Friday, 20 September 2019

w 37

Nasza nowa ulubiona linia autobusowa, o której się to najstarszym Sanżilakom nie śniło - to 37.
Łączy Sanżil z Uklami, czyly jakby dwa światy w Brukseni, które są jednakże jednym światem, szczególnie odkąd niezmordowanie krąży między nimi Ana Martin.
A ile się ja nam nasłucham!
Przykładowo od tych dwóch pan , co to wesoło machając sobie nogami w wyglansowanych butkach - nadawały o sąsiedztwie. W dialekcie tutejszym, ale Ana obeznana ci ona przecie, w lot rozumie i nawet sie tym swoim uśmieszkiem nie zdradzi, że wszystko nagrywa mózgowo, bo jednoczesnie grucha wiosenkowo.
Bo wyobraź sobie kochana, że Ukle się już nie nadają do zamieszkania. No normalnie nie wyrabiam. Już wcześniej nie było dobrze, jak mieszkali ci tam z Afryki, co to całe klany krewnych sprowadzali i zliczyć ich nie szło. Ale piekło zaczęło sie teraz dopiero, jak nastał rok akademicki. No mówię ci, oka od miesiąca nie zmrużyłam. Impreza co noc. Jak nie impreza - to grają na jakichś instrumentach bjo czy już nawet nie wiem jakich, kocią muzykę taką, rzępoli to okrutnie; na oczy nie widziałaś, chyba sami to zbudowali. Włosy w strąkach, ubrania dziwaczne. 
Rowery tylko, aut żadnych, to dobre przynajmniej, bo staremu nie stają na garażu i nie czeba lornetkować, na kogo donieść.
Poza tym mili za dnia, grzeczni, bonżur - bonżur, mersi madam itepe. Tylko te imprezy całonocne. Palą, piją, ekranami świecą, tańców brak, za to tupanie buciorami, że hej.
Ale wiesz co jest w tym najlepsze? Że to są sami belż. Lebelż i labelż, no mówię ci, jak bumcykcyk! Aksą żadnego i biali wszyscy, no tego, jak ty i ja. 
I co ty na to?
O, mój are, orewłar! O, jakie słodkie bebe!

No comments:

Post a Comment