Any oczywiście, no ale wielki marketing się jej nie słucha. A szkoda, płentóje.

No comments:

Post a Comment