Włelinga mamo! On ma litery takie specjalne, hiszpańskie, że to daje napis z g na końcu, jak groch!
Tak, jak Groszek, potwierdza Groszek. A ja wtedy leciałem?
Tak, leciałeś.
A dokąd?
Grochu, to nie pamiętasz, jak lecieliśmy z Hiszpanii do Brukseni?
Tak, z Hiszpanii. I co?
No i nie zlądowaliśmy w Hiszpanii wcale!
A gdzie Iwonku?
Grochu, ty nic nie wiesz! W Paryżu przecież.
Na wieży Ajfla?
Nie, ale blisko. Było ją widać. Ja ją widziałem.
Bo to było tak, że już w Hiszpanii wylecieliśmy z opóźnieniem. Bawiliśmy się długo na lotnisku, a pani cały czas mówiła, że tratata i tetete, w innym języku to mówiła, a mamusia nam tłumaczyła, że w Belgii coś się stało.
W Belgii, gdzie Kurtła i Lukaku?
W Belgii, gdzie nasz domek w Brukseni, Grochu! No i ona ta pani potem powiedziała, że już możemy lecieć. I lecimy lecimy, i pilot nagle mówi, że się popsuł radar! W Brukseni u nas nad domem! Naprawdę to mówi. Naprawdę. Sam rozumiałem, bo to po francusku.
I że trzeba zawracać!
I wróciliśmy.
Ja też? dopytuje się Groch.
Wszyscy! Cały samolot poleciał do Paryża.
To jak dojechaliście do Brukseni?
Autobusem, Ksenio, autobusem! Wyobrażasz sobie? Dwa autobusy pełne ludzi i bagaży, ale tego było! I pan kierowca nie znał trasy, bo on był z Paryża, a nie z Brukseni. Ale ludzie mu pomogli, i dojechaliśmy.
Ja też? dopytuje się Groch.
Wszyscy! Cały samolot poleciał do Paryża.
To jak dojechaliście do Brukseni?
Autobusem, Ksenio, autobusem! Wyobrażasz sobie? Dwa autobusy pełne ludzi i bagaży, ale tego było! I pan kierowca nie znał trasy, bo on był z Paryża, a nie z Brukseni. Ale ludzie mu pomogli, i dojechaliśmy.
A samolot został w Paryżu sam jeden.
To się nazywa przygoda!
To się nazywa przygoda!
No comments:
Post a Comment