Monday, 9 December 2013

(101) polka kulturalna

Doszło do mnie, że taka jedna, co się samowolnie i samodzielnie obowołała kulturalną, Polką do tego, dzięki temu chodzeniu po teatrach wypatrzyła coś niezwykłego. Spektakl czyli, jak to zwykle w teatrze bywa. Po belgijsku, ale w tej łatwiejszej, mniej stresującej dla użytkownika wersji, zbliżonej do francuskiego. A w tym spektaklu - kogoś. I to całkiem całkiem.
Ten ktoś nie wygląda zbyt lokalnie, czarny i przystojny, włos kręcony, a o imieniu i nazwisku to się nawet nie będę wypowiadać, skąd pochodzą. Jedno od Dawida, a ten to już żadna tajemnica, gdzie się narodził. Drugie od Murdżi. Albo Murdżii. Choć brzmi, jak nie przymierzając z wchodzniej baśniztysiącaijednejnocy, tak to sobie wyobrażam bynajmniej, sprawdziłam na wszelki wypadek, by nauka nie poszła w las, i okazało się, że to takie miasto w Hiszpanii, pisze się nieco inaczej, ale wymawia tak właśnie. Miasto ładne, ale biedne pewnie ostatnio, kryzys, to i aktor znalazł się tu. Na emigracji, jak my wszyscy, bo nie tylko sztuką i powietrzem człowiek żyje, ale wodą i chlebem też, a że czasami to cięzko zarobiony chleb, to już inna bajka.
Aktor zlądował więc tu, pewnie tanim lotem na Szarlerła, bo jak kryzys, to kryzys, i dobrze trafił, bo na swoje pięć minut. E tam, Ksenia, on się tu urodził, to Belg jest z krwi i kości, co z tego, jeśli z imienia i nazwiska nie? Iwonek też będzie kiedyś Belgiem, a ma imię przez w, czyli teoretycznie nie mieści się tu nawet w alfabecie. A z pochodzenia - pół Włoch, pół Hiszpan. Brzmi jak rasowy koń, wtrąca się Roman, bo chyba widzi, że Anie ten emigrant się całkiem spodobał. Na deskach stał. Teatralnych. Bo Martinowie poczytali wczoraj, co pisze ta samozwańcza Polka kulturalna i poszli na spektakl. Ana chyżo i rączo, bo Dawid przystojniak, dla Romana chyba nie odgrywało to aż takiej roli. Ja nie, bawiłam urodzonego na miejscu emigrantka Iwonka. 
Najpierw myślałam, że Martinowie idą na przedstawienie dla dzieci, bo poszli na trzecią, Po południu oczywiście, czyli piętnastą, trzecia w nocy to by już naprawdę było za dużo! Okazuje się, że tu organizują tego typu rozrywki. I dobrze, matki, ojcowie i tego typu członkowie społeczeństwa mają okazję poobcować ze sztuką. Sam na sam to już nie, nie mozna mieć wszystkiego, ale nawet w zachuchanej sali to już pewna odmiana. Od zimna za oknem. I to jaka, żebyś wiedziała Ksenia! Zresztą sama pójdź, możesz wieczorem, po służbie, śmieje się Roman. O tym zresztą jest ta sztuka. O stosunkach międzyludzkich. 
No nie, to to ja mam akurat na co dzień, protestuję, trochę na wyrost, ale boję się tego teatru. Bo co będzie, jak wsiąknę na dobre, i potem będę jak druga Ana Martin, co rozpacza, jak coś jej umyka? Może przesadzam, ale żałować -  żałuje. Ksenia, idź, na wszytko jest czas. Warto. A jaki tytuł? Poczekaj, to monolog, zaczyna jak zwykle od początku Roman. A, o takiej sztuce już kiedyś słyszałam, o monologu, w Polsce nawet grali. Monolog, bo jedna osoba mówi, śmieje się Ana, a tytuł inny. Przemowa do ludu. Hmm, w tłumaczeniu chyba, pytam? No tak. W oryginale, który nie jest oryginalny, bo oryginał przez y wciąż jest z Włoch, jak połowa tego Murdżii, to diskuralanasją. Słów cztery, ale co za różnica, tak krócej. 
Dyskurs do nacji, skraca do trzech Roman. Tak, czyli przemowa do ludu właśnie, musi wyjść na Anine. Jakiego narodu, pytam, bo po co chodzić, jak nie do mojego, strata czasu. Byle jakiego. Wszelkiego. Wszystkich nas. A zaczyna się od deszczu. Potem jest o politykach. Potem dzwoni telefon. potem jest wstawka gitarowa. Kultura na całego, gratis dodam. A potem - kij i marchewka.
Czy ma to sens, pytam? Ma ma, i to jaki. Ale o co chodzi właściwie, bo z tego, co Roman opowiedział, niewiele wynika. Otóż chodzi o to, że świat się nie zmienia, zmienia się tylko miejsce, w jakim stoisz. O rany. Ale to brzmi. Nieteatralnie. No ale co robić, każdy kij ma dwa końce...

No comments:

Post a Comment