Ach ten Dżordż...wzdycha każda z nas na Sanżilu. I każda z nas do innego Dżordża, choć Ana Martin zaklina się, że ona wcale już nie wzdycha od lat, przeszło jej, bo w jej Dżordżu zaszły wielkie zmiany i dla Any już nie było miejsca. Ani dla żadnej innej Any. Ani Any.
Mój Dżordż - to ten Klunej - jest przystojniejszy od Dżordża Any, szczególnie na starość, i nawet lepiej sie od niego nazywa, bo ten Any tak trochę z prostacka, mówiąc między nami, a mianowicie Majkel. Co znaczy Michał. A że Dżordż to podobny swojski Jurek, to razem w ogóle to się już kupy nie trzyma, bo Jerzym Michałem to co najwyżej jakiś anioł może się wołać, albo arch. Arcy czyli. Jerzy Michal to nie arcy, za to ancymonkiem się okazał niezłym, twierdzi Ana. Trudno, naturalnym biegiem rzeczy zrobił miejsce dla Romana przynajmniej, widzi jednak jakieś dobre strony urodzona optymistka Ana.
A Klunejem każdy mógłby być, bo to normalne nazwisko. Widać porządna rodzina. Co prawda nie w pisowni oryginalnej, bo ona angielska, ale w wymowie już tak. Niestety Klunejem nie jest każdy, biorąc pod uwagę przystojność. Mało kto nawet. A ten tu mężem podobno został. Podobno też na pokaz, bo on z klasy Jerzego Michała, ale co mi tam. Wystarczy, że czasami na jutjubie sobie puszczę, jak Dżordż oko puszcza reklamowe, i już lepiej.
Teraz okazało się nawet, że Dżordż przysługuje się w ten prosty sposób nie tylko mnie, ale biznesowi, na dodatek chyba ekobjo. Oto panowie, co parzą kawę w centrum tutejszej stolicy, czyli nie u nas na dzielnicy, ale całkiem niedaleko i tak, powiedzieli, że od czasów oczka Dżordża mają znacznie więcej klientów.
A co to za bzdura znowu, oburza się Roman w geście męskiej solidarności z tymi, co nie z grupy Aninego Dżordża. W czym on pomógł im niby? Plakat sobie pewnie powiesili z kolesiem z uwodzicielskim uśmieszkiem i kleintki lecą na skinienie paluszka po kawę, tak? kpi sobie bezecnie. Czy bezcennie? Bo Dżordż jest tego wart.
Roman, Ksenia ma rację, dobrze zrozumiała, włącza się Ana w geście kobiecej solidarności. Co ona winna, że świat kocha przystojnych facetów. Zaraz wytłumaczę. Chodzi o to, że Dżordż reklamuje kawę. W kapsułkach, taką, co jej nie pijemy, ale która i tak jest o niebo lepsza od belgijsko-francusko-niderlandzkiego produktu. Lury czyli. I od kiedy ludzie nakupowali od wpływem Dżordża tych specjalnych maszyn do kapsułek, z czasem zrozumieli, że nie wszystko, co brązowe, to kawa. Czasami to tylko pokolorowana woda. I zaczęli żądać. I szukać lepszego produktu. I tak to ci od nas trafili na korikę, w pisowni Ksenia - corica.
Ta palarnia kawy naprzeciwko kasyna? Tak. Pan zwany z lokalnego dialektu torrefaktorem mówi, że od kiedy Dżordż pręży i szczerzy się w reklamie, znacznie wzrosły im obroty. Tym bardziej, że są tańsi od dżordżowego produktu, czy to w konsumpcji przy tak zwanej ladzie, czy to w worku, wyniesieni do domu i wsypani do własnego ekspresu. Epjesu u nas w domu.
Oszczędności na Dżordżu są całkiem pokaźne, bo w korice porcja kawy na ekspreso, jak mówisz Ksenia, wychodzi po 20 centymów, a jak chcesz sięgnąć po Dżordża - 33. Czydzieści czy, Roman.
Te czynaście 13 - czy inne naście? nie, dobrze - to chyba na gażę aktorską dla Dżordża, wtrącam. Nie zapominajmy, że oprócz życia w reklamie i czasopismach ma on także normalne życie na ekranie i musi jakoś zarabiać na żonę, skoro już ją ma, choć na co? Nas nie oszuka, nie po Jerzym Michale, raduje się Ana.
Czyli co, Dżordż dźwignią handlu? pokpiwa sobie nadal Roman. Widać tak. No to przydał się na coś, przynajmniej palarnie kawy nie padną i nie wszędzie będzie latowo - starbukowo. Nigdy nie sądziłem, że będę za Dżordżem, podsumowuje Roman.
Widzisz, jeszcze podziękujesz mu za dobrą kawę. Jak z mlekiem, to zwaną tu ruską. Dziwnie. Połapać się trudno, wiadomo tylko, że jak po prawdziwą kawę, w tym tę wydalaną przez małpy na jakiejś wyspie na i, Indiach chyba - to do koriki. I taniej, i przyjemniej, i na Dżordża można pozezwoać. Ach, te jurki. Jurne i inne.
No comments:
Post a Comment