Tuesday, 28 October 2014

(217) lalaje

Jeździ sobie człowiek rasy żeńskiej lub męskiej takim lalajem i nie wie nawet, że w czasie jazdy nie jest objęta lub -y kodeksem drogowym! Roman mi to dziś uświadomił.
Ksenia, widzę, że zdziecinniałaś pod wpływem mowy Iwonka i już lalajem suniesz po mieście, a nie tramwajem, jak Polacy z Polski A i B, lub tramem, jak Polacy z Sanżila, raduje się Ana Martin. Owszem, bo tak ładniej i milej, odpowiadam z dumą. I po naszemu, a co tam od razu ogólnoświatową gwarą będę zasuwać, skoro można po swojemu? Iwonek się nie przejmuje, to i ja nie. Mamy sekret przynajmniej; o proszę, jak nie tylko na Belgów, lecz i Francuzów przystało, gdzie bycie diskret to główna cnota. Żywa hipokryzja tak na marginesie, krzywi się Ana.
Wracając do lalajów, to Roman mi dał do myślenia. Czyli co, jadąc, jestem bezbronna w świetle i obliczu prawa? Nie, nie o to chodzi, prostuje Roman. Chodzi o to, że w Brukseli, i świecie ogółem, radni starają się wprowadzać nowe linie tramwajowe. Bo to transport eko, cichy, wieloosobowy, no a przede wszystkim nie smrodzi i nie jeździ po ulicy. A wiem, przypominam sobie: po sąsiedzku, na Ikselu, będzie za kilka lat nr 71, zamiast autobusu, co to jazda nim tylko psuje nerwy i nogi w przypadku tych, co stoją, a takich większość, w tym ja zazwyczaj. No widzisz, przytakuje Roman. 
Poczekajcie, nie tak różowo, włącza się Ana: przecież u nas na Sanżilu z kolei protesty, bo chcą wprowadzić nowe tramwaje na trasie 81 i 97, a mieszkańcy nie chcą, bo komitet się zawiązał i twierdzi, że są za długie i za ciężkie. Te fajowe, jak gąsienice, co to suną w ramach 3,4 czy 7? Tak te. No, to w tym komitecie brak chyba wózkowych, podnoszę głos, bo jakby byli, to na pewno nikt by nie przegłosował protestu: spróbuj dostać się do starego lalaju z wózkiem, szczególnie głębokim, po trzech wąskich schodkach, no spróbuj, tak bym i powiedziała. A potem protestuj! dodaję buntowniczo od siebie, pamiętając o styczniowej perspektywie rozszerzenia, i to nie Unii. 
No tak, fajniejsze to są te nowe, za to cięższe. 25 ton. I o tę wagę chodzi też w kwestii kodeksu. Bo rocznie w Brukseli dochodzi do 1500 wypadków z udziałem lalajów. W zeszłym roku - z 1500  43 to z udziałem pieszych. Którzy nie zawsze, a już na pewno nie w tych 43 przypadkach, wiedzą, że tramwaj ma absolutne pierwszeństwo. 
To potrzebne, by móc wprowadzić ideały eko bjo transportu, tłumaczy Roman. Ale ludzie o tym nie wiedzą i wchodzą sobie na tory. Auta sobie stają na przejściach i to ktoś wysiada. Często. Za często, martwią się kontrolerzy ruchu, ale nie wiedzą jak uświadomić naród belż. No i tych wszystkich, co w obcej gwarze lecą, albo swojej, jak Iwonek, wtrącam.
A tramwajowi też mają swoje za uszami, ciągnę dalej. Gnają czasami tunelami na gwałtu rety, potem przyhamują elegancko, aż ludzie upadają. I nie przeproszą za nic. Tak, też mi się zdarzyło trafić na takich domorosłych szumaherów, zgadza się Roman, cytując jakiegoś szu. Ale ogólnie fajnie się jeździ, co? Szybko, co większość cieszy. I ludzie powinni zdawać sobie sprawę, że lalaj waży swoje, te 25 ton właśnie, a jak jedzie tak, by się dusza radowała, czyli jakieś 40 km na godzinę, to potrzebuje 40 metrów, by wyhamować. I głupio, gdy tych 40 m zabraknie do przechodnia. 
Brr, wzdrygam się. 
Wyjścia nie ma, piesi muszą się przyzwyczaić. Już dziś lalaje wyjeżdżają po brukselskich komunach 11,5 miliona kilometra rocznie, a będzie więcej. Lepiej o tym pamiętać, zbliżając się do przejścia. I rozejrzeć się. Bo wattman, jak fantastycznie nazywa się tu konduktor, może być akurat na pierwszym metrze z 40. I będzie jednego za mało. A po co, sami powiedzcie.

No comments:

Post a Comment