I dalej w temacie komunikacyjnym siedzę głęboko, a powód mam taki, że we wrześniu, oprócz kasztanów, szkoły i grzybów spadają na nas korki. Nie z nieba bynajmniej i nie z niebytu, tylko z tego wożenia wszystkich i wszystkiego autem, z dogłębnej potrzeby, by tylko w swoim wozie siedzieć. Powrót się to nazywa.
Po polsku oczywiście tak się to by zwało, i w tłumaczeniu Any, które i może prawidłowe, ale niewiele wnosi do ogólnego zrozumienia problemu, którego w Polsce na mój rozum nie było. Albo w Łapach nie było, i to w moich czasach? Bo wtedy ciężko było o wozy, a dziś to już każdy panisko na taksówce. Nie wiem, może i Polska B się korkuje, było nie wyjeżdżać, to bym wiedziała, co aktualnie się dzieje na dzień dzisiejszy. A tak to tylko donoszę o powrocie, wielkim rątre za oknem Sanżila.
Ana Martin twierdzi, że to ta rątre, ale mi rodzaj nijaki pasuje bardziej. Wielkie rątre, rentree z akcentem na jednym z e, jak podpowiada jeszcze, co oznacza, że lokalne auta już zablokowały, co mogły. Drogi znaczy się, wyjazdy, dojazdy, nerwy nerwy nerwy. W tym mnie w tramwaju. A że sama nie byłam, to tym gorzej to wspominam, no bo jednak dwulatki, co to pierwszy dzień w żłobku mają spędzić, nigdzie nie wracają więc, lecz raczej rozpoczynają - skąd one mają, te dwulatki, wiedzieć, że tak właśnie wygląda świat we wrześniu? Że tramwaj przechrzczony na lalaj już nie jedzie chyżo, tylko stoi i czeka? Dwulatek Iwonek wyraził więc swoje niezadowolenie, że stoimy, że gdzie ta stacja kindele, że albel, belkendal owszem, przejechaliśmy jakoś, ale potem klops!
Bo faktycznie na kindele rątre zaskoczyło drogowców. Na szczęście nie śniegiem, i nawet deszczem o dziwo nie, za to starą biedą, czyli kotłowaniną 92, 7, 3 i 4. Tramwai czy tramwajów naszych codziennych. Na wanderkindere przez fał. Oj, żeśmy się nastali.
No tak, Vanderkindere, od dawna się o tym mówi i pisze w Brukseli całej, potwierdza Roman. Tym bardziej całej, że to nie na Sanżilu, tylko na Uklach ten problem, potwierdzam mądrze. A co piszą? To, co zawsze w takich sytuacjach, i to nie tylko w Belgii, na to Ana. Że konieczne jest rozwiązanie, tylko że po pierwsze nie wiadomo jakie, a po drugie na nic nie ma pieniędzy. No ale jest jakieś światełko w tunelu?
W tunelu dosłownie nawet Ksenia, śmieje się Roman. W tunelu koło stacji Albert, zwanej ostatnio albel. Mianowicie chodzi o to, by 3 i 7 dojeżdżały tam, tam się ludzie przesiadali, tramwaje płynnie odjeżdżały, piesi spokojnie przechodzili dalej, a na nie latali w kółko po wanderkinderowskim nibyskrzyżowaniu, chcąc wskoczyć do innej linii. Auta trąbią albo stoją, sama wiesz zresztą, jak to wygląda, nie tylko w rątre, ale nawet w wakacje. Chaos.
Tylko że to światełko coś słabo się pali, bo jeszcze nie zadecydowali, czy do Alberta puścić metro. Ma być, ale kiedy? Ach, czuje się ten komunikacyjny ciężar rątre, nie ma dwóch zdań, wzdycha Ana. A to dopiero pierwszy dzień. Oby do wiosny.
No comments:
Post a Comment