Okazuje się, że ja sobie tak tu żyję na tym naszym Sanżilu, jak gdyby nic się wokół nie działo, nosa nie wyściubiam, tylko żłobek - dom, dom - żłobek, a tu już jutro zapadną decyzje mające zmienić Brukselę na dobre!
Ana Martin twierdzi co prawda, że nadal nic ważnego się nie dzieje i nie ma się co tak podniecać, jak to się mówiło w podstawówce, a chwilami nawet w gimnazjum, ale ja już swoje wiem. Skoro wziął się za nas świat piłki nożnej, na pewno oznacza to zmianę. Na gorsze, jeśli już, mruczy Ana, ale ja sądzę, że nie ma co dzielić skóry na stadionie, skoro go jeszcze nie wybudowali, a międzynarodowym zainteresowaniem można się cieszyć już dziś. Nie na co dzień zdarza się, by w Genowie przez fał, co to leży chyba nad morzem na dole mapy, rozpatrywali sprawy naszej Brukseli. Nawet jeśli to stolica Europy i niedługo będzie nią zarządzał jeden z nas. Umówmy się - nie dla każdego Sanżil jest domem, a Ana Martin zna nawet takie, co się tu z Iksela lub Woluła boją zapuszczać, w obawie o własne buciczki chyba.
Ksenia, nie Genova, czyli Genua po polsku, która faktycznie leży nad morze, lecz Genewa. Po polsku przez wu. Nad jeziorem leży. W Szwajcarii. Niby snobistycznie i luksusowo, jak ten Wolułe nie przymierzając. Siedziba wielu organizacji mniej lub bardziej uczciwych. Tak naprawdę - moim zdaniem, Any zdaniem czyli, głównie dla podatków. W tym ułefy zwanej też fifą, ale nie wiem gdzie dokładnie. Nic dobrego nigdy z tej ułefy nikomu nie przyszło, i tym razem będzie to samo, ponuro wieszczy Ana. Korupcja co najwyżej.
Zaraz zaraz, uporządkuję trochę myśli, bo z tego podniecenia to już zupełnie nie wiem, jaki wątek ciągnąć. Ja ci powiem, zgłasza się Roman na ochotnika, zupełnie jak w tej wspomnianej podstawówce, bo do gimnazjum nie chodził, za stary, ale kujon mimo to. Między nami.
No więc chodzi o to, że jutro w Genewie ułefa, bez ł, podejmie decyzję, gdzie będą kopać piłkę w ramach tak zwanego euro w 2020 r. Nawet nie wiem zresztą, czy ostateczną, trochę zawirowań politycznych w końcu jest ostatnio i nie wiadomo, czy piłkarze dociągną do mistrzostw gdzie indziej, Rosji i Katarze - Ksenia, jest takie państwo, jest, pisz, jak dyktuję - a więc czy i ten 2020 rok u nas za miedzą w ogóle aktualny. Ale załóżmy, że tak. I stąd powstał kolejny problem belgijsko-belgijski, a mianowicie: stadion.
Ale jest stadion chyba, sama byłam? Koło tych kul z atomów? No jest, ale niby przestarzały. Trzeba by nowy postawić. Też na Heysel. Takie wymogi bezpieczeństwa. I tu ups. Bo po pierwsze, ten stadion to symbol tragedii, do której doszło właśnie z braku wymogów bezpieczeństwa. Ksenia, na świecie cię nie było, ale my z Aną owszem. Cały świat wie i pamięta, ale o tym innym razem. Po drugie - w narodzie, mimo że niby podzielony językowo, jest wielkie pragnienie belgijskiego zwycięstwa, no ale jak to? Teren pod stadion znajduje się w części flamandzkiej, należy jednak do miasta Brukseli. Do tego, jeśli dobrze rozumiem, gospodarzem stadionu miałby być Sporting Anderlecht. Na koniec - politycy, chcący oczywiście uszczknąć kawałek tortu dla siebie. Jak lud wiwatuje, polityk zyskuje, wiadomo. Zagmatwane to wszystko i nie wiadomo, z której strony ugryźć. No, ciekawym wniku tego losowania jutro, nie powiem.
Ja nie, komentuje Ana. Mam tylko nadzieje, że nie będziemy mieć tu pod oknem hord kibiców. Oby nie wygrali, mówi niepatriotycznie zupełnie.
Jak dla mnie, mówię, wisienką na torcie jest ten cały Anderlecht! O rany, to co, dzielnicę nam spod nosa przeniosą na drugi koniec miasta, pod atomy? I kafe pierogi może też? Jakoś tak nieswojsko by było, jeszcze do tego z tą zagraniczną nazwą, jak z jakiejś Grecji doprawdy. E, to już lepiej bez ułefy i ojro, Ana ma rację. Spokojnie. Po staremu. Żłobek - dom, dom - żłobek i tak w kółko, bez weekendów.
No comments:
Post a Comment