Odkąd Iwonek oddany w dobre szpony systemu, by zręcznie połączyć w jedno dwa popularne przysłowia, jest czas, by uchylić drzwi i wyjść poza dobrze znany Sanżil. Na przykład udając się w stronę galerii.
Na początku nie było łatwo z tym wychodzeniem i poznawaniem obcych dzielnic, choć one niby tylko półobce, bo za rogiem w Brukseli, no ale już sama decyzja o jeździe tramwajem, od kiedy nie trzeba krążyć wózkiem, wymaga odwagi. Przynajmniej ode mnie, a i u Any Martin mina coś wcale nietęga. Ale przemogłyśmy strach przed nieznanym, w końcu skoro Iwonek daje radę w żłobku, to my się mamy dać jakiemuś stibowi? Niedoczekanie. I tak to oto dojechałyśmy do galerii.
A w galeriach - niespodzianka. Nie żadne tam schody ruchome czy sztuczne kwiaty, albo wręcz akwarium z rekinem, jak to ma miejsce w Polsce A Any. Naprawdę jak bumcykcyk! Akwarium na pewno, rekina Ana nie jest pewna, może zdechł, zanim dojechała. Ale to daleko. Tu natomiast, w samym centrum Europy, gdzie już niedługo nastanie sam Polak jeden taki znany z tiwi - galerie biedne, że aż strach! Tylko trochę złoceń, owszem, ładne, ale poza tym - kupa żelastwa i starego szkła. Za szkłem, jak to tu, nie rekin, lecz stare koronki albo czekoladki, te podobno świeże dla odmiany, bo nawet trzymane w lodówkach. Wśród tego wszystkiego - tłumy ludzi. Aha, kino jeszcze jest, o nazwie, a jakże - galerie. Bo dwie są.
Kupa ludzi na kupie żelastwa, śmieje się Roman. To ci reklama. No, ludzi niezła ilość, bo rocznie przez galerie króla i królowej, bo tak się zwą, przechodzi około 6 milionów osób, z tego z piątaka trzeba by pewnie policzyć za turystów. Jest się czym chwalić i o kogo walczyć, więc nie myśl sobie, że te sklepiki to byle co, wręcz przeciwnie - czynsze osiągają niebotyczne ceny. A teraz jest jeszcze hotel.
Gdzie tam się hotel zmieścił, zastanawia się Ana. Jakoś upchnęli, 20 pokoi i 3 suity. Czyli co, pytam. Takie eleganckie wielkie pokoje dla tych, co nie lubią tłoczyć się jak ciżba na zwykłym metrażu. Do tego slogan reklamowy mówiący, że to historyczne miejsce przerobione na oczyszczony kokon. Naprawdę tak napisali, zaklina się Ana. Jak bumcykcyk. Jak ten rekin w akwarium.
Dobra, oddajmy królowi, co królewskie, upomina się Ana jednak, no bo galerie to nie byle co. Może nie dziesięć pięter i sztuczne marmury, ale zawsze to 213 metrów. Mierzył je sam Baudelaire, który właśni przypadkowo przebywał w mieście. Promocja na otwarcie się to nazywa, wtrącam swoje. Niech ci będzie, przytakuje Roman. A chadzali po nich sami wielcy świata literatury, ciągnie Ana. Masz tu Ksenia ściągawkę, spisz: Hugo, Verlaine, Apollinaire. Nic dziwnego w sumie, że turyści ciągną hordami, by zażyć spaceru na światowym poziomie, podsumowuje Ana.
Osobiście, jako Ksenia, wolałabym jednak co innego. Galerię normalną mianowicie. Z palmami. Fontannami. Rekinem, jak się da, za szybą oczywiście. Ach, poczuć się jeszcze raz prawdziwą galerianką, to by było coś.
No comments:
Post a Comment