A kapusta kiszona, ale ta dobra, z beczki, jest? pyta Ana Martin z resztką nadziei w głosie, bo wiadomo, Tusan, i tak cud chyba jakiś nieziemski dosłownie, że sklep otwarty. Polski do tego!
No i Andżela do najłagodniejszych nie należy, nie raz i nie dwa zbeształa Anę wzrokiem, spiorunowała bynajmniej, za dziwne pytania stawiane u Piotra, jakby to nie był polski sklep, najpolski, a jakiś kerfur co najmniej. Choć od ślubu i tak złagodniała nie wiadomo jakim sposobem.
Jest, tylko nie wyjmowałam, przez te święta to zupełnie nie wiadomo, czy klyjenci przyjdą czy nie, odpowiada Andżela. Nie idzie przewidzieć w ogóle. Wczoraj na ten przykład nikogo nie było, a dziś proszę, przynajmniej pani jest.
No tak wpadłam właśnie, bo na Montgomery jadę, a tam koleżanka właśnie kapustę lubi, to jej zawiozę.
Tak w święta pani jedzie? A to rodzina?
Nie, nie rodzina.
No nie wiem, ja tam bym nie jechała w Tusan, jak nie rodzina, wyrokuje Andżela i już Ana się kuli, bo znów źle, i do kasy zmierza. Byle wyjść. Ale tu już blokada! Ratunkowa co prawda nieco - w Any sytuacji - bo od progu wesoła gromadka woła: jeść, pani Andżelo, jeść! I rzuca się do wyboru salcesonów, kiełbas i boczku, koniecznie boczku. To co jemy?
Pierogów pani da, i sernika, jak został, i coś do popicia też, dla ciebie Józek. Wybierz, co chcesz. Święto!
Tusan jak malowanie.
No i Andżela do najłagodniejszych nie należy, nie raz i nie dwa zbeształa Anę wzrokiem, spiorunowała bynajmniej, za dziwne pytania stawiane u Piotra, jakby to nie był polski sklep, najpolski, a jakiś kerfur co najmniej. Choć od ślubu i tak złagodniała nie wiadomo jakim sposobem.
Jest, tylko nie wyjmowałam, przez te święta to zupełnie nie wiadomo, czy klyjenci przyjdą czy nie, odpowiada Andżela. Nie idzie przewidzieć w ogóle. Wczoraj na ten przykład nikogo nie było, a dziś proszę, przynajmniej pani jest.
No tak wpadłam właśnie, bo na Montgomery jadę, a tam koleżanka właśnie kapustę lubi, to jej zawiozę.
Tak w święta pani jedzie? A to rodzina?
Nie, nie rodzina.
No nie wiem, ja tam bym nie jechała w Tusan, jak nie rodzina, wyrokuje Andżela i już Ana się kuli, bo znów źle, i do kasy zmierza. Byle wyjść. Ale tu już blokada! Ratunkowa co prawda nieco - w Any sytuacji - bo od progu wesoła gromadka woła: jeść, pani Andżelo, jeść! I rzuca się do wyboru salcesonów, kiełbas i boczku, koniecznie boczku. To co jemy?
Pierogów pani da, i sernika, jak został, i coś do popicia też, dla ciebie Józek. Wybierz, co chcesz. Święto!
Tusan jak malowanie.
No comments:
Post a Comment