Pisa. Piza. Pica i picca. Pizza, spisane z pudełka. Z jakim językiem to się może kojarzyć? I krajem? Włochy przecież, to stamtąd pochodzi pizza. Z Pizy znaczy się, tak się wymawia po włosku też, ale pisze już po swojemu, ich swojemu, czyli przez s, by było trudniej spamiętać. Trudno.
Dotąd myślałam, że to tylko miasto, we Włoszech, niedaleko Rzymu, czyli i Watykanu. Wiem, bo przejeżdżałam. Lata temu. W drodze do świętego Piotra. Piszę o tym dopiero teraz, bo koleżankom opowiedziałam, że na piechotę doszłam, a nieprawda. Może zapomniały, ząb czasu wszystko zatarł. Że skłamałam czyli. Nieładnie, ale się nie odstanie. Grzechy młodości się to nazywa literacko.
Pisa pizą i pizzą, ale teraz słynie z czego innego. Z badań mianowicie. Przeprowadzanych na uczniach w całej Europie, Unii i poza nią, w świecie można by więc powiedzieć. Nie wiem, jak to się odbywa, do szkół idą i przepytują pod pseudonimem czy jak? Czy też anonimowo? Tych uczniów znaczy się. Czy to się odbywa pod przymusem, czy z własnej woli? Ciekawam tego wszystkiego, bo badania pisy są słynne. Wszyscy o nich mówią i piszą, a głównie gazety. Można się było tego zresztą spodziewać, bo przecież z taką nazwą, gdzie wystarczyło dodać z do s, żeby wyszło pisać, piszać w niektórych osobach, naprawdę nie trzeba było wyobraźni, by wyszło szydło z worka; w dawnych czasach byłoby to pióro z worka, ale dziś? Komputer z worka? Z etuji prędzej, ale czy to jeszcze się nadaje na przysłowie? Chyba nie, brzmieniowo przynajmniej.
We wszechświecie zapanowało w każdym razie wczoraj niezłe poruszenie, wzrósł ruch na łączach internetowych i podwodnych, bo oto okazało się, że najmocniejsi w gębie nie są wcale najmocniejsi w pisie, że ostatni już są pierwszymi, a gdzie ci pierwsi? No właśnie. Pierwsi w pisie, czyli nauce, są daleko stąd. Nie napiszę, że siedzą właśnie w ławce w Makale czy innym Szang coś tam, bo pewnie śpią. Tam jest inny czas. Czas nauki.
Ksenia, można by w sumie napisać, że oni siedzą właśnie i zakuwają, te biedne dzieci, najlepsze w pisie, jak pisiesz, zakuwają całymi dniami i nocami, mądrzy się Ana. Może nie wszyscy, ale presja jest. Społeczna i rodzicielska. Straszne! No ale Ana, co myślisz o tym, że Polska poszybowała w górę w rankingach i sondażach, pyta Roman? Masz swoje zdanie pewnie? Pewnie, że mam, chodzi o to, że w Polsce uczy się teraz głównie do testów, więc w końcu są efekty, na to Ana. Ale dobre i to, w morzu narzekań to dobra wiadomość. Cieszę się! Fajnie!
Co natomiast mają zrobić rodzice belgijscy, którzy nie mówią po polsku wcale a wcale, pytam? Ano, tu jest ciekawie, analizuje głosowo Roman. Patrzcie, jak się mówi po niderlandzko-flamandzku, to jest się w średniej nawet powyżej Polski, czyli zaraz za Azją. Jak się umie po niemiecku, to jest szansa na szkołę też nie najgorszą. Ale walonki, moje kochane słodkie małe walonki z placu zabaw na Sanżilu, zaczynam ubolewać, bo już widzę, że nie za dobrze, No cóż, wieści z pisy płyną dla nich nie za dobre. Poniżej średniej światowej. Pisowej. Ksenia, mów do dzieci po polsku, może się jeszcze nauczą i dojdzie do historycznej emigracji w drugą stronę, śmieje się Ana. Z ziemi belgisjkiej do Polski.
Bo fakt, dziwnie to brzmi, by takie Łapy były przed Sanżilem, nie mówiąc o całej Brukseli. Cud jakiś. Święta się zbliżają, cuda cuda ogłaszają, ale to już by była chyba lekka przesada. Nawet, jakby w Watykanie zapomniano o moim kłamstwie z pierwszego wiersza. Wczytam się w tę pisę dokładniej. Jakiś tu musi być trik pisowy, że tak im wychodzi. O, PiS-owy? Co ja słyszę? Piszę, przepraszam? Spisek jakiś niechybnie! Jest odpowiedź. Żaden popis, spisek zwykły. Jak zawsze.
No comments:
Post a Comment