Eksjugoslaw w Labelżik - mają się dobrze. Najpierw środowa przygoda Any na przystanku - ale to nic było, jak się okazało, bo południowe geny wyszły na wierzch naprawdę z całą lafors maczo w piątek, i to nie na Uklach, tylko na luksusowych Woluwach, gdzie tacy dwaj eksjugoslaw zjawili się po zapłatę. U Góralskich, bo to oni se te usługę zagramaniczną zamówili, zamiast po naszych sięgać, wiadomo przynajmniej, czym to gryźć...nasz to nasz. Tu akurat się ojce i matki nie mylyly.
A tych dwóch zjawiło się w osobie młodego i starego. Stary - weteran wojenny po latach 90., jak go ocenił po całości iwentu Roman. Młody - nowe pokolenie softmaczo, co to pójdą raczej na ugodę, co nie zwalnia z czujności, jak ocenia Ana. Po prostu wie, że stare chwyty z wojny z lat 90. nie działają, i tyle, co nie oznacza, by się go nie bać.
Bo bać się było czego, Góralscy wiedzą coś o tym - po czasie jednakże. Jak stary się drzeć nie zacznie, że Góralska ma płacić, bo jak nie, to ją zabije, starego jej też, a i dziecię. Że on ją zna i sąsiedzi ją znają, co ona za jedna, polska krew góralska, tylko żąda, żąda i żąda, i sprawdza, i wypomina nieścisłości, i tu każe dorobić, tu wyrównać, tu przybić, a on za takie pieniądze oto pracować nie będzie, bo nie, i niech płaci, jak chce mieć szafkę zamykaną, bo on, jak stary i od 25 lat firmę ma, nie tam, w Eksjugoslaw, tylko jak najbardziej tu, w Brukseni samej - to on takiej polskiej krwi na ef nie zniesie. By baba rozkazywała? Jemu?
I niech se Góralska nagrywa ile chce, on się lapolis nie boi, zupełnie jak ten od Any z przystanku, nawiasem mówiąc, też bohater największy z największych, bo jakże inaczej, maczo maczo maczo.
Góralska więc nagrała groźby, aż się młody był przestraszył, że Góralska jednak od razu na polis poleci i już tych obiecanych tysiaków ojro nie zobaczą nigdy.
I jak przestraszył, to starego wysłał do furgonetki, a sam zaczął Góralskich urabiać, no tego tam, negocjować, jak się dziś mawia. I urobił Góralską za bardzo - na oko Any, choć niepoczebnie, bo na drugie oko - racja była po stronie polskiej.
Oby po strachu było.
Eksjugoslaw więc w zdecydowanym natarciu, czegoś takiego to naprawdę ciężko by się spodziewać w Labelżik, nawet jeśli pierwszą rzeczą, jaka wpadła Anie Martin w oko w innym Beneluksie, bo luksemburskim, w roku 2003, czyly baaaardzo dawno, gdym ja dzieckiem była - była flaga czerwona jak krew, z orłem czarnym.
I nie był to polski orzeł, jakby chciał Groch,lecz jak najbardziej kosowski, jak mi wyjaśnił Roman, który w 2003 r. też już był w końcu nie aż taki młody i to i owo wie o polytyce.
Orzeł ten mówił: wojna wojną, a teraz jesteśmy tu i jeszcze wam pokażemy. Nie to, by kosowscy szczególnie mieli pokazywać, nasi z A B C i D też potrafią, sczególnie ci w polytyce, no ale kosowscy i inni stamtąd do najłagodniejszych ogólnie i sterełoptypowo mówiąc - nie należą.
Południe, wiadomo. Ach, ci maczo, westchnęłabym kiedyś nawet, a dziś nie, bo wiem od Any, że feminizm na ef maczo nie chce.
To i ja nie chcę.
No comments:
Post a Comment