Tuesday, 18 June 2019

tynder

W ogóle wogle to Roman wymyślił, wiesz Ana, czemu na tynderze tak dużo tych z Antwerpii. Zupełnie, jakby sam tam bywał, tak nawiasem mówiąc. Na tynderze tym znaczy się. 
Rozchodzi się o języki. 
Czyly zrozumienie, co mówią.
A co do związków Polek z innymi, nie-naszymi lokalsami: ci walońscy, faceci - bo o związki nie eldżibiti tu chodzi, sory, taka dyskryminacja - często ci oni słabawi w angielszczyźnie. Szkoły frankodialektowe języków nie uczą za dobrze, sama żeś Ana narzekała i w związku z tym Iwonka gdzie indziej wysłała.
Bo tak jest - niestety.
No właśnie. Te inne szkoły, z drugim dialektem, choć ten nieznany ci on w większości Polkom, bo straszy wymową itepe - nauczają angielszczyzny. Więc jest potencjał dla naszych polskich Polek. One bowiem często zbyt perfekcyjne i krytyczne, głównie do siebie w lustrze; i nie chodzi, że tu za grube, tu za chude, tu za stare, tu za młode - lecz że franse bez akson jak z Paryża jakiegoś to nie dla nich, że je odkryją, że się zbłaźnią, że nie zrozumieją, słowem -  Sanżilówki uciekają w angielski, bo tu już owszem, powiedzą to i owo, w tym najważniejsze. 

A że ci, którzy zrozumieją ten poziom angielski, są we Flandrii - stąd nadmiar par polsko-flamanckich. Flamaki, no znacie. O jezu Ana, nie pacz tak, tak się mówi i już.

Par, nie par. Bo to nie tylko o zrozumienie słowa chodzi, lecz zrozumienie się - a raczej niezrozumienie - to już i tak bez języków odchodzi. Jak zawsze, Kobiety z Marsa, mężczyźni skądś tam, no i co, tynder nic nie pomoże.

No comments:

Post a Comment