Poszłam wczoraj na spotkanie z jedną panią dość młodą, co ją tu na Sanżil Polska A wysłała. Albo i zesłała, jak podejrzewa Ana Martin. I nie na Sanżil, tylko na Eterbek albo Iksel. Tam gdzie miejscowi parlament, sejm taki, zbudowali. Za duży, nawiasem mówiąc.
Nie to, bym poszła z własnej woli, ale Ana mnie zmusiła. To i powiedziałam: no dobra - i nie żałuję. Po pierwsze - bo zjadłam sernik, a nawet 2 kawałki cicho sza, którego u nas w domu nie uświadczysz, bo feministki nie pieką za dużo, czytaj: dwa razy do roku, a feminiści po pracy nie mają czasu piec, bo się zajmują najmłodszymi, jako przykład przykładnego nowego ojca. Po drugie - bo pani całkiem młoda, blondynka i uśmiechnięta. I po trzecie - bo całkiem mądrze mówiła. Nadstawiłam ucha nie raz i nie dwa. Szczególnie, gdy zeszło na emerytury.
Zastanawiałam się ostatnio nad tym w kontekście czeków, zwanych także titrserwisami, lub po prostu titrami, by języka nie strzępić po próżnicy. Co mi z nich przyjdzie? Zbieram ci to, odnoszę, gdzie trzeba, liczę, czasami oddaję potrzebującym, wymieniam na prawdziwe pieniądze, czyli gotówkę. I nic. Dobra, jest urlop, jak choroba - mogłabym sobie pójść do lekarza. I dziecko mieć. Ale nie mam. Tak więc najbardziej na co liczę, to na tę emeryturę lub rentę. Nie z zusu czy innego usa, tylko właśnie z Sanżila, chyba że to centralnie idzie, w takim razie Brukseli tysiąc. Ale to przecież jeszcze 40 lat! To znaczy tak było. Bo doszły dwa. Zaraz do tego wrócę
I właśnie dlatego tak żem wczoraj uważnie słuchała. Bo była mowa, że kobiety są wypychane z rynku pracy przez brak odpowiedniej polityki. Że jak rodzą, to potem za mało pracują. Że na starość są samotne i bez pieniędzy. Że polska bieda ma najczęściej twarz staruszki.
Myślałam o tym całą noc i przyznaję rację. Nawet do matuś od razu żem dzwoniła, by w Łapach ogłosiła wszem i wobec, że to jednak dobra rzecz, ten wydłużony wiek emerytalny. Że nie ma się czego bać, bo i tak ewentualne wnuki będzie miała za granicą, więc nie będzie musiała rezygnować z pracy, by się nimi opiekować. A im dłużej popracuje - a w formie jest nawet lepszej niż ja, wiadomo, jedzenie glukozy, laktozy i glutenu ją tak zakonserwowało - tym lepiej będzie jej, jak już ojców zabraknie, może zresztą razem będą siedzieć na dziadowszczyźnie.
A wiesz Ksenia, nawiązuje Ana, że w Belgii, jak w środę gruchnęła wiadomość, że Karol Ostrożny będzie miłościwie panował, to jednocześnie pisali o czymś innym, też bardzo ważnym? Nie wszyscy to zauważyli, świętując Karola. A tu proszę, w pałacu i sejmie chyłkiem przeszła bardzo ważna reforma. O wydłużeniu wieku emerytalnego mianowicie.
To tu też się do tego wzięli, dziwię się? W całym świecie się wzięli, potwierdza Roman. I wszędzie to tyle trwało, co w Polsce A i B, i takie krzyki, że zamach na rodzinę, religię i tradycję? Nie, Polska jak zwykle okazała się wyjątkowa. W Belgii to chyba nawet nikt się nie zająknął, że dzieje się krzywda. Chyba wszyscy rozumieją, że żyją dłużej i w lepszych warunkach, niż 50 lat temu. Spójrz sama na te tabelki: w latach 50. dożywali średnio 60-tki. A dziś - 80-tki! A będzie więcej. Nawet mężczyźni, choć to płeć schorowana.
To ile będzie wynosił ten nowy wiek emerytalny? 66 lat od 2025 r. i 67 od 2030 r. Zaraz zaraz, to do której grupy kwalifikują się 40-letni Martinowie, a do której ja? Do tej samej, śmieje się Ana. Chociaż raz razem. No a taki Iwonek i nr 2 to już chyba do 80-tki popracują, co? I setki spokojnie dożyją? Zobaczymy. Na razie tzw. media prognozują, że Karol zechce zrobić z Belgii laboratorium społeczne w stylu krajów nordyckich, dodaje Ana. Że to dopiero początek reform. Koniec z romantyzmem i liberalizmem intelektualistów, ogłosili.
Nadchodzi czas pracy i titrserwisów. Mój czas. Mojej emerytury z Sanżila.
No comments:
Post a Comment