Owszem, zawsze się można spodziewać jakichś zaproszeń, owszem, w końcu Sanżil jest centrum świata, a już na pewno okoliczności, i niejedno takie zaproszenie na nas spłynęło swego czasu. Głównie w rodzaju zabaw z dzieciakami, a co, takie czasy, kwituje Roman i tak pewnie pociągniemy do jakiegoś 2030 r., o ile nie dłużej, dodaje Ana Martin, bo co tu innego powiedzieć w takim układzie sił dorośli - dzieci, jaki u nas?
Znacie pewnie, to co się będę wymądrzać, no sami wiecie jak jest i dobrze (albo i nie).
Za to że w ciągu jednego dnia spłyną na nas aż dwa zaproszenia szkolne - tegom się naprawdę nie spodziewała. Nie mówię o urodzinach, annif, o odwiedzinach klasowych na farmie, zwanej też fermą, lapan, ańjo i tego rodzaju tjutjutju - o nie, tu kaliber jest znacznie większy. I żadne tjutjutju nie wchodzi w grę.
Tak to Ana określiła, zszokowana nieco. W nastroju bojowym. Więc kaliber pasuje, zdaniem Romana, jak ulał.
Albo i ułan.
Zaproszenia dotyczą bowiem Iwonka. Ni mniej, ni więcej. I są bardzo miłe w treści. Bardzo układne, zachęcające do współpracy.
Jedno - w międzynarodowych, jak na Bruksenię przystało - dialektach. Anglosaskim i francuskim. Zachęca do wizyty na mes. Taka wymowa w obu obcych i naszym prawie też, więc nie tłumaczę.
To jeszcze odpuszczam, mamrocze Ana. Można iść mesować, jakby ktoś chciał - skoro to nie nasi na czele. Czyly nie powinno być zbyt polytycznie.
Za to to drugie zaproszenie - no to już naprawdę wymiar nieznośny. Polytyczny że hej, albo i heja! Fatalny w swej treści - bo podstępnie miły i nojtralny światopoglądowo. Niejedna się dała na to złapać, a i niejeden, i poszło w świat.
Sanżil czuwa jednak. I Ukle też - w osobie Sąsiadki.
Bo miłe są tylko niewinne pozory. Maluchy namalują, nieco więksi coś ulepią, nakręcą, sfotografują - niby dostaną nagrody, a jeszcze się ich wystawi, więc radocha z biegania po niekończących się korytarzach, zajadania się słodyczami za pieniądze wyborców z Polski A B i C jeszcze - a tak naprawdę: propagandówka.
Gadzinówka, rymuje Roman. Gadom polytycznym na użytek. Których nie chcemy ani w Brukseni, ani w Ojropie, ani w Polsce D.
Więc zasiadł Roman do pisania.
A pisać to on umie. Co by innego robił w tej pracy, jak nie to.
Odpisał.
Teraz Ana puchnie w dumę. Że też ślubny tak się w ślubne rocznice pięknie spisał!
No comments:
Post a Comment