(64) tenbosz
Powrót do przeszłości - takiego zwrotu używa Ana Martin, gdy maszerujemy na plac zabaw. Wyrażenie podobno pochodzi od filmu z poprzedniej epoki, jak to malowniczo określa się lata 80., by nie brzmiało, że to dawno. Film nie za fajny - zdaniem Any, całkiem znośny - tyle Roman. Z tytułem chodzi o to, że gdy jeszcze u Martinów nie było zapotrzebowania na place zabaw, to mieszkali w miejscu, gdzie były właściwie same puste place, czekające na zapełnienie przez dzieci, których jednak nie było, bo siedziały za spuszczonymi na amen żaluzjami, zwanymi tu z arabska persjanami, już kiedyś pisałam o bałaganie z krajami, w skrócie chodziło o to, że Persja to Irak, a nie Izrael, choć leżą całkiem blisko siebie, za to daleko stąd, gdzieś w Afryce. W każdym razie place były puste i nikomu nieprzydatne, teraz natomiast przydałyby się, ale skoro nie ma, bo zostały w państwie na l, na L wręcz, to Iwonek musi sobie radzić z tym, co mamy.
Najlepszy jest Tenbosz. Park i plac. Błagam, nie pytajcie mnie, co to znaczy, bo to słowo brzmi po polsku, szczególnie, jak je podzielić na dwa, a wcale wcale nie nasze. Ana zawsze się nabija, że co to za park, który można obejść w 10 minut, kiedyś, za komuny w Polsce A to podobno były parki, nieskończenie wielkie, no ale teraz jesteśmy w Belgii B, chociaż pardą, w Tenboszu to jednak Belgia A, a nawet A plus, klasa wyższa. Czysto, pozamiatane, oddzielone, zagrabione, oznaczone. Ludzie też jacyś tacy nie sanżilowscy, wszyscy biali, jak nie przymierzając, w Polsce B, z tym, że ładniej ubrani, no i pijanych się nie widuje. Czyli luksus, prawdziwy Zachód. I w tym wszystkim, w tym zagranicznym parczku - plac zabaw, gdzie króluje no jaki język? Ano, nikt nie zgadnie, bo Łapy daleko i skojarzenia tu inne, ale język obcy ten sam - rosyjski! Czyli ruski.
Najpierw nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Ana Martin wysłała mnie samą, to znaczy był Iwonek, ale on akurat nie za bardzo mógłby pomóc, jakbyśmy się zgubili, tak więc mogłam liczyć tylko na swój belgijski, który jeszcze nie jest idealny. Trochę drżałam, i to nie od wibracji wózka na kostce. Jakoś dotarłam. Uśmiechy rozdaję, Iwonek też, no ale on nawet o tym nie wie, modlę się tylko, by nikt od nas nic nie chciał. Szczebioczę do Iwonka po polsku i nagle słyszę: pażałsta! njet! chaciesz? i takie inne. Odwracam więc Iwonka na huśtawce, bo przecież nie wypada mi tak przez ramię, tu jednak Belgia A plus i maniery obowiązują, ale Iwonek to świetny pretekst; i co widzę? Ani chybi Związek Radziecki, a raczej poszczególne kraje rozbite na mamy i dzieci. Ojców tradycyjnie brak, jak to u nas i dalej na Wschodzie, tam jeszcze nowe mody nie dotarły, dzieci nadal należą do matek, a tatusiowie w tym czasie zmieniają świat, jak złośliwie komentuje zwykle Ana Martin.
Ja jednak jestem zadowolona. Bo odtąd się kumplujemy. Polska i ZSRR, jak dawniej, ale za kapitalizmu i w kapitalizmie, kto by to przewidział, to powrót do przeszłości i przyszłości w jednym. U mam i rjebiaty oczy skośne i nieskośne, włosy blond i ciemne, nosy pękate i orle, a wszystko to w najlepsze siedzi na kupie i bez kompleksów gawariparuski. I nie przejmuje się, że to wysokie progi, tylko zachowuje się naturalnie, po naszemu. Ale się dobrze poczułam! Prawie jak u mamy. I dlatego ten Tenbosz jest najlepszy. Bo kto by pomyślał, że w sercu Zachodu uchował się kawałek Wschodu, i to w całej krasie!
No comments:
Post a Comment