Thursday, 23 April 2015

(280) dumamy

Cisza na morzu, wicher dmie. Zawsze mnie to zastanawiało, jak cisza, skoro wicher. Ale nie tylko mnie, jak widzę, bo i lokalsi zdecydowali się uruchomić całą serię miejsc, gdzie wichru nie ma. Od morza, tego co tu u nas na Sanżilu jest. No trochę nad może to morze.
Ksenia, o czym mówisz? No o tym nowym wynalazku, tych od drugiego dialektu, co to postanowili wprowadzić u siebie na dzielnicy strefy wolne od hałasu. Na dzielnicy w sensie krainie, Flamandii znaczy się całej. Tyle zrozumiałam, a łatwo nie było, bo najpierw wszystko napisane w dialekcie, a potem jeszcze w anglicyzmach. Ale palec na ustach na obrazku oznacza tylko jedno. Cicho sza.
Uff, po strajku i klaksonach na całego taką strefę wolną od hałasu warto by wprowadzić i u nas na Sanżilu, zastanawia się Ana Martin. Ale co skłoniło Flamandów i gdzie to ma być?
W tym chyba problem największy był, śmieje się Roman, jak w kraju, gdzie gęstość zaludnienia jest prawie że najwyższa w Europie znaleźć puste i ciche miejsca, co? Dzielnie dali radę, ujmuję się za Flamakami, choć normanlnie byłabym przeciw, już przez ten sam język przykładowo. Sprawa jest oficjalna, więc i miejsca są oficjalne, i mają gwarancję rządową, że tu i oto oficjalnie można zażywać wywaczasu od hałasu.
Czyli co, mapa powstała jakaś? Nie wiem, na razie określono czas: trzydzieści dni. Trzydzieści dni w ciszy, czy w milczeniu? Jak w milczeniu, to nie dla ciebie, Ana, dogryza ślubno-nieślubnej Roman. Dlaczego nie? Jakbym się zawzięła, w odpowiednm miejscu...o, może do akcji włączyli klasztory? zaciekawia się Ana. Trapistó∑ przykładowo?
Z tego, co widzę, to nie. Rząd chciał, by to były normalne miejsca, gdzie każdy może przysiąść i zadumać się, a nad głową nie będą mu latać samoloty, tylko ptaki. Gdzie mu nie zaparkują pod nosem lub ewentualnie u stóp. Gdzie tylko wiatr gałęziami porusza. Wiosennym kwieciem obsypanymi.
I nawet nie trzeba milczeć trzydziestu dni, Ana. Wystarczy pięć minut dziennie, tłumaczą rządzący. Uff, dam radę, Anie wyraźnie ulżyło.
A czemu służy taka akcja - oficjalnie oczywiście -dopytuję, korzystając z obecności tłumaczy. Wyciszeniu się i kontemplacji przyrody, tak myślę i bez tłumaczenia, ale kto wie? Masz rację, chwali mnie Ana. Plus rząd chce zwrócić uwagę na piękno Flandrii. Jest na co, twierdzą.
A co mają zrobić ci, co tego piękna nie mogą łatwo dostrzec? Oczyma? Duszą? To niech się posłużą oczyma duszy, przypomina sobie lekcje polskiego Roman. Właśnie. Ale co z tymi bez duszy i oczu w niej? A, dla tych też coś jest. Mianowicie przewodnicy po ciszy. Naprawdę, nie kłamię, powstał taki zawód. Na razie we Flandrii, ale kto wie, może wkrótce i u nas. Już samo to kusi mnie do zadumy. Ana, spróbujemy?
Ja się tam cieszę z tej ciszy. Za dużo wichrów historii, od morza i innych zawirowań atmosferycznych. Pora na odpoczynek. I tylko ten wiatr we włosach. Pozostaje zlokalizować przy pomocy głosu z dżipiesa, gdzie można milczeć w spokoju, w towarzystwie przewodnika lub swoim własnym.

No comments:

Post a Comment